Strony
▼
niedziela, 25 stycznia 2015
5. Z życia Jeongguka.
Nie tyle zdziwił mnie widok Jimina z papierosem w dłoni, co widok mojej przyjaciółki w bardzo skąpym stroju stojącej na blacie i tańczącej przed bandą śliniących się facetów.
Claire....
była..
STRIPTIZERKĄ!?
Mam chyba jakieś omamy wzrokowe przez ten cały dym papierosowy.
- Kook. Co z Tobą? Siadaj - ponaglił mnie Jin, lecz ja wciąż obserwowałem dziewczynę.
- Śliczna jest, ale przestań się tak gapić. Chyba, że wolisz dołączyć do tych tam - wskazał głową na facetów pchających się, by być jak najbliżej striptizerki.
- Tak dołączę. - zrobiłem krok w tamtą stronę, lecz RapMon złapał mnie za ramię.
- No co ty? Jarają cię laski w skąpych strojach? A co z twoim kochasiem? - zerknąłem wściekły na Jimina. Wszyscy musieli się dowiedzieć!?
- Czemu patrzysz na niego? Myślałem o TaeTae... - zauważył Nam.
- Uhh - jęknąłem i wyrwałem rękę z jego uścisku. Podszedłem jak najbliżej baru. - Claire! -
krzyknąłem, ale widocznie mnie nie słyszała. - Claire!! - wydarłem się głośniej, dziewczyna obróciła się szukając osoby, która wypowiada jej imię. - Claire, tutaj! - ujrzała mnie, jej spojrzenie przeniknął strach i od razu schowała się za kurtyną z włosów.
- Co chcesz od Annabell, kretynie? - krzyknęła na mnie barmanka.
- Jakiej Annabell?
- Naszej pięknej tancerki.
- Przecież to jest Claire, poznaję moją przyjaciółkę! - oburzyłem się.
- Co proszę? Znasz ją? - dziewczyna wychyliła się w moją stronę. - Uh.. Obiecała, że nikt jej nie rozpozna.
- No patrz... Chcę z nią porozmawiać.
- Nie ma rozmów w trakcie pracy. Kończy zmianę o czwartej.
- Będę czekał - popatrzyłem jeszcze raz na koleżankę i wróciłem do chłopaków.
- Już? Poflirtowałeś sobie z barmanką? - rzucił wyraźnie obrażony Jimin, wrzucając kiepa do popielniczki.
- Brzydzę się Tobą - odparłem. - Nie wiedziałem, że taki jesteś. Myślisz, że jak masz szluga w ręku, to jesteś fajny? - usiadłem na wolnym miejscu. Chłopak nie odezwał się.
- My tu mamy ważną sprawę, a ty jak nigdy nic idziesz sobie popatrzeć jak lafirynda wywija tyłkiem. Widocznie my cię nie obchodzimy - protestował Suga.
- Nie jest lafiryndą.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo się z nią przyjaźnię - i nagle zapadła "cisza". Mam na myśli naszą grupkę, bo nadal głośno grała muzyka, a bawiący się ludzie przekrzykiwali siebie nawzajem. - Serio nie mogliście wybrać jakiegoś cichszego miejsca na spotkanie? - próbowałem zmienić temat.
- Ta śliczna.. Ona... To jest Claire? - spytał zauroczony V. Pokiwałem głową.
- Ona jest striptizerką? Ona nie jest przypadkiem młodsza od ciebie? Dlaczego tu pracuje? Puszcza się za pieniądze? Wiedziałeś o tym? Ile ma lat? Gdzie się tak nauczyła tańczyć? - nagle wszyscy zaczęli zadawać pytania jeden przez drugiego.
- Ogarnijcie się! - znów nastała "cisza". - Nie wiedziałem o tym. Chyba nie kryłem zbytnio mojego zdziwienia, co nie? Jest rok młodsza ode mnie. Nie znam odpowiedzi na resztę waszych durnych pytań. Chciałem z nią porozmawiać, ale zmianę ma dopiero o czwartej. Poza tym chyba nie spotkaliśmy się tutaj, żeby obgadywać sprawę Claire. Wtajemniczcie mnie w końcu w to co mieliście mnie wtajemniczyć.
- Dobrze... A więc Jungkook - zaczął Suga - czy jesteś dorosły??
- Yyy - zmarszczyłem brwi. - Przecież wiesz, ile mam lat...
- Ale mentalnie. Czy czujesz się dorosły, czy może nadal jesteś dzieckiem? - wytłumaczył. Nie wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć. Spuściłem wzrok. Naprawdę nie wiedziałem.
- Niby miałem poważne plany, chciałem zarobić pieniądze i uratować mnie, mamę i siostrę przed ojcem, ale czy to dorosłe? - tłumaczyłem. - Ale czasem potrafię płakać jak dziecko, praktycznie bez powodu.
- Masz siostrę? Ładna? - spytał TaeTae.
- Mama jest w ciąży.
- Aaa. Ok. Rozumiem. Sorry... - posmutniał. Interesuje się dziewczynami... Czyli widocznie mną się tylko bawił... Spoko..
- Myślę, że jesteś dorosły. Chcesz zarobić?
- Zarobić? - popatrzyłem na niego zaintrygowany. - W jaki sposób?
- Jesteśmy grupą. Tancerzami. Zaprezentowaliśmy ci ostatnio jeden z układów.
- Yhm - przytaknąłem.
- Jeździmy występować tam, gdzie nakaże mój ojciec.
- Czemu?
- Zdobywamy informacje o mafiach. On jest naszym szefem. Jako grupa taneczna nikt nas nie podejrzewa o szpiegostwo. Dostajemy wytyczne. Każdy z nas stara się wyczaić i dołączyć do jakiejś mafii w celu zdobycia informacji, a gdy zbierzemy ich tyle, ile potrzeba, zmywamy się - popatrzyłem po nich z uchylonymi ustami. - Tata narzeka, że jest nas mało, a klientów coraz więcej, więc Jimin pomyślał o Tobie.
- Ale.. Ja na szpiega? Nie sądzę, żebym się nadawał... To niebezpieczne.
- Nie to nie - Yoongi wstał i kiwnął na nas głową - Dziękuję. Koniec spotkania.
- Suga! - Jimin pociągnął go za rękę, a ten z powrotem usiadł. - Żaden koniec spotkania! Kook do nas dołączy, prawda? - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, jakaś blondwłosa dziewczyna w skąpym stroju i błękitnych soczewkach podeszła do niego.
- Jiminnie, twoja zmiana - powiedziała, nachylając się nad nim.
- No chłopaki, robota wzywa. Zmywacie się, czy siedzicie do rana? - chwila, chwila... Robota? On tu pracuje? Jest striptizerem!? Super! W jeden dzień (a właściwie noc) dowiedzieć się, że twoja najlepsza przyjaciółka i twój kumpel pracują w tym samym klubie, odprawiając seksowne densy przed oślizłą bandą pijanych ludzi. - Kookie, jestem tu barmanem, nie striptizerem - chyba dostrzegł moją minę.
- A szkoda. Chętnie bym popatrzył jak kręcisz tyłkiem - zaśmiałem się nerwowo.
- Mrr. Jaki zboczuszek - Namjoon uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- No no! - swój uśmiech dołączył Jin. Śmiałem się z nimi, żeby nie pokazać po sobie zawstydzenia.
- Będziemy się zbierać - powiedział Hoseok. - Min? Dzisiaj u mnie czy u ciebie?
- Uh - jęknął Suga w odpowiedzi i przewrócił oczami, zakładając kurtkę.
- To paa - Jimin poszedł za koleżanką, machając nam na odchodne.
~~~~
Wszyscy wyszli... Ja zostałem. Czekałem na rozmowę z Claire. Siedziałem na krześle w rogu sali, bokiem do stolika, opierając głowę na ręce, z daleka obserwując jej gorące ruchy. Od czasu do czasu wplotła rękę w swoje długie brązowe włosy. Wyglądała bardzo odważnie. Faceci gwizdali na nią i wyciągali ręce spragnione jej ciała. Nigdy bym nie pomyślał, że moja kochana, niewinna przyjaciółka może zajmować się takim zawodem. To okropne. Zamknąłem oczy, gdy zaczęła się rozbierać. Nie mogłem na to patrzeć, serce mi zakazywało. Jej mama na pewno o tym nie wie... Nie pozwoliłaby jej na to.
Zerknąłem na zegarek w komórce. Wyczekiwałem czwartej rano. Chciałem z nią porozmawiać. Na wyświetlaczu zobaczyłem wiadomość od Jimina
"Kookiiś <3 chodź tu do mnie. Chce buzi..."
Spojrzałem na godzinę. 3:10.
"Jiminniee <3 Nie przyjdę do Ciebie. Nie chcę kolejnych akcji. Masz buziaczka :* "
Nie czekałem długo na odpowiedź.
"Nie? To teraz patrz jak faceci na mnie lecą."
Nad moją głową pojawił się duży znak zapytania. Usłyszałem gwizd, po którym na sali trochę ucichło. Uniosłem oczy. Na blacie obok Claire stanął Jimin.
- Z dedykacją dla ciebie Ciasteczko! - wydarł się i wskazał na mnie palcem. Wtem spoczął na mnie wzrok tłumu. Zaraz zapadnę się pod ziemię... Szepnął coś dziewczynie na ucho. Ta zeszła z blatu i gdzieś zniknęła. Po chwili zauważyłem ją obok DJ-a. Chłopak oparł się o rurę i spoglądał w moją stronę z zadziornym uśmieszkiem. Jego biała, firmowa koszula nie miała rękawów. Wyglądało to tak, jakby ktoś je po prostu oderwał. Jego nogi odziane były w ciasne, czarne rurki. Why so sexy?! Why?
Dotychczasowa muzyka ucichła, a z głośników popłynęła znana mi melodia. (~klik~)
Jimin wyciągnął swoje umięśnione ręce prosto w górę, chcąc się rozciągnąć. Przechylił głowę w lewo, potem w prawo. Zdawało mi się, że słyszę strzyknięcie jego karku, ale to przecież niemożliwe przy tym hałasie. Rozluźnił ręce i zaczął delikatnie kołysać biodrami w rytm muzyki. Nie spuszczał ze mnie wzroku, przez co czułem się trochę nieswojo. Przejechał dłonią po włosach, uchylając lekko usta, po czym jego ręka spoczęła na karku, a brodę uniósł w górę, prezentując linię szczęki. Kciuk lewej ręki trzymał za paskiem spodni. Jego biodra zaczęły poruszać się w przód i w tył, strasznie mnie prowokując. Czemu on to robi!? Nie może sobie tego oszczędzić?
Wsłuchując się w tekst piosenki, zauważyłem, że słowa te skierowane są do dziewczyny... Źle sobie dobrał podkład do tańca. Zwłaszcza, że taniec był z dedykacją dla mnie. Chłopak zaczął rozpinać oburącz guziki swojej pół-koszuli. Robił to powoli, próbując rozpalić towarzystwo. No właśnie.. Rozpalał towarzystwo... Masa zakochanych dziewczyn chciała być jak najbliżej niego. Przepychały się jedna przez drugą i wyciągały ręce w jego stronę. Hah.. I gdzie ci faceci co na niego lecą? Raczej to nie był klub dla homoseksualistów. Właściwie, to nasz drogi Jiminnie przed chwilą przyznał się, że jest gejem. Ciekawe jak ludzie to przyjmą... To taki nietolerancyjny kraj... Ale z drugiej strony, wiedzą, że ja też jestem homo...
Chwila...
JESTEM!?
Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny pisk wszystkich lasek na tej sali. Właśnie tancerz zrzucił z siebie górną część ubrania, chwaląc się cudownym torsem, na widok którego zrobiło mi się gorąco. Chłopak złapał się jedną ręką rury i zaczepił się o nią nogą, robiąc obrót o 360 stopni, po czym kucnął i wstając, zakręcił seksownie tyłeczkiem. No tak, sam mówiłem, że chętnie bym popatrzył jak kręci tyłkiem. Chyba zapomniał, że jest facetem. Zaintrygowany wiwatami publiczności, kontynuował swój występ. Złapał za zapięcie paska, odpiął go i jednym ruchem wyciągnął go ze szlufek, bijąc nim w powietrze jak z bata. Wyrzucił pasek za siebie. Jego rurki lekko zjechały, ukazując gumkę ognisto-czerwonych bokserek.
- Zróbcie mi tu przejście! - zakrzyknął, pokazując dłońmi przedział, z którego mają się usunąć ludzie. Wystraszyłem się.. On chciał oczyścić sobie drogę do mnie. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Chciałem uciec, ale nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że jestem przybity do krzesła.
Gdy Jimin miał już wolną drogę, wykonał epickie salto w tył z blatu na podłogę. Tanecznym krokiem zbliżał się do mnie, dając się dotykać spragnionym fankom, o co byłem naprawdę zazdrosny. Nagle znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Poczułem ucisk w żołądku. Krew uderzyła mi do głowy, nie słyszałem nic oprócz głośnego bicia mojego serca. Chłopak przysunął się do mnie i pocałował lekko. Na oczach tłumu. Super.
- Hyung... - chciałem protestować, ale on znowu połączył nasze usta. Dotknął dłonią mojego torsu. Moja ręka powędrowała na jego szyję. Zamknąłem oczy, rozkoszując się smakiem jego delikatnych ust. Kit z ludźmi i tak są pijani. Poczułem dotyk na moim kroczu - Jimin.. - jęknąłem.
Wtem poczułem szarpnięcie. Wystraszony otworzyłem oczy. Zobaczyłem zaciekawioną twarz Jimina. Nadal byłem w klubie. Z tą różnicą, że było jasno i pusto. Od razu sprawdziłem godzinę w komórce. 6:50. ZASNĄŁEM?! Wszedłem w wiadomości. Ostatni raz pisałem z Yongim. Czyli, że wszystko mi się śniło...
- Ładnie jęczysz moje imię przez sen - chłopak uśmiechnął się łobuzersko. Dlaczego on musiał to słyszeć... Na pewno wyglądam teraz jak burak.
- Claire! - wstałem, zrzucając z siebie koc, którym ktoś mnie przykrył - Gdzie ona jest!?
- Już dawno skończyła pracę. Zdaje mi się, że była zadowolona z faktu, że śpisz i nie będziesz jej męczył. Może lepiej idź do domu. Już rano. Twoja mama będzie się martwić. - Od kiedy on taki opiekuńczy? Czemu ja zadaję sobie tyle pytań?
- Jakiego koloru masz bokserki? - palnąłem bez zastanowienia.
