Strony

środa, 17 czerwca 2015

4.Handsome Boy. ~ Jimin

Annyeong ♥
Przybywam z kolejnym rozdziałem Handsome Boy, nad którym musiałam troszkę popracować. Natchnienie dał mi weekend z przyjaciółką, który chciałam Wam przedstawić w formie One-Shot'a, co tez zrobię już niedługo *^*
Postaram się wam jakoś wynagrodzić oczekiwania kolejnymi shotami, lub nowym rozdziałowcem, którego właśnie zaczynam ;)
A teraz zapraszam do czytania i komentowania oraz zajrzenia do zakładki "wieloczęściowe". Tam razem z tym rozdziałem pojawi się niespodzianka mojego autorstwa.
/Naska:3
~~
  - Park Jimin! - chłopak poderwał się z ławki, słysząc uderzający o swoją ławkę wskaźnik.
  - Tak? - spytał jak gdyby nigdy nic, patrząc na nauczyciela historii.
  - Już Ty dobrze wiesz co - mężczyzna zmierzył chłopaka wzrokiem. Jim wywrócił oczami, opierając głowę na ręku i spojrzał na nauczyciela spod kąta. - Park JiMin zadałem Ci pytanie. I oczekuję odpowiedzi. - Jim spojrzał na Jeongguka siedzącego z nim w ławce z pytaniem w oczach, jednak przyjaciel także nie uważał.
  - Nie znam pytania - odpowiedział cicho.
  - Jak nazywa się pierwsza rodzina królewska wywodząca się z Anglii?
  - Nie wiem - przyznał nastolatek z zakłopotaniem.
  - Zostań po lekcji - odpowiedział surowo nauczyciel, odchodząc do swojego biurka.
  - Ale wtopa - szepnął młodszy z chłopaków. - Jak już Cię wypuści przyjdź na parking. Jin-hyung coś od Ciebie chce - Jim przytaknął, ponownie przysypiając na ławce.
*
  - Jimin, co się dzieje? - zapytał, gdy został z chłopakiem sam na sam.
  - Nic, przepraszam. To się więcej nie powtórzy - chłopak spuścił wzrok.
  - Na pewno wszystko w porządku? - mężczyzna położył dłoń na ramieniu Jima. - Ostatnio chodzisz przybity i jesteś strasznie blady. Chłopak potarł nasadę nosa.
  - Tak. Nie wysypiam się ostatnio, to wszystko - uśmiechnął się lekko, poprawiając plecak na ramieniu.
  - Dobrze. Idź. Zaraz będzie dzwonek.
Jim posłusznie opuścił salę i skierował się na parking przed szkoła.
  - No co? - zapytał, podchodząc do grupki przyjaciół. Oparł się o barierki obok Jina.
  - Jedziesz ze mną? - zapytał starszy, spoglądając z ukosa na chłopaka.
  - Gdzie? I kiedy?
  - Teraz.
  - Ej...Ale mam jeszcze trzy lekcje. - mruknął Jim. - Do tego jeszcze dwie godziny praktyk. Jak zawalę będę musiał dużo nadrabiać.
  - To co? - odbił się od barierki i stanął przed chłopakiem, przyciskając go swoim ciałem do metalowych prętów. - Przecież jesteś zdolny - nachylił się nad nim, lekko muskając jego usta swoimi. - Jedziesz? - młodszy uśmiechnął się, łapiąc Jina w karku i oddał pocałunek, nie zważając na komentarze pozostałych.
  - Jadę - powiedział, odsuwając się od chłopaka. - Ale muszę wrócić po kurtkę.
  - Ja ci przyniosę - zgłosił się Tae, idąc już w stronę szkoły.
  - Ale nie zostawię tu motoru.
  - Nie musisz - Jim spojrzał na uśmiechającego się SeokJina. - Pojedziemy nim - Park uśmiechnął się słysząc słowa starszego. - Ale ja prowadzę.
  - Nie ma mowy - odpowiedział stanowczo.
  - Kochanie... - mruknął, przesuwając dłonią po plecach Jima.
  - Dobra - burknął, wkładając dłonie do kieszeni. Gdy Taehyung przyszedł z kurtką Jima, chłopak zarzucił ją na siebie i spojrzał na starszego. - Z kim gadałeś? - zapytał, gdy usiedli na motor młodszego.
- Z matką.
- Nie powiesz mi chyba, że to do niej chcesz mnie zabrać? - Jim oplótł rękoma brzuch Kima, siadając za nim.
- Dlaczego nie? Chyba traktujesz nasz związek poważnie.. - nie uzyskawszy odpowiedzi, odwrócił się do młodszego. - Hmm?
- Jin.. wiesz... - spuścił wzrok. - Lubię Cię - starszy uśmiechnął się, kiwając lekko głową. Jim zdawał sobie sprawę, że bardzo podoba się chłopakowi, w dodatku z wzajemnością, jednak sposób w jaki całuje Tae i Jeon... Nawet Jin temu nie dorównuje. Ale to właśnie przy nim czuje się bezpieczny.
- Trzymaj się skarbie - rzucił Seok, odpalając maszynę i ruszając spod budynku szkoły.
**
  - Nie wrócę na noc - brązowowłosy kręcił się po parkingu stacji benzynowej z telefonem przy uchu, przez co trzy razy prawie został staranowany przez wjeżdżające i wyjeżdżające auta. - Zostanę u znajomych. Tak nie martw się... Dobrze będę uważał... Mamo! Nie jestem dzieckiem... No mam nadzieję. Pa.
  - Minnie wszystko w porządku? - starszy przysiadł na motorze z kawą w ręku.
  - Co?
  - No...pytam czy wszystko ok..
  - Jak mnie nazwałeś?
  - Minnie?
  - Nie mów tak do mnie więcej - odwarknął, siadając za Jinem.
  - W ogóle.. od kiedy musisz mówić rodzicom, czy wrócisz do domu czy nie?
  - Od kiedy mam remont w mieszkaniu i u nich mieszkam.
  - Oh. Widzę, że księżniczka ma zły humor. - skrzywił się.
  - Jin!
  - Już się zamykam - chłopak dopił napój, który w teorii miał go rozbudzić, a w praktyce SeokJin czuł się dokładnie tak samo jak przed wypiciem tego ścierwa, którego całym sercem nie cierpiał. Reszta drogi minęła im w totalnej ciszy. Jim był zauważalnie zdenerwowany po rozmowie z matką. Nawet podczas jazdy nie przytulał się do Kima tylko trzymał zamontowanego, malutkiego bagażnika. Jin postanowił nie ingerować w jego sprawy rodzinne, bo nie wiadomo, jak Park reaguje na te tematy.
  - Jesteśmy - starszy zgasił maszynę i zsiadając z niej, rozejrzał się wokoło, zaciągając morskim powietrzem.
  - Żartujesz? - szatyn zeskoczył na betonowy parking znajdujący się na końcu jakiejś drogi. - Przecież tu nic nie ma. Sam las.
  - Mama mieszka niedaleko morza. To najlepsza i najkrótsza droga do niej - starszy uśmiechnął się, biorąc Jima za rękę i ruszył w dół dość stromym zboczem. Gdzieś mniej więcej w połowie młodszy puścił Seoka, martwiąc się o bardzo prawdopodobny upadek. Jednak to on jako pierwszy i jedyny wylądował na ziemi i zjechał do podnóża górki, gdzie stał uśmiechnięty Jin.
  - Chodź - wyciągnął rękę do chłopaka siedzącego na ziemi.
  - Wal się - mruknął, wstając o własnych siłach. - Poradzę sobie - wyminął go, idąc wzdłuż wąskiej dróżki biegnącej przy lesie.
  - Jimin! - Kim zdążył jedynie wywołać jego imię, a młodszy zniknął z jego pola widzenia. Po chwili usłyszał głośny plusk. Zaśmiał się, podchodząc do miejsca, w którym Jim spadł do morza.
  - Żyjesz? - zapytał patrząc w dół.
  - A jak myślisz? Kurwa wiedziałeś!
  - Mówiłem żebyś szedł ze mną - zdjął swoja koszulkę, spodnie i buty. - Przesuń się - młodszy posłusznie odpłynął kawałek i kilka sekund później nowa fala słonej wody oblała jego idealnie ułożone włosy.
  - Zabiję cię - założył ręce na pierś, mierząc klatkę starszego przymkniętymi oczyma.
  - Jimin, jak już tu wpadłeś, to chociaż skorzystaj.
  - Co? - Jim, nim się obejrzał, znajdował się całkowicie pod wodą wraz ze starszym. Jin z nieznikającym z ust uśmiechem pocałował lekko wargi drugiego chłopaka i pozwalając mu się wynurzyć. - Debil!! - odkaszlnął. - Jesteś debilem Jin. Totalny idiota!
  - Wiem - brunet znalazł się przy nim. - Ale twoim - szepnął mu do ucha i pocałował w kark. Jim przymknął oczy, rozkoszując się dotykiem miękkich warg starszego na swoim ciele i całkowicie zapomniał o sprzeczce z matką. Odwrócił się i z przyjemnością wpił w jego usta, ręce zarzucając mu na szyję.
  - Chodź - Jin przerwał pocałunek. - Nie może nas nikt zobaczyć, dopóki mama się nie dowie.
**
  - Synku! - Jim przypatrywał się rodzicielce Seoka i z uśmiechem stwierdził, że już wie, po kim chłopak odziedziczył urodę. - Jak dobrze Cię widzieć - niska, uśmiechnięta kobieta przytuliła syna.
  - Cześć mamo - starszy cofnął się, równając z Jiminem.
  - Wejdźcie. Tylko.. - wyjrzała za chłopców. - Gdzie ta Twoja dziewczyna? - Jim zarumienił się, patrząc na Jina. On jedynie uśmiechnął się do niego i łącząc ich dłonie przeniósł wzrok na rodzicielkę.
  - To jest mój chłopak, mamo - kobieta na te słowa zdębiała, jednak po chwili przenoszenia wzroku z jednego na drugiego, uśmiechnęła się.
  - No to wejdźcie - przesunęła się w drzwiach. - Mam przygotowany obiad.
  - Chodź - Kim szepnął do Jima, uśmiechając się lekko.
**
  - Polubiła mnie? - młodszy położył głowę na lewej, dłoni obserwując przebierającego się Jina.
  - Wydaje mi się, że tak.
  - Nie wiem - Jim przewrócił się na plecy, patrząc na sufit. - Przepytała mnie jak na posterunku.
  - Może dlatego, że jesteś pierwszą osobą w moim życiu, z którą jestem na poważnie - starszy podszedł do łóżka, na którym leżał Park i nachylił się nad nim. - Dlatego wolała dobrze poznać mojego ukochanego - musnął lekko wargi Jima.
  - Jestem Twoim ukochanym? - zapytał, dokładnie przyglądając się jego twarzy z uśmiechem.
  - Oczywiście - mruknął cicho, ponownie całując młodszego.
  - Więc mi to pokaż. - Jimin objął Kima rękoma w karku i spojrzał mu w oczy.
  - Co ty? - zdziwił się. - Tu? Teraz?
  - W czym problem?
  - Moja mama. Raczej wolałbym, żeby nie była świadkiem naszych... khym... łóżkowych akcji. - starszy wyprostował się.
  - Jakoś na wypadzie do Wonju nie miałeś żadnych zahamowań - Jim podniósł się i oparł plecami o ramę łóżka.
  - Ale wtedy byli to tylko chłopaki. - westchnął cierpiętniczo, siadając na rogu mebla. - Przed nimi prawie nie mam tajemnic, a mama dużo o mnie nie wie.
  - Tsa. - złożył ręce na pierś  - Ja myślę, że po prostu się mnie wstydzisz i tyle - nastała chwila ciszy.   - Tak myślałem - Park wstał i ruszył do drzwi wyjściowych.
  - Co robisz?
  - A nie widać? - zapytał sarkastycznie, ubierając buty. - Wracam do domu.
  - Jak...? Co? - starszy podszedł do niego i zabrał mu z rąk kurtkę. - Nie pojedziesz nigdzie.
  - Bo co? - syknął, patrząc mu prosto w oczy. - Nie jestem Twoją zabawką. Zabieraj łapy - wyszarpał materiał z rąk Seoka i wyszedł z domu mamy Jina. Miał go szczerze dosyć. Od jakiegoś tygodnia go zbywał. No... Odkąd wrócili z Wonju. Nie był pewien, czy starszy może dowiedział się, co zaszło pewnego dnia w piwnicy z Taehyungiem, czy w dzień wyjazdu w kuchni z Jeonem. Chodź właściwie, nie wyczuł żadnej zazdrości od Jina, jednak denerwowało go, że ten ciągle go olewał. Teraz nie dawał mu spokoju i wydzwaniał co pięć minut. W końcu Jim doszedł do wniosku, że najlepszym pomysłem będzie wyciszenie telefonu. A niech dzwoni!
W spokoju doszedł do parkingu, na którym zostawili motor młodszego i wsiadł na maszynę. Założył kask, rękawice, odpalił silnik i... westchnął spuszczając głowę. Nie mógł tak po prostu zostawić starszego chłopaka, bez możliwości jakiegokolwiek powrotu. Właściwie, YoonGi mógłby po niego przyjechać, ale jakoś Jim nie miał serca go zostawić. Chłopak zgasił motor i odstawił kask na siedzenie. Wstał, przeszedł na skarpę, z której wcześniej zjechał i usiadł na zielonej trawce ( :3 ). Podparł się dłońmi o podłoże i wpatrywał w morze (jak pięknie Naśka rymuje~). Chodź wychowywał się w Busan, powietrze w tym miejscu miało zupełnie inne właściwości. Przynajmniej według niego. Ponownie poczuł wibracje w kieszeni spodni, na co jedynie przymknął oczy.
'Niech jeszcze pocierpi' pomyślał i ponownie zaciągnął się morską bryzą.
Siedział tak na zboczu około godziny, po której stwierdził, że brakuje mu Jego bliskości i wyciągnął telefon. Wysłał sms'a do Jina, informując go, iż czeka i objął kolana rękoma, kładąc brodę na jednym z nich. Nie był pewny, czy minęło chociażby 5 minut, gdy poczuł obecność drugiej osoby. Nie uniósł jednak na niego wzroku, a Seok, jakby dokładnie to rozumiał, usiadł obok Jima, patrząc na horyzont.
  - Zawsze tu przychodziłem, gdy byłem młody (teraz z niego taki stary dziad...) - zaczął, lekko mrużąc oczy, chcąc uchronić je od blasku zachodzącego słońca. - Kochałem to miejsce. Było moim uskokiem od codzienności - Jimin z ulgą wsłuchiwał się w melodyjny głos ukochanego, pozwalając sobie na odprężenie.
  - Jin - starszy spojrzał na szatyna pytająco. - Kochasz mnie?
Jimin wbił wzrok w ciemne tęczówki starszego. Ten zbliżył się, układając rękę na karku Parka i lekko musnął jego usta, jednak bez odpowiedzi ze strony Jima.
  - Odpowiedz - powiedział twardo, wciąż nie odrywając wzroku od oczu starszego.
  - Kocham Cię - mierzyli się wzrokiem kilka chwil, które według Jina, dłużyły się w nieskończoność.
  - Skoro tak - Jim przeniósł wzrok na chowające się za woda słońce - dlaczego mi tego nie mówisz?
  - Nie wiem. Boję się - mruknął. Jim lekko uśmiechnął się na te słowa i przesunął dłoń na rękę starszego, splatając ich palce. Przysunął się do niego, kładąc głowę na jego bark.
  - Czego?
  - Że Cię skrzywdzę - spojrzał na niego. - Że zranię Cię, nie tylko pod względem seksu, ale też uczuć - westchnął, odwracając wzrok. - Jimin. Kocham Cię jak nikogo. W życiu nie miałem żadnej dziewczyny, która byłaby dla mnie tak ważna jak ty. I to dlatego martwię się, że zrobię coś, co Cię zrani i Cię stracę.
Młodszy ponownie się uśmiechnął druga ręką ujął podbródek Jina, kierując jego głowę w swoją stronę, a gdy usta starszego były wystarczająco blisko, poddał się chwili, całując go. Jin objął go w pasie, uwalniając tym samym dłoń młodszego, która spoczęła na jego klatce. Pod wpływem ciężaru Parka, położył się, ciągnąc go za sobą. Jim usiadł mu na biodrach, dając sobie lepszy dostęp do jego ust. Język starszego sprawnie lawirował w ich wnętrzu, powodując u Jimina pomruki i westchnięcia, a jego dłonie błądziły po plecach Parka, co chwila zahaczając o jego łopatki. Młodszy odsunął się od ust Kima, patrząc mu w oczy.
  - Teraz powiedz, że mnie kochasz. - szepnął, całując jego szyje.
  - Kocham Cię - odszepnął. - Bardzo - wsunął mu dłonie pod koszulkę, delikatnie drapiąc jego skórę. Jimin podparł się rękoma obok głowy Kima i uśmiechając się do niego wstał, pomagając mu w tym samym.
  - Wracamy? - zapytał, wtulając się mocno w klatkę Jina.
  - Yhm - podniósł go, łącząc swoje dłonie pod jego pośladkami, dając mu wskazówki, aby oplótł go nogami w pasie i rękoma w karku, co też zrobił. Tym sposobem dotarli ma parking i siadając na motorze, wrócili do Seulu.

wtorek, 16 czerwca 2015

10. Z życia Jeongguka

/Aga ;3 




W końcu koniec tych wszystkich skomplikowanych zdarzeń. Jesteśmy tu zaledwie cztery dni, a jestem tak wykończony fizycznie i psychicznie, jakbym przez pięć lat harował w Tartarze. Ale dziś nigdzie się nie ruszam. Nie dam się nigdzie wyciągnąć, w nic wpakować, czy zaciągnąć do roboty. Wiosna w całej swej okazałości, słońce świeci, ptaszki śpiewają, powietrze jest rześkie i mogę w końcu oddychać pełną piersią. Na razie tonę w białej, aksamitnej kołdrze przy otwartym oknie i czekam, aż ktoś (czyt. Jimin) przyniesie mi śniadanie. 
W ogóle, to w szpitalu musieli użyć drastycznych metod... Bolało... Już nigdy więcej żadnych leków. W życiu. Nie.
I powiedziałem JiJi o tym, że widziałem zjawy. Oczywiście co się okazało? Że te leki były za silne na mój organizm, a do "zaburzeń widzenia", o których czytałem na ulotce, zaliczają się halucynacje. No sorry, ale mogła mi o tym wspomnieć. Ale szpital to już przeszłość, nie chcę go oglądać, ani o nim myśleć. Carpe diem! Wiosna! Ciesz się życiem Jungkook! Zaraz będziesz jeść! 
Właśnie zacząłem wczuwać się w klimat "Carpe diem" i poetycko wymachiwać rękami przed sobą, gdy Jimin z talerzem w jednej i kubkiem w drugiej ręce nacisnął łokciem klamkę, wszedł do środka i przerwał mi ten epicki wywód myślowy.
- Jeon dla Jeona - podszedł do mnie z talerzem, gdzie leżały dwa placki z warzywami i mięsem (czyli koreańska potrawa o nazwie Jeon), a kubek z herbatą postawił na szafce nocnej. 
- Tylko dwa? - jęknąłem, podnosząc się do siadu.
- Gruby będziesz.
- A co ty tak nagle zacząłeś dbać o moją sylwetkę?
- Płukali ci żołądek. Nie potrzebujesz więcej. Jedz, nie marudź - nakazał mi. 
Rzeczywiście po zjedzeniu tylko tych dwóch małych placków byłem strasznie napchany. Powoli siorbałem gorący napój. Chłopak wziął ode mnie talerz i po odstawieniu go, usiadł na skraju łóżka i oglądał sufit, potem ściany. Jego twarz była odprężona, usta lekko uchylone, nie wyrażające żadnych emocji. W ostateczności jego wzrok spoczął na mnie. Ciemne oczy skupiły się na moich, wpatrując się jak w obrazek. Trwaliśmy w ciszy. Nie spuściłem wzroku. Mógłby pomyśleć, że zamykam się na niego albo że mam coś przed nim do ukrycia. Trwał w bezruchu, a ja, nie przerywając kontaktu wzrokowego, kończyłem pić herbatę. Odstawiłem kubek na szafkę i wróciłem do pozycji leżącej, wtulając się w jogurtową pościel. Jimin przysunął się do mnie i położył się na boku, obok mnie, tak delikatnie, jakby bał się, że mnie spłoszy. Ułożył głowę na swojej lewej ręce, a prawą powoli przesunął na mój tors.
- Mogę? - szepnął niepewnie. Spojrzałem na niego zdziwiony, był dzisiaj jakiś inny. 
- Możesz.... - odpowiedziałem, a on przytulił się do mnie. - Jesteś dzisiaj jakiś taki spłoszony...
- No bo... Jungkook... Czy ty... - zaczął, ale przerwał.
- Hm? 
- Czy ty naprawdę mnie kochasz? - podniosłem głowę zdziwiony, czując jak ciarki przechodzą mi pod przeponą.
- Wątpisz? - spytałem.
- Jungkook... Powiedz mi, czy ty naprawdę mnie kochasz? - powiedział trochę pewniej i spojrzał mi w oczy.
- Jimin...
- Odpowiedz.
- Ja... - zawiesiłem się.
- Tak myślałem - posmutniał i zsunął rękę z mojej piersi.
- Jimin, nie - złapałem jego dłoń.
- Boisz się to powiedzieć Kookie. A to o czymś świadczy... - powoli zszedł z łóżka i położył się na swoim, równoległym do mojego, tyłem do mnie. Obróciłem się do ściany i schowałem się cały pod lekką kołdrę. Uczucie, które do niego żywię... Myślę, że to jest miłość. Ale ja się boję, że on nie odpowie mi tym samym. Mam wrażenie, że on toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Skoro już kiedyś Jin starał się o jego względy, byli razem, czyli Jimin musiał go kochać... i się z nim kochać... Trochę boli mnie fakt, że nie jestem tym pierwszym, że był ktoś inny przede mną. Ale pomijając teraz moje uczucia, Jimin nadal może czuć coś do najstarszego, mimo, że czułem miłość przy pocałunku z nim. Ale może to było moje uczucie? Może nie potrafię odczytywać czyichś uczuć? Jeśli to nie mnie kocha Jimin? Będę czuł się głupio, gdy okaże się, że miłość promieniuje tylko z mojej strony. Będę musiał się odkochać? Zerwać z nim kontakt? Czy będziemy przyjaciółmi?
Chyba nie powinienem myśleć teraz o sobie. Jeśli chłopak kocha i mnie i Jina, to powinienem o niego walczyć, bo nawet się nie spostrzegę, gdy mój ukochany zostanie mi odebrany.
- Jimin - powiedziałem, obracając się na drugi bok. Chciałem powiedzieć mu te dwa proste słowa, chciałem walczyć. Ale...
Jimina nie było w pokoju....

Była już dziewiętnasta, a mój żołądek coraz głośniej upominał się o jedzenie. Cały dzień spędziłem w łóżku, starając się odprężyć, lecz myśli o Parku wciąż zagracały moją głowę. Postanowiłem grać na spontanie. Czynić to co myślę, mówić, co czuję i bez żadnego owijania w bawełnę. Czułem ścisk w brzuchu. Naprawdę muszę coś zjeść. Mozolnie wstałem z łóżka, obawiając się zawrotów głowy. Wsunąłem na nogi białe klapki i poczłapałem na korytarz w niebieskich bokserkach i białej koszulce. Cisza jak makiem zasiał, jakby wszyscy się wyprowadzili. Zielonym dywanem dotarłem do schodów i zszedłem na stołówkę.Usłyszałem tylko kucharkę robiącą porządki z naczyniami. Zajrzałem do kuchni przez okienko i uśmiechnąłem się do starszej pani z siateczką na włosach.

- Podać ci kolację, chłopcze?
- Poproszę - skinąłem głową i usiadłem przy stoliku, a zaledwie po minucie pani pojawiła się w okienku z talerzem makaronu z kurczakiem i warzywami. Odebrałem posiłek. - Dziękuję - powiedziałem. - Czy wie pani dlaczego w hotelu tak świeci pustkami?
- Na zachodnim skrzydle kręcą dramę i poproszono gości o ciszę, więc większość po prostu wyszła z budynku.
- Aha - przytaknąłem i zająłem się jedzeniem. Gdzie ta szóstka polazła? Czemu mnie nie ogarnęli?


(Uwaga +18)
 ~~~~
Wszedłem do łazienki. Czułem się samotny. Jestem istotą społeczną, potrzebuję ludzi. Najbardziej Jimina. Chcę spełnić jego oczekiwania, powiedzieć to, co chciał usłyszeć. Zrzuciłem z siebie odzież i wsunąłem się do wanny wypełnionej gorącą wodą. Miło, tylko szkoda, że samotnie. Zacząłem muskać palcami skórę mojej szyi, przyjemny strumyk prądu przemknął w moich żyłach. Osunąłem dłoń na pierś i pogładziłem moje sutki. Tego rodzaju dotyku chciałem doznać od Jimina i takim samym dotykiem go obdarować. Ręka przejechała w dół przez umięśniony brzuch i spoczęła na przyrodzeniu. Zamknąłem oczy i delikatnie zacząłem smarować kółka kciukiem po całej długości.- Jimin... - szepnąłem pod nosem i zacisnąłem mocno rękę. Nabrałem nosem duży haust powietrza i zanurzyłem się pod wodę. Tak leżąc, zacząłem poruszać nadgarstkiem, a po chwili druga ręka znalazła się na jądrach. Utożsamiając ruchy moich dłoni do jego rąk, szybko udało mi się wywołać erekcję. Wynurzyłem się i otworzyłem oczy. Spojrzałem na moje siedemnastocentymetrowe cacko i uświadomiłem sobie, że to on będzie we mnie wchodził, a nie na odwrót. Dreszcz przeszedł przez moje podbrzusze na myśl o bólu, jaki się z tym wiąże. Ale w końcu musiało do tego dojść, muszę się z tym pogodzić. Usiadłem na piętach, dając sobie dojście do mojej dziurki. Lewym przedramieniem oparłem się o brzeg wanny i przyłożyłem kciuk na ustach, prawa dłoń powędrowała na mój pośladek. Znów przymknąłem oczy i zacząłem masować skórę, wciąż utrzymując w wyobrażeniu chłopaka, który delikatnie chce przygotować mnie do stosunku. Dłoń przesunęła się do otworu i zaczęła zataczać okręgi wokół niego. Zatrzymałem palec na zwarciu i wahałem się przez chwilę, lecz wprowadziłem go do środka. Poczułem delikatne łaskotanie. Myślałem, że będzie gorzej. Powoli wcisnąłem go do końca i wysunąłem , by po chwili znów powtórzyć czynność szybciej. Stwierdziłem, że jest całkiem przyjemnie i postanowiłem spróbować z dwoma. Zagryzłem przyłożony do ust kciuk, gdy poczułem ból, lecz palce wchodziły głębiej. 'Przyzwyczaję się. Zaraz będzie ok' powtarzałem sobie z każdym kolejnym wepchnięciem, i tak było, moje palce rytmicznie wsuwały i wysuwały się ze mnie, sprawiając niejaką przyjemność. 'Zdołam włożyć trzeci?' pytałem siebie. Z grymasem na twarzy i zaciśniętymi powiekami zrobiłem to i nie potrafiłem siedzieć cicho. Z mego gardła wydarł się okropny krzyk, a moje oczy otworzyły się szeroko na dźwięk otwieranych drzwi do pokoju. Spanikowany szybko  wyciągnąłem palce i wróciłem do pozycji leżącej. Drzwi do łazienki otworzyły się dynamicznie.
- Jungkook? - Jimin pojawił się w drzwiach ze strachem na twarzy.
- Hm? - zwróciłem na niego wzrok.
- Coś się stało?
- Nie. Dlaczego pytasz? - udałem, że nic nie zaszło i podniosłem się do siadu. To był błąd. Pulsujący ból rozszedł się po ciele, przez co syknąłem przeciągle.
- Jungkook, czy ty właśnie... - zwęził wzrok. - Nie...
- Co ja właśnie? - wydąłem policzki, przybierając niewinną minkę.
- Nie pal głupa. Przecież wiem, co robiłeś.
- No co niby? - pytałem,
- Ty sobie... - tu przerwał, lewą ręką ukształtował kółko i włożył w nie dwa palce.
- Nie, nie tak - powtórzyłem jego gest. - Tylko tak - włożyłem w kółko trzy palce, na co chłopak stanął jak wryty, a na jego policzkach dostrzegłem zaczerwienienie. Wyszedłem z wanny, prezentując swą wzbudzoną męskość i zarzuciłem ręcznik na szyję. Tak naprawdę w środku paliłem się ze wstydu, chciałem wmówić mu, że nic nie robiłem, ze musiało mu się przesłyszeć i zbesztać go za włażenie do łazienki bez pukania, ale nie potrafiłem. Satysfakcja, jaką czerpałem z jego płonącej twarzy, była silniejsza i dała mi odwagę. Zacząłem jak gdyby nigdy nic wycierać ciało. Złapałem mojego małego w ręcznik i zacząłem go wycierać ruchem "góra, dół", a jego wzrok bezczelnie zjechał w to miejsce.
- Wiesz co, Jimin - zacząłem. - Gdybym ja ci tak wlazł do łazienki to: albo bym wyszedł, przepraszając, że przerwałem ci kąpiel - zacząłem wyliczać na palcach - albo bym się na ciebie rzucił. Ale na pewno nie stałbym jak wryty i nie gapił ci się parszywie na kutasa, robiąc sam sobie problem - powiedziałem (tak naprawdę, moja reakcja byłaby identyczna jak jego, no ale przecież muszę jakoś wybrnąć z sytuacji). Chłopak przełknął ślinę. Podszedłem do niego, złapałem za podbródek i przyciągnąłem do pocałunku, co go trochę otrzeźwiło. Popatrzył mi tępo w oczy.
- Jungkook...
- Tak Jimin. Kocham cię - odpowiedziałem, na co on mocno przyciągnął do siebie moje nagie i wilgotne ciało, wplatając jedną rękę w moje włosy. Gdy nasze kości policzkowe otarły się o siebie, poczułem jak jego aksamitna skóra była mocno rozgrzana,
- Jungkook - szepnął mi do ucha. - Chcesz tego?
- Chcę, Jimin - odszepnąłem mu także. Na moje przyzwolenie, chłopak przejechał językiem po płatku mojego ucha. Obniżył głowę i wpił się w moją szyję. - Bez malinek, please... - szepnąłem, na co on oderwał się o mojej szyi i skierował na mnie morderczy wzrok.
- Wstydzisz się czegoś? - mruknął lekko chropowatym głosem, po czym musnął moje usta. - Wstydzisz się mnie? - znów zahaczył o moje wargi.
- Nie.
- To co to za problem?
- Nie lubię...
- Nie lubisz moich pieszczot? - znów mi przerwał i polizał moją wargę, co pobudziło mnie jeszcze bardziej, więc wysunąłem język i połączyłem nas w francuskim pocałunku, napierając na jego ciało tak, by zaczął wycofywać się drobnymi kroczkami z łazienki. Bardzo smakował mi jego język, miękki, delikatny, gładki, z fascynacją plątający się w moich ustach.  Nakierowałem go na łóżko. Zmusiłem, żeby się położył. Jedno kolano wsunąłem między jego nogi, pocierając jego przyrodzenie.
- Pragnę cię - powiedziałem, przerywając pocałunek. Chwycił moje pośladki i zmienił nasze położenie, tak, że ja byłem na dole.
- Na pewno jesteś gotowy?
- Jestem tego pewny - odpowiedziałem stanowczo.
- Tylko jest jedno ''ale''...
- Jakie?
- Nie mamy lubrykantu... - zmartwił się. - Ale... - jego oczy zabłyszczały. - Na dachu hotelu jest basen...
- To już drugie "ale" - zauważyłem - ale (trzecie ale) się zgadzam.
- Trzeba zejść do recepcji po klucz - wstał ze mnie i wyciągnął ze swojej walizki czarną koszulkę, po czym mi ją podał. - Zarzuć ją i idź już na górę.
Posłusznie wykonałem polecenie. Po cichu wszedłem po schodach i czekałem pod plastikowymi, przezroczystymi drzwiami, za którymi znajdowały się pokryte zieloną wykładziną schody. Czas spędzony na czekaniu przysporzył mi kroplę stresu, ale dziś się już nie wycofam. Jimin będzie ostrożny. Ufam mu, kocham go i pragnę. Gorąco...
Chłopak pojawił się bezszelestnie i otworzył drzwi, weszliśmy oboje. Zamknął drzwi na klucz. Jeszcze tylko brakuje kartki "nie przeszkadzać". Weszliśmy po miękkich schodach na górę i odsłoniło się przed nami gwieździste sklepienie z rozjaśniającym ciemność miesiącem na wschodniej stronie nieba. Zachwycony wpatrywałem się w księżyc i szurając, szedłem przed siebie. Uwielbiam niebo. Niebo to najpiękniejsza ucieczka dla duszy, radość dla oczu, wolność dla ptaka, wytchnienie serca... Brak gruntu pod stopami... Spojrzenie na błękitną wodę... Niespodziewanie ramiona objęte ramionami Jimina i chlust... Oboje pierzemy swoje ubranka w basenie...
Nie no świetnie rozpoczęte... Od razu się zirytowałem. Jimin kotku, zrób coś, bo mi ochota przejdzie.... Wynurzyłem się, odrzucając głowę w tył, by woda z włosów chlusnęła równą strużką. Chłopak siedział już na brzegu z niezbyt zadowoloną miną, a koszulka przylgnęła do jego ciała.
Podpłynąłem do niego i złapałem się jego ud, podciągnąłem się na nich i postawiłem kolano na wolnej przestrzeni między jego nogami. Przysunąłem głowę do jego czoła, patrząc na niego z góry i pogładziłem jego ramię.
- Możemy kontynuować? - spytałem. - Bohaterze?
- Możemy, ale... - zaczął.
- Kolejne ale?
- Jesteś tego w stu procentach pewny? - przecież nigdy nie ma stuprocentowej pewności, ale już się o to pytał.
- Jestem.
- Boję się - spuścił wzrok.
- Nie zranisz mnie.
- Ale...
- Innych raniłeś?
- Nie.
- To mnie też nie zranisz - zachęcałem go.
- Ale...
- Hm? - spojrzałem na niego wyczekująco.
- No bo Jungkook... - powiedział zbyt poważnym tonem, moja mina lekko zrzedła.
- Jimin. Ja tego chcę. Kocham cię i chcę to przypieczętować. Ale chyba ty tego nie chcesz...
- Ja chcę Kookie, ja naprawdę chcę, ale... - przełknął ślinę.
- Co stoi na przeszkodzie Jimin? - moja dłoń zjechała po jego ręce z ramienia do nadgarstka, jego ciało drżało, mimo iż było ciepłe. Aż tak się bał? Dlaczego? Chłopak przygryzł nerwowo wargę i spojrzał mi w oczy.
- Bo to byłby - znów się zająknął. - To byłby mój pierwszy raz... - wyrzucił z siebie. Moje oczy szeroko się otworzyły.
- Nie robiłeś tego nigdy? - spytałem zszokowany.
- Nie.
- Myślałem...
- Że z Jinem? - przerwał mi, unosząc wzrok. - Nie.
- Ale żadnego lodzika czy coś? Nic?
- Nie.
- To zajebiście, jestem bardzo usatysfakcjonowany - mruknąłem, przygryzając ponętnie wargę, by po chwili wpić się łapczywie w jego usta. Pod moim naporem położył się do tyłu na zieloną wykładzinę. Moje udo spoczęło na jego kroczu, a usta zachłannie czerpały przyjemność z bliskości jego warg. Nie pozostawał bierny. Przygryzał mój język i walczył z nim, próbując dostać się do każdego zakamarka moich ust. Oderwałem się od niego, prostując ręce i zawisłem nad nim.
- Nie myślisz, że ubrania trochę przeszkadzają? - spytałem, a on na to zdjął swoją mokrą koszulkę, przyprawiając mnie o dreszcz w żołądku, po czym zdjął moją, pozostawiając mnie nagim. Zjechałem do basenu i rozpiąłem jego rozporek, ukazując czerwone bokserki... Czerwone bokserki... Klub... Sen... Striptiz... OMG... PRZEZNACZENIE!
- O lool... - wymsknęło mi się na ten widok.
- Co jest Kookie? - spytał, opierając się na przedramieniach i spoglądając na mnie (a właśnie z otwartą buzią gapiłem się na jego bokserki, pod którymi ukrywała się sztywna męskość, no ale mi chodziło o kolor bokserek, tak?). Na jego twarz wkradł się zadziorny uśmieszek. - Może by tak zamienić się miejscami, co? - i jak powiedział, tak też się stało. Znalazłem się na jego miejscu, a Jimin patrzył na niego...
- Na co mam liczyć? - spytałem z uśmiechem na ściągającego spodnie chłopaka, wkładając dłonie pod głowę.
- To zależy, czy będziesz ładnie jęczał.
- Oke. To czekam - chłopak włożył lewą rękę w bokserki i złapał swojego potworka. Kciukiem zahaczył o gumkę i powoli ściągał je w dół, prezentując wyraźnie zarysowane kości biodrowe. Przygryzając seksownie wargę, pozwolił swojej małej bestii spojrzeć na świat. Poczułem, jak gorąco przechodzi przez moje podbrzusze i krew uderza do mojego członka, przy okazji rysując ślady na moich policzkach. Jimin klęknął przy moim biodrze i oparł się ręką o ziemię. Drugą zaś zaczął drażnić moje sutki. Począł językiem otaczać moje mięśnie brzucha i z tego co zaobserwowałem to bardzo mu się to spodobało. Ssał moją wilgotną skórę, a rękę przemieścił na moje podbrzusze. Przyszczypywał delikatnie moją skórę palcami i gryzł w niektórych miejscach, dając przyjemne, relaksujące uczucie. Przysunął mnie bliżej do brzegu basenu, a sam do niego wszedł, po czym uniósł i rozchylił moje nogi. Popatrzył niepewnie na mojego członka, jakby czegoś się bał... Lecz nim zdążyłem się zorientować...
- Oshh! - pisnąłem, gdy moje jądro zostało wessane przez szybkie usta Jimina, a jego język z piekielną mocą podrażnił każdy delikatny nerw na mojej mosznie. - Dobra. To ty pierdolisz... - jego dłoń, ściskająca moją męskość u nasady, poczęła  rysować po najwrażliwszej części, z ogromną dokładnością oddając się wykonywanej pracy. Poczułem jak strużka jego śliny spływa z jego ust, by po przejściu przez płaski fragment skóry, mogła zatopić się w czarnej otchłani mojego wnętrza. Jednak to mężczyzna zna wszystkie najprzyjemniejsze punkty swojego ciała, mężczyzna najlepiej wie, jak zadać największą rozkosz drugiemu mężczyźnie, lecz jednak to mężczyzna zadaje  mężczyźnie największe męczarnie związane z osiąganiem najwyższego poziomu rozkoszy, którą zapewni mu nie kto inny, jak Park Jimin. Idiota z parku, osoba zapisana w kontaktach z serduszkiem, osoba, która skradła pierwszy pocałunek, striptizer wykreowany moją wyobraźnią...
Miłość, do której nie przyznawałem się przed samym sobą do momentu ujrzenia jego cierpienia nad moim uśpionym ciałem... Ta miłość teraz pokazywała mi wszystkie swoje możliwości...
- Uh! - jęknąłem, przygryzając wargę, gdy śliski mięsień wśliznął się w moją, jeszcze przez nikogo nieodkrytą, jaskinię. I on niby robił to pierwszy raz? Jego długi język niczym wąż pełzał we mnie, przeciwstawiając się sile moich mięśni, które zaciskały się na tym piekielnym narzędziu tortur. Jego usta dotykały mojej skóry przy każdej próbie głębszego nurkowania, co doprowadzało do poważnych ewolucji w okolicach żołądka. Moje ciało jest już gorące, jest już gotowe, już pragnie mieć w sobie coś większego.
- Jimin... - westchnąłem cicho, mając nadzieję, że zrozumie moją prośbę. 
- Chodź - szepnął po wyjściu ze mnie i złapał mnie za biodra, sygnalizując, bym wstał. Usiadłem, spuszczając nogi do wody. Ten jednak nie zamierzał jeszcze wpuścić mnie do basenu. Chwycił moje biodra i przyciągnął do swojej twarzy. Polizał mojego członka od dołu do góry, po czym jego głębokie gardło pochłonęło go w całości. Jego głowa unosiła się i opadała. Obserwowałem go i nie wierzyłem własnym oczom, chłopak robi mi loda... Chyba jeszcze nie do końca utrwaliłem sobie fakt, że jestem homoseksualny. 
Przymknięte dotąd powieki Jimina uniosły się ku górze, w oczach, przysłoniętych lekko czarną grzywką, zobaczyłem bestię szykującą się do ataku. Hmm... Mam się bać?
Zadając sobie to pytanie, zarzuciłem ręce na jego szyję i przysunąłem całe swoje ciało do jego, zsuwając się do wody. Oplotłem nogami jego biodra i czule pocałowałem. Poczułem jak jego dłoń zjeżdża po moich plecach w wiadomym kierunku. