Strony

wtorek, 24 lutego 2015

7. Z życia Jeongguka.

/Aga ;3


 ~~~~
- Toż to kanapka! - zakrzyknął zachwycony Taehyung, wskazując na opakowanie z folii aluminiowej, porzuconej na siedzeniu. Wywołało to u wszystkich szerokie smajle. Wszystkich, oprócz mnie.
- Nie zesraj się! - krzyknąłem podwyższonym z poirytowania tonem. Zostałem porwany! Banda kretynów władowała mnie do autobusu i przypięła pasami do siedzenia. Dobre jest to, że sam nie mogłem się odpiąć. Bo podły Jimin wytrzasnął skądś jakieś pieprzone elektromagnesy i tylko on mógł zatrzymać przepływ prądu, by mnie uwolnić. Ten pojazd był dziwny. Siedzenia były ustawione pod oknami autobusu tyłem do szyb, bokiem do kierunku jazdy. Na środku było dużo miejsca. Siedziałem zaraz za kierowcą - Jinem, a reszta wariatów zrobiła sobie imprezę i tańczyła w najlepsze. Patrzyłem za okno na pola, pojedyncze drzewa, na niebie warstwami układały się szare chmury, od czasu do czasu pozwalające przebić się słońcu, nie dojrzałem żadnego zwierzęcia, nawet ptaka. Starałem nie skupiać się na tym gdzie jestem, z kim jestem, ani po co jestem tu w ogóle potrzebny, ale ta banda coraz głośniej się bawiła, coraz bardziej mnie denerwując.
- Wytrzymujesz to? - spytałem hyunga, siedzącego za kierownicą.
- Przyzwyczajenie. Nie pierwszy raz muszę kierować, gdy reszta urządza sobie bibę - przytaknąłem, mimo, że był do mnie tyłem.
- W ogóle, dokąd my jedziemy? 
- Do Osan. Mam tam starszego brata. Prowadzi salon masażu razem ze swoją narzeczoną.
- Fajnie - uśmiechnąłem się. - Coś słyszałem o tej miejscowości, to chyba nie jest wielkie miasto, co nie?
- Nie jest.
- W ogóle są tam te całe mafie? Przecież to nasz cel, prawda?
- Są dokładnie dwie. Więc tym razem tylko dwie osoby mają robotę. Prawdopodobnie będziesz to ty i Jimin. Jimin lubi tą pracę. Lubi ryzyko i pcha się pierwszy do wykonania zadania. Za dużo kryminałów się naoglądał. Może i jest dziecinny i szalony, ale to daje mu właśnie tą odwagę, której reszta nie ma. Myśli jak dziecko, które nie zna śmierci, ani niebezpieczeństwa, a w całej tej grze ma trzy życia i nie przyjmuje się tym, że mógłby stracić jedno z nich. Często zachowuje się nieodpowiedzialnie, ociera się o śmierć. Szczerze. Boję się o niego - zaimponował mi swoją wypowiedzią, ale poczułem kroplę zazdrości, spływającą po moim umyśle. - A ty? Ty musisz zaliczyć swoją pierwszą akcję. Sprawdzimy, która grupa jest mniej niebezpieczna i do niej trafisz.
- Aham...
- Widzę, że nie jesteś tym zachwycony.
- Nie! Zostałem do tego zmuszony! Nie chciałem jechać!
- Twoja mama się zgodziła.
- Bo ten kretyn nagadał jej, że jedziemy do jego rodzinnego miasta, żeby pozwiedzać. I oczywiście ten jego dar przekonywania! - skrzywiłem twarz - Nienawidzę go...
- Chyba kochasz.
- Co kurwa?! - krzyknąłem zbyt głośno, bo cała "impreza" zwróciła na mnie uwagę.
- Kookie kochanie, tego nie da się ukryć.
- Nieprawda! - krzyczałem.
- Nie? To co powiesz na to bym był z Jiminem w pokoju w hotelu?
- Wisi mi to - powiedziałem, chowając w sobie złość.
- Słyszałeś Jimin? Znów razem w pokoju! - Znów? Czy Jina i Jimina łączy coś więcej niż przyjaźń?
- Super! - krzyknął chłopak, podbiegł do kierowcy i położył mu brodę na ramieniu - Znów razem na siłownię? - Popatrzyłem się na nich z odrazą, udając, że ten wulkan we mnie wcale nie chce wybuchać.
- No pewnie! - odpowiedział mu Jin - Z tobą zawsze kotku.
- Kotku? - wychrypiałem.
- Jesteś głupi Jeongguk - wtrącił V przełykający kanapkę. - Nie widzisz, że oni robią to specjalnie? Fakt faktem, że zawsze chodzą razem na siłownię i nie wnikam co oni tam robią we dwoje, ale teraz to po prostu chcą popatrzeć, jak wybuchasz - TaeTae skończył i ugryzł znów kanapkę, reszta grupy wgapiała się we mnie, czekając na dalszy obrót zdarzeń. Zapadła cisza *świerszcze w tle*. No i co mam teraz zrobić?
- Jimin - powiedziałem, odwracając jego uwagę od najstarszego. - Odepnij mnie.
- Czemu? - spytał.
- Bo masz małego - przewróciłem oczami. - Odepnij mnie - sala wybuchła śmiechem.
- HAHA! Jimin ma małego! - krzyknął J-hope.
- J-hope, myślisz, że ty masz większego? Nie chcę cię martwić, ale nie - przygasiłem jego entuzjazm. - Za to Yoongi.. Tylko pozazdrościć! - dokończyłem, a oboje spłonęli rumieńcem.
- Że co kurwa? - Rap Monster patrzył to na mnie, to na Sugę i Hoseoka, to na Jimina, który stał cały czerwony, trochę ze złości, trochę ze wstydu.
- Pozwól Namjoon, że ci wytłumaczę - odezwał się Jin, a wszyscy na niego popatrzyli. - Na imprezie, na której dołączył do nas Kookiś, gdy ty zabawiałeś się z Jiminem na sali gimnastycznej, maknae, mający już wszystkiego dość, wpadł do pokoju, gdzie Yoongi z Hoseokiem uprawiali seks. A że młody był pijany, a do tego odkrył, że jest gejem, to położył się obok nich z zamiarem spania, jednak wciąż ich obserwował. Wiecie, szukał doświadczenia - teraz i ja się zaczerwieniłem. 
- Aha. A co z Jiminem? - spytał Nam.
- Spędził u niego wczorajszy wieczór i noc.
- Coo!? - zakrzyknęli chórem chłopaki, a V zakrztusił się kanapką, więc Suga się ogarnął i zaczął klepać go po plecach i kazał mu podnieść ręce do góry.
- Spokoojnie - uspokoił ich najstarszy. - Seksu nie było. Po prostu taka sytuacja, że się Jimin z rańca podniecił, a Jeongguk mu pomógł, a potem na odwrót.
- Ja pierdolę... Z kim ja żyję... - RM przejechał dłonią po twarzy.
- Skąd ty to wszystko wiesz hyung? - zapytał zdziwiony Taehyung. - Przecież ty spałeś na tej imprezie!
- Jestem wróżką.
- Jimin? Powiedziałeś mu? - spytałem. Chłopak otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale kierowca mu przerwał.
- Nikt mi nic nie mówił. Mówię, jestem wróżką - powiedział całkowicie poważnie.
- Tak. Jesteś wróżką. TaeTae to alien. RapMon to Święty Mikołaj, a Jimin to jego elf. A na dodatek ja jestem ciastkiem - zironizowałem i poczułem na sobie urażony wzrok Jimina, co mnie tylko rozbawiło.
- Naprawdę jesteś Mikołajem!? - V podbiegł do Namjoona i uwiesił mu się na ramieniu. - Dostanę prezent?
- Nie - odpowiedział twardo Nam i odepchnął Tae, na co ten wydął wargę.
- Jin nas stalkuje. Mówię wam - szepnął Suga.
- Tak myślisz? - odszepnął mu TaeTae, po czym powiedział głośno - Jin hyung, skoro jesteś wróżką, to powiedz mi, co robiłem zeszłej nocy?
- Spałeś - odpowiedział mu, a przerażony V wciągnął głośno powietrze.
- Ratunku! Jin jest wróżką! - różowowłosy schował się za Yoongim.
- To było do przewidzenia debilu - warknął Hoseok. - Skoro jesteś "wróżką"... - tu chłopak pokazał palcami cudzysłów - To powiedz mi co robiłem wczoraj o osiemnastej.
- No właśnie. Też mnie to ciekawi - Yoongi spojrzał podejrzliwie na swojego chłopaka.
- J-hope, to przypadkiem nie miało być tajemnicą? - zdziwił się najstarszy. - Chyba Suga zakazał ci się spotykać ze swoją byłą, co nie?
- Nie odzywaj się do mnie idioto! - krzyknął Min i uderzył chłopaka w twarz z liścia.
- Wierzysz mu?! - wykrzyknął Hope, łapiąc się za policzek i marszcząc brwi. Starszy przez chwilę się zastanawiał.
- Jin. Skoro wiesz co on robił... No to co ja robiłem dwa dni temu o 13:13.
- Byłeś na stacji metra, czekając na swoją siostrę. Miałeś odebrać ją ze szkoły i spojrzałeś na zegarek, zauważając, że jest 13:13.
- Jin jest wróżką! - pisnął V zza pleców Yoongiego. Yoongi zaś przekonany o tym, że jego hyung wszystko wie, usiadł obrażony na tyle autobusu. Gdy J-hopa nie ma w pobliżu, to Suga jest twardzielem, swag i w ogóle, a teraz zachowuje się jak mała dziewczynka. Matko... Co ta miłość z ludźmi robi..
Zauważyłem, że RapMon stoi, patrząc nieobecnym wzrokiem na Jina, a na jego policzkach widnieją wypieki.
- Namjoon hyung, co jest? - spytałem, wyrywając go z transu.
- Monsterku, spokojnie - Jin poparzył na niego w lusterku. - To, że wszystko wiem, to nie znaczy, że będę wszystko mówił. Twój sekret nie ujrzy światła dziennego - kierowca przyłożył palce do kącika ust, pokazując, że zamyka usta na kłódkę. Nagle wszyscy spojrzeli na lidera z podejrzanymi uśmieszkami. - Nie męczcie go i tak wam nie powie.
- Jimin! Odepnij mnie w końcu! - krzyknąłem.
- A po co? - spytał.
- Bo mi tyłek zdrętwiał od siedzenia! Odpinaj! - Jimin podszedł do mnie, schylił się za siedzenie i coś nacisnął, tym samym mnie uwalniając. Wstałem i złapałem jego twarz tak, że robił dzióbek. - Co cię łączy z Jinem? - chłopak zrobił zeza, chcąc popatrzeć na moją rękę i zaczął ruszać ustami, przez co wyglądał jak ryba. Rozczulił mnie ten widok. Taki suodki.
- Ty kretynie - zaśmiałem się. W tym momencie autobus gwałtownie wpadł w poślizg. Rzuciło nami. Widziałem panikę w oczach Jimina. Przedmioty przelatywały mi przed oczami, uderzając o mnie. Ktoś wpadł na mnie, przyprawiając o ból głowy. Pojazd zaczął się niebezpiecznie przechylać, aż w końcu przewrócił się, a wszyscy zgodnie z prawem grawitacji polecieli na prawą szybę. Poczułem ból przeszywający najpierw głowę, a potem całe ciało. Potem...
Potem była już tylko ciemność...

~~~~

Słyszałem... Słyszałem głosy. Ale nic więcej. Nic nie czułem, jakbym znajdował się w próżni, gdzieś w przestrzeni, bez żadnych sił na mnie działających, z tą różnicą, że słyszałem głosy... Nie potrafiłem się ruszyć... Nic powiedzieć... I wciąż widziałem tylko ciemność. Nie byłem nawet pewny czy oddycham... Lecz słyszałem głosy....
Głosy wołające moje imię. Nieznajome... Obce... Rozpływające się gdzieś w tle...
Nagłe uczucie spadania w otchłań i jasne światło. 

Ujrzałem siebie leżącego na łóżku szpitalnym, na głowie miałem bandaż, przy mnie klęczał Jimin, w białej koszulce. Jasne szpitalne światło oświetlało pomieszczenie, za oknem panowała już ciemność. Chłopak trzymał moją rękę przy swoim czole i gorzko płakał. Na jego twarzy malował się wielki ból, całe jego ciało trzęsło się od łkania. Widziałem łzy wylewające się litrami z jego oczu. Szeptał do mnie - Dlaczego? Jeonggukie... Dlaczego? - mówił, ledwo łapiąc oddech - Gdyby wypadek zdarzył kilka minut wcześniej... To ja bym tu leżał, a nie ty... - ściskał mocno moją dłoń. - Kilka minut... lub gdyby mnie tam nie było.. Nie wpadłbym na ciebie... Nie spotęgował uderzenia i nic by ci się nie stało... Gdybym cię nie wyciągał siłą, żebyś jechał lub gdybym po prostu cię nie odpiął. Nic by się nie stało - tu przerwał. Wstał, podszedł do ściany i walnął w nią pięścią - Dlaczego popełniłem tyle błędów! - krzyknął. Oparł głowę i łokieć o ścianę i walił w nią ręką. Nigdy nie widziałem u niego tak wielkiego bólu. Ale czy to się dzieje naprawdę? Przecież widzę siebie. Nieprzytomnego, na łóżku szpitalnym. Czy to możliwe, że moja dusza opuściła moje ciało? Mogę się o tym jakoś przekonać?
Może w niedalekiej przyszłości się dowiem...
Do sali weszła młoda kobieta w białym fartuchu.
- Musisz już iść do domu. Już dawno nie powinno cię tu być - powiedziała do niego, lecz Jimin tylko osunął się na kolana i dalej płakał. - I trzeba powiadomić jego rodziców.
- Nie trzeba - wychrypiał chłopak. - Jestem jego bratem. Ma tylko mnie, rodzice nie żyją. Poza tym nie mam gdzie iść. Nie mam pieniędzy na hotel, a mieszkamy w Seulu. Proszę cię noona. Pozwól mi przy nim zostać - kłamał jak z nut.
- No nie wiem.
- Proszę... - spojrzał na nią zaczerwienionymi oczami, teraz zauważyłem, że miał rozciętą brew i szyję. Dziewczyna popatrzyła na niego, po czym westchnęła głęboko.
- Tylko nie hałasuj, bo mamy też innych pacjentów - powiedziała i miała zamiar wyjść, ale przystanęła. - Ale nie płacz. Jeon to czuje. To może być ciężkie dla niego. Niektóre osoby w śpiączce powypadkowej potrafią opuścić swoje ciało i obserwować co się z nimi dzieje. Przynajmniej tak utrzymują po wybudzeniu się. Inne mówią, że wiedziały co się dookoła nich dzieje. Były w pełni świadome, czuły dotyk i słyszały wszystko wokół. Myślę, że jego stan nie jest poważny, więc będzie czuł twój dotyk i będzie cię słyszał. Więc rozchmurz się i pogadaj z nim - uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, wychodząc.
- Kookie, czy ty naprawdę mnie słyszysz? - spytał łagodnie, znów klękając przy moim łóżku. - Nawet jak słyszysz, to nie odpowiesz... Ale przynajmniej teraz mogę ci powiedzieć wszystko, czego bałem się powiedzieć prosto w twoje piękne, niemalże czarne oczy. Proszę, wybudź się szybko i nie próbuj mi umierać. Bo nie potrafię żyć bez ciebie. Jesteś jak narkotyk. Uzależniłeś mnie... Często w nocy nie śpię, bo tęsknię. Przytulam kołdrę i pragnę, byś to ty był przy moim boku - tu przerwał na chwilę i przytulił moją rękę. - Gdy pierwszy raz cię spotkałem, wtedy w parku, pomyślałem, że jesteś jakimś zabłąkanym, zakompleksionym nastolatkiem, który najchętniej to by poszedł się powiesić, czy coś... - uśmiechnął się. - Ale jak zobaczyłem jak boisz się mojego kota, który biedny teraz gdzieś się błąka, o ile w ogóle jeszcze żyje... No właśnie, nie zauważyłeś, że jej nie ma u mnie w domu... Uciekła. No chyba, że została porwana, ale to mało prawdopodobne. Wróciłem pewnego dnia do domu, a jej tam nie było. Szukałem jej. Owszem. Ale nie znalazłem... Chciałbym, żeby chociaż ona tutaj była. Kicia zawsze mnie pocieszała, gdy płakałem, przychodziła, łasiła się do mnie i w pewnym sensie pomagała osuszyć łzy...   - spojrzał za okno i westchnął. - Ale wracając do ciebie. Wiedziałem już wcześniej, że jestem homo. Zauważyłem to jakoś w gimnazjum, jak robiło mi się gorąco w szatni, gdy wraz z innymi chłopakami przebieraliśmy się na w-f. Gdy obserwowałem, jak spałeś, robiło mi się ciepło na sercu. Byłeś taki bezbronny, taki słodki. Cieszyłem się kontaktem z twoją skórą, gdy opatrywałem ci kostkę. Cieszyłem się tym, że mogłem nacieszyć tobą oczy - skupiał teraz oczy na mojej twarzy. - A na tej imprezie... To nie miało tak wyjść, nie tak to planowałem. Nie przewidziałem, że nie tylko ja mogę się w tobie zauroczyć. No i Taehyung był szybszy. A ja byłem zbyt pijany. To ja miałem cię wtedy całować, nie on. A jeśliby okazało się, że tego nie chciałeś, to wytłumaczyłbym się, że byłem naalkoholizowany i nie wiedziałem co robię. Taki był mój plan... - zamilkł i podszedł do okna. Otworzył je, a wiatr owiał jego ciało. Na jego nagich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Oparł się o parapet i wychylił się, zaciągając się głęboko powietrzem. Deszcz padał na jego delikatnie bladą twarz pogrążoną w cierpieniu. Łzy nadal spływały po jego policzkach, mieszając się z kroplami deszczu. Jego oczy były mocno zaciśnięte, a całe jego ciało samoistnie drgało. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, nigdy nawet nie potrafiłbym wyobrazić sobie u niego takiego cierpienia. Powoli podniósł roztrzęsioną dłoń do swojej brwi. Dotknął zaschniętej już rany, lecz mokrej od deszczu opuszkami palców. Przejechał po zmarszczonym czole, wplótł dłoń we włosy i zacisnął ją w pięść. Ujrzałem, że zacisnął mocno zęby, a jego krtań poruszyła się przy przełykaniu śliny. Jego wszystkie mięśnie napięły się i chłopak brutalnie wbił paznokcie w skórę i używając dużej siły przejechał przez pół swojej twarzy, zostawiając na niej czerwone rysy i sprawiając, że rana znów zaczęła krwawić. Otworzył oczy i wpatrywał się boleśnie w ciemność, oddychając ciężko.
- Nie spodziewałem się, że jesteś takim masochistą - rozległ się głos, na co Jimin wstrzymał oddech, jego oczy otworzyły się szerzej, a brwi powędrowały w górę. W pokoju zjawił się Jin, czym nie byłem zachwycony, ale liczyłem, że chociaż on pocieszy Jimina. Po chwili młodszy ogarnął się i próbował zetrzeć krew z twarzy, lecz tylko ją rozmazał, przez co wyglądał jeszcze gorzej.
- Zostaw to - Jin podszedł do niego z nawilżoną chusteczką, obrócił go do siebie i delikatnie wytarł mu twarz.
- Pielęgniarka pozwoliła ci zostać przy Namjoonie? - spytał Jimin.
- Tak.
- Co jej powiedziałeś?
- Że to mój brat i że nie mam pieniędzy na nocleg. Ona popatrzyła na mnie jakoś dziwnie, a potem pokręciła głową i wyszła. Nie bardzo rozumiałem jej reakcję - Jimin zacisnął usta i kiwał głową.
- To dlatego, że powiedziałem jej to samo.
- Serio? - chłopak w odpowiedzi znów pokiwał głową, a Jin uśmiechnął się do niego. - Synchronizujemy się.
- Jak się czuje Nam?
- Jest na lekach przeciwbólowych. Zrobili mu prześwietlenie. Ma złamany obojczyk. Teraz poszedł spać, więc wpadłem do ciebie, bo coś czułem, że z tobą nie jest za dobrze. I nie myliłem się - Jimin popatrzył na moje ciało i łzy znów popłynęły mu z oczu. Na ten widok starszy posmutniał i przytulił młodszego. Jimin wtulił się w jego szyję, a Jin głaskał go po głowie. Jestem zazdrosny! Idź sobie! Już nie chcę cię tutaj! Widok łapiący za serce...
-Jiminnie, spokojnie już... Csii - uspokajał go jak dziecko. - Jestem przy tobie - powiedział i pocałował go w czoło, lecz na tym nie poprzestał. Schodził drobnymi pocałunkami niżej. Wyjazd mi stąd! Pożałujesz tego! Tylko się obudzę! Pocałował go w nos, po czym jego usta zaczęły zbliżać się do warg Jimina.
-Nie - zaprotestował chłopak i odwrócił głowę, przez co starszy lekko musnął jego policzek - Jin. Nie - powiedział, nie patrząc na niego, zaczął szybciej oddychać. Wyrwał się z objęć hyunga, wyminął go i wybiegł z pokoju. Starszy stał w bezruchu, wpatrując się smutno w podłogę. Miałem wrażenie, że zaraz się popłacze. Złapał się za ramię, potarł je, po czym spojrzał na otwarte okno i je zamknął. Usiadł przy moim łóżku.
- Jungkook - powiedział do mnie. - Dlaczego zabierasz mi Jimina? Dlaczego mi to robisz!? Nienawidzę cię, rozumiesz!? Nienawidzę! - wbił paznokcie w mój nadgarstek. - Miałem go tylko dla siebie, ale musiałeś pojawić się ty! I teraz on kocha ciebie zamiast mnie, ale to się zmieni. Zobaczysz. Ja tego dopilnuję - zagroził i poszedł w ślady młodszego. Ja nie mogłem opuścić pokoju, jakaś nieokreślona siła nie pozwalała mi na to. Zacząłem jedynie się martwić i oczekiwać powrotu Jimina.

~~~~

Dochodziła północ.Chłopak nie wracał już od dobrych dwóch godzin. Zaczynałem się martwić, tym bardziej, że Jin pobiegł za nim. Nurtowało mnie także pytanie, czy to co widzę, to jest prawda, czy może tylko sen?
Zbliżyłem się do swojego ciała. Na moim nadgarstku były czerwone ślady po paznokciach najstarszego. Twarz miałem spokojną, lecz smutną. Zauważyłem, że nie mam na sobie ciuchów sprzed wypadku, lecz... piżamę, moją własną. "Czyżby Jimin mnie przebrał?" przeszło mi przez myśl, ale szybko odrzuciłem ten wariant, przecież to szpital. Na pewno przebrała mnie pielęgniarka.
O wilku mowa, kobieta właśnie weszła do sali i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nikogo (prócz mnie, ale ze mną se nie pogada) nie zastała.
- Nie ma go? - spytała sama siebie, podeszła do mnie i usiadła na łóżku. - Śliczny jesteś - uśmiechnęła się. - Ale coś mi się wydaje, że ten chłopak nie jest twoim bratem, prawda? Więzy krwi was na pewno nie łączą. Mogę się mylić, ale to mi wygląda na coś więcej niż przyjaźń. Mylę się? - spytała, po czym westchnęła. - Eh. I tak mi nie odpowiesz. Pójdę poszukać twojego hyunga - wstała i wyszła, znów zostawiając mnie samego wśród tysiąca pytań i miliona myśli...

~~~~

Drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wparowała pielęgniarka, ciągnąca Jimina za rękę. "Wrzuciła" go do pokoju i zamknęła cicho drzwi.
- Czy ciebie do reszty pojebało człowieku?! - krzyczała półgłosem, przyciskając sobie wskazujący palec do czoła. - To jest szpital, a nie burdel! A do tego jest trzecia w nocy! Powinnam teraz was obu wywalić z budynku i już więcej nie wpuszczać! - machała rękami w złości. - Co wy sobie durnie my.. - zatrzymała się zszokowana - Hę? - Jimin zamykał niższą od siebie dziewczynę w ciepłym uścisku. No właśnie "Hę?" pojawiło się i w mojej głowie.
- Dziękuję - szeptał. - Uratowałaś mnie.
- Że co? - zdziwiona zmarszczyła brwi. Jimin złapał ją za ramiona i odsunął od siebie.
- Uratowałaś mnie - powtórzył. - Nie wiem co odbiło dzisiaj Jinowi, ale on się do mnie dobierał, ja tego nie chciałem, ja kocham jego - Tu popatrzył na mnie ciepłym wzrokiem, uśmiechając się lekko. Ta super. ALE CO ZASZŁO MIĘDZY NIM I JINEM?! Chciałbym teraz wejść w swoje ciało, wstać i zacząć szarpać Jimina, po czym iść i stłuc najstarszego tak, żeby trafił na ostry dyżur. Pomińmy fakt, że jesteśmy w szpitalu.. Pomińmy...
- Tak też myślałam. A teraz lepiej połóż się już spać. Chyba już dość wrażeń na dziś - tu zbliżyła się trochę do niego i z uśmieszkiem powiedziała - Jak się zmieścisz, możesz spać z nim - po czym skierowała się w stronę drzwi.
- Noona? - zatrzymał ją chłopak.
- Przestań z tą nooną, czuję się staro. Mów mi JiJi.
- Ok JiJi. Jestem Jimin. I... dziękuję.
- Proszę - puściła mu buziaczka i wyszła. Hyung zadowolony wlazł mi do łóżka i mocno przytulił, po chwili już słodko pochrapywał.

~~~~

niedziela, 22 lutego 2015

Who We Are~

Czujem się smutna bo nikt nie komentuje :c 
Ktuś jeszcze czyta? 
Plosiem chociaż o hejty :c
~~~~



Czy mogę oczyścić swoje sumienie
jeśli jestem inny od reszty ,
Czy muszę biec i ukrywać się?
Nigdy nie mówiłem, że tego chcę
To brzemię przyszło do mnie
i jest skończone, zadomowiło się we mnie. 


Sanguis corde mea,
Pars of my soul,
Hodie dabit te mortem
Giveaway!
Sanguis corde mea,
Pars of my soul.
Et dabo vobis, amice,
Giveaway! Utinam habes!
Krew serca mego
Duszy mojej część,
Oddam dzisiaj panu śmierci, 
Oddam! 
Krew serca mego
Duszy mojej część. 
Oddam Tobie mój przyjacielu, 
Oddam! By Cię mieć!


☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Od paru godzin Viv siedziała w jednej z sal szpitalnych w "piwnicy", czyli takiej ich niby bazie. Wszyscy byli podenerwowani i smutni, lekarze dużo nie pomogli, wyjęli naboje z ciała Nivis, lecz więcej nie byli w stanie zrobić.
Viv mówiła jakimś niezrozumiałym dla nas językiem. Gdy myśleliśmy, że to będzie już koniec, krzyknęła na całe gardło i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Z całej siły przywaliła pięścią w ścianę na korytarzu i z płaczem osunęła się na kolana. Położyłem jej dłoń na ramieniu, ale ją odtrąciła. Zła wróciła do sali i stanęła nad ciałem dziewczyny.
- Nie umieraj. NIE UMRZESZ! Myślisz, że możesz być na tyle egoistyczna, żeby sobie odpuścić? Żeby odejść? Myślisz, że po tym wszystkim możesz sobie tak po prostu umrzeć? Żałosne. Nie pozwolę ci umrzeć, rozumiesz? No dalej, śpiąca królewno, przestań mnie karać i obudź się. Jestem gotowa z tobą walczyć, jeśli zdecydujesz się umrzeć, więc do kurwy nędzy żyj!
- Ależ ty jesteś uparta, nawet umrzeć człowiekowi nie dasz- wychrypiała ledwo Nivis, patrząc z bólem w oczach na dziewczynę- ale jednak ci zależy.
- Jeb się- odpowiedziała tylko kucając przy łóżku, po jej policzkach płynęły nowe łzy.
Zaśmiałem się pod nosem, przyglądając się nastolatką. Chwilę później czułem dłonie obejmujące mnie od tyłu i głowę na swoim ramieniu.
- Musimy pogadać- powiedział delikatnie, by nie psuć zbytnio humorów, chociaż każdy wiedział, że to będzie coś poważnego- już na nas polują. A właściwie na Viv i Kooka- westchnął Monster, nie odsuwając się ani o milimetr.
- Co dlaczego?- zdziwiłem się.
- Jeden z gości, którzy was zaatakowali uciekł, zapewne przeniósł się do bazy głównej i zdał relacje. Że Viv jest Szepczącą i że zrobi wszystko, by w razie czego cię uratować.
- Ale się mylą- powiedziała pewnie choć słabo Niv- nie jest Szepczącą, ona jest Zesłaną, jest wcieleniem Abbadona. Wszystko się ze sobą łączy, cała jej historia i to, że zna pierwotne języki..
- Stop!- krzyknąłem, bo tak samo jak przyjaciółka, nie wiedziałem o co im chodzi- wytłumaczycie o co chodzi? Bo my nie jesteśmy wtajemniczeni.
- No dobra, siadajcie, to będzie długa historia- powiedział Namjoon zajmując miejsce przy łóżku, gdy usiedliśmy, zaczął- istnieje czwórka bogów: Aeteus- wieczny, nieśmiertelny bóg zmian. Hachiman- bóg wojny, Amenominakanushi- bóg początku oraz Susanoo czyli bóg wiatru.
Bogowie zesłali szóstkę swoich potomków z darami adekwatnymi do miłości, jaką obdarzyli ludzi. "Anioły" miały za zadanie kontrolować oraz pomagać naszej rasie, dzięki nim nasze życie miało być lepsze, a między nami miała panować zgoda. Jednak pierwszy z zesłanych- Votum, zauważył cechy, które mogły doprowadzić do zniszczenia wszystkiego.
Ludzie w swej chytrej oraz egoistycznej naturze pragnęli, by dary były tylko ich.
Zesłano więc dwoje "Ciemnych Aniołów", by ci wprowadzili w to życie więcej strachu, niepewności oraz bólu. Między nimi a "Jasnymi" trwała wieczna wojna. Młodsze Anioły wprowadziły śmierć, chciwość, egoizm i tym podobne. Czyli wszystkie znienawidzone przez starszych cechy. By pozbyć się ich, dali oni ludziom: uczciwość, współczucie, wyrozumiałość, dobroć, cierpliwość, uprzejmość, lojalność.
Jednak nie doprowadziły one do zniszczenia.
Wręcz przeciwnie.
Połączyły się tworząc coś, czego nawet bogowie zaczęli się bać. Po setkach lat nawet Anioły zapomniały o swoich obowiązkach, stali się zbyt ludzcy. Ojcowie więc wysłali Decidę, by ta zabiła Anioły i kazała im powstać na nowo w ludziach tego godnych. Przez tysiące lat odrodziła się tylko Otylia, wojowniczka.
Bogowie stworzyli więc Słuchaczy, do których mogli przemawiać oraz Szepczących, którzy potrafili kontrolować wolę ludzką. Jednak stali się oni zabójczą bronią w dłoniach nieodpowiednich osób. Pierwsze świadome narodzenie Aniołów miało miejsce osiemset lat temu, ukryli oni wszystkie dary i postanowili, by wraz z następnym narodzeniem świadomość swojego pochodzenia umarła.
Rodzić mieli się z cechami boskimi, jednak świadomość tego, kim są, miała nadejść z czasem.
Nie byli tacy jak podczas zesłania, więc nazwali się "wcieleniami Aniołów". Wydaje nam się, że Viv jest wcieleniem Abbadon czyli Anioła Zniszczenia, zesłanego jako siódmego ze strasznymi darami.
- Zgubiłem się- popatrzyłem na Vivimorte, a ona na mnie, szaleńcy, stwierdziliśmy między sobą.
- Nie wierzycie nam- westchnęła Nivis, siadając na łóżku- więc patrzcie- jej skóra stała się blada, a między splecionymi dłońmi pojawiło się niebieskie światło w postaci delikatnego płomienia. Turkusowe włosy latały wkoło niej, a oczy całe zaszły błękitem.
Nie mogłem odwrócić od tego spojrzenia, paraliżowało mnie, ból roznosił się w całym moim ciele. Jednak Viv patrzyła na to z błyskiem w oku, z fascynacją. Gdy wszystko się skończyło, a nastolatka wróciła do swojej postaci upadłem na ziemie.
- Co to było?!- krzyknąłem pełnym bólu głosem.
- Jestem darem Votum, jestem obietnicą.
- Musicie uciekać!- V wpadł do pomieszczenia zdyszany- są blisko!
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Jin prowadził auto, do którego parę minut wcześniej brutalnie mnie wepchnięto, gdy protestowałem. Rozdzielono nas. Monster podzielił nas na dwie "drużyny".
Jechali ze mną Nivis, V oraz J-hope. Z tego, co udało mi się dowiedzieć ten ostatni był drugim darem Votum, czyli nadzieją. Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Co w tym fajnego? No ludzie.
Czy ja kiedykolwiek prosiłem o bycie jakimś wtajemniczonym?
Nie!
Dobrze mi byłoby bez tego całego gówna, które teraz próbuje zrozumieć. Dlaczego Viv jest Zesłaną? Dlaczego Niv jest darem?
Dlaczego Monster jest Słuchaczem?
Dlaczego mi to powiedzieli?
Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
Ugh.
- Nivis, dlaczego jesteś "Darem"? - zapytałem, wciąż obrażony na świat.
- Nie wiem, kilka dni po moim urodzeniu zachorowałam. Rodzice modlili się do bogów bym przeżyła. Ojciec obiecał oddać się do służy bożej bym żyła więc możliwe że dlatego.
- Jakiej służby?
- Każdy z bogów ma w Podziemiu swoją świątynie w której służą uczeni w wierze śmiertelnicy.
- Co to Podziemie i " uczeni w wierze śmiertelnicy?"- chyba ją denerwowałem po potarła się palcami po skroni i westchnęła głośno.
- Podziemie jest to miejsce gdzie mieszka większość wtajemniczonych, ciągnie się pod większością miast we wszystkich państwach jednak u nas jest największe. Uczeni w wierze to tacy jak chociażby obecny tu V czy Jin którzy starają się poznać wszystko z ksiąg i źródeł do których mamy dostęp. Chcą poznać czemu tacy jak ja czy Monster zostali stworzeni, czemu Anioły musiały odejść. Poszukują ich wcieleń i starają się uczyć tego co najważniejsze. Zostali wychowani w rodzinie która od wieków należy do rodzin wtajemniczonych.
- Ja... wciąż nic nie ogarniam- stwierdziłem i przymknąłem oczy.
- My- szukamy takich jak Nivis żeby ich uczyć o ich mocy, zagłębiamy się w historii. Podziemie- miejsce w którym możemy się schronić. Tak właśnie jedziemy- odpowiedział mi cierpliwie V i podał małą książeczkę ze smokiem na okładce- to nasz znak. Wtajemniczonych, teraz też twój. Ja będę twoim opiekunem, mam cie wszystkiego nauczyć i pomóc przystosować się do tego światu- uśmiechnął się do mnie i poczochrał po włosach z przedniego siedzenia- a teraz idź spać bo jeszcze długa droga.
Uspokoił mnie trochę.
Trochę.
Po co mi opiekun?!
W każdym razie posłuchałem i grzecznie postarałem się zasnąć.

Gdy było już ciemno postanowili mnie obudzić. Staliśmy przed wejściem do jakiejś piwnicy a oprócz naszego stał tam też samochód Monstera. Uśmiechnąłem się do niego i Viv stojących pod wejściem a oni odpowiedzieli tym samym. Wyszedłem z samochodu i od razu przywitałem się z zimną ziemią, co inni skomentowali tylko głośnym śmiechem i pomogli mi wstać.
- Niezdara- skwitował V i po raz kolejny poczochrał mnie po włosach. Co on ma taki odruch? Wszyscy podeszli do drzwi a Hope trzy razy w nie zapukał. Ze środka wyjrzał jakiś mężczyzna w średnim wieku.
- Znak- wysapał niskim, donośnym i chrapliwym głosem.
- Tato to my- westchnął Jin.
- Znak.
Jin przewrócił oczami i podciągnął rękaw by tatuaż z smokiem (takim jak na księdze) był widoczny. Mężczyzna puścił nas przez próg. Gdy tylko drzwi się zamknęły do moich nozdrzy wkradł się zapach wilgoci, a zimno delikatnie szczypało policzki. Szliśmy ciemnymi korytarzami, czasem skręcaliśmy na rozwidleniu. 
Po baaaardzo długim (przynajmniej dla mnie) czasie weszliśmy wielkimi czarnymi drzwiami do pomieszczenia. 
Ściany były pokryte ciemnoszarą cegłą, wisiała na nich gdzie nie gdzie biała broń, a podłoga została wyłożona kamieniami. Sufit zrobiony był na planie dmuchawca- od podłogi aż po sklepienie stały kolumny od których wychodziły dziesiątki "ramion" jakby podtrzymujących całość. 
Gdy tylko tam weszliśmy wrzawy rozmów i kłótni ucichły. Wszyscy się nam przyglądali, a dokładniej mi i Viv. Moją uwagę przykuł człowiek siedzący na wielkim "tronie" na samym końcu sali. Posiadał smukłą, dobrze umięśnioną sylwetkę, na której idealnie leżało jego odzienie. Ubrany w białą, lekko marszczoną koszulę, zapiętą aż po szyje. Spodnie miał koloru granatowego, z daleka jednak przypominające czerń. 
Z jego rys można było wyczytać surowość oraz odwagę, jednak oczy patrzyły na wszystko spokojnie i rozważnie. Kruczoczarne włosy z kilkoma siwymi pasami miał związane luźno za plecami. 
Sprawiał wrażenie króla, idealnie pasującego do reszty. 
W pomieszczeniu było mało kobiet, a wszystkie które już były, były młode i ubrane w czarne suknie. Wyglądali jak wyjęci z wiktoriańskiego obrazu i wstawieni do innego świata. 
Mężczyźni byli umięśnieni i choć ich twarze się śmiały, to oczy były wciąż uważne. U boku nosili broń palną oraz sztylety.
Nikt się nie odezwał, wszyscy tylko zabijali mnie spojrzeniem. Nieme stwierdzenia krążyły w powietrzu, a ja się nimi dławiłem. 

Nie pasuję tu. 
Oh prawda. 
Nie jest jednym z nas. 
Zdaję sobie z tego sprawę.
Nie wiem, co to prawdziwe życie. 
Kurwa mam tylko piętnaście lat!
Nie znamy go. 
Ja was też nie. 
To obcy. 
Trafiony zatopiony. 
Namjoon złapał mnie pewnie za rękę i zaczął prowadzić po pomieszczeniu. Głowę miał uniesioną wysoko, emanowała od niego energia oraz odwaga. 
A ja? 
Szedłem za nim ze spuszczonym spojrzeniem. 
Niepewnie.
W strachu. 

Nagle zza tronu wyszła dziewczyna, młoda, chyba w moim wieku. 
Miała białe włosy i delikatny uśmiech na twarzy. Na połowie tejże twarzy widniał tatuaż. Mocno konturowane oczy patrzyły inteligentnie na świat. Jako jedyna z kobiet nie miała na sobie sukni. Była ubrana raczej sportowo. 
Czarny stanik sportowy i tego też koloru spodnie do kolan, odsłaniały jej brzuch z widocznymi mięśniami oraz kolejną dawką tatuaży. Na jedną rękę, od łokcia do kciuka miała założony materiałowy ochraniacz. A za plecami miała przymocowane dwie katany. 
Gdy nas zobaczyła zamarła. 
A Monster zaczął iść w jej stronę. 
Gdy stali już koło siebie stwierdziłem, że są bardzo podobni. Jednak ona posiadała nienaturalnie błękitne oczy, które teraz patrzyły na mnie dziwnie. 
- Siostro- szepnął białowłosy, a ona się w niego wtuliła.
Mówiłem, że są podobni?! 
Mówiłem. 
Miałem racje.
Nie wiem dlaczego, ale gdy na mnie spojrzała widziałem strach. 
Dlaczego? 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Okazało się, że mężczyzna zasiadający na tronie był ich przywódcą i ojcem Namjoona i Estel, czyli widzącej czy coś tam. 
- Przypomnij mi na czym polegają te wasze "Dary"- spojrzałem na niego leżąc na łóżku. 
- Ja słyszę, a Es widzi- odpowiedział, przebierając się.
- Co?- spytałem, siadając- co słyszysz, a ona widzi? 
- Wszystko. 
- Ugh - jęknąłem i znów rzuciłem na łóżko. - żeś mi ułatwił. 
- Nie przejmuj się tym- powiedział, kładąc się przy mnie, przysunąłem się trochę do niego, tak, że nasze usta dzieliły tylko milimetry- musimy iść spać- szepnął patrząc na mnie. 
- Zaraz- odpowiedziałem równie cicho i wpiłem w jego wargi. 
Łaknął mnie, widziałem to, był spragniony tak samo jak ja. Może nawet bardziej?
Całkowicie zatraciłem świadomość wszystkiego co mnie otacza. Było tylko teraz, tylko tu, tylko on. Tylko na nim skupiałem swoją uwagę, na jego słodkim zapachu, nieokreślonym i bogatym. Na ustach i języku, które prowadziły zaciętą walkę z moimi. Na ciepłym ciele, uwodzicielskim i silnym, które otaczało mnie i brało w niewolę.
Jaką cudną niewolę. 

Nawet nie pomyślałem o tym by mu się oprzeć, do reszty mu uległem. Oplotłem go nogami, przysunąłem się jak najbliżej było to jeszcze możliwe. Jego palce wplątały się w moje włosy, odchylił mi głowę do tyłu, by mieć dostęp do mojej szyi. Błądziłem dłońmi po jego nagim torsie, wyczuwałem każdy wzgórek jego mięśni, każde blizny. Wszystko. 
Nagle jednak przestał i odsunął się ode mnie. Popatrzyłem zdezorientowany, położył mi dłoń na policzku i uśmiechnął się smutno. 
- Na razie na tym powinniśmy przestać- powiedział tylko i pocałował mnie w czoło. Wydymałem policzki i obróciłem się do niego plecami- oj księżniczko nie obrażaj się malutka. 
- Nie jestem księżniczką. Nie jestem kobietą. Jeśli taką wolisz to mogę sobie pójść. 
- Oj odpuść- powiedział, tuląc się do mnie- gdybym chciał jakąś dziwkę z cyckami, to już dawno bym ją miał. Ja chce Ciebie. 
- Pfy- odpowiedziałem tylko, ale obróciłem się w jego stronę i przytuliłem. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Gdy spałem, usłyszałem nad sobą jakiś szept. Chociaż kojarzyłem głos, nie mogłem się zorientować do kogo on należał. 
- Każdy chce rządzić światem. Nie każdy może. Królowie, potwory, bohaterzy odchodzą w zapomnienie! Ty. Ty możesz wszystko zmienić, to tobie pisany jest wszelaki tron. To twoje życie, twoja droga. Nie ma już odwrotu. Musisz nas poprowadzić. Jest takie miejsce, gdzie nic cię nie znajdzie, gdzie światło cie nie zabije. Nic nie trwa wiecznie. Gdy mury runą, zagrzmi jak piorun tysiąc głosów, a każde będzie krzyczeć "król". Gdy łańcuchy pękną. Będę tuż za tobą. 
Głos cichł aż odszedł, a mój sen powrócił. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Przez wszechobecną ciszę przedzierały się tylko dwa ściszone głosy. Uchyliłem powiekę i uderzyło mnie światło. O dziwo prawdziwe, słoneczne światło. Ale przecież byliśmy pod ziemią, nie?
Teraz mi się przypomniało, że gdy szliśmy do kwatery Namjoona, było dużo schodów, bardzo dużo schodów. Gdy mój wzrok się wyostrzył, zobaczyłem dwie ciemne sylwetki, które niedługo potem zmieniły się w Kima i jego ojca. Obaj byli wkurzeni i odpowiadali sobie ze złością. 

- Hej, możecie przestać roztaczać taką morderczą aurę? Próbuje spać- powiedziałem nonszalancko, opierając się o materac jedną ręką. 
-Przespaliście się?- spytał najstarszy i popatrzył na mnie gniewnie. Uniosłem niewinnie ręce, patrząc na mężczyznę. 
- Jestem dziewicą!- odpowiedziałem i wstałem. Gdy go mijałem złapał mnie za rękę i pochylił. 
- Es twierdzi, że jesteś niebezpieczny, ale jesteś tylko dzieckiem. Więc jeśli nie nauczysz się jak powinno się walczyć, nikt cię nie obroni- puścił mnie i pchnął w stronę Monstera. 
- A twoim obowiązkiem jest go nauczyć! 
Wyszedł trzaskając drzwiami i pozostawiając mnie w szoku. Co to kurwa miało być? 
- Em. On mnie chyba nie lubi- burknąłem patrząc na partnera(?) 
- On niewiele osób lubi- odpowiedział mi i oplótł mnie swoimi ramionami. 
Tak ciepło.
-Powinniśmy iść na śniadanie... czy coś- szepnąłem, gdy oparł głowę o moje ramie. 
-Zaraz- powiedział równie cicho i złożył mi na policzku buziaka. 
Poczułem jak się rumienie. 


Mięśnie paliły mnie już od wysiłku, a po plecach i torsie spływał mi pot. Nie pozwoli mi zwolnić tempa. 
- Czy kolor włosów twoich i Es jest naturalny?- spytałem, a chwile później z bólem zostałem przygwożdżony do podłogi. Przyjąłem na siebie impet uderzenia, które wybiło mi całe powietrze z płuc. Usiadł na mnie okrakiem i wymierzał kolejny cios jednak nie trafił mnie w twarz, jego pięść wylądowała koło mojej głowy. 
- Kookie skup się w końcu- warknął Namjoon  i wstał ze mnie- uderz mnie!
Wycelowałem cios w jego brzuch jednak go sparował, gdy spróbowałem kopnąć podciął mnie i znów wylądowałem na ziemi pod nim. 
- Kookie szuka wprawy?- zaśmiał się V, opierając o barierkę, spiorunowałem go spojrzeniem, jednak tylko się uśmiechnął - ale ta pozycja chyba lepsza by była w łóżku, nie sądzisz? 
Korzystając z tego, że uwaga przeciwnika była odwrócona, wymierzyłem cios prosto w jego wargę na której pojawiło się rozcięcie. Głowa poleciała mu w bok, a podłogę przyozdobiła krew. Wyciągnąłem ręce i chwyciłem go za kark, zwalając tym samym z siebie. Wylądowałem na nim i znów przywaliłem kłykciami w usta. Więcej krwi, jednak teraz spływała mu dość mocnym strumieniem po brodzie. Drapałem go bezlitośnie po szyi zostawiając wiele rozcięć.
- Argh!- wycharczał i zwalił mnie z siebie, mocno przywalając w brzuch. Poczułem w buzi śniadanie. Spazmatycznie łapałem powietrze w oczekiwaniu na kolejny cios. Który jednak nie nadszedł.
Ciepłe ręce otoczyły moje ciało od tyłu i przysunęły do jeszcze twardszego ciała- starczy kotku- zaśmiał się i otarł krew, która wypływała mi z nosa. 
- Nie ma to jak słodcy zakochani, którzy nawalają się brudząc wszystko krwią- skwitowała uśmiechnięta Niv, podchodząc do ringu- To teraz ja sobie powalczę, Tae skarbie, przyłączysz się?- spytała słodko się uśmiechając, zbyt słodko. 
- Nie sory, nie jestem samobójcą- odsunął się najdalej, jak to było możliwe i począł sobie gwizdać. 
- Viv na ring- krzyknął Monster- sorki Niv, ale muszę ich trochę pouczyć- dziewczyna w odpowiedzi wytknęła mu język i poszła pobiegać na bieżni. 
- Stać!- krzyknął mężczyzna, (który mnie nie lubił) stając na środku- Namjoon, Nivis, Jeon, Vivimorte, V, Jin i J-hope macie się zająć grupą, która wtargnęła do jednego z naszych punktów obserwacyjnych. 
- Nie są gotowi- zaprotestowała szybko Niv, stając przed nim. 
- Es pojedzie z wami. Macie dziesięć minut. 
Większość warknęła na niego, ale nikt więcej nie protestował. Gdy się przebraliśmy i przygotowaliśmy broń poszliśmy do "garażu", skąd zabraliśmy czarnego Nissana i pojechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Przerażająca cisza wisząca w powietrzu była tak gęsta, że prawie się nią dławiłem. Dojechaliśmy na miejsce i stanęliśmy w równym rzędzie. Cicho. Ludzie kombinujący coś przy wejściu do kryjówki nawet nas nie zauważyli. 
- Panowie- powiedziała Nivis stojąca po środku- muszę wam powiedzieć, że dalej niestety nie przejdziecie- podrzuciła łom w swojej ręce, jakby był z papieru i z spokojem na twarzy rzuciła w jednego z nich. Metalowe narzędzie przebiło czaszkę mężczyzny na wylot, nawet nie zdążył zawyć z bólu. Wszystkich ogarnęło przerażenie. Niektórzy zaczęli uciekać, inni od razu bez namysłu atakowali. Wyciągnąłem pistolet i starałem się zestrzelić tych, którzy uciekli. 
Bez trudu ich trafiałem. 
Może nie radzę sobie w walce wręcz tak dobrze jak Namjoon, ale mam celne oko. Popatrzyłem w stronę Viv, podskoczyła właśnie do góry, przychylając
się do tyłu i wtedy stając na rękach, kopnęła mężczyznę w twarz. Odskoczyła i odwróciła szybko głowę. Skinęła mi głową i pobiegła dalej. 
Monster wskoczył na plecy jednego z przeciwników, zamachnął się i walną go kolanem prosto w twarz nieźle ją masakrując. Jego rywal zgiął się w pół z bólu i upadł nieprzytomny. 
Nivis czyściła sobie właśnie paznokcie siedząc na dwóch gościach. 
Skończyliśmy. 
Wszyscy byli albo martwi albo nieprzytomni. 
- Masz cela- powiedział Jin, wkładając nóż do pochwy przy bucie- ani razu nie spudłowałeś. 
- Dz.. dzięki- jęknąłem i popatrzyłem w stronę zakrwawionej twarzy Tae. No normalne to nie było! Miał cholernie szeroki uśmiech, chociaż właśnie zarżnął gardło jakiemuś facetowi, no ludzie! Wytarł sztylet o nogawkę i również schował. 
J-hope kończył łamać kark jakiejś kobiecie i również do nas dołączył. 
Brakowało tylko Es. 
Chyba nie tylko ja zauważyłem jej brak, bo wszyscy rozglądali się dookoła. Nigdzie nie mogłem jej zauważyć. Aż zobaczyłem ruch gdzieś przy linii drzew. 
Jakiś mężczyzna unosił ją za kark w górę. 
- TAM!- krzyknąłem wskazując na nich. Wszyscy się przyjrzeli i po czasie zobaczyli, załadowałem pistolet i chciałem strzelić ale J-hope złapał mnie za dłoń. 
- To daleko, jeśli spudłujesz trafisz ją. 
- Ja nie pudłuję- odpowiedziałem tylko i wymierzyłem cel. Wydobył się huk, a facet upadł na ziemię. Wszyscy podbiegliśmy, ale z bólem zauważyłem, że on wciąż żyje. 
- Uciekajcie to pułapka!- krzyknęła Es, a mężczyzna złapał ją i rzucił nią o drzewo. 
- Witaj Jeongguk, nie wiesz jak długo cię szukałem- wychrypiał, a wszyscy spojrzeli na mnie. Głośno przełknąłem ślinę. Ja? Dlaczego ja? Co ja mu zrobiłem?- przejdziemy do historii. Będą nas pamiętać na wieki.  Gdy mury runą, zagrzmi jak piorun tysiąc głosów, a każde będzie krzyczeć "król"- słyszałem to przez sen! Ale skąd on? 
Nagle upadł na kolana i pochylił głowę. 
Co tu się kurwa dzieje? 
- K..kim ty jesteś?- jęknąłem wystraszony i robiłem kroki w tył, jednak napotkałem coś twardego. Gdy się odwróciłem zobaczyłem mężczyznę w czarnym kapturze, który krył jego twarz. On również upadł przede mną na kolana. Z każdych stron nadeszli ludzie w czarnych i granatowych kapturach. Wszyscy pali na kona. 
- Kookie? Co tu się kurwa dzieje?- spytał Namjoon, patrząc na mnie przerażony. 
- Ja nie wiem- odpowiedziałem. Przeleciałem spojrzeniem po nich wszystkich. Nic już nie rozumiałem. 
Nagle zawsze spokojny Jin wyrwał z mojej ręki pistolet i wymierzył w mężczyznę, który pokłonił się jako drugi. W jego oczach widziałem nieopisany ból. Cierpiał, nie przez rany jakie odniósł podczas walki. 
- Jesteś chujem!- krzyknął, a jego głos drgał- największym dupkiem jakiego znam. 
- Tak- odpowiedział bez ogródek, lekko się unosząc. 
- Jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało!- w jego oczach pojawiły się łzy- zostawiłeś mnie. 
- Byłeś jeszcze dzieckiem..
- Cholernie głupim i zakochanym dzieckiem! 
- Nie chciałem cię więcej ranić.
- Czym mnie zraniłeś?! Tym, że powiedziałeś mi, że mnie kochasz?! Że pieprzyłeś mnie cały dzień jak zwierze?! Że doprowadzałeś mnie do szaleństwa?! Że zawsze chciałem więcej?! Dałem ci się tyle razy zerżnąć! Robiłem wszystko co chciałeś! Nigdy nie myślałem, że to wszystko były kłamstwa! 
- Bo nie były!- odpowiedział spokojnie, podchodząc bliżej.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz! Każdej pieprzonej nocy płakałem skulony! Przez te jebane dziewięć lat nie było dnia, żebym nie myślał o tobie!- bił z niego niezakłamany ból. Gdzieś tam z jego wnętrza, cierpiał w przeszłości i wciąż cierpi. Samo patrzenie na niego sprawiało, że w moich oczach pojawiły się łzy. Gdy mężczyzna do niego podszedł i chwycił delikatnie za rękę on ją wyszarpał- nie, nie dotykaj mnie! Obiecałem sobie, że cię zabije! Więc to zrobię! Zabije cię słyszysz?!
Ale ten facet go nie posłuchał. Odepchnął jego dłoń z bronią i mocno go przytulił. Jin wybuchł niepohamowanym płaczem i wtulił się w niego. 
W tym momencie zrozumiałem, że tak naprawdę nie znam żadnego z nich. 
Nie znam ich historii. 
- Już nigdy cię nie puszczę- powiedział i jeszcze mocniej przytulił go do siebie. 
- Rozczulające- skwitowała Es z trudem podnosząc się z ziemi. Po brodzie spływała jej krew- po co rzucałeś mną o drzewo? Nie wystarczyło ci duszenie mnie? 
- Przepraszam, musiałem być wiarygodny- powiedział jej rywal i pomógł wstać. 
- W.. wy się znacie?- jęknąłem, patrząc jak bierze ją na ręce. 
- Tak- odpowiedział za nią Namjoon z morderczym wzrokiem- pracował kiedyś dla ojca...
- A później ślad po nim zaginął- skończył za niego V, patrząc jeszcze straszniejszym wzrokiem. 
- Tae ja..
- Nie trudź się- powiedział szybko i beznamiętnie- nie jestem jak Jin, nie wybaczę. Poza tym teraz jestem z J-hopem, więc cokolwiek mi powiesz, nie zmienię zdania. Nasz związek opierał się na seksie. Nie było tam miejsca na miłość. 
- Masz racje- przyznał smutno i oparł się z dziewczyną na rękach o drzewo. 
- Dlaczego zniknąłeś?- spytałem- i czemu moja kula cię nie zabiła? Jest trzy cale od serca!
- Pan Kim robił na mnie różne eksperymen... 
- Że co proszę?!- wtrącił mu się Monster. 
- Powiem prosto: wasz ojciec próbuje stworzyć swoje Anioły na podstawie DNA jednego z nich. 
- Skąd on miał Anioła?- zdziwiła się Es. 
- Oj no proszę was, myślicie, że to przypadek, że macie białe włosy, Nam słyszy, a ty widzisz? Że Kolor twoich oczu jest jak dwa szkiełka? Wasza matka była Aniołem, nie wiem którym, wiem, że jednym z trzech pierwszych. Pan K. ją zabił i teraz stara się stworzyć nową rasę ludzką, dzięki której podbije cały świat. To ukryty tyran. Ale ty- wskazał na mnie głową- możesz go pokonać. 
- Ja? Niby dlaczego? Ledwo co mnie wtajemniczyli! Nawet walczyć nie umiem! 
- Votum powiedziała, że jesteś wybranym. 
- Macie Votum?- wtrącił się dotąd cichy J-hope. 
- Ona ma nas, do każdego z nas przemawiała. Wybrała tych, którzy zrobią wszystko, by ten świat był wolny.
- Wybór pana to jeszcze nie wolność- powiedziałem pewnie. 
- Dobry król nie jest jak pan, jest jak przyjaciel- powiedziała jakaś kobieta z tłumu w czarnych kapturach, który właśnie zdjęła. 
Wyglądała jak upadłe odbicie człowieka, puste oczy i opadające delikatnie powieki. I usta wykrzywione na znak smutnego uśmiechu. Czy tak wygląda człowiek bez nadziei? 
- Musicie wracać- powiedział nasz główny rozmówca- będą się zastanawiać. Gdy będziesz gotów- położył dłoń na moim ramieniu- będziemy stać ramię w ramię walcząc dla ciebie. 
- Ja zostaje z wami- powiedział pewnie Jin. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
- O ja pierdole- rzuciłem się na łóżko bez sił- dlaczego to wszystko takie skomplikowane?! 
- Nie zamartwiaj się tak- pogłaskał mnie po włosach pocieszająco- na razie nie musisz o tym tyle myśleć. Powiedzieli, że ona do ciebie przyjdzie, więc musisz czekać. 
- Ale ja nie chce czekać! 
- Musisz być cierpliwy- szepnął i pochylił się nade mną- będziesz ich królem- przygryzłem wargę w oczekiwaniu, co zrobi dalej- będziesz dobrym królem- pocałował mnie delikatnie, nie używając języka. Ale to wystarczyło bym rozpływał się przez niego. Zdjął z siebie koszulkę i pchnął mnie na łóżko. Widok jego ciała pozbawiał mnie powietrza. Szeroka pierś i płaski, umięśniony brzuch pokryty tatuażami. Każdy z nich coś dla niego znaczył, każdy rysował jego historie. Zaczynając od dziwnych słów i znaków kończąc na nieodłącznym rekwizycie posępnego żniwiarza- kosy. Był typem złego chłopca, niebezpiecznego faceta, takiego jakiego nawet potwory bałby się znaleźć w szafie. (Ja bym tam chętnie takiego Namjoona w szafie znalazła xD dop. Aga ;3) Przyjrzałem mu się z uwagą, miał na rękach nowe ślady przez walkę, jaką stoczyliśmy. Schylił się jeszcze niżej i miał zamiar mnie pocałować, gdy poczułem wibracje w kieszeni. 
Jedną. 
Drugą. 
Trzecią. 
Przy czwartej już nie wytrzymałem i sprawdziłem telefon. Wszystkie były od Viv:
Jeden: "Nivis mnie wkurwia!" 
Dwa: "Czy już mówiłam, że wkurwia mnie na całego?!"
Trzy: " Co sądzisz o morderstwie?"
Cztery: "Jeśli jesteś na tak, to znasz dobre miejsce na ukrycie zwłok?"
Zaśmiałem się cicho, a Namjoon dotknął delikatnie telefon.
- Jestem zazdrosny teraz masz czas dla mnie, nie dla niej- szepnął i wyjął urządzenie z mojej ręki. Przejechał językiem po moim gardle, a jak wydałem z siebie dziwny pomruk. 

- Zazdrosny o telefon? Już powinieneś się martwić kotku. 
- Widzisz, tak cię kocham, że zlasowało mi mózg- powiedział, zszarpując ze mnie koszulę i przywierając swoim językiem do moich sutków. To było takie- N...ni.. nie tam- wyjęczałem i napiąłem mięśnie. 
- Mówisz nie, a twoje ciało mówi tak- szedł palcami po moim torsie, coraz niżej, niżej, niżej... Odpiął guzik moich spodni i się ich pozbył. Dotknął gumki od moich bokserek i..
...drzwi się otworzyły, a do środka weszły dziewczyny.
- Woooo widzisz oni już się bawią!- krzyknęła Niv wskazując na nas, Namjoon podniósł się po siadu i popatrzył na nie zdziwiony. Emanowała z nich jakaś taka dziwna siła. Pewnie coś tam kobiece czego i tak nie zrozumiem. 
Pierwsze co zauważyłem, to to, że włosy Viv były czarne. Nie czerwone, a czarne. 
- Pofarbowałaś się?- spytałem, na co dziewczyna tylko skinęła.
- Niv chodź, przeszkadzamy im!
- Mają całą noc, mogą się pieprzyć później! 
- Jeb się!
- Uła mocna- odpowiedziała jej tylko Niv zadziornie. Ona do niej zarywała? 
- Jaki jest wasz życiowy problem, który nie może poczekać do rana?- spytałem, patrząc na nie podejrzliwie. 
- Viv mi przyłożyła. 
- BO MNIE POCAŁOWAŁA!
- Podobało ci się! Wcześniej nie było to dla ciebie problemem! 
- Wal się suko! 
- O to teraz jestem suką?- odpowiedziała strasznie spokojnie młodszej. 
- Ughhhhhhh- jęknęła i opadła koło mnie na łóżku- to co sądzisz o morderstwie? Będzie ok?-szepnęła na tyle głośno, by ją usłyszała. 
- Może być, ale nie lepiej najpierw związać i zgwałcić?- spytałem takim samym tonem. 
Starsi popatrzyli na nas podejrzanym wzrokiem i...
...zrozumiałem. 
Knuli plan. 
Leżeliśmy. Pod nimi. Bezbronni. 
Idealny materiał do gwałtu! 
Rzucili się na nas i zaczęli łaskotać. 
- Stop!- krzyknąłem i złapałem nadgarstki chłopaka. Zaczął się pochylać... coraz niżej, niżej, niżej...
... do pokoju wpadł V ze złością na twarzy. Zaraz za nim pojawił się Hope. 
- Spać się nie da przez was tłumioki!
- Tae kotku złość piękności szkodzi- skwitowałem i uchyliłem się przed metalowym wazonem lecącym w moją stronę. 
Popatrzyłem w bok i o jak pięknie! 
Nivis leżała na młodszej i namiętnie się całowały. Wyglądały trochę jak ryby, które starają się pożreć swoje twarze.
Naglę jęknąłem głośno, bo Namjoon otarł się kolanem o moje przyrodzenie. Wszyscy popatrzyli na mnie dziwnie, spuściłem głowę cały czerwony. 
- Idziemy- powiedziała Viv schodząc z łóżka. 
- Dlaczego?- zdziwił się Tae, ale dziewczyna pociągnęła go za rękę z cichym "Idziemy". Była naprawdę dobrą przyjaciółką i umiała zrozumieć czego potrzebuję. 
- Wreszcie sami- szepnął znów się o mnie ocierając, tym razem czymś twardszym.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Upadłem z jękiem na materac. W polu mojego widzenia pojawiła się czyjaś dłoń, stała przede mną Es, oferująca mi pomoc. Splotłem z nią palce, a ona pomogła mi wstać. 
Nie byłem tak silny jak sądziłem. 
- Hej, rób to co robiłeś, tylko powoli- szepnęła mi na ucho i przyjęła pozycję obronną. Ruszyłem na dziewczynę z pięścią, a ona zrobiła fikołek do tyłu na
plecach, a gdy była na czworaka, skoczyła do przodu, chwytając mnie jedną ręką za pięść, a drugą zamachnęła się, by uderzyć mnie pod brodą, jednak zrobiłem unik. Pchnąłem dwoma rękoma jej brzuch, a ona zatoczyła się do tyłu. Stanęła na rękach i spróbowała kopnąć, jednak zrobiłem blok i trzymając ją za nogę spróbowałem drugą podciąć jednak podskoczyła kopiąc mnie w twarz. Poczułem jak coś ciepłego wypływa mi z nosa- już lepiej- uśmiechnęła się i znów pomogła mi wstać. 
Popatrzyłem w bok, Namjoon właśnie biegał na bieżni. Zdjął podkoszulek odsłaniając tym samym pasemko włosów począwszy od pępka i kończących się gdzieś pod siatkowymi szortami.
- Ktoś tu miał ciekawą noc- skomentował J-hope mocno uderzając chłopaka w szramy na plecach. Odruchowo dotknąłem swoich bioder w miejscu gdzie odcisnęły się wczoraj jego palce. 
- Czyżbyś przygarnął czarnego kotka?- spytała Viv przejeżdżając przez ślady palcem. 
- Mraur- wszyscy się zaśmiali, a gdy chłopak na mnie popatrzył przygryzłem wyzywająco wargę. 

poniedziałek, 16 lutego 2015

Ready, Aim, FIRE!

Dobra, krótko, zwięźle i na temat. 
Ready, aim, fire! to pierwszy rozdział nowego opowiadania, opisującego mafie...
Tak mam nasrane w głowie no cóż xD 
Miłego czytania! 
Kuloodporni rozdział pierwszy. 

With our backs to the wall, the darkness will fall
We never quite thought we could lose it all
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire!
An empire's falling just one day
You close your eyes and the glory fades
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire away! (Fire!)
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire away!

~~Imagine Dragons
Na ten dzień czekałem już od dłuższego czasu. Z jednej strony cieszyłem się, w końcu nowa szkoła, nowi ludzie i można pokazać się z innych perspektyw, niż w starej. Jednak po drugiej stronie medalu był żal. Musiałem pożegnać wszystkie przyjaciółki, ojciec zażądał bym zerwał z chłopakiem i nie kontaktował się z nim. To był chyba najgorszy cios. Za pięć minut mam przekroczyć próg i chodzić do drugiej klasy. Co jeszcze jest mocnym ciosem? Gimnazjum połączone z liceum? Lepszej rzeczy se wymyślić nie mogli.
- Jeśli moja klasa to będą same pokemony, barbie i keny to obiecuję, że rozstrzelam ich wszystkich- powiedziałem do ojca, nie odrywając wzroku od szklanych drzwi, kątem oka widziałem, jak wyciąga moje walizki. Wiecie co jest gorsze od szkoły połączonej z gimnazjum? Szkoła z internatem. Internat, gimnazjaliści i licealiści w jednym pokoju. To jak wsadzić zająca do klatki z wilkiem. Na sto pro się zaprzyjaźnią. 

- Jeśli będziesz miał taką klasę, to sam ci dam pistolet. Ba! Nawet ci granaty dam- poklepał mnie po ramieniu i popatrzył na zielony budynek- ładny kolor.
- Idziesz ze mną do dyrektora?
- Jasne, że tak- włożył między usta papierosa, którego szybko mu z nich wytrąciłem i wywaliłem do kosza- młody, no odpuść sobie, to tylko papierosy.
- Papierosy i rak płuc- nadymałem policzki i skrzyżowałem ramiona w geście poddania.
- To co idziemy na tą rzeź?
- Idziemy.

Gdy minęliśmy próg czułem radość, bo przywitały mnie uśmiechy. Ciekawość, bo chciałem wszystko poznać. Niepokój, bo nie znałem nikogo. Stres, przed tym co może się wydarzyć. Dumę, że będę mógł stać się częścią tego grona. I smutek, bo w żaden sposób nie przypominała mi dawnej szkoły. Jestem ciekaw, czy mnie zaakceptują, czy będę musiał się ukrywać. Gdzieś w środku mignęła mi niebieska fryzura. Chwile później stałem z ojcem (który podziwiał chyba wszystkie możliwe odcienie zieleni na ścianach i podłodze) przed gabinetem dyrektora. 
to tak mniej więcej 
Znów zobaczyłem ten błękit, tym razem dokładniej. Należał do wysokiej, smukłej nastolatki o cerze bladej niczym kartka papieru. 

Wydaje mi się, że była gothem, bo cały jej ubiór był czarny. Turkusowe włosy spadały na ramiona i plecy długimi lokami, ciemna suknia przylegała ściśle do ciała i kończyła się ledwo za kolanami. Tam zaczynały się zakolanówki i buty na wysokiej (chyba z dwudziestocentymetrowej) platformie. Na całej długości można było widzieć pasy zakończone metalowymi klamrami. Zielone oczy miała mocno konturowane czarną kredką i cieniem, a usta umalowane szminką o tym samym kolorze. Nie pasowała jednak do grupy chłopców z którymi stała. Może wyglądali jak "bad boys", ale bardziej w sensie wulgarnych, klnących, marzących po ścianach ludziach. Ona? Wyglądała na prawdziwą buntowniczkę, nie taką, która robi wszystko po kryjomu. Taką która ma wszystkich w dupie i mówi co chce.
Oni byli bez wyjątku wysocy i napakowani, choć niektórzy w małym stopniu. Większość prezentowała z dumą tatuaże, nosili stalowe łańcuchy, jakby broń. Popychali się nawzajem, śmiejąc się i waląc po ramionach. Przesunąłem wzrokiem po tej grupie.
Nie, ona do nich nie pasowała.
Chciałem się im przyjrzeć dokładnie, wszystkim. Ale moje spojrzenie przyciągnął chłopak, który włosy miał tak jasne, że aż białe. Tylko on się nie wygłupiał, stał oparty o szafki i przyglądał się wszystkiemu z lekkim rozbawieniem widocznym na mordce.
Całkiem ładnej mordce, jeśli mam być szczery. 

Był cudowny, a ja musiałem się teraz ślinić. Na bank.
Gdy na mnie spojrzał, poczułem jak moje serce staje. 
Miał zimne piwne oczy i twarz, na której widok sam diabeł skuliłby się w emo kącie, rycząc i tnąc się mydłem w proszku. Tak, mydłem. Tak, w proszku. Pomijając tę twarz seryjnego mordercy, miał wytatuowane czarne smoki i węże na rękach i nosił kastety. 
Tak cholernie niebezpieczny.
Tak cholernie zimny.
Tak cholernie boski. 

Gdy zadźwięczał dzwonek, większość z ich grupy po prostu gdzieś poszła. Jednak białowłosy stał, wciąż piorunując mnie spojrzeniem.
Jakby od samego wzroku w moim ciele mógł wypalić dwie małe dziury przelotowe.
Ojciec pochylił się gwałtownie i pomachał mi przed twarzą. Dlaczego w takim momencie? Tatusiu. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesłach. Przyjrzałem się chwile pulchnemu mężczyźnie w podeszłym wieku, który pierdzielił coś na temat lekcji. Nie było mnie tam z nim. Stałem z jednym takim chłopcem na korytarzu. Niegrzecznym chłopcem. 

-... Dlatego właśnie każdy z młodszych uczniów otrzymuje starszaka, który ma się nim zająć- powiedział dyrektor wstając (z trudem) z obrotowego krzesła, otworzył drzwi, a przez nie wszedł mój ideał- a to Namjoon, czyli twój współlokator oraz mam nadzieje przyjaciel.
Moje usta otworzyły się i natychmiast zamknęły. Myślałem, że szok zwali mnie zaraz z krzesła. 

Kiwnął głową w stronę mojego ojca i skierował wzrok na mnie. Cały czerwony popatrzyłem na swoje buty, by uniknąć tego pięknego koloru. 
Uhh, jak ja lubię brąz. 
Znaczy nie lubię. 
Mniejsza z tym, od dziś brąz jest moim ulubionym kolorem. 
- Jak masz na imię?- spytał lekko zachrypniętym, seksownym głosem. JA TU ZARAZ KURWA UMRĘ. 
- J.. Jeo... Jeongguk- wyjęczałem, paląc buraka wprost w te oczy.
- Już go lubię- skwitował tata, lustrując go spojrzeniem.
- Ty lubisz każdego, kto nosi glany, bądź desanty.
- Dlatego twoi starzy znajomi byli do dupy!
- Nie moja wina, że szukam przyjaciół po charakterze, a nie po tym co mają na nogach.
- Potrzebujesz glanów- burknął w moją stronę obrażony.
- Nie chcę glanów- wysapałem, odwracając się w drugą stronę. 

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Po dziesięciu minutach stałem z blondynem pod klasą, a tata przytulał mnie do siebie.
- Napisze ci list.
- Musisz wyjeżdżać? A jak nie wrócisz?- poczułem na policzkach coś mokrego. Ja nie płaczę. Nie płaczę.
- Wrócę.
- Mama też tak mówiła- pochylił się i pocałował mnie w czoło. Powoli zaczął się odsuwać i udał się do drzwi, machając mi zawzięcie.
- Nie maż się dzieciaku- warknął na mnie chłopak i otworzył drzwi od razu szarpiąc mnie w ich stronę- TO WASZ NOWY KOLEGA JEONGGUK, NIE ZJEDZCIE GO, BO MNIE DYRO ZAJEBIE, A WTEDY JA ZAJEBIE WAS.- krzyknął i wyszedł.
Czułem wszystkie te spojrzenia. On nie miał mnie czasem wspierać?!
- Widzę że jesteś podopiecznym Kima, uważaj na niego- upomniał mnie mężczyzna o miłym wyrazie twarzy, to chyba pan od.. czekaj, co ja właściwie teraz mam?!
- Em.. przepraszam, że pytam ale czego pan uczy?
- Literatury oraz sztuk pięknych- uśmiechnął się, opierając o biurko- prowadzę również kółko teatralne, na które zapraszam - pokiwałem głową i obejrzałem go dokładnie. Jego ubiór był schludny, biała koszula w kratę, idealnie wyprasowana, włożona była w czarne zamszowe spodnie. Lśniące ciemne buty miały równo zawiązane sznurówki, a brązowe włosy były wygładzone i ułożone do tyłu. Całkiem przystojny jak na nauczyciela- może powiesz nam coś o sobie Kookie?
- Eto... lubię czerwony- odpowiedziałem zamyślony, chyba robiłem trochę ogłupioną minę, ponieważ cała klasa wybuchła miłym dla ucha śmiechem.
- No dobrze. Jestem twoim nowym wychowawcą, więc jeśli coś się będzie dziać to zapraszam do mnie. A teraz klaso jak go nazwiemy?
- CIASTECZKO!!!- krzyknęła jakaś ruda dziewczyna, siedząca na końcu klasy. Wszyscy popatrzyli na nią i kiwali głowami.
- Pasuję. Idź usiądź koło Pani Ognia - jak kazał tak też zrobiłem. 

Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem iż kolor, który uznałem za rudy, tak naprawdę był w odcieniu smoczej krwi, na końcach jednak jaśniejszy, w odcieniu ognia.
- Oi! Jestem Vivimorte- podała mi delikatną, wychudzoną dłoń, którą uścisnąłem.
- Rodzice Cię chyba nienawidzą. Jestem Jeongguk.
- Wiem, Monster dość głośno cię przedstawił- uśmiechnęła się promiennie- nadali mi je dziadkowie, ponieważ podczas porodu moja matka umarła, a ojciec zginął w wypadku samochodowym, jadąc do niej. Z łaciny moje imię oznacza żywą śmierć- chciałem coś powiedzieć, ale machnęła na mnie ręką- tylko nie waż się mówić żadnego "Przykro mi" albo "Współczuję", bo cię trzepnę!- nadymała policzki, ale po chwili znów miała szeroki uśmiech na twarzy. 

Była nieskazitelna i miała olśniewającą twarz, jaką widuje się tylko w magazynach. Miała mocny czarny makijaż i również w tym kolorze ubiór. Jej cienka, delikatna koszula przyozdobiona była gorsetem związanym lekko, skórzane spodnie podkreślały niezwykle chude nogi. Jedyne co w jej ubiorze nie było tak "mroczne", było białym krzyżem na długim łańcuszku. Przeniosłem spojrzenie nad ten piękny uśmiech i zobaczyłem niespotykane naturalnie w Azji oczy. Z tego błękitu tryskała wielka ciekawość i fascynacja światem. Były one jak dwa małe kamienie szlachetne. Jak światełka w tunelu, przebijały całą ciemność, którą w okół siebie tworzyła. Musiała dużo przeżyć, ponieważ widziałem tam wielką siłę, jeśli oczy faktycznie są odzwierciedleniem duszy, to chce poznać ją na wskroś.
- Wow, chyba pierwszy raz w życiu zauroczyłem się dziewczyną- powiedziałem to na głos? Nie chciałem!
- Miło mi- zaśmiała się pod nosem i w palce chwyciła długopis.
- Jest prawdopodobieństwo, że lepiej cię poznam?
- O ile zechcesz zostać moim skromnym oraz uniżonym sługą, przez plebs wszelkiego rodzaju zwanym przyjacielem, oczywiście że tak.
- Zawsze marzyłem o byciu chłopcem do uniżonego służebnictwa pięknej pani!- powiedziałem równie wyniosłym tonem co ona i schyliłem się ku podłodze.
- Służebnictwo powiadasz? Czyż byś był neologistą? Już cię lubię Ciasteczko- mrugnęła do mnie i wróciła do słuchania nauczyciela. Czasem podawała mi na lekcjach karteczki z jakimiś ciekawostkami na temat szkoły. Pod koniec lekcji podała mi chyba ostatnią, która bardzo mnie zaciekawiła. 

"Po lekcjach pokażę Ci coś fajnego"
Tak więc niecierpliwie dopatrywałem się ostatniego dzwonka.

Szliśmy cicho opustoszałym korytarzem, później doszliśmy do dormitorium, w którym miałem mieszkać. W wiktoriańskim pokoju, na wiktoriańskich meblach siedziała grupa seryjnych morderców, którą widziałem pod gabinetem dyra. 
Pokój był (jakby nikt się nie domyślił) czarny. Na ścianach wyryte były czerwone róże, dwa filary ozdobione były świecznikami. Żyrandol zrobiony był również w tym stylu. Kanapy miały skórzane obicia i bogate zdobienia. Wszyscy i wszystko pasowało do siebie jak układanka. Był tam również mój wychowawca. O dziwo był częścią tej nietypowej układanki. Podszedł do Namjoona i położył mu dłoń na ramieniu.
- Co napisałeś?- spytał patrząc w notatnik, który chłopak trzymał na kolanach. On pisze? Nie wygląda na takiego.- Przeczytaj.
Jak na polecenie chłopak otworzył usta i swoim głosem powiedział: 
- If I told you what I was. Would you turn your back on me? And if I seem dangerous, would you be scared? I get the feeling just because, everything I touch isn't dark enough.If this problem lies in me? - jego głos, choć nie podwyższony, przebił się na wylot przez ciszę. Jego spojrzenie mówiło jedno wielkie "NIE" na wszelakie pochwały. Tylko niebieskowłosa uśmiechnęła się i szepnęła cicho.
- Piękne. Pasuje do ciebie.- nie myślałem, że posiada taki głos. Delikatny i cichy, choć słychać było wielką pewność w słowa jakie wypowiada- nasłuchaliście się już młodzi? Możecie wejść, nie zjemy was- nawet na nas nie patrząc, wiedziała gdzie się znajdowaliśmy. Kipiała z niej elegancja i dostojność wszystkich ruchów i słów jakie wypowiadała, gdy tylko weszliśmy zlustrowała mnie wzrokiem- jestem Nivis- wyciągnęła dłoń w moją stronę. Gdy jej dotknąłem, czułem się jakbym trzymał porcelanę, kruchą, jakby zaraz miała rozpaść się w moich dłoniach. Co jest nie tak z tymi ludźmi?! Są jak wyciągnięci z serialu Dom Grozy, niezwykle pociągający, tajemniczy i mroczni. (jakby ktoś nie wiedział co to klik, Katsu czeka na drugi sezon!) 
- Vipera- wysyczała w jej stronę Viv.
- Suga proszę, opanuj swoją małą siostrę - w pokoju pojawiła się wręcz namacalna nienawiść między dziewczynami. Aż się nią zachłysnąłem.
- Ludzie spuście z tonu - powiedział cichy dotąd nauczyciel. 
- Pan wie, o co w tym wszystkim chodzi! Ja nie wiem! To przez nią prawda? Oni się biją, często są nieprzytomni gdy wrócą! Oni są..
- Vivi opanuj się- brat pojawił się koło niej błyskawicznie i wyprowadził z pokoju.
- Idź do siebie- szepnął mi na ucho Namjoon, przechodząc obok mnie- wrócę późno, lepiej dla ciebie, żebyś wtedy spał. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Pokój nie był jakiś niezwykły. Czarne (no któż by się domyślił) ściany oraz meble, w tym: komoda, szafa i dwa łóżka. Moje bagaże stały pod oknem wychodzącym na wejście do dormitorium. Zobaczyłem całą bandę, idącą równym krokiem po ciemnej posadzce. Mamie by się tu spodobało, lubiła takie klimaty. 
Postanowiłem o niej nie myśleć i rozpakowałem się. Później położyłem na jednym z łóżek, tym pościelonym, drugie było w wielkim nieładzie, więc zgaduję że on tam spał. 
Zasnąłem.
Obudziło mnie skrzypienie podłogi pod ciężarem nastolatka. Usiadł na swoim łóżku i mokrą szmatką zmywał krew z twarzy. Usiadłem na łóżku i na niego popatrzyłem. Cały pokój oświetlało tylko zimne światło księżyca, padające na moje posłanie.
- Co ci się st...- nie dokończyłem, bo przygniótł mnie do łóżka.
- Miałeś spać- warknął na mnie ze złością na twarzy. Poczułem coś na policzku. Z ran kapała mu krew. Przypomniało mi się jak rodzice zawsze po powrocie wycierali sobie rany.
- Pozwól że...- szepnąłem delikatnie wysuwając mu z ręki materiał. Dłoń położyłem na jego ubitej klacie i pchnąłem nieznacznie, by usiadł.
Nie użyłem siły. 
Nie odrywałem kontaktu wzrokowego aż do momentu, gdy prawie siedząc na jego kolanach począłem obmywać jego rany. Starałem się robić to z wyczuciem, by nie skrzywdzić go bardziej. On nie odrywał ode mnie uważnego spojrzenia. Gdy skończyłem przyczepiłem na rany bandaże i osunąłem się na kolana.
- Należysz do mafii prawda?- spytałem, odkładając rzeczy na stolik nocny.
- Skąd ty..- szepnął zdziwiony, patrząc na mnie. 
- Moja mama należała do jednej. Wydaje mi się, że potrafię poznać ludzi z tym związanymi.- wstał z mojego łóżka i odwrócił się do mnie plecami.
- Idź... idź już spać- mruknął cicho. Pociągnąłem go za koszulkę a gdy nasze spojrzenia się spotkały zadrżałem. 
Patrzył na mnie tak dziwnie... inaczej. Nagle pochylił się i pocałował mnie delikatnie w usta. Można by powiedzieć, że tylko je musnął. Jednak to wystarczyło, bym topił się pod jego dotykiem. Tak szybko jak to zrobił, tak szybko się odsunął, a ja poczułem niedosyt - Zapomnij. 
Położył się tyłem do mnie i chyba starał się zasnąć. Dobra niech mu będzie, jestem grzecznym chłopcem! Idę spać. 
Gdy się obudziłem już go nie było. Postanowiłem pójść do szkoły, ale przez wszystkie lekcje ani razu go nie zobaczyłem.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Miesiąc później ...
Obudziły mnie podniesione głosy na dole. Nivis i Namjoon się kłócili.
Namjoon: Nie chce się nim zajmować! Niech ktoś inny go weźmie! On do nas nie pasuje!
Nivis: To tylko dzieciak! Jeszcze się zdziwisz.
Namjoon: Ja nie daję rady!
Nivis: Jesteś silny. Poradzisz sobie z jakimś bachorem.
Namjoon: On jest inny. 
Po tych słowach wyszedł, a raczej wybiegł z budynku trzaskając drzwiami. Zszedłem na dół i usiadłem się przy stole.
- Słyszałeś prawda?- spytała cicho dziewczyna, siedząc na blacie.
- Tak.
- Nie przejmuj się nim.
Nagle w kuchni pojawiła się także Viv i spiorunowała ją wzrokiem.
- Suka- wysyczała moja przyjaciółka i usiadła naprzeciw mnie.
- Aniołku spuść z tonu- zaśmiała się dźwięcznie- co ja ci zrobiłam?
- Jesteś przeklęta! Nie powinno cię tu w ogóle być!
- Wina opatrzności- odpowiedziała tylko, wstając.
- TWOI POSRANI BOGOWIE NIE ISTNIEJĄ- krzyknęła Viv w stronę korytarza, ale Nivis pokazała jej tylko środkowy palec i zniknęła za drzwiami- dziwka, jebana, w dupę nie doruchana.
- Lubisz ją- skwitowałem, a dziewczyna oblała się rumieńcem.
- NIE! CO TY SOBIE W OGÓLE WYOBRAŻASZ? TO SUKA!
- No już, spokojnie, nie krzycz- zaśmiałem się i podałem jej szklankę z sokiem- dziś sobota. 
- Tak.
- Dziś znów zniknął na cały dzień.
- Tak.
- Chujowo- popatrzyłem na płyn w mojej szklance. Zdałem sobie sprawę, że chyba naprawdę tu nie pasuję. Co ja mogę? 
- Antithen.
- Co to znaczy? 
- Szatan- westchnąłem na nią. Czasem nie było możliwości zrozumienia, co ona gada.
- Skąd ty wytrzaskałaś takie słowa?
- Nie wiem, po prostu je znam. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Po pół roku mieszkania z tajemniczymi ludźmi nauczyciele zauważyli, że staje się do nich podobny. Dziwne słowa Vivimorte przestały mi przeszkadzać, ale nikt oprócz niej i Nivis mi tam nie ufał. Namjoon unikał mnie jak ognia, a V w każdej możliwej chwili barował albo podcinał. Przynajmniej mnie zauważał. Dla reszty byłem neutralny. Nam wracał coraz później, a ran miał coraz więcej, nie pozwalał mi się już dotykać. Przychodził do pokoju i spał. Czułem wielką pustkę. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Siedziałem w klasie i wraz z Viv obserwowałem i komentowałem chmury, jedna wyglądała jak smok. Jak tatuaż Nivis na biodrze. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do klasy wpadli jacyś ludzie w czarnych kombinezonach. 
Nauczycielka wstała i kazała im wyjść. Usłyszeliśmy rozrywający ciszę huk, a pani psor upadła na ziemie. 
- Jeszcze ktoś chce coś powiedzieć?- wychrypiał mężczyzna po trzydziestce. Jego włosy tworzyły dwa małe zakola, a więcej ich było w brwiach niżeli na głowie. Małe brązowe włosy patrzyły na wszystko złe i wkurzone. Miał dwie rany na policzkach. Podług niego byłem gałązką, mięśnie ledwo mieściły mu się pod koszulką, a wysoki to on był na co najmniej dwa i pół metra. Czy on w ogóle był człowiekiem?
Gdy zaczęli nas wyprowadzać złapałem Viv za rękę, by dodać jej otuchy. A może zrobiłem to dla siebie? Wymieniliśmy wystraszone spojrzenia i poszliśmy z resztą na salę sesyjną. By wejść do środka, gdzie stały krzesła, trzeba było przejść przez scenę. A na niej stał mężczyzna, który prawdopodobnie nimi przewodził. Miał na sobie spodnie w moro i czarną koszulkę. Do pasa miał przypięte pistolety i sztylety. Miałem je na wyciągnięcie ręki, ale prawdopodobieństwo, że uda mi się z nim wygrać, była tak niewielka, że aż jej nie było. 
Jednak ja jestem głupi.
Więc musiałem zaryzykować.
Odepchnąłem gościa idącego koło mnie i zabrałem mężczyźnie sztylet. Z pół obrotu rozciąłem mu policzek, a chwilę później inny trzymał mnie za kark w górze. Przeraźliwie starałem się złapać choć odrobinę powietrza.
- Naprawdę myślałeś, że ci się uda dzieciaku?- pokręciłem przecząco głową i z całej siły wbiłem łokieć między żebra trzymającej mnie osoby. On zakrztusił się powietrzem i upuścił mnie na ziemię. Tuż przed moją twarzą inny pokazał swój pistolet. Załadowany pistolet- albo jesteś odważny albo strasznie głupi.
- Obstawiałbym na to drugie- odpowiedziałem szybko.
- Zostaw go!- krzyknęła Viv i przywaliła mojemu rozmówcy w twarz z zaciśniętej pięści. Odrzuciło go w tył. Widziałem, że jest pełna adrenaliny. Jednak rzucili ją na ziemię obok mnie. Teraz celowało w nas siedem pistoletów. 

O jak pięknie. 
- Nie zabijajcie ich- sapnął wycierając krew z kącika ust- będą naszym biletem przetargowym. Nie wiem czy są jakoś powiązani z nimi, ale prawdopodobieństwo jest duże. 
- Vulturius- szepnęła Viv. Mężczyzna dotąd stojący do nas tyłem, odwrócił się ze strachem w oczach. 
- Skąd to znasz?- krzyknął i uderzył dziewczynę w policzek, a ona się tylko uśmiechnęła- ona jest Szepczącą. Jeśli ją zabijemy, to sami długo nie pożyjemy.
- Ale skąd wzięła się Szepcząca w tych latach? Przecież od tysięcy lat nie było żadnej.- powiedziała jakaś kobieta w masce celująca prosto na mnie.
- Sam nie wiem- usłyszałem znajomy głos i zobaczyłem Namjoona stojącego na środku miedzy krzesłami, żeś się pospieszył chuju. 

- Namjoon- krzyknął dowodzący i zeskoczył ze sceny wprost przed chłopaka- długo się nie widzieliśmy- wziął między palce kosmyk jego włosów- brakuje tylko zaschniętej krwi na twojej twarzy i ognia za tobą, a wyglądałbyś jak dawniej. Przyłącz się do mnie. Padnij na kolana i obiecaj za mnie walczyć, a może oszczędzę twoich przyjaciół.
- Heh- zaśmiał się cicho i mijając go, położył mu rękę na ramieniu- nie klękam przed byle kim- wszedł na scenę, a wszyscy celujący w nas się rozstąpili, jakby się go bali. Klęknął przede mną i spuścił głowę w dół- jeśli mi pozwolisz, będę twoim mieczem, będę gotów oddać za ciebie życie, będę zawsze stawał w twojej obronie, nigdy nie będę się poddawał, będę szanował ciebie i twoje rozkazy- patrzyłem wielkimi oczami na chłopaka, czy to jest przysięga?! Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.
- ZABIĆ DZIECIAKA!- krzyknął mężczyzna w naszą stronę, ale nikt nie drgnął, zbyt bali się gniewu Namjoona. Popatrzyłem w stronę ich dowódcy, a on nie zauważył, że stoi za nim Nivis z pistoletem wycelowanym prosto w jego czaszkę. Reszta ich grupy celowała do innych.
- Namjoon, oddaj rozkaz- powiedziała spokojnie, nie odrywając wzroku od celu. Kim wstał i pomógł nam się podnieść.
- Gotów?- popatrzył na wszystkich swoich ludzi- cel!- strach przeszył ich wrogów na wskroś- PAL!- wydobyło się wiele strzałów, a przeciwnicy padali każdy po kolei. Złapałem się skórzanej kurtki chłopaka i zamknąłem oczy, przyciągnął mnie do siebie.

Gdy otworzyłem oczy większość uczniów była wyprowadzana przez chłopców, a nauczyciele rozmawiali z Niv, uzbrojoną po zęby.
- J.. ja rozumiem, że jesteście w mafii, ale co my kurwa do tego mamy?!- powiedziałem trochę głośniej niżeli było to zamierzone- znów tak jest. Znów jest źle- złapałem się za głowę i odsunąłem od niego, popatrzyłem na wszystkich, którzy dziwnie mi się przyglądali, pierdolę ich i to co o mnie myślą- je...- zająknąłem się, ale nagły przypływ adrenaliny dodał mi odwagi- jeśli masz zamiar kiedyś zginąć, to nie.. nie staraj się teraz tak mocno bym cię zaakceptował! To dlatego przychodziłeś do pokoju tylko spać? Żebym nie robił sobie głupich nadziei na przyjaźń, żebym się nie przywiązywał!? Żeby mniej bolała strata!? Ale wiesz co? Nie wyszło ci to! Moja popierdolona psychika i tak się od ciebie uzależniła! Każdej nocy patrzyłem w twoje plecy i zastanawiałem się dlaczego mnie nienawidzisz?! Szukałem cię wzrokiem na korytarzach, chociaż tyle razy dałeś mi do zrozumienia, że nie powinienem się wpierdalać to i tak to robiłem!- złapał mnie za ramiona, ale szybko go odepchnąłem, czułem jak łzy spływają mi po policzkach- nie chce znów tego przeżywać! Mój ojciec jest generałem, jego oddział zajmuję się sprawami mafii! Mają was tropić i aresztować, a jeśli sprawiacie problemy, to zabijać na miejscu! Należę do jego korpusu! NALEŻĘ DO KORPUSU BEZPIECZEŃSTWA WEWNĘTRZNEGO! WIESZ CO TO ZNACZY? ZABIJAŁEM TAKICH JAK TY! MUSIAŁEM ZABIĆ WŁASNĄ MATKĘ! A ONA W TWARZ POWIEDZIAŁA MI, ŻE JEST ZE MNIE DUMNA! ŻE CIESZY SIĘ, ŻE TO JA JĄ ZABIJAM!- usiadłem się i zacząłem wycierać łzy. Kucnął przy mnie i podał mi chusteczkę. 

- Ile masz gwiazdek i jaki stopień? 
- Trzy gwiazdki oficerskie, stopień młodszy pułkownik. Zastępca generała. Jak tylko wyjdę ze szkoły przenoszę się do ojca, teraz ty. Ranga i nazwa oddziału. 
- Lider grupy Czarnych Smoków z Yakuzy- zrobiłem wielkie oczy. 
- Mój ojciec was szuka. 
- ŻE CO KURWA?- wtryniła nam się do rozmowy Viv. 
- No tak, poszukuje Czarnych Smoków i Kuloodpornych.
- Ja przewodzę Kuloodpornymi- tym razem wpieprzyła nam się do rozmowy Niv. 

- Zadzwoń do niego- Namjoon podał mi swój telefon- powiedz, że cię uprowadziliśmy czy coś. 
- Chyba cię pojebało, on by was zabił- westchnąłem i odtrąciłem jego dłoń. Nagle Niv sprawdziła swój telefon.
- Nie trzeba dzwonić i tak już tu jedzie- gdy zobaczyła nasze zdziwione spojrzenia, westchnęła- Tae i Jin patrolują teren dwadzieścia kilometrów stąd i widzieli dwa wojskowe wozy.
- Czy ktoś oprócz nas jest jeszcze w szkole albo dormitoriach?- spytał Kim wstając.
- Nie, wszyscy zostali ewakuowani, większość wsadziliśmy do pociągów. Są już poza miastem. 

- Dobrze. Ile osób liczy grupa twojego ojca?
- Ośmiu.
- Ilu my mamy?- spytał patrząc na dziewczynę. 

- Twoja piątka i moja dwunastka plus Viv i Kookie to razem jest nas dwadzieścia.
- Niech wszyscy oprócz naszej czwórki schowają się tak, by wojskowi nie widzieli ich wchodząc. Na mój rozkaz... 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Usłyszałem kroki, wiedziałem, że idzie ojciec wraz ze swoją brygadą, opancerzeni, w swoich czarnych strojach ubieranych tylko na poważne akcje. Niestety nie mogłem ich zobaczyć, bo siedziałem Najoonowi na kolanach i starałem się wessać jego twarz. Nie no tak serio, to ten pocałunek był magiczny. Czułem mrowienie w dolnej części podbrzusza. 
A co było najważniejsze, nie był on częścią jego pięknego planu. 
Po prostu wyznał mi, że mnie kocha. 
I tak jakoś wyszło. 
Czułem jego zimne, ale słodkie wargi na swoich. Naszymi ciałami władało pożądanie, one błagały o wytchnienie. Pieścił mnie swoimi ustami, a ja gubiłem się już w ruchach. Na tą chwilę czekałem długo i nie mogłem jej zniszczyć. Był delikatny, opuszkami palców gładził moją szyję, a ja? Ja opierałem dłonie na jego rozgrzanym, NAGIM torsie. Jakby nie patrzeć jedyne co miał teraz na sobie to spodnie, które wraz z bokserkami ledwo się na nim trzymały, oraz buty. U mnie było trochę lepiej, co prawda również byłem bez koszulki, jednak moje spodnie były tylko lekko opuszczone w dół. 
Zapomnieliśmy się. 
Odpłynęliśmy. 
Dopiero gdy ojciec chrząknął, zdałem sobie sprawę z tego, że oni już tu są. Podskoczyłem i szybko wyślizgnąłem się z objęć Namjoona. Przez chwile miałem jeszcze zamroczony umysł, gdy zobaczyłem spojrzenia jakie towarzyszyły żołnierzom, wystraszyłem się. Ojciec nie patrzył na mnie. Zły śledził każdy ruch mojego... właśnie czego? Przyjaciela? Partnera? Kochanka? 
- Ja no ten- zacząłem nerwowo pocierać kark- to było..
- Kookie nie tłumacz się, bo się tylko pogrążasz- westchnął Changlee. 
Zakląłem pod nosem i zrobiłem obrót wokół własnej osi, z niewiadomego mi powodu. Tata powoli wyciągał pistolet i wymierzył prosto w chłopaka. 
- Kimie Namjoonie jesteś aresztowany pod zarzutami wielu morderstw, rabunków oraz utrudnianiu śledztwa wojskowego- wyrecytował jak zwykle. 
- Nigdzie nie idzie- powiedziałem równo z Nivis, prowadzącą Viv za rękę w naszą stronę. 
Gdy do nas dołączyła, ona i Namjoon schowali nas za swoimi ciałami. Nie mogłem nic dojrzeć zza jego pleców. Widziałem za to jak moja przyjaciółka się trzęsie ze strachu, więc przytuliłem ją do siebie. 
- Więc cię zastrzelę i odbiorę mojego syna- powiedział spokojnie mój ojciec.
- NIE!- krzyknąłem i wybiegłem przed chłopaka zabierając mu pistolet. Wycelowałem prosto w mojego rodziciela- jeśli spróbujesz go zastrzelić, zastrzelę ciebie. 
- Kookie co ty wyprawiasz? Oboje wiemy, że tego nie zrobisz.- strzeliłem mu pod kolano tak jak mnie uczył. Nie będzie mógł chodzić, jednak pocisk nie zmiażdżył mu nerwów. 
- Jesteś tego pewny?- spytałem, a po moim policzku spłynęła łza. Jeśli bym musiał, zabiłbym go. Poczułem na ramieniu dłoń chłopaka. 
- Nie musisz tego robić- szepnął i złapał za dłoń w której trzymałem pistolet, pokierował go w dół- spokojnie- przytulił mnie do siebie- Viv. 
- Sakit- szepnęła dziewczyna w stronę jednego z żołnierzy, w którym rozpoznałem Sumina. Padł na kolana krzycząc z bólu. 
- Przestań! Co ty mu robisz?!- krzyknął wystraszony Kang, rzucając się w stronę przyjaciela, złapał go za dłoń- jesteście potworami! Wszyscy!
- Tak. Masz rację- powiedziała beznamiętnie, patrząc w jego stronę, jej oczy się zmieniły. Nabrały koloru smoły- Flammo- szepnęła, a mężczyzna pokrył się błękitnym ogniem. Ich krzyki zagłuszały wszystko. 
- Starczy- złapała ją Nivis, odwracając w swoją stronę- rozkaz?- spytała patrząc na Namjoona. 
- Zabierzcie im broń. 
- Żartujesz jest nas dwa razy więcej! 
- Jesteś pewny?- szepnąłem w jego stronę, a zza moich pleców wyłonili się ludzie Niv, zaś za nim pojawiła się grupa Namjoona. 
- Synu- rzucili ojca na kolana. 
- Wybacz- odwróciłem wzrok. Zobaczyłem, jak jeden z ludzi taty strzela do niebieskowłosej. Dwa naboje wylądowały w jej piersi. Podbiegłem i złapałem ją na kolana. 
- Kim jestem?
- Potworem- szepnęliśmy wszyscy w stronę lidera. 
- KIM JESTEM?!
- POTWOREM!- rozrywający gardła krzyk wydobył się z nas. A pocisk Monstera znalazł sobie miejsce w czaszce zabójcy. 
- Nie umieraj, SUKO NIE UMIERAJ- Viv płakała nad nieprzytomnym ciałem Nivis. Poczułem pustkę i nic więcej. 
Tylko pustkę. 
Przeraźliwą, ciemną, straszną pustkę.
Chciałem wydrzeć uśmiech z twarzy ojca, gdy śmiał się z martwej dziewczyny. 
Pewnie bym to zrobił, gdyby nie Monster trzymający mnie przy sobie, gdy wybuchłem płaczem.