- Yy? - podniósł pół-koszulę, szukając odpowiedzi na moje pytanie. - Czerwone? - zamrugałem ze zdziwienia. - A czemu pytasz?
- Nic, nic. Idę już, narka - odwróciłem się i wyszedłem z klubu.
~~~~~
O 7:20 byłem już pod domem. Po cichu wszedłem do środka.
- GDZIE ON DO CHOLERY JEST!? - usłyszałem krzyk ojca. Wystraszony pobiegłem do swojego pokoju, zastanawiając się gdzie się schować, tak, żeby ojcu wydawało się, że po prostu mnie nie widział. Usłyszałem jak wchodzą po schodach i bezmyślnie władowałem się do szafy. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się.
- Jeongguk? - spytała mama.
- Mówię, że go nie ma! - krzyknął ojciec. Wtedy wyszedłem z szafy, udając zaspanego. Oboje w tym momencie patrzyli na mnie jak na idiotę. - Co ty tam robiłeś!?
- Mam downa i śpię w szafie. Dajcie mi spokój - walnąłem się na łóżko.
- Nie żartuj sobie z ojca smarkaczu! - oburzył się.
- Nie jesteś moim ojcem.
- Powiedziałaś mu!? - mama dostała od niego z liścia w twarz.
- Nie bij matki tyranie! - podniosłem się oburzony z łóżka i stanąłem przed nim. Byłem trochę wyższy od niego, więc czułem, że mam przewagę.
- Śmiesz mi rozkazywać!? Będę robił co chcę! Ona jest tak samo głupia jak ty! Już dawno powinienem był was wyrzucić na zbity pysk! - zaczął wymachiwać rękoma w złości.
- To czemu tego nie zrobisz!? - tym razem ja dostałem z pięści w szczękę. - Będziesz się nad nami znęcał, tylko dlatego, że jesteśmy słabsi? - znów chciał mnie uderzyć, ale zatrzymałem jego rękę. Spojrzał na mnie zezłoszczony, ale w jego spojrzeniu była też nutka zdziwienia. - Nie jestem już bezbronnym dzieckiem, które możesz bić - pod wpływem impulsu sprzedałem mu prawego sierpowego i uciekłem. W korytarzu złapałem tylko kurtkę i wybiegłem z domu. Ostatnio nie przebywałem w nim zbyt często.
~~~~
Szedłem tłocznym chodnikiem, starając się opanować złość, która rozprzestrzeniła się po całym moim ciele. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Każdy gdzieś się spieszył, zajęty sobą. Po niebie leniwie sunęły białe obłoki, od czasu do czasu przysłaniając słońce. Niby pogoda wpływa na humor, ale nie dzisiaj. Dzisiaj byłem zmęczony i wściekły. Nie pogadałem z Claire, jęczałem imię Jimina przez sen, co było naprawdę upokarzające, do tego uderzyłem ojca, zmartwiłem mamę, nie po raz pierwszy zresztą i teraz wkurwiony na cały świat nie wiem dokąd idę.
~~~~
Stanąłem na dziedzińcu przed dużym, symetrycznym budynkiem. Otaczały go wysokie kremowo-szare kolumny. By dostać się do środka, trzeba było jeszcze pokonać jakieś trzy tuziny schodów. Nad głównym wejściem widniała reklama nowego spektaklu mojego fałszywego ojca. Obraz ten był szary o tej porze roku. Nagie gałęzie drzew marzły na mrozie. Ich brązowy kolor dopełniał zimną szarość betonu, a lodowate niebo odbijało się w ogromnych oknach teatru. Powinienem być zachwycony okazałością teatru, ale nie potrafiłem, ze względu na to, że była to najważniejsza rzecz w życiu tego tyrana. Nienawidziłem tego miejsca, nawet nigdy nie wszedłem do środka. Ale tym razem coś mnie tam ciągnęło. Chciałem zobaczyć, co w tym miejscu jest do kochania.
Gdy pokonałem schody, znalazłem się przed głównym wejściem, które było zamknięte. Otwarcie było w południe, chyba nici ze zwiedzania, bo dopiero dochodzi ósma.
Wtem zauważyłem mojego ojca idącego z jakąś dziewczyną w moim wieku, może trochę starszą. Co zwróciło moją uwagę - dziewczyna miała w ręku balonik w kształcie serca, wypełniony helem, dumnie wiszący nad jej głową. Schowałem się za kolumną i obserwowałem jak wchodzą na górę i mój ojciec, po wyciągnięciu klucza z kieszeni, otwiera boczne drzwi. Pan gentleman przepuścił kobietę w drzwiach i sam wszedł za nią. Poczekałem jeszcze chwilę w swojej kryjówce, po czym zajrzałem przez szybę do środka. Słońce odbijające się od szkła niestety utrudniało mi zadanie. Zasłaniając rękoma dopływ światła, zbadałem lokalizację tej parki. Za pierwszymi drzwiami okazały się być drugie, więc wszedłem do przedsionka i ukrywając się za plastikową framugą, obserwowałem ich. Stali tyłem, wyszukując jakiś papierów w szafkach za ladą. Korzystając z okazji, wszedłem do środka, po cichu zamykając drzwi i kucnąłem za wózkiem woźnego. Ona odwróciła się w moją stronę, porządkując papiery, a ojciec oparł brodę na jej ramieniu. Moje brwi powędrowały wysoko w górę.
- Kocham cię Sejin - mruknął do niej.
- Też cię kocham - odpowiedziała. - Ale brakuje mi ciebie poza pracą. Brakuje mi wspólnych wypadów na miasto, do restauracji, do kina. Czy chociażby spacerów z psem. Tato, wróć do domu - poprosiła go.
"Co kurwa?!" wydarłem się do siebie w myślach "TATO!?" To chyba jakiś żart jest!
- Wiesz, że nie mogę, muszę mieszkać z tą kobietą i jej pojebanym synem, z którym ciągle są problemy. Jeśli się dowiedzą, że ją zostawiłem to sprzątną i mnie i ciebie.
- Kiedy to się skończy?
- Nie wiem, Sejin, nie wiem... - facet obrócił się i poszedł, zostawiając dziewczynę samą. Miałem ochotę do niej podbiec i o wszystko się wypytać, ale ktoś położył ręce na moich ramionach, drgnąłem wystraszony.
- Co tu robisz, chłopcze? - zapytał mnie starszy pan w stroju woźnego.
- Odwiedzam tatę w pracy.
- Chowając się za moim wózkiem? - spytał podejrzliwie.
- Bo tata nie może wiedzieć, że tu jestem. Zerwałem się ze szkoły - tak, właśnie sobie uświadomiłem, że powinienem być na lekcjach.
- Ech, łobuzie. Leć na lekcje. Poszpiegujesz ojca kiedy indziej.
Grzecznie opuściłem teatr, mając nadzieję, że ta dziewczyna mnie nie widziała.
~~~~
Przecież nie pójdę do szkoły, na trzecią lekcję i to bez niczego. Do domu też nie wrócę... Pojechałbym do Claire, ale nie mam przy sobie pieniędzy.
- A ty nie w szkole? - rozejrzałem się dookoła, szukając osoby, która się do mnie odezwała - Tu jestem - rudowłosa dziewczyna oparta o drzewo pomachała do mnie. Nie znam jej..
- A ty to kto? - spojrzałem na nią, marszcząc brwi.
- Siostra twojego chłopaka.
- To Jimin ma siostrę? - wypaliłem, przecież on nie jest moim chłopakiem.
- Jimin? Czyżbym cię z kimś pomyliła? Ty nie jesteś Jungkook?
- Jestem...
- Przecież widziałam twoje zdjęcie z moim bratem, jak się całujecie, do tego bez koszulek.
- Ja pierniczę... Ta impreza... To było tylko takie tam... - podrapałem się nerwowo w tył głowy.
- Przypadkiem nie pożyczyłeś sobie mojego fluidu? - zboczyła z tematu.
- Skąd to wiesz? - popatrzyłem na nią zdziwiony. - Przyznaję się bez bicia, ale skąd to wiesz?
- Pół tubki mi zużyłeś! No sorry! Od razu poszłam wrzeszczeć na Taehyunga, a on cię wydał.
- Przepraszam... Odkupię ci... - powiedziałem, wcale nie mając zamiaru tego zrobić.
- No ja myślę!
- I co? Tylko dlatego mnie zatrzymałaś?
- W sumie to tak.
- Nie no serio? Te dziewczyny - westchnąłem. Dziewczyna zarumieniła się lekko.
- Fajnie jest robić to z chłopakiem? - spytała.
- CO!? - wzdrygnąłem się i odsunąłem do tyłu. - Nie robiłem tego z chłopakiem! - krzyknąłem, zapominając, że jesteśmy w miejscu publicznym. Jakaś staruszka spojrzała na mnie z odrazą. - Skąd ty w ogóle wzięłaś takie pytanie?
- No bo skoro jesteś gejem i całowałeś się półnagi z moim bratem to wiesz...
- Nie jestem gejem.
- Nie, wcale. - zaprzeczyła. Otworzyłem buzię, chcąc coś powiedzieć, ale położyła mi palec na usta. - Nie tłumacz się, nie obchodzi mnie to. Pa! - ruda przeszła obok mnie i zniknęła w tłumie.
~~~~
sobota, 10 stycznia 2015
I am monster....
A co by było, gdyby jedno stwierdzenie zburzyło cały ich dotychczasowy świat?
- Jesteś gejem - stwierdził Tae bez żadnych emocji, gdy tylko opuściliśmy siedzibę telewizji.
- Tego nie powiedziałem - zbyłem go szybko, nie chcę im tego wyjaśniać, nie na środku ulicy.
- Ale powiedziałeś, że nie przeszkadzałby ci związek z mężczyzną - no muszą mi przypominać? Muszą?
- Jin hyung skąd masz wiedzieć czy nie jest ci przyjemnie z chłopcem, jeśli nigdy tego nie próbowałeś? - westchnąłem w jego stronę. Nie no mogłem się od razu tam wydrzeć, że mam ochotę przeruchać któregoś z nich. Choć patrząc na całą tą popapraną grupkę, mogłoby być przyjemnie - no i nie mówcie mi, że żaden z was też nie jest - przez chwilę nikt nie reagował na to co mówiłem, jednak nim zdążyłem się poddać, Kookie podniósł rękę ku górze. - Wiedziałem! - wszyscy dziwnie się na mnie popatrzyli, co ja im zrobiłem?! - no co? - nie dostałem jednak odpowiedzi.
Resztę drogi wszyscy siedzieli cicho, byłoby jak na cmentarzu, gdyby nie telefon tancerza, który raz po raz wydawał z siebie wkurwiający dźwięk. Sam Jiminnie z wielkim bananem na ryju (całkiem ładnym ryju) odpisywał na sms'y. Pewnie se laskę znalazł. Czemu tak dziwnie się przez to czułem? Rozczarowanie? Nie mam zielonego pojęcia. Nagle i mój telefon zawibrował. Ja go przynajmniej wyciszam. Na wyświetlaczu pokazał się numer Tae.
"Hyung nie patrz się tak na Jimina, bo oślepniesz!"
Szybko mu odpisałem.
"Wolałbym oślepnąć, niż widzieć jak pisze ze swoją nową laską."
"Podoba Ci się c'nie?"
A ten ułom skąd to wie? No niby może być, to widać... tak odrobinkę. Postanowiłem zagrać w jego grę.
"Tak. A Ty ruchasz się co noc z Jinem."
- Skąd wiedziałeś? - usłyszałem krzyk za sobą, a wszyscy spojrzeli na V jak na debila. A on wpatrywał się we mnie z oczami wielkości talerzy.
- To miał być żart... - on serio to robi? Nie no ten świat nie ma sensu.
- To ci nie wyszedł.
Więcej podczas tej drogi się nie odezwaliśmy. Ale panowała straszna cisza. Nawet telefon Jimina ucichł. Wszyscy byli jacyś tacy zdołowani.
Po wejściu do dormu od razu padłem na łóżko i popatrzyłem jak J-hope zmienia ciuchy i wychodzi z pokoju, pewnie będą oglądali filmy. Nie miałem siły, żeby się rozebrać. Szybko zasnąłem. Przez sen czułem, jak ktoś delikatnie zdejmuje ze mnie buty i ciuchy, później przykrywa kołdrą i całuje w czoło. Cicho zamruczałem i przekręciłem się na drugą stronę.
~~~~
Rano postanowiłem wziąć kąpiel, na korytarzu minąłem się z Tae, złapałem go za rękę i cofnąłem kawałek.
- Wiesz kto był u mnie w pokoju w nocy?
- Namjoon. Powiedział, że pewnie nawet się nie rozebrałeś i poszedłeś spać.
- Miał rację - puściłem go i ruszyłem dalej. Bez pukania wszedłem do łazienki i dopiero po odwróceniu się w stronę prysznica, zauważyłem, że ktoś jest w środku.
- Cześć Monster - po raz kolejny na moją twarz wkradł się uśmiech, oparłem się o pralkę i patrzyłem na chłopaka, który zatrzymał się w bezruchu, wystraszony - nie przeszkadzaj sobie - sprawdziłem godzinę na telefonie, dalej się na niego gapiąc. - Chyba że... - wstałem i zostawiając komórkę na ziemi podszedłem do niego - chcesz bym się przyłączył? - przez chwilę nic nie mówił, tylko po jego oczach mogłem poznać, że zbytnio nie ogarnia. co się naokoło niego dzieje. Położyłem dłoń na jego policzku i przyłożyłem wargi do jego. Po chwili pogłębiłem pocałunek. Trwało to kilka chwil, ale odepchnął mnie oburzony.
- Dupek - rzucił tylko, gdy wychodziłem zadowolony z siebie. W kuchni przeciągnąłem się jak kot i zabrałem płatki Jina, siadając przy stole. Po paru minutach do pomieszczenia wpadł wkurwiony lider, a wszyscy patrzyli na niego zdziwieni. Gdy podszedł do mnie, przywalił mi w twarz z liścia. - Masz tak więcej nie robić.
- Ooo... no nie mów, że ci się nie podobało - przygryzłem usta, patrząc na niego wyzywająco. Jak ja uwielbiam wkurwiać ludzi. Znów dostałem, na co tylko się słabo uśmiechnąłem. - Dajesz jeszcze raz.
- Jesteś głupi - puścił mnie i wciąż w złym humorze, opuścił kuchnię.
- Co ty mu zrobiłeś? - spytał J-hope, siadając koło mnie.
- Nic ciekawego - wstałem i postanowiłem się wykąpać. Gdy wychodziłem, usłyszałem jak ktoś krzyczy. Schowałem się za ścianą na korytarzu i zobaczyłem jak Jimin i Kookie o coś się kłócą, młody rzucił czymś w niego i się odwrócił. Zobaczyłem jak tancerz obejmuje go w pasie i kładzie głowę na jego ramieniu. Pochylił się i pocałował go delikatnie w kącik ust. Ciasteczko rozchylił wargi, więc odpowiedział mu głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydawało mi się, że mogę usłyszeć syk unoszącej się z ich ciał pary. Kiedy Jimin chciał się cofnąć, chłopak znów połączył ich wargi razem. Cofnąłem się dwa kroki w tył i trafiłem na coś miękkiego, odwróciłem się i okazało się, że tym czymś był V. Pochylił się nad moim uchem i cicho szepnął.
- Odpuść sobie Jimina, on cię nie kocha. Weź się za tego, co nie wie jeszcze, co czuje - dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, ale... gdy zobaczyłem chłopców razem, coś we mnie pękło. Chyba to zobaczył, bo żeby dodać mi otuchy, przytulił mnie do siebie. - Leć ujarzmić potwora - poklepał mnie jeszcze po plecach i poszedł sobie. Spojrzałem przelotnie na całującą się parę i ruszyłem na górę.
- Suuuuuuuuuga hyung! - usłyszałem z salonu głos lidera, więc tam ruszyłem, zobaczyłem go stojącego nad rozłożonym na części pierwsze pilotem od telewizora. - Dasz radę to naprawić?
- Uh - pochyliłem się i pozbierałem części. - Bóg Destrukcji wkracza do akcji, co? Co będę z tego miał? - obejrzałem wszystkie części i dobrze wiedziałem, co idzie do czego.
- A co chcesz?
- Całusa - powiedziałem, pochylając się nad jego szyją i ugryzłem go lekko. Szybko mnie odepchnął.
- Co cię ostatnio porypało?
- Może brakuje mu miłości? - wtrącił się Jin z paczką chipsów w ręce.
- Tobie Tae daje jej chyba aż nazbyt - popatrzył się na mnie głupio i zadał nieme pytanie. - Skąd wiem? Mam swoje sposoby.
- Dobra, naprawisz to czy nie? - ponaglił mnie Monster już nieco wkurzony.
- Dam radę - po piętnastu minutach pilot już działał jak powinien, chłopak wyciągnął w jego stronę rękę. - A nagroda?
Słyszeliście o tym, że jeden pocałunek potrafi zniszczyć całe dotychczasowe życie? Jeśli tak, to ten pocałunek do takich właśnie należał. Jedną dłonią podniósł mój podbródek, a drugą położył z tyłu na karku. Najpierw delikatnie niczym motyl, musnął moje otwarte wargi. Polizał je delikatnie, a gdy pozwoliłem mu wejść, zaczęliśmy toczyć wojnę. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Wplotłem palce w jego włosy, chciałem smakować każdej chwili. Czułem na sobie jego delikatny zarost, nie golił się tak może z trzy dni, nie było tego jeszcze widać. Oderwaliśmy się po dość długiej chwili, oddychałem ciężko, patrzeliśmy się na siebie, jego wzrok mówił "będziesz tylko mój". Westchnąłem głośno i opuściłem pokój. Oparłem się o drzwi swojej sypialni policzyłem do trzech i przygryzłem wargę, czułem delikatnie metaliczny posmak krwi. Usłyszałem jak puka, więc odrobinę je uchyliłem i zrobiłem krok w tył, Monster szybko wtargnął do pokoju, od razu pchając mnie na łóżko. Zawisł nade mną i znów przyciągnął do pocałunku od którego nogi miałem jak z waty.
- Nie pakuj się do jednego łóżka z kotem - szepnąłem mu na ucho i mocno wgryzłem się w jego szyję.
- Jesteś sadystą - jęknął, gdy polizałem zaczerwienione miejsce.
- A ty masochistą - skwitowałem, znów mocno go gryząc.
- Eh. Chłopcy nie chcę przeszkadzać, ale dwie rzeczy: jak byście zapomnieli, ten pokój jest dwuosobowy, poza tym zaraz mamy próby, a sex o poranku nie zrobi wam dobrze na kondycję - powiedział Hope, zabierając swoją bluzę i śmiejąc się z nas. Powoli szedłem palcami pod koszulką lidera w górę, gdy on mówił, a jak wyszedł wbiłem mocno paznokcie i drapnąłem po całej długości pięknych pleców.
- Ty chcesz mnie zabić - westchnął, całując mnie i wstając - przygotuj się na próby.
Gdy byliśmy przed budynkiem ustawieni do "War of hormone" nie mogłem zbyt dobrze zobaczyć "śladów" u lidera, jednak gdy puścili muzykę, a on zaczął biec, dobrze widziałem wszystkie czerwone miejsca. Uśmiechnąłem się mimowolnie i ruszyłem w odpowiednim momencie. Kopnąłem go w dupę, gdy Kookie wziął mnie "na barana" i uśmiechnąłem, gdy udawał, że nic się nie stało. Po próbie leżeliśmy wszyscy na trawie, znudzony ich rozmowami, przymknąłem powieki. Prawie że usnąłem, dopiero pytanie Ciasteczka wzbudziło we mnie ciekawość.
- Namjoon Hyung, czemu masz tyle zadrapań i śladów po zębach?
- Bawiłem się z bezpańskim kotem - oparł po chwili, prychnąłem na jego słowa i z uśmiechem przyglądałem się wszystkiemu jednym okiem.
- Skoro jest bezpański, to może go przygarniemy? - ciągnął tym razem V.
- Nie.
- Dlaczego?
- Tae, ten kot jest strasznie chamski, gryzie, nie słucha co się do niego mówi, boleśnie drapie i chyba ma wściekliznę - tym razem nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.
- Hmmm.. piękny bukiet słów go opisujących - powiedziałem, wstając i podchodząc do lidera, kucnąłem przy nim i położyłem mu dłoń na karku. - Pamiętaj, że tylko dla ciebie taki jest - delikatnie go pocałowałem, w tym samym czasie przygryzając mocno jego wargę.
- Ty naprawdę chcesz mnie zabić - na jego słowa starłem sobie tylko kciukiem jego krew z ust i zrobiłem słodkie oczy. - Masz charakterek głupku.
- Czyli że co, Suga jest tym twoim kotkiem? - wtrącił nam Jimin, gdy zatracaliśmy się w swoich tęczówkach.
- A żebyś wiedział, że tak.
- Czy tylko mnie się zdaje, czy to wybuchowe połączenie? - Jin chyba w nas nie wierzy. No przecież nie pozabijamy się... chyba...
Gdy wracaliśmy do domu, Monster zaliczył niejeden bolesny pocałunek z przydrożnym drzewem i wielokrotnie z chodnikiem. Ach, jakże piękny mamy dziś dzień.
- Jak tak dalej pójdzie, to nim się z nim prześpisz, stracimy lidera - zarzucił mi Tae, gdy tylko zostaliśmy sami.
- Raczej nie.
- Gdzie idziesz? - krzyknął w moją stronę, gdy wchodziłem po schodach.
- A to nie ty kazałeś mi "ujarzmić potwora"?
- Ale nie w tym sensie - walnął się z irytacją w głowę i odszedł sobie. Wzruszyłem ramionami i dalej wspinałem się na wyższe piętro. Gdy dotarłem, spotkałem chłopców w salonie przed telewizorem. Pochyliłem się nad Kimem.
- Za pół godziny w twojej sypialni - szepnąłem i ruszyłem do siebie. Umyłem zęby i ogarnąłem trochę włosy. Przemyłem stopy, wypsikałem się perfumami i dezodorantem żeby nie było czuć potu. Gdy wszedłem do jego pokoju, (jako jedyny w naszym dormie miał pokój tylko dla siebie) stał przy wielkim łóżku w kolorach kawy i beżu, w samym ręczniku na biodrach. Za nim było wielkie okno prosto na spokojną już ulicę.
- To było mniej niż pół godziny - zbliżyłem się do niego, stał przede mną prawie nagi w zimnym blasku księżyca. Spuścił spojrzenie z wstydliwym lękiem, nagle pewny siebie raper, stał się małą delikatną istotą, którą łatwo wykorzystać. Jak wąż oplotłem jego ciało dłońmi i zachłannie wbiłem się w te malinowe usta. Dotknąłem jego policzka, czułem jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Półmrok panujący w pokoju wyostrzył mi zmysły, schodząc dłonią niżej natrafiam na szyję, ramię i tors. Tak blisko a jednak tak daleko ode mnie. Czuje wszystko, pożądanie, strach, jego zapach i ciepło oraz dwa szybko bijące serca. Niecierpliwie zniżam się jeszcze dotykiem, zdejmując ręcznik z jego bioder. Zachłannym spojrzeniem patrzę na całą jego sylwetkę, taki idealny, taki nierealny - Hyung - szepnął w moją stronę i przyciągnął do pocałunku. Począł zdejmować ze mnie koszulę, a ja wbiłem się w jego szyje raz po raz gryząc i liżąc skórę. Słyszałem ciche zagłuszone jęki, więc, nie przestając gryźć, błądziłem dłonią po jego stojącym już członku. Klęknąłem przed nim i wziąłem go do ust, cały trzon pieściłem językiem, a główkę przygryzałem delikatnie. Jego ciche jęki mobilizowały mnie do dalszego działania. Pchnąłem go na łóżko i usiadłem na nim okrakiem.
- Wystaw język - szepnąłem, a gdy spełnił prośbę, wziąłem go do ust delikatnie się z nim bawiąc, w tym samym czasie niedelikatnie wbijałem mu paznokcie w skórę. Nagle oderwał się i spojrzał w bok. Zobaczyłem na jego twarzy lekki strach. - Hej, nie mów, że nigdy tego nie robiłeś? - ruchem głowy potwierdził moje obawy, jest prawiczkiem i jest dziewicą. - Hej czubku - złapałem jego twarz w dłonie - wszystko ci pokażę, nie martw się - odpiąłem guziki od spodni i zdjąłem je razem z bokserkami. - Ma boleć czy mam być delikatny? - spytałem, przygryzając zarazem jego ucho.
- Ma boleć - szepnął cicho i lekko się uśmiechnął.
- Rozluźnij się - pocałowałem go mocno, nie uwalniając jego ust od moich, uniosłem jego biodra i jednym ruchem wbiłem się w niego. Jęknął głośno w moje usta i przygryzł je. Krew poleciała nam po brodach, ale nie dbałem o to, ruszyłem się raz, a on znów zacisnął szczęki, za drugim razem wbił mi w plecy paznokcie i rozdarł skórę wywołując okropny ból. Widziałem łzy gromadzące się w kącikach jego oczu, ale nie dbałem o to i dalej się w nim ruszałem, z czasem przyśpieszyłem, a później jeszcze bardziej. Gdy obaj skończyliśmy, położyłem się koło niego. - Wyglądamy jakbyśmy kogoś zarżnęli - na białej pościeli było pełno krwi, która wciąż wypływała z większych i mniejszych ran. Ale z moich ust chyba najbardziej. Teraz powinienem powiedzieć "kocham cię" czy coś w tym stylu, ale nie mogę skłamać, nie mogę powiedzieć mu, że go kocham. Ponieważ go nie kocham, kocham Jimina, więc kim on dla mnie jest? Zastępstwem? Nie, jest kimś ważnym, ale nie tak bardzo. - Spać - powiedziałem, obejmując go i przytulając do siebie. Jakim cudem to tak się skończyło?
~~~
Gdy wyszedłem z kąpieli, ktoś wtargnął do toalety.
- Jiminnie puka się, a nie włazi na chama - skwitowałem, kończąc się ubierać.
- Jesteś z Namjoonem?
- Nie wiem, czy można tak powiedzieć o tym związku - odwróciłem się w jego stronę.
- Kochasz go? - z mimiki jego twarzy niewiele można było wyczytać. Ale na sto procent był wkurwiony, na mnie? Kto to wie.
- Lubie jego zapach - nim skończyłem, obok mojej głowy znalazła się ręka waląca z całą siłą w ścianę.
- Nie rób mu głupiej nadziei, skoro go nie kochasz, wzdycha do ciebie od kiedy jesteśmy zespołem. A ty? Ty kochasz mnie i tą swoją byłą dziewczynę, która zostawiła cię dla innego.
- Skąd o tym wiesz?!
- Tae mi wszystko opowiedział.
- Nie kocham cię - pocałował mnie delikatnie, a gdy nie protestowałem pogłębił pocałunek, położyłem dłonie na jego karku, przyciągając go mocniej.
- Sam sobie zaprzeczasz.
Nagle w drzwiach stanął Monster, patrząc na mnie z wyrzutem.
- Rozumiem. Jestem - zaciął się, drapiąc kark - zabawką, zastępstwem.
Gdy wychodził nie ruszyłem za nim, choć powinienem pobiec i zaprzeczyć temu co powiedział... ale jeśli... jeśli to prawda? Zaraz po tym jak wyszedł, Jimin obdarował mnie spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Stałem parę minut w tym samym miejscu i ruszyłem do salonu.
- Nie jesteś - szepnąłem, zasłaniając chłopakowi telewizor.
- Zasłaniasz mi - odpowiedział mi tylko, unikając moich oczu. Wyrwałem mu z ręki pilota i wyłączyłem urządzenie.
- Nie jesteś ani zabawką, ani zastępstwem, zrozum - nagle wstał i podniósł rękę by mnie walnąć. Jednak nie zrobił tego. opuścił ją.
- PRZECIEŻ WIDZĘ! NIE JESTEM ŚLEPY, DLA CIEBIE TO OBOJĘTNE CZY TO KOBIETA CZY MĘŻCZYZNA. ZALEŻY CI TYLKO NA TYM, ŻEBY KOGOŚ PIEPRZYĆ! - krzyknął mi w twarz i zabierając bluzę, zszedł na dół. Walnąłem pilotem, który trzymałem w ręce o ziemię i poszedłem do siebie.
Nie wyszedłem z pokoju ani razu, ani na posiłki, ani nawet na swój ulubiony film. Leżałem tylko, słuchając muzyki i głupio wpatrywałem się w sufit. Do pomieszczenia wpadł Kookie, krzycząc coś w moją stronę, jednak go zignorowałem. Gdy wkurzony trzasnął drzwiami, na jego miejscu pojawił się Jin, wyjął z mojego ucha słuchawkę i bardzo cicho szepnął:
- Nie wiem czy obchodzi cię to, ale jest już po północy, a Namjoon jeszcze nie wrócił. Wszyscy idziemy go poszukać, jeśli chcesz chodź z nami.
Wstałem z łóżka, przecierając oczy. Po północy?! Nie wrócił?! Wiedziałem, że jest tylko jedno miejsce w które mógł się udać. Był tam zawsze, gdy coś go trapiło. Zabrałem latarkę i bez słowa wyprzedziłem już tych, którzy byli na dworze. Biegłem przez las stojący po drugiej stronie ulicy. Zajęło mi to może godzinę, ale wreszcie dobiegłem do starych opuszczonych budowli. Sam nie wiem, co to było, może jakieś bloki. Były wysokie, a każde piętro miało swoją literę i cyfrę. Doszedłem do trzeciego bloku po prawej i wbiegłem na schody. Pierwsze piętro, drugie, trzecie, czwarte, w końcu piąte. Przebiegłem korytarzem, aż moim oczom ukazała się niebieska litera E. Piąte piętro, sektor E.
Jak mogłem się domyślić, siedział tam na parapecie z butelką taniego piwa.
- Alkohol? Naprawdę? - chwyciłem jedną butelkę i rzuciłem nią o podłogę, zostało jeszcze siedem, cztery już puste.
- Pojebało cię?! - krzyknął w moją stronę, chwytając za dłoń, wyrwałem się z jego uścisku i rozbiłem kolejną.
- Zależy mi na tobie, cholernie mi zależy. Nie jest to miłość. Jeszcze nie, ale przecież dobrze wiesz, że może się nią stać. Myślisz, że ruchałbym się z byle kim?! - zignorował mnie i zostawiając alko, schodził na dół. O dziwo po tak dużej ilości procentów, był naprawdę opanowany. Czego ja się miałem spodziewać? Przecież jest silnym mężczyzną, wszystko trzyma w sobie. I ma mocną głowę, nigdy nie widziałem, by był pijany. - Nie ignoruj mnie! - poczułem jego pięść na swoim brzuchu i okropne mdłości. Spadłem z ostatnich kilku schodków i zatoczyłem się aż do trawy, ledwo się uniosłem. - Kochasz mnie - tym razem oberwałem w nos, z którego od razu wyciekła strużka czerwonego płynu. - Chcesz mnie pocałować - tym razem zaliczyłem kopniaka w brzuch. - Chcesz, żebym cię pierdolił, podoba ci się to! Jesteś jebanym pedałem! - z otwartej dłoni, walnął mnie prosto w policzek, wywołując mocniejszy ból nosa. - Oj no dalej, mocniej nie umiesz? Zrób to jak mężczyzna! - nim skończyłem, jego pięść mocno walnęła moją szczękę od dołu. Poleciałem w tył, a z ust wyleciała mi krew. Leżałem na ziemi, a krew zalewała moją twarz. W oczach miałem mroczki, a ostatnie, co zobaczyłem przed totalną ciemnością, był Tae biegnący w naszą stronę.
~~~~
- Co ty mu zrobiłeś? - krzyknął w moją stronę V. Fakt, miałem okropne wyrzuty sumienia, jednak musiałem się na czymś wyżyć. Może odrobinę przesadziłem.
- Zabiorę go do szpitala - wziąłem jego bezwładne ciało na plecy, a po mojej koszulce zaczęła się sączyć krew. Może faktycznie przesadziłem.
- Zabierzesz go do domu, w szpitalu będą dociekać co się stało i narobisz sobie tylko problemów - odezwał się za mną Jin. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że za nami stoi - widziałem wszystko i rozumiem, że się wkurwiłeś, ale nie musiałeś masakrować nam Sugi - powiedział, odwracając się i idąc w stronę domu. Skąd on ma w sobie tyle spokoju? Eh. Poprawiłem ciało chłopaka i czując się co najmniej jak seryjny morderca, niosłem go aż do jego pokoju. Jestem ohydnym potworem, jak mogłem mu to zrobić?!
~~~~
Gdy otworzyłem oczy uderzyła mnie biel szpitalnych ścian. Serio aż tak mi przyjebał? Odwróciłem się w jakąś stronę i zobaczyłem Tae i Jimina siedzących na sąsiadującym łóżku.
- Ile byłem nieprzytomny?
- Dwa i pół tygodnia - odpowiedział mi smutno V.
- Ej co to za miny? - nie odpowiedzieli mi jednak, tylko odwrócili spojrzenie.
- Bo od dwóch tygodni nieprzytomny leży Namjoon - skwitował Jin stojący w drzwiach.
- Co, dlaczego? - usiadłem na łóżku, odpinając od siebie wszystkie te ustrojstwa i wyjmując igłę. W sumie, teraz gdy tak się zastanawiam: dałem się pobić, by Monster wyładował na mnie swoje złe odczucia, jeszcze go do tego prowokowałem. Normalnie oddałbym mu dwa razy mocniej, ale nie potrafiłem. Nie chciałem go krzywdzić. WIĘC CO SIĘ DO CHOLERY STAŁO, ŻE ON JEST NIEPRZYTOMNY?!
- Widzisz - zaczął Jin, siadając przy mnie na łóżku - gdy ty przez trzy dni się nie obudziłeś, on stwierdził, że zrobił ci coś strasznego. Że to wszystko przez niego. Następnego dnia rano ukradł mi kluczyki od samochodu i rozbił się dwadzieścia metrów od naszego domu o drzewo. Zostawił dla ciebie list. Nie otwieraliśmy go jeszcze. Lekarze robią wszystko, by utrzymać go przy życiu, miał już cztery operacje, ale on nie walczy. Już dawno się poddał.
Walnąłem go z pięści prosto w oko. JAK MOGLI DAĆ MU SAMOCHÓD!?
- DLACZEGO NA TO POZWOLIŁEŚ?!
- Nie miałem możliwości, by mu nie pozwolić.
Jak oni mogli mu pozwolić zrobić sobie coś takiego? Wybiegłem na korytarz i zaczepiłem jakiegoś lekarza.
- Wie pan może, gdzie leży Kim Namjoon?
- Sala numer trzy w tamtą stronę, właśnie wrócił z operacji.
Ruszyłem w kierunku wskazanym przez mężczyznę i wbiegłem do sali. Stali w niej: Kookie, J-hope i jakaś kobieta. Od razu rzuciłem się w stronę łóżka na którym leżał chłopak i popatrzyłem na niego wystraszony. Miał rozcięty policzek, a na około niego stało kilka hałasujących maszyn.
- Co mu jest?- spytałem lekarki, która oparła dłoń na moim ramieniu, by dodać mi nadziei.
- Jedno żebro przebiło mu płuco, więc jest podłączony do urządzenia, które pompuje mu tlen, nietrwały uraz mózgu, który już powoli zanika, do tego psycholog stwierdził u niego depresję. On nie chce walczyć, jeśli w miesiąc nie odzyska przytomności lub nie pokaże nam jakichś postępów, odłączamy go.
- Czy to oznacza śmierć?
- Niestety tak.
- Czy on mnie słyszy?
- Tego nie jestem w stanie stwierdzić - zabrała dłoń z mojego ramienia i wyszła. Kookie włożył coś w moją dłoń.
- To list od niego, zostawimy was samych.
Usiadłem na białym krześle i ze strachem otworzyłem białą kopertę.
Drogi Yoongi.Wiem, że jest to odrobinę drętwe, ale nie chciałem pozostawiać Cię z wyrzutami sumienia i niedokończonymi sprawami. Najpierw chciałem podziękować, za wszystko i za nic.Całe dotychczasowe życie w dormie Cię obserwowałem, wiedziałem, że lubisz jeść mięso, choć tego nie ukrywałeś. Wiedziałem także jak ważna jest dla Ciebie rodzina, że lubisz aparat fotograficzny, że sprzęty elektroniczne nie mają przed Tobą tajemnic. Dlatego raz po raz psułem coś, by widzieć to skupienie malujące się na Twojej delikatniej twarzy. Byłem niczym prześladowca, znałem Twój wzrost, grupę krwi, zawsze pamiętałem o Twoich urodzinach. Lubiłem patrzeć na Twoją bladą cerę, gdy zasypiałeś i Twój piękny uśmiech.
Ten list jest dla Ciebie ogromnym zaskoczeniem. W końcu widzimy się codziennie, spędzamy ze sobą każdą możliwą chwilę...
Ale jest coś o czym nie mogę porozmawiać z Tobą w cztery oczy. Zrozum, to co Ci napiszę, wymaga dużego obiektywizmu oceny sytuacji, nie ma tu miejsca na żadne emocje. Jestem pewny, że podczas rozmowy nie byłbyś w stanie wysłuchać mnie do końca....
Pamiętasz początek naszej przyjaźni? Ja pamiętam bardzo dokładnie...Było to jesienią, wkroczyłeś do studia, jak gdyby nigdy nic, a Twoja postawa mówiła jedno "Mam na wszystko wyjebane", jednak nie miałeś, nigdy. Udowodniłeś to chociażby, gdy dowiedziałem się o śmierci mojej przyjaciółki, pamiętasz? Siedziałeś ze mną cały dzień, trzymałeś za rękę, pocieszałeś, głaskałeś po włosach. Nigdy nie czułem z kimś tak wielkiej więzi, ale oswoiłeś mnie niczym Mały Książę w jednej z Twoich książek. Nie zauważałem tego, ale troszczyłeś się o mnie, zawsze byłeś gdzieś za mną. Znałeś mnie na wylot. Jednak mówi się, że każdy człowiek posiada trzy mroczne tajemnice. Jedną z nich poznałeś, gdy całowaliśmy się w Twoim pokoju po naprawieniu pilota. Przez pewien czas, nasza przyjaźń stała się głębsza i dojrzalsza, lecz wciąż jak dzieci nie szczędziliśmy cobie małych pieszczot zarezerwowanych tylko i wyłącznie dla nas. Znałeś moje problemy lepiej niż ja sam, zrozumiałeś je. Przychodziłeś za mną do opustoszałego budynku w którym topiłem swe żale. Tam pierwszy raz mnie pocałowałeś. Jestem jak bohater jakiegoś płytkiego dramatu, szaleńczo zakochany we własnym przyjacielu. Choć byłem tylko zastępstwem za Jimina, to nie żałuję tamtej nocy. Narobiłem Ci wiele blizn. Każde z nas żyje własnym życiem, Ty masz swoje problemy, ja mam swoje....tylko w Twoim przypadku jest nadzieja na zmiany, u mnie jej nie ma...Nasze życie obiektywnie nie ma sensu, wszyscy skończymy w ten sam sposób... prędzej czy później. Wiem, że możesz mój wybór potraktować jako ucieczkę, ale wiesz jak bardzo boję się bólu... Chcę to przerwać, nie czuć niczego. Nie chce Cię już ranić i wyładowywać na Tobie swoich emocji.Zawsze byłeś dla mnie kimś wielkim, jestem dumny, że mogłem mieć takiego przyjaciela, może... może gdybym nie żądał od tej przyjaźni tak wiele, nic by się nie stało?Mam do Ciebie prośbę, a raczej chcę abyś coś mi obiecał: masz przeżyć, chcę abyś żył... Wiem, że to w tej chwili może zabrzmieć bardzo infantylnie i egoistycznie, ale to jest moje ostatnie życzenie... Uszanuj je.
Nie lubię kończyć listów, kiedy wiem, że nadejdzie na nie odpowiedź, lecz nie tym razem... pierwszy raz zabrakło mi słów, nie wiem co Ci napisać, wszystko co przychodzi mi do głowy jest pozbawione jakiegokolwiek sensu...Wiem, że nie da się w żaden sensowny sposób wytłumaczyć mojego czynu, który sprawia Ci tyle bólu, ale musisz to zrozumieć, świat dla mnie przestał już istnieć, od kiedy Cię uderzyłem...Pamiętaj Yoongi, ja zawsze Cię kochałem i będę kochał.Nie obwiniaj siebie za nic.Namjoon.
Przeczytałem go na głos i nim zebrały się we mnie jakieś uczucia, głośno odetchnąłem. Dlaczego to tak cholernie boli?
- Nie wiem, czy mnie słyszysz - szepnąłem pochylony nad nim. - Ale chce ci to powiedzieć. Gdy byłem nieprzytomny, myślałem o tobie dużo, śniłem, a każde marzenie było piękne. Nie było tam nikogo, tylko my dwoje i wielka miłość. Nie wiem, czy właśnie tym słowem mogę scharakteryzować uczucie do ciebie. Jest ono jednak wielkie i bolesne. Nie chce cię stracić, zrobię wszystko byś przeżył. Ale, ale jeśli chcesz odejść to w porządku, każdy chce byś został, ja też tego chce najbardziej na świecie. Niczego nigdy bardziej nie pragnąłem. W szpitalu leży pełno chorych, którym przetacza się do żył trujące związki chemiczne albo przechodzących poważne operacje. Wszystko po to, aby mogli zostać, a przecież niektórzy mimo to umierają. Musisz walczyć... Zrób, zrób to dla mnie, a ja zrobię wszystko, o co poprosisz. Jeśli jednak zechcesz odejść, odejdę z tobą - pocałowałem go w zimną dłoń i starłem łzę w kąciku oka. Tej nocy nie spałem, wpatrywałem się w jego zimne ciało leżące na białym tle. Księżyc oświetlał go jak tamtego dnia. Taki piękny, jednak nieosiągalny. Teraz czułem to jeszcze bardziej. Brakowało mi wszystkiego, nawet tego, że wiele razy walnął mnie z liścia. Mogłem wybaczyć mu wszystko. Jeśli tylko teraz ze mną zostanie.
Następne dni mijały tak samo.
Kazali iść się umyć, przynosili koce i pozwalali spać na łóżku szpitalnym.
Przynosili jedzenie.
A ja wciąż obserwowałem to bezwładne ciało. Czekając na jakiś ruch.
Nie wiem ile minęło, ale pewnego szarego poranka, gdy krople deszczu bębniły za oknem, by jeszcze bardziej mnie zdołować, do sali weszła pani doktor.
- Jeśli przez dzisiejszy dzień nic się nie zmieni, będziemy zmuszeni go odłączyć. On może się nigdy nie obudzić.
- Nie - pierwszy raz od przeczytania listu pożegnalnego się odezwałem. Mój głos był zachrypnięty, a słowo zraniło gardło. - Nie możecie!
- Suga spokojnie. On nie walczy, może faktycznie lepiej by było, gdyby odszedł - gdy to usłyszałem od razu walnąłem Jina z liścia. JAK ON MOŻE TAK MÓWIĆ?!
- Przestało wam zależeć? To jest nasz Monster, nasz Kim Namjoon. On nie poddałby się tak łatwo, widząc ile osób na niego czeka. Nie zrobiłby nam tego, nie - upadłem na kolana. - On się obudzi, pewnego dnia, jak codziennie, krzyknie w naszą stronę, że mamy ruszać swoje tyłki i przygotować się na próby. Znowu zrobi nam poranną kawę i wyśmieje, czytając gazetę. Znów nas opierdoli i zniszczy coś na małe części, bym to złożył. Tak jak to on zawsze robił.
- On się ruszył.
- CO?!
- On się ruszył - powtórzył Kookie, patrząc na lidera. A on przechylił głowę w stronę, gdzie staliśmy ja i kobieta. doczołgałem się na czworaka do jego łóżka i chwyciłem dłoń, która słabo zacisnęła się na mojej.
- On walczy - szepnąłem, przykładając do policzka cieplejszą już dłoń.
Po trzech dniach już sam oddychał i widać było po nim, że jest już coraz lepiej.
Po tygodniu karmiliśmy już go i odłączono go od kroplówek.
A pewnego dnia, gdy spałem na krześle przy jego łóżku, położył dłoń na mojej głowie. Od razu się obudziłem, patrząc na tą piękną twarz. Usta miał wykrzywione w delikatnej imitacji uśmiechu, a oczy lekko przymrużone, jednak patrzyły na wszystko z tęsknotą. Pocałowałem go w uchylone wargi i delikatnie masowałem dłonią skórę na karku. Po mojej twarzy spłynęła łza. W końcu coś się zmieniło.
- Namjoon, ty chuju... - szepnąłem i delikatnie uśmiechnąłem się do ukochanego.
piątek, 2 stycznia 2015
4. Z życia Jeongguka.
- Nie wspominałeś, że twoi koledzy są homo! Nie wspomniałeś nawet, że ty jesteś homo!
- Jakoś wyleciało mi to z głowy. Albo może po prostu bałem się, że nie będziesz chciał się ze mną zadawać. Teraz ty też jesteś.
- Nie jestem.
- Ok, niech będzie, że jesteś bi - nie zachwyciłem się tym faktem. - V mówił, że się poryczałeś jak zobaczyłeś mnie z Namjoonem.
- N-nie? - mój głos zadrżał. Czułem, że czerwienieje.
- T-tak? - spapugował mnie. - Oglądałem to nagranie.
Nie odzywałem się.
- A potem jeszcze to rozczarowanie, gdy mnie nie ujrzałeś nad sobą.
- Czy V musi wszystko mówić wszystkim dookoła?! - wkurzyłem się, chciałem zapaść się pod ziemię.
- On taki jest. Ale... Nie zaprzeczyłeś, czyli to prawda.
Milczałem.
- Odpowiedz - ponaglił mnie, lecz ja wciąż się nie odzywałem. - Tak lub nie. Prawda, czy może V sobie to wymyślił? - przyparł mnie do przydrożnego drzewa pokrytego szronem tak, że promienie porannego słońca raziły mnie w oczy. Oparł się rękoma o drzewo na wysokości mojej szyi i wpatrywał się we mnie.
- Nie patrz się tak - mrużyłem oczy. - To krępujące, a jesteśmy w miejscu publicznym.
- O tej porze nikogo tu nie ma - rozejrzał się i musnął moje usta. Myślałem, że oczy wyjdą mi z orbit. Czułem uderzenie gorąca na całym ciele mimo mrozu panującego wokół. Otworzyłem usta ze zdziwienia i patrzyłem w jego ciemne oczy, próbując ogarnąć co się przed chwilą stało.
- C-Co to było? - zająknąłem się. Przejechał kusząco kciukiem po swoich wargach, wciąż patrząc mi się prosto w oczy. Spojrzał na moje włosy i zaczął chichotać.
- Z czego się chichrujesz? - zaczął się śmiać na głos i składać w pół. Lubię jego śmiech, jest taki... wyjątkowy... charakterystyczny... - Spokojnie hyung - poklepałem go po plecach. - O co chodzi? - pokręcił głową.
- Nie nic - wyprostował się. Jego oczy były mokre, przez co błyszczały bardziej niż zwykle. Nabrał powietrza i zacisnął wargi, a z jego oczu popłynęła łza. Znów wybuchnął śmiechem. Załamany kiwałem głową i czekałem, aż się uspokoi.
- Już ci lepiej? Możemy iść?
- Tak. Możemy, ale chcę jeszcze buzi - skrzywiłem twarz. - póki jest taka możliwość.
- No właśnie! Co ty odwaliłeś przed chwilą!? - krzyknąłem.
- Przecież wiem, że chcesz - mruknął figlarnie i przejechał mi palcem po szyi, zahaczając o podbródek.
- Jimin, nie! - zaprotestowałem, lecz on położył mi ręce na ramionach i próbował przyciągnąć do pocałunku. Zaparłem się rękoma o jego klatkę śmiejąc się z niego i próbowałem go odepchnąć. W tym momencie sam odskoczył, wystraszony przez czarną Audi, która przyjechała zza jego pleców. Obejrzałem się za autem, a moja mina zrzedła.
- Ja pierdolę... - skuliłem się pod drzewem i oparłem głowę na dłoniach.
- Co jest? - chłopak kucnął obok mnie.
- Nie wracam do domu - zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. - To był mój ojciec. Jestem martwy...
- Uspokój się - szepnął do mnie, kładąc dłoń na moim kolanie. - Przejechał tak szybko, że pewnie nawet nas nie zauważył.
- Byś się zdziwił... Nie znasz go. On widzi wszystko.
Zamilkł w skupieniu. Jednak potrafi być poważny. Już myślałem, że ze wszystkiego cieszy mordę. Może i znam go dopiero czwarty dzień, ale przez ten czas zauważyłem, że ciągle się uśmiecha. Nie wiadomo skąd pojawiła mi się wizja kolorowej ciuchci jadącej przez łąkę z dziećmi i z nimi jeden śmieszny facet cieszący się jak mały chłopczyk. Tym facetem był oczywiście Jimin. Ale skąd ta wizja?
- Ej.. - zaczął mówić główny obiekt mojej wizji. - Ale przecież kiedyś i tak musisz wrócić do domu.
- Wiem, że muszę. Ale wtedy możemy się już nie spotkać. Będę miał szlaban do końca życia.
- Za to, że wygłupiałeś się z kolegą?
- Wygłupiałem się?! - spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- No można tak to nazwać. Powiesz ojcu, że mnie nie znasz, że to jakiś pijak się do ciebie przyczepił. Myślę, że mojej twarzy nie zapamiętał - posłałem mu drobny uśmiech, bo faktycznie to była dobra wymówka.
~~~~
Wszedłem do domu i zacząłem odpinać kurtkę, usłyszałem krzyki z kuchni.
- Dalej mi chcesz wmawiać, że to nie on?! - słychać było podniesiony głos ojca. Ostrożnie zajrzałem zza futryny do kuchni. Rodzice stali tyłem do mnie przy stole, na którym znajdował się laptop. Zamurowało mnie, gdy zauważyłem jak puszcza nagranie, gdzie mój najdroższy kolega próbuje mnie przyciągnąć do siebie. I zatrzymuje w miejscu gdzie wyraźnie widać moją roześmianą twarz i dzióbek mego towarzysza.
Zapomniałem o drobnej rzeczy. Tata ma kamerkę w samochodzie. Ostatni krzyk mody.
- Może to tylko wygłupy. Zobacz, że on się śmieje - broniła mnie mama.
- Takie wygłupy w miejscu publicznym!? I tak zabiję tego gnojka! Nic nie potrafi, a teraz wpada w takie towarzystwo! Zaraz będą gadać o mnie, że nie umiem wychować syna!
- Nie jest twoim synem - słowa mamy mnie zamurowały, przylgnąłem do ściany i nasłuchiwałem. Mamie chodziło o to, że ojciec nie powinien mnie tak nazywać, bo ciągle jest w pracy i mnie nie wychowuje, prawda? Na pewno o to chodzi. Przecież nie jestem adoptowany, jestem bardzo podobny do mamy, to nie jest możliwe. Ale fajnie by było jakby okazało się, że ten drań nie jest moim ojcem.
- Może i nie jest, ale to ja przyjąłem cię pod mój dach, gdy ta idiotka z którą się związałaś, zostawiła cię na pastwę losu z Jeonem w brzuchu. To przez ciebie jest taki ułomny! Przez ten twój alkohol! Poza tym, mam do niego prawa rodzicielskie - przeszedł mnie dreszcz, czułem, że się pocę. Kto jest moim ojcem? Nerwowo przejechałem ręką po włosach. Coś na nich wyczułem. Czyżby spinki? Ja pierniczę... Już wiem z czego Jimin się tak śmiał. Podniosłem wzrok na sufit w geście załamania. Ściągnąłem kilka spinek z włosów i nie patrząc na nie, wrzuciłem je do kieszeni spodni, w dalszym ciągu przysłuchując się rozmowie.
- Jeongguk nie jest ułomny. Urodził się zdrowy. Ma wiele talentów, ale ty nawet ich nie chcesz zauważać. Nie znasz go wcale, nie interesujesz się nim. Ważna jest tylko twoja praca, a nas oboje masz w dupie - w tym momencie usłyszałem dźwięk uderzenia. Zacisnąłem pięści, a łzy spływały mi z oczu. - Kolejny dowód, że masz mnie za śmiecia - nagle bolesny jęk mamy, znów ją bije. On jest okropny, nie potrafi przyjąć prawdy, dlatego wyżywa się na słabszych. Bo przecież powinniśmy być mu wdzięczni za to, że mieszkamy w jego domu, a on zarabia na nas wielkie pieniądze w tym swoim teatrze. Szczerze, nigdy nie byłem w teatrze ojca. Wolę trzymać się od taty z daleka. Chwila... Przecież nie jest moim ojcem. Nie mogę go tak nazywać. Słyszałem, jak mama próbuje złapać oddech, zadał jej cios w brzuch. - Jesteś idiotą. Nie dość, że jedno dziecko masz w dupie, to próbujesz zabić drugie - Moje źrenice się rozszerzyły. Drugie dziecko? Mama jest w ciąży? Czy ona chce skazać kolejne stworzenie na śmierć w męczarniach? Tyle informacji w tak krótkim czasie... Myślałem, że znów ją uderzy za te słowa, ale nic nie zrobił.
- Sprytnie zmieniłaś temat. A Jeon i tak pożałuje za tę dzisiejszą akcję.
- Nadal nie wiem, co on takiego zrobił.
- Miział się z jakimś kolesiem w miejscu publicznym. Każdy pomyśli, że to gej.
- Każdy jest bardziej tolerancyjny niż ty - dźwięk tłuczonego szkła rozległ się w pomieszczeniu. Na pewno rzucił w nią jakimś naczyniem, na szczęście niecelnie. Pomyślałem, że nie mogą się dowiedzieć, że byłem w domu. Cofnąłem się do drzwi. Otworzyłem je i głośno trzasnąłem.
- Już jestem! - zawołałem i zacząłem się rozbierać, bo wcześniej nie miałem czasu tego zrobić. - Ktoś coś rozbił? Słyszałem jak się coś tłucze - mówiłem głośno, żeby mnie słyszeli. Położyłem buty na półkę i powiesiłem kurtkę na wieszaku. Stanąłem w drzwiach kuchni, zobaczyłem mamę skuloną na podłodze, została w tej pozycji od momentu, gdy dostała w brzuch. Za nią leżały kawałki szkła, a ojciec stał oparty ręką o blat stołu.
- Mamo, czemu klęczysz? - spytałem jak najspokojniejszym głosem udając, że o niczym nie wiem. Miałem jednak wrażenie, że przez moją bluzkę widać, jak wali mi serce. Nie czekając na odpowiedź, podszedłem do niego i wskazałem palcem na ekran laptopa. - Co to jest? Skąd masz moje zdjęcie i dlaczego pokazujesz je mamie?
- Lepiej ty mi to wytłumacz gówniarzu! Co to ma znaczyć!? Ściskasz się z jakimś pedałem pod drzewem na środku chodnika!
- Po pierwsze. To jest mój przyjaciel i on nie jest pedałem - zacząłem wyliczać na palcach. - Po drugie. Wcale się z nim nie ściskałem, on prezentował mi jak się do niego przystawiała jakaś dziewczyna w klu... w szkole. Jeśli nie zauważyłeś, to ja go tu odpycham i szerokim uśmiechem na twarzy - tu wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i wskazałem na nie palcem. - Po trzecie. To nie jest środek chodnika, bardziej powiedziałbym, że to krawędź chodnika. Po czwarte.. - nie miałem czwartego argumentu, ale ojciec zawsze przerywał wyliczankę przy czwartym fakcie. I tym razem tak zrobił.
- Starczy! - wydarł się, unosząc ręce tak, jakby chciał wyrwać sobie włosy. - Wynoś się do swojego pokoju! - wskazał na drzwi.
- Mamo, wstań z tej podłogi, co ty robisz? - podałem jej rękę, ignorując rozkaz taty. Eh.. miałem go tak nie nazywać, ale nie mogę znaleźć w głowie odpowiednich określeń. Mama wstała, a ten pan, który od momentu już nie był moim wrednym starym, spiorunował mnie wzrokiem.
- Raus! - wydarł się po raz kolejny. A co on germanistyki się teraz uczy?
- Niemiecki bardzo - pokazałem mu kciuk w górę, mając wrażenie, że ojca zaraz rozsadzi. - Idę, idę - uniosłem dłonie w geście poddania, obróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia.
- Ej, co on ma we włosach? - usłyszałem pytanie skierowane do mamy, uśmiechnąłem się pod nosem i wskoczyłem na górę po schodach.
~~~~
Środek nocy. Nie śpię. Myślę. Żałuję, że wypiłem tyle tego badziewia. Żałuję, że uległem Taehyungowi. Żałuję, że popłakałem się na widok Namjoona całującego Jimina, a jeszcze bardziej żałuję, że Jimin się o tym dowiedział. Żałuję, że wlazłem do pokoju, gdzie Hoseok bzykał się z Sugą... Choć właściwie nie... To nie było jakieś odpychające, wręcz przeciwnie, darmowe porno na żywo - me gusta, ale jeszcze pomyślą, że jestem jakiś zboczony. Chwila... To nie było dla mnie odpychające? Czy to przypadkiem nie są objawy homoseksualizmu?
Żałuję tego, że wykrywam u siebie objawy homoseksualizmu.... Żałuję, że mój ojciec zobaczył mnie z moim kochanym kolegą pod drzewem, i że przez to musiałem go okłamywać.
Ale o dziwo nie żałuję, że poszedłem na tę imprezę. Wszyscy wydawali się sympatyczni. Myślę, że mnie polubili. Chyba zyskałem nowych przyjaciół... Może moje życie w końcu przestanie być takie nudne. Jak dotąd moje dni wyglądały tak samo. Szkoła, dom, obiad, po czym ogarniałem wszystko do szkoły, a potem leżałem po 3-4 godziny na łóżku z słuchawkami na uszach, starając się skupić na muzyce, lecz problemy i tak na chama pchały się do mojego mózgu. Zwłaszcza, że zza ściany słyszałem, jak mama płacze. Zdarzało się, że szedłem wtedy do niej, by wypłakała się w moje ramię. Gdy do domu wracał ojciec, były tylko ciągłe krzyki. A naczyń w szafkach ubywało z dnia na dzień. Chcę uciec stąd. Wziąć mamę i uciec od tego tyrana. Kocham ją i często jej powtarzam, że kiedyś to się skończy. Muszę znaleźć pracę. Zaraz ferie zimowe, będę miał czas. Zarobię pieniądze na dwuosobowy pokój w hotelu. I na jakiś czas przeprowadzę się tam z mamą.
Ech... Ale to nie realne. Nie zarobię sam na utrzymanie mnie i jej. Nie uratujemy się póki on stąpa po Ziemii.
~~~~
- Mamo? - zapytałem wchodząc rano do kuchni.
- Tak ?
- On nie jest moim ojcem, prawda? - zlustrowała mnie przestraszonym wzrokiem i otworzyła lekko usta. - Prawda. Więc kto nim jest?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Puszczałaś się z byle kim!? -wymsknęło mi się pod wpływem emocji. Poczułem na sobie jej spojrzenie pełne bólu. - Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. - powiedziałem, patrząc w jej czarne oczy, zupełnie takie jak moje. Ona spuściła wzrok.
- In vitro - powiedziała ledwo słyszalnie.
- Co? - spytałem nastawiając ucho.
- Jesteś z in vitro. Sztuczne zapłodnienie. - gapiła się w podłogę. A ja oniemiałem.
- Dlaczego? - zadałem nieodpowiednie pytanie. - Jak to?
- Tak to. Miałam cię wychować z moją dziewczyną. Zdecydowałyśmy się na dziecko, a ona mnie zostawiła. O tym ci już opowiedziałam wcześniej. Teraz bierz śniadanie i do szkoły - pokazała na kanapki leżące na szafce. Dużo razy jej mówiłem, że jestem już "duży" i sam potrafię zrobić sobie kanapki, ale ona dalej mi je przygotowywała. Nie odzywając się, wziąłem je i schowałem do plecaka.
- Dzisiaj wrócę wcześniej. Nie mamy dwóch ostatnich w-fów, bo są jakieś zawody - poinformowałem ją, wychodząc do korytarza wciąż zszokowany wiadomością - A! Jeszcze jedno - wyjrzałem zza futryny, unosząc palec w górę. - Braciszek czy siostrzyczka? - wskazałem na jej brzuch.
- Aż tak bardzo widać? - załamała się.
- Nie widać. Słyszałem. - spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Byłem już w domu, gdy się kłóciliście. Wolałem, żeby on o tym nie wiedział. A więc?
- Siostrzyczka. Czwarty miesiąc - uśmiechnęła się do mnie.
- Super - odwzajemniłem uśmiech. - A czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Nie wiem...
- Dużo rzeczy ostatnio nie wiesz... Ja lecę, bo się spóźnię. Pa - skierowałem się w stronę drzwi, mój uśmiech zniknął już za ścianą. - In vitro - szepnąłem do siebie wychodząc z domu, nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Jestem dzieckiem z in vitro? Nie wiadomo kto jest moim ojcem? Na pewno wiadomo, tylko nikogo to nie interesuje... Jestem "sztucznym" dzieckiem? Nawet jeśli nie mogę użyć tego terminu, to tak się właśnie czuję - sztuczny, pusty w środku. Bez serca... Bez uczuć...
Jak jakaś lalka. Stworzona tylko dlatego, że ktoś sobie taką zażyczył...
~~~~
Cały dzień moje myśli krążyły wokół dwóch tematów - tego, że jestem sztuczny i tego, że będę mieć siostrzyczkę. Nie skupiałem się w ogóle na lekcjach. Na tym co się wokół działo. Nie zrobiłem nawet notatek. Nie wybuchałem, gdy ktoś mnie popchnął. Nieraz nauczyciele zwrócili mi uwagę, żebym nie myślał o niebieskich migdałach.
Taa. Niebieskie migdały...
~~~~
Gdy wróciłem do domu, bez słowa udałem się do swojego pokoju, walnąłem plecak pod ścianę i odpaliłem laptopa. Zerknąłem na kule leżące w kącie. Muszę je oddać Jiminowi...
Włączyłem sobie muzykę i zacząłem ćwiczyć. Przecież teraz powinienem mieć w-f. A ruch to zdrowie i takie tam. Przypakować trzeba i w ogóle.
Najpierw rozgrzewka. Krążenia ramion, bieg w miejscu, skip A, potem C i B i trochę się porozciągać. Poskakałem parę minut w rytm muzyki, po czym zrobiło mi się gorąco, więc zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na łóżko. Położyłem się na dywanie i zrobiłem dwie serie brzuszków po sto i przeszedłem do pompek. Wtem drzwi do pokoju otworzyły się.
- Jeongguk. Kolega do ciebie - oznajmiła mama. Zrobiłem jeszcze kilka pompek, wstałem i obróciłem się w jej stronę.
- Suga? - popatrzyłem zdziwiony na chłopaka stojącego za moją mamą. - Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- A może "cześć"? - wszedł do pokoju w momencie, gdy ubierałem koszulkę. - Ładny masz kaloryfer.
- Yyy... Dzięki? - spojrzałem po sobie, marszcząc brwi.
- Nie teen kaloryfer - zaśmiał się i podszedł do prawdziwego kaloryfera, na którym naklejone były różowe naklejki w kształcie serduszek. Zarumieniłem się.
- Claire mi je przykleiła. Przyjaciółka.
- Okeey - powiedział głaszcząc naklejki. Mama nie wiadomo kiedy się ulotniła, więc zamknąłem drzwi. Yoongi oparł się o parapet.
- Co cię sprowadza w moje skromne progi? - spytałem epicko.
- Mam za zadanie zaprosić cię do klubu nocnego.
- Co wy imprezujecie co drugi dzień!? - rzuciłem.
- Dzisiaj o północy - dokończył niewzruszony na moją uwagę.
- Uuu... O północy - przybrałem głos z horroru. - Powiało mrokiem...
- Nie żartuj sobie. Masz przyjść. To jest ważne spotkanie - zbeształ mnie.
- W klubie nocnym. Zajebiste miejsce na ważne spotkanie. Naprawdę.
- Jimin chciał cię wtajemniczyć, ale jak nie to nie. Powiem mu, że mnie wyśmiałeś. - wzruszył ramionami.
- Jimin? Wtajemniczyć? - przybrałem poważną minę. - A reszta też będzie?
- Tak. Na wszystkie trzy pytania.
- Ale w co wtajemniczyć?
- Zobaczysz, jeśli się zjawisz. Zjawisz się?
- Tak.
- Przyjdę po ciebie, weź kasę na bilet. Jedziemy autobusem.
- Ale mama mnie nie wypuści od tak sobie z domu o dwudziestej czwartej, musiałbym się wymknąć.
- Tu masz mój numer telefonu - podał mi wizytówkę. Kim on niby jest, że ma własne wizytówki?! - Ja spadam. Widzimy się potem - odepchnął się od parapetu, poczochrał mi włosy i wyszedł.
Na wizytówce, którą mi zostawił, było po prostu jego imię, nazwisko i numer telefonu. Z drugiej strony też był jakiś napis, ale został starty.
~~~~
Czemu ojciec waruje przy drzwiach!? Pojebało go czy co? Akurat dzisiaj jak chcę wyjść? Właśnie dostałem SMS-a od Sugi, żebym wyszedł z domu. Ale kurwa nie mam jak! Okno? Za wysoko. Nie wyskoczę z pierwszego piętra... No i jak mam wyjść?
"Podstaw mi drabinę to zejdę -.- Ojciec pilnuje drzwi" Wysłałem Minowi wiadomość. Po kilku minutach usłyszałem pukanie w okno. Wyjrzałem i zobaczyłem Yoongiego za oknem. Nie sądziłem, że weźmie to na poważnie. I skąd on wziął drabinę?
- Z tą drabiną to był sarkazm - otworzyłem okno. - Poza tym kurtkę i buty mam w korytarzu. Nie wyjdę tak.
- Nie marudź, chodź w tych trampkach co jesteś i zarzuć ciepłą bluzę. Przeżyjesz, nie jest tak zimno. - przewróciłem oczami i zrobiłem co mi kazał.
Zaraz biegliśmy za autobusem. Na szczęście jakiś pasażer nas zauważył i powiedział kierowcy, żeby się zatrzymał. Dzięki Bogu, nie miałem zamiaru marznąć na tym przystanku w oczekiwaniu na kolejny kurs.
~~~~
- To nasza stacja - Suga wstał i machnął na mnie ręką. Pojazd zatrzymał się, a my wysiedliśmy w samym sercu Seulu. Znałem to miejsce. Tu wysiadam, gdy jeżdżę do Claire. Min od razu ruszył szybkim krokiem po chodniku, a ja za nim.
- Ej Suga... - powiedziałem po chwili marszu.
- Co?
- Ale to jest klub nocny, a ja jestem nieletni. Nie wpuszczą mnie.
- Szybko się ogarnąłeś - rzucił, nie spoglądając na mnie. - Spokojnie, ze mną cię wpuszczą - westchnąłem głośno. Ja się pytam, kim on do cholery jest!?
Usłyszałem głośną muzykę, a za chwilę ukazał mi się szyld "Kim's Celler". Woow. Ale oryginalność! Gruby facet w czerni stał przy drzwiach.
- Młody nie wejdzie - zatrzymał nas.
- Wejdzie - odpowiedział stanowczo Suga i zlustrował bramkarza wzrokiem, łapiąc mnie za rękę.
- Nowy kochaś? Hoseok ci się znudził?
- Nie. To kochaś Jimina - popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Nie jestem niczyim kochasiem! - wybuchłem.
- Easyy Jungkook, easyy - uspakajał mnie. - Idziemy - pociągnął mnie do środka. Zaprowadził mnie do stolika przy którym siedziała reszta.
Przez to co zobaczyłem z tamtego miejsca, stanąłem jak wryty i słyszałem tylko jak głośno bije moje serce....
Przeklęty los
Dobry wieczór :D
Ten one shot dedykuje J.Mour która "nie pogardziłaby czymś z Jinem". No cóż pewnie znów zostanę zbluzgana o zły dobór charakterów względem postaci, ale co tam. Akcja toczy się w czasach wiktoriańskiej Anglii czyli mniej więcej w XIX w. Skupiłam się dziś bardziej na podłożu psychicznym.
V x Jin
Dzieciństwo widzę jak przez mgłę. Lecz pamiętam bramę dzielącą nasze ogrody, zawsze otwarta, jakby zapraszała. Wejdź przeze mnie. Mówiła. Nie zamykaj mnie. Mówiła. Lecz pewnego dnia nie mieli wyboru. Co pozostawiliśmy tam? Zdrady, kłamstwa. Zawsze tak było pamiętasz? Wieczory spędzane przy wspólnym stole. Pod miłymi słowami, pochwałami i opowieściami rodem z dobrze nam znanych ksiąg, zawsze coś się kryło. Czy była to zwykła podłość? Czy po prostu fanatyzm skryty niczym cień nocą. Zdrady dokonywane na oczach dzieci zawsze były bolesne, nie powinniśmy. Jednak ta ciekawość rodząca się w nas z każdym jękiem była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Mój ojciec, Twa matka. Czym sobie na to zasłużyliśmy? Jednak nikomu nie powiedzieliśmy nic. Ani słowa. To miał być nasz sekret. Nadeszła zima. A wraz z nią zmiany. Trudno mi myśli ubrać w słowa, tyle do powiedzenia, tyle do przekazania. A jednak. Nie potrafię. Nauczeni przez niesprzyjający los chcieliśmy na zawsze być razem, być sobą. Gdy jednak mówiliśmy dorosłym prawdę, oni nas wyśmiewali, rzekli nam nie raz iż to grzech, nieczyste pragnienie połączenia dwóch tak innych od siebie żyć. Szaleństwo pchnęło nas na drogę zła. Wkrótce pozostawiono mnie i chorą matkę w pustej wielkiej posiadłości. Wysyłano nam pieniądze, które jednak nie wystarczały na leki. By ocalić rodzicielkę byłem gotów na wszystko, nawet zerwanie więzi które tkwiły w nas od dzieciństwa.Wiedziałem że serce Twojej naiwnej siostry łatwo złamać, że zrobi wszystko, by ktoś ją pokochał. Wiedziałem że wiele razy wzdychała gdy do Ciebie przychodziłem. Gdy Cię przytulałem. Tamtego dnia, kochałem ją mocno, rżnąłem tak jak chciała. Tamtego dnia otrzymałem od niej pieniądze. Tamtego dnia zdradziłem przyjaźń. Tamtego dnia chciałem ratować matkę. Tamtego dnia zamknięto bramę na zawsze. Tamtego dnia, straciłem Ciebie. Na zawsze.Pieniędzy jak można było się domyślić nie starczyło na dużą ilość leków. Przedmioty w moim domu, kiedyś piękne, pełne wspomnień. Znikały jedno po drugim. Wkrótce zostało łóżko i krzesło. A po jakimś czasie tylko krzesło. Siedziałem całe dnie wpatrując się w miejsce gdzie kiedyś stało łoże. Łoże które było początkiem mojego życia i końcem jej. Podłoga w tamtym miejscu traciła powoli kolor. Długi które zaciągałem na leki, których nie byłem w stanie spłacić, wciąż atakowały mnie w białych kopertach, zaśmiecających niegdyś ważną posiadłość, niegdyś ważnej rodziny. Po tej rodzinie zostało wspomnienie i duży... nie. Mały wystraszony chłopczyk, Szukający. Czego? Tego sam nie wiem. Trafiłem tam, gdzie nikt nie chciał trafić. Musiałem odpracować zaczerpnięte sumy. W podziemnych korytarzach szukałem siebie. Lecz i tam nic nie znalazłem. Na koniec był ogień. Widziałem jak ogniste języki liżą i pożerają piękne drewno. Wszystkie wspomnienia. Wszystko co mi pozostało. Zniknęło dużo szybciej niż tego pragnąłem. Jak liść na drzewie porwany przez wiatr, moje dotychczasowe życie spłonęło z tą samą łatwością. Coś we mnie pękło, coś się narodziło. Wiedziałem tylko że osoba którą byłem dotychczas, odeszła i nie wróci. Drogi przyjacielu, czy dasz mi jeszcze raz, namieszać w swoim życiu?
~~~~
Stałem w drzwiach wpatrując się w te piękne brązowe oczy, oczy które kiedyś patrzyły na mnie z podziwem i respektem. Teraz zaś trudno było cokolwiek z nich wyczytać, ale delikatny błysk jeszcze z nich nie zniknął. Wciąż było w nich to samo co wtedy.
- Jin- szepnęły mi cicho małe różowe usta. Wyciągnął bladą dłoń w moją stronę, lecz nim ona dotarła do celu, szybko cofnął ją w swoją stronę, jakby napotkał mur dzielący nas przez te lata. Bez dalszych słów wprowadził mnie do domu. Idąc przez wąskie korytarze poczułem się jak dziecko, z tą różnicą że teraz nie mogłem go dotknąć. Niby tak blisko, jednak dla mnie tak daleko. Był nieosiągalny dla moich najskrytszych pragnień. Gdy wstąpiliśmy do salonu, uderzyła mnie rudość włosów oraz skąpy strój przywdziany przez niegdyś porządną dziewczynę. W dwa palce chwyciłem przesiąknięty skazą czerwony kosmyk delikatnych loków.
- Kiedyś taka delikatna- szepnąłem dłonią schodząc niżej na wypudrowane policzki- ten kolor i ten strój. Nie pasuje do kobiety którą znałem- odtrąciła moją dłoń piorunując spojrzeniem. Oblizała wargi pokryte wiśniowym odcieniem.
- Pamiętaj mój drogi że to ty mnie wszystkiego nauczyłeś- w niej nie było już nic z tej którą znałem przed laty. Nic. Nagle drzwi zamknęły się z trzaskiem a do sali wkroczyła wdowa niegdyś przez mnie zwaną wrzosową z powodu lubości do tych niezwykle pospolitych roślin.
- No proszę, proszę- obeszła mnie na około zahaczając o wyblakły już garnitur- nie myślałam że nawiedzi nas jeszcze wielki pan Kim Seok Jin- wysyczała niczym żmija przez swoje żółte i zniszczone zęby- niegdyś tak z nami zżyty.
-Matko- skwitował do teraz cichy chłopak. Uniosła ręce w geście poddania i zasiadła na siwej kanapie. Wskazał na mnie i korytarz, gdy tam wyszliśmy, wciąż niemo zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju- dlaczego teraz? Dlaczego po takim czasie? Czego ode mnie oczekujesz?- spytał stając do mnie tyłem tuż przed wielkim oknem.
- Dużo się zmieniło przyjacielu, tak jak my- podszedłem do niego bliżej kładąc dłoń na ramieniu, delikatnie, jakby zaraz miał rozwiać się w pył- zbyt wiele.
- Zjawiasz się tak nagle- odwrócił się w mą stronę patrząc na mnie pustym wzrokiem, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Nic- zrujnowałeś mi życie, czego oczekujesz teraz?
- Daj mi się zniszczyć- szepnąłem na jego ucho, delikatnie się schylając. Wschodzące słońce delikatnie oświeciło pokój. Położyłem dłoń na jego policzku i przechylając się lekko w prawo musnąłem jego wargi- pozwól zgrzeszyć- drugą dłoń uniosłem wraz z jego ku górze i wtedy je złączyłem- bądź znów całym moim światem- oparłem czoło o jego i przymknąłem powieki-pozwól być znów złym chłopcem.
Westchnął i delikatnie mnie odepchnął.
- Najpierw udowodnij, że kochasz.
Wyszedł trzaskając drzwiami i pozostawiając mnie z pustką serca i wschodzącym słońcem. Czy wybaczy mi kiedykolwiek? Czy znów pokocha?
Do pokoju weszła służka z pięknym czarnym garniturem w rękach.
- Pani mówi byś się wykąpał i zaszczycił nas swą obecnością na obiedzie.
- Mari, nie musisz już mówić do mnie tym oficjalnym tonem, teraz znaczę dużo mniej niż ty- uśmiechnąłem się w jej stronę i cicho dziękując zabrałem ubiór- jaki jest teraz Tae?
- Od kiedy brama została zamknięta panicz niewiele się uśmiecha, wciąż jest tym miłym i słodkim chłopcem. Nie radzi sobie jednak z pustką i samotnością w jakiej go pozostawiłeś.
I wyszła.
~~~
Gdy udałem się do jadalni natrafiłem na napiętą atmosferę, jakby nikt nie chciał tu być. Usiadłem na krześle przy Tae i spojrzałem krzywym okiem na rodzinę. Kiedyś taka piękna straciła już swój blask. Chwile później do pomieszczenia wkroczył najmłodszy członek rodziny. Zlustrował mnie i prychnął.
- Od kiedy to przyjmujemy bezdomnych i chujów w nasze progi droga matko?
- Od kiedy pragnie tego twój braciszek.
Nikt nic więcej nie powiedział. Wszyscy jedli w ciszy która nie pasowała do tego pokoju, kiedyś przepełniona ludźmi, śmiechem, gwarem, opowieściami. Teraz cicho łkał widząc nasze twarze. Nagle, Tae zaczął kaszleć. Myślałem, że zadławił się potrawą, jednak on wstał lekko pochylony od stołu i kaszląc w chusteczkę zniknął gdzieś w cieniu mrocznej posiadłości. Popatrzyłem na wszystkich, który żałośnie patrzyli w talerze jakby byli na pogrzebie.
- Co mu jest?- spytałem gdy pani domu na mnie spojrzała. Pokiwała tylko smutno głową i wstała od stołu. Siedziałem wciąż wpatrując się w miejsce gdzie mój przyjaciel stopił się z tłem. Wkrótce pozostałem sam w pomieszczeniu. Spuszczając wzrok natrafiłem na krople krwi połyskujące na bladej kamiennej posadzce- Co tu się do cholery dzieje?- szepnąłem wstając.
~~~
-Tae?- szepnąłem uchylając wielkie drzwi od sypialni, zobaczyłem go leżącego na białej pościeli. Przykryłem go kołdrą odrzuconą na bok i pocałowałem w czoło. Usiadłem na rogu łóżka i zastanawiałem do czego to wszystko prowadzi? Nagle poczułem na brzuchu czyjeś ramiona które mnie oplotły.
- Jin- szeptał wspinając się po moich plecach w górę- Jin.. kochaj mnie- zaciął i wtulił się we mnie- proszę, kochaj mnie.
- Tae? Dobrze się czujesz?- odwróciłem się w jego stronę i spostrzegłem przepełnione bólem spojrzenie.
- Dlaczego?- walnął mnie delikatnie pięścią w tors- dlaczego odszedłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego mnie zraniłeś? Jin, dlaczego nie było cię przy mnie? Dlaczego...- zobaczyłem na jego kostkach śródręcza blizny i świeże rany. Przyjrzałem się dokładnie ścianom i zobaczyłem na nich gdzie nie gdzie plamki krwi. Chwyciłem jakiś notatnik, mógł okazać się pamiętnikiem. Nie myliłem się.
Dzień 1. Gdy matka dowiedziała się co uczynił Jin względem mej siostry postanowiła, że już na zawsze zamknie bramę nas dzielącą i zerwie wszelakie kontakty łączące nas z tą rodziną. Już nigdy nie miałem ujrzeć ukochanego? Nigdy nie posmakować jego ust? Nigdy nie zatracić się w jego ramionach jak zwykle wieczorami. Zdradził mnie. To prawda. Lecz jak mam chować urazę, gdy wszystko było dobrej myśli. Nie wiem, jak on sobie poradzi. Nie wiem, jak to zniesie. Boję się o niego. Chcę teraz przy nim być. (...)
Nigdy nie chował do mnie urazy? Przecież... Wyrządziłem mu piekło. Przewinąłem kartki i zatrzymałem się na byle jakiej.
Dzień 85. Dziś pochowano jego matkę. Widziałem jak pustym nieobecnym wzrokiem wpatruje się w nagrobek. To tak bardzo boli. Dlaczego akurat jego to spotkało? Dlaczego nie mnie? Chciałbym, by cały jego ból został przelany na mnie. Matka zabroniła mi z nim rozmawiać. Więc chowam się w cieniu, by go widzieć.
Dzień 421. Lekarz twierdzi, że choroba postępuje. W domu ciągle za mną latają, że mam brać leki, i leki i tylko w kółko leki. Ale one nie pomagają. A oni wiedzą, już dawno spisali mnie na straty. Ale ja żyje! Jeszcze żyje! Nawet nie umieją stwierdzić, co mnie zabija, a to boli, to tak cholernie boli. Miałem nadzieje, że to tylko sen, wszystko widzę jak przez sen, nie widzę już granicy między marzeniem a rzeczywistością. Czy ja umieram? Nie mogę umrzeć, póki się z nim nie pożegnam, póki nie powiem, że go kocham. Ja nie mogę zginąć. Nie teraz.
Zamknąłem notatnik, nie byłem w stanie czytać więcej. Ile to trwało? Tyle tu kartek, tyle dni. A w każdym choć zdanie o mnie. Czy on jednak nie był w stanie żyć beze mnie? Żył w moim cieniu? Nie. On był moim cieniem. Każde światło ma swój cień. Ale dlaczego akurat ja?
- To trwało trzy lata, pięć miesięcy, dwa tygodnie i cztery dni. Długo kazałeś na siebie czekać- usłyszałem słaby głos tuż za sobą.
- Co to za choroba?- spytałem odwracając się w stronę brązowookiego.
- Nikt nie wie, wiedzą tylko, że dzieje się to w płucach. Nie chce odejść, jakby mnie nigdy nie miało być. Chcę coś po sobie zostawić. Nie chcę zginąć tak marnie. Mój umysł kroczy po bezsensownych ścieżkach najczarniejszych wyobrażeń.
- Hej- złapałem jego głowę i przyciągnąłem lekko w moją stronę- jesteś silny. Ja to wiem, ty też powinieneś- pocałowałem go delikatnie w popękane wargi- nie zostawię cię, już nigdy nie odejdę. Damy radę, razem. Chroni nas Bóg.
- Boga tu nie ma- szepnął spuszczając głowę- nigdy go tu nie było.
- Oj zamknij się już cholerny filozofie- przyciągnąłem go to pocałunku, tym razem prawdziwego, dorosłego. Tej nocy mimo wykaszlanej krwi pozwoliłem mu się zatopić w namiętności jakiej dawno nie zaznał. Jaką tylko ja mogę mu zapewnić.
~~~~
Rankiem wtulonych w swoje nagie ciała, zastała nas ruda prostytutka. I obdarzyła krzywym spojrzeniem.
- Musi wziąć leki. Teraz.
- Dopilnuje, by je wziął, dziękuję- powiedziałem zabierając od niej tabletkę i szklankę wody, gdy wyszła delikatnie potrząsnąłem ciałem chłopaka i pocałowałem w plecy- Taeś kochanie, lekarstwo.
- Ty jesteś moim lekarstwem- obrócił się w moją stronę z zaspanym spojrzeniem, uśmiechnąłem się tylko i podałem mu lekarstwo. Grzecznie je połknął.
- Przydałoby się ubrać- powiedziałem wstając i podchodząc do szafy.
- Mnie się ten widok podoba... mrrrrrrrrrr...- mruknął przekręcając się na brzuch.
~~~~
Przy śniadaniu atmosfera była mniej napięta, może z powodu, iż Tae wciąż się śmiał. Nie szczędziłem mu małych pieszczot. Zabrałem go na spacer po ogrodzie, później także do miasta. Ten dzień był piękny. Nie miewał swoich ataków kaszlu. A wieczór spędziliśmy na kanapie przy kominku czytając książki - jedyną rzecz stałą w naszym życiu, niezmienną.
Codziennie na całym świecie dance macabre pochłania wiele osób, i nieważne czy to król, czy duchowny, czy to żebrak czy bogacz. Śmierć dopada nas wszystkich. Lecz dlaczego tego dnia pochłonęła właśnie mojego Tae? Na to pytanie nikt mi nie odpowie.
Każdy wierzy że jego śmierć będzie jako takim końcem świata. Jednak jego śmierć była. Końcem świata który kształtował się przez ból i śmierć, nienawiść i pożądanie. Był końcem mojego pierdolonego świata.
Ten one shot dedykuje J.Mour która "nie pogardziłaby czymś z Jinem". No cóż pewnie znów zostanę zbluzgana o zły dobór charakterów względem postaci, ale co tam. Akcja toczy się w czasach wiktoriańskiej Anglii czyli mniej więcej w XIX w. Skupiłam się dziś bardziej na podłożu psychicznym.
V x Jin
Dzieciństwo widzę jak przez mgłę. Lecz pamiętam bramę dzielącą nasze ogrody, zawsze otwarta, jakby zapraszała. Wejdź przeze mnie. Mówiła. Nie zamykaj mnie. Mówiła. Lecz pewnego dnia nie mieli wyboru. Co pozostawiliśmy tam? Zdrady, kłamstwa. Zawsze tak było pamiętasz? Wieczory spędzane przy wspólnym stole. Pod miłymi słowami, pochwałami i opowieściami rodem z dobrze nam znanych ksiąg, zawsze coś się kryło. Czy była to zwykła podłość? Czy po prostu fanatyzm skryty niczym cień nocą. Zdrady dokonywane na oczach dzieci zawsze były bolesne, nie powinniśmy. Jednak ta ciekawość rodząca się w nas z każdym jękiem była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Mój ojciec, Twa matka. Czym sobie na to zasłużyliśmy? Jednak nikomu nie powiedzieliśmy nic. Ani słowa. To miał być nasz sekret. Nadeszła zima. A wraz z nią zmiany. Trudno mi myśli ubrać w słowa, tyle do powiedzenia, tyle do przekazania. A jednak. Nie potrafię. Nauczeni przez niesprzyjający los chcieliśmy na zawsze być razem, być sobą. Gdy jednak mówiliśmy dorosłym prawdę, oni nas wyśmiewali, rzekli nam nie raz iż to grzech, nieczyste pragnienie połączenia dwóch tak innych od siebie żyć. Szaleństwo pchnęło nas na drogę zła. Wkrótce pozostawiono mnie i chorą matkę w pustej wielkiej posiadłości. Wysyłano nam pieniądze, które jednak nie wystarczały na leki. By ocalić rodzicielkę byłem gotów na wszystko, nawet zerwanie więzi które tkwiły w nas od dzieciństwa.Wiedziałem że serce Twojej naiwnej siostry łatwo złamać, że zrobi wszystko, by ktoś ją pokochał. Wiedziałem że wiele razy wzdychała gdy do Ciebie przychodziłem. Gdy Cię przytulałem. Tamtego dnia, kochałem ją mocno, rżnąłem tak jak chciała. Tamtego dnia otrzymałem od niej pieniądze. Tamtego dnia zdradziłem przyjaźń. Tamtego dnia chciałem ratować matkę. Tamtego dnia zamknięto bramę na zawsze. Tamtego dnia, straciłem Ciebie. Na zawsze.Pieniędzy jak można było się domyślić nie starczyło na dużą ilość leków. Przedmioty w moim domu, kiedyś piękne, pełne wspomnień. Znikały jedno po drugim. Wkrótce zostało łóżko i krzesło. A po jakimś czasie tylko krzesło. Siedziałem całe dnie wpatrując się w miejsce gdzie kiedyś stało łoże. Łoże które było początkiem mojego życia i końcem jej. Podłoga w tamtym miejscu traciła powoli kolor. Długi które zaciągałem na leki, których nie byłem w stanie spłacić, wciąż atakowały mnie w białych kopertach, zaśmiecających niegdyś ważną posiadłość, niegdyś ważnej rodziny. Po tej rodzinie zostało wspomnienie i duży... nie. Mały wystraszony chłopczyk, Szukający. Czego? Tego sam nie wiem. Trafiłem tam, gdzie nikt nie chciał trafić. Musiałem odpracować zaczerpnięte sumy. W podziemnych korytarzach szukałem siebie. Lecz i tam nic nie znalazłem. Na koniec był ogień. Widziałem jak ogniste języki liżą i pożerają piękne drewno. Wszystkie wspomnienia. Wszystko co mi pozostało. Zniknęło dużo szybciej niż tego pragnąłem. Jak liść na drzewie porwany przez wiatr, moje dotychczasowe życie spłonęło z tą samą łatwością. Coś we mnie pękło, coś się narodziło. Wiedziałem tylko że osoba którą byłem dotychczas, odeszła i nie wróci. Drogi przyjacielu, czy dasz mi jeszcze raz, namieszać w swoim życiu?
~~~~
Stałem w drzwiach wpatrując się w te piękne brązowe oczy, oczy które kiedyś patrzyły na mnie z podziwem i respektem. Teraz zaś trudno było cokolwiek z nich wyczytać, ale delikatny błysk jeszcze z nich nie zniknął. Wciąż było w nich to samo co wtedy.
- Jin- szepnęły mi cicho małe różowe usta. Wyciągnął bladą dłoń w moją stronę, lecz nim ona dotarła do celu, szybko cofnął ją w swoją stronę, jakby napotkał mur dzielący nas przez te lata. Bez dalszych słów wprowadził mnie do domu. Idąc przez wąskie korytarze poczułem się jak dziecko, z tą różnicą że teraz nie mogłem go dotknąć. Niby tak blisko, jednak dla mnie tak daleko. Był nieosiągalny dla moich najskrytszych pragnień. Gdy wstąpiliśmy do salonu, uderzyła mnie rudość włosów oraz skąpy strój przywdziany przez niegdyś porządną dziewczynę. W dwa palce chwyciłem przesiąknięty skazą czerwony kosmyk delikatnych loków.
- Kiedyś taka delikatna- szepnąłem dłonią schodząc niżej na wypudrowane policzki- ten kolor i ten strój. Nie pasuje do kobiety którą znałem- odtrąciła moją dłoń piorunując spojrzeniem. Oblizała wargi pokryte wiśniowym odcieniem.
- Pamiętaj mój drogi że to ty mnie wszystkiego nauczyłeś- w niej nie było już nic z tej którą znałem przed laty. Nic. Nagle drzwi zamknęły się z trzaskiem a do sali wkroczyła wdowa niegdyś przez mnie zwaną wrzosową z powodu lubości do tych niezwykle pospolitych roślin.
- No proszę, proszę- obeszła mnie na około zahaczając o wyblakły już garnitur- nie myślałam że nawiedzi nas jeszcze wielki pan Kim Seok Jin- wysyczała niczym żmija przez swoje żółte i zniszczone zęby- niegdyś tak z nami zżyty.
-Matko- skwitował do teraz cichy chłopak. Uniosła ręce w geście poddania i zasiadła na siwej kanapie. Wskazał na mnie i korytarz, gdy tam wyszliśmy, wciąż niemo zaprowadził mnie na górę do swojego pokoju- dlaczego teraz? Dlaczego po takim czasie? Czego ode mnie oczekujesz?- spytał stając do mnie tyłem tuż przed wielkim oknem.
- Dużo się zmieniło przyjacielu, tak jak my- podszedłem do niego bliżej kładąc dłoń na ramieniu, delikatnie, jakby zaraz miał rozwiać się w pył- zbyt wiele.
- Zjawiasz się tak nagle- odwrócił się w mą stronę patrząc na mnie pustym wzrokiem, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Nic- zrujnowałeś mi życie, czego oczekujesz teraz?
- Daj mi się zniszczyć- szepnąłem na jego ucho, delikatnie się schylając. Wschodzące słońce delikatnie oświeciło pokój. Położyłem dłoń na jego policzku i przechylając się lekko w prawo musnąłem jego wargi- pozwól zgrzeszyć- drugą dłoń uniosłem wraz z jego ku górze i wtedy je złączyłem- bądź znów całym moim światem- oparłem czoło o jego i przymknąłem powieki-pozwól być znów złym chłopcem.
Westchnął i delikatnie mnie odepchnął.
- Najpierw udowodnij, że kochasz.
Wyszedł trzaskając drzwiami i pozostawiając mnie z pustką serca i wschodzącym słońcem. Czy wybaczy mi kiedykolwiek? Czy znów pokocha?
Do pokoju weszła służka z pięknym czarnym garniturem w rękach.
- Pani mówi byś się wykąpał i zaszczycił nas swą obecnością na obiedzie.
- Mari, nie musisz już mówić do mnie tym oficjalnym tonem, teraz znaczę dużo mniej niż ty- uśmiechnąłem się w jej stronę i cicho dziękując zabrałem ubiór- jaki jest teraz Tae?
- Od kiedy brama została zamknięta panicz niewiele się uśmiecha, wciąż jest tym miłym i słodkim chłopcem. Nie radzi sobie jednak z pustką i samotnością w jakiej go pozostawiłeś.
I wyszła.
~~~
Gdy udałem się do jadalni natrafiłem na napiętą atmosferę, jakby nikt nie chciał tu być. Usiadłem na krześle przy Tae i spojrzałem krzywym okiem na rodzinę. Kiedyś taka piękna straciła już swój blask. Chwile później do pomieszczenia wkroczył najmłodszy członek rodziny. Zlustrował mnie i prychnął.
- Od kiedy to przyjmujemy bezdomnych i chujów w nasze progi droga matko?
- Od kiedy pragnie tego twój braciszek.
Nikt nic więcej nie powiedział. Wszyscy jedli w ciszy która nie pasowała do tego pokoju, kiedyś przepełniona ludźmi, śmiechem, gwarem, opowieściami. Teraz cicho łkał widząc nasze twarze. Nagle, Tae zaczął kaszleć. Myślałem, że zadławił się potrawą, jednak on wstał lekko pochylony od stołu i kaszląc w chusteczkę zniknął gdzieś w cieniu mrocznej posiadłości. Popatrzyłem na wszystkich, który żałośnie patrzyli w talerze jakby byli na pogrzebie.
- Co mu jest?- spytałem gdy pani domu na mnie spojrzała. Pokiwała tylko smutno głową i wstała od stołu. Siedziałem wciąż wpatrując się w miejsce gdzie mój przyjaciel stopił się z tłem. Wkrótce pozostałem sam w pomieszczeniu. Spuszczając wzrok natrafiłem na krople krwi połyskujące na bladej kamiennej posadzce- Co tu się do cholery dzieje?- szepnąłem wstając.
~~~
-Tae?- szepnąłem uchylając wielkie drzwi od sypialni, zobaczyłem go leżącego na białej pościeli. Przykryłem go kołdrą odrzuconą na bok i pocałowałem w czoło. Usiadłem na rogu łóżka i zastanawiałem do czego to wszystko prowadzi? Nagle poczułem na brzuchu czyjeś ramiona które mnie oplotły.
- Jin- szeptał wspinając się po moich plecach w górę- Jin.. kochaj mnie- zaciął i wtulił się we mnie- proszę, kochaj mnie.
- Tae? Dobrze się czujesz?- odwróciłem się w jego stronę i spostrzegłem przepełnione bólem spojrzenie.
- Dlaczego?- walnął mnie delikatnie pięścią w tors- dlaczego odszedłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego mnie zraniłeś? Jin, dlaczego nie było cię przy mnie? Dlaczego...- zobaczyłem na jego kostkach śródręcza blizny i świeże rany. Przyjrzałem się dokładnie ścianom i zobaczyłem na nich gdzie nie gdzie plamki krwi. Chwyciłem jakiś notatnik, mógł okazać się pamiętnikiem. Nie myliłem się.
Dzień 1. Gdy matka dowiedziała się co uczynił Jin względem mej siostry postanowiła, że już na zawsze zamknie bramę nas dzielącą i zerwie wszelakie kontakty łączące nas z tą rodziną. Już nigdy nie miałem ujrzeć ukochanego? Nigdy nie posmakować jego ust? Nigdy nie zatracić się w jego ramionach jak zwykle wieczorami. Zdradził mnie. To prawda. Lecz jak mam chować urazę, gdy wszystko było dobrej myśli. Nie wiem, jak on sobie poradzi. Nie wiem, jak to zniesie. Boję się o niego. Chcę teraz przy nim być. (...)
Nigdy nie chował do mnie urazy? Przecież... Wyrządziłem mu piekło. Przewinąłem kartki i zatrzymałem się na byle jakiej.
Dzień 85. Dziś pochowano jego matkę. Widziałem jak pustym nieobecnym wzrokiem wpatruje się w nagrobek. To tak bardzo boli. Dlaczego akurat jego to spotkało? Dlaczego nie mnie? Chciałbym, by cały jego ból został przelany na mnie. Matka zabroniła mi z nim rozmawiać. Więc chowam się w cieniu, by go widzieć.
Dzień 421. Lekarz twierdzi, że choroba postępuje. W domu ciągle za mną latają, że mam brać leki, i leki i tylko w kółko leki. Ale one nie pomagają. A oni wiedzą, już dawno spisali mnie na straty. Ale ja żyje! Jeszcze żyje! Nawet nie umieją stwierdzić, co mnie zabija, a to boli, to tak cholernie boli. Miałem nadzieje, że to tylko sen, wszystko widzę jak przez sen, nie widzę już granicy między marzeniem a rzeczywistością. Czy ja umieram? Nie mogę umrzeć, póki się z nim nie pożegnam, póki nie powiem, że go kocham. Ja nie mogę zginąć. Nie teraz.
Zamknąłem notatnik, nie byłem w stanie czytać więcej. Ile to trwało? Tyle tu kartek, tyle dni. A w każdym choć zdanie o mnie. Czy on jednak nie był w stanie żyć beze mnie? Żył w moim cieniu? Nie. On był moim cieniem. Każde światło ma swój cień. Ale dlaczego akurat ja?
- To trwało trzy lata, pięć miesięcy, dwa tygodnie i cztery dni. Długo kazałeś na siebie czekać- usłyszałem słaby głos tuż za sobą.
- Co to za choroba?- spytałem odwracając się w stronę brązowookiego.
- Nikt nie wie, wiedzą tylko, że dzieje się to w płucach. Nie chce odejść, jakby mnie nigdy nie miało być. Chcę coś po sobie zostawić. Nie chcę zginąć tak marnie. Mój umysł kroczy po bezsensownych ścieżkach najczarniejszych wyobrażeń.
- Hej- złapałem jego głowę i przyciągnąłem lekko w moją stronę- jesteś silny. Ja to wiem, ty też powinieneś- pocałowałem go delikatnie w popękane wargi- nie zostawię cię, już nigdy nie odejdę. Damy radę, razem. Chroni nas Bóg.
- Boga tu nie ma- szepnął spuszczając głowę- nigdy go tu nie było.
- Oj zamknij się już cholerny filozofie- przyciągnąłem go to pocałunku, tym razem prawdziwego, dorosłego. Tej nocy mimo wykaszlanej krwi pozwoliłem mu się zatopić w namiętności jakiej dawno nie zaznał. Jaką tylko ja mogę mu zapewnić.
~~~~
Rankiem wtulonych w swoje nagie ciała, zastała nas ruda prostytutka. I obdarzyła krzywym spojrzeniem.
- Musi wziąć leki. Teraz.
- Dopilnuje, by je wziął, dziękuję- powiedziałem zabierając od niej tabletkę i szklankę wody, gdy wyszła delikatnie potrząsnąłem ciałem chłopaka i pocałowałem w plecy- Taeś kochanie, lekarstwo.
- Ty jesteś moim lekarstwem- obrócił się w moją stronę z zaspanym spojrzeniem, uśmiechnąłem się tylko i podałem mu lekarstwo. Grzecznie je połknął.
- Przydałoby się ubrać- powiedziałem wstając i podchodząc do szafy.
- Mnie się ten widok podoba... mrrrrrrrrrr...- mruknął przekręcając się na brzuch.
~~~~
Przy śniadaniu atmosfera była mniej napięta, może z powodu, iż Tae wciąż się śmiał. Nie szczędziłem mu małych pieszczot. Zabrałem go na spacer po ogrodzie, później także do miasta. Ten dzień był piękny. Nie miewał swoich ataków kaszlu. A wieczór spędziliśmy na kanapie przy kominku czytając książki - jedyną rzecz stałą w naszym życiu, niezmienną.
Codziennie na całym świecie dance macabre pochłania wiele osób, i nieważne czy to król, czy duchowny, czy to żebrak czy bogacz. Śmierć dopada nas wszystkich. Lecz dlaczego tego dnia pochłonęła właśnie mojego Tae? Na to pytanie nikt mi nie odpowie.
Każdy wierzy że jego śmierć będzie jako takim końcem świata. Jednak jego śmierć była. Końcem świata który kształtował się przez ból i śmierć, nienawiść i pożądanie. Był końcem mojego pierdolonego świata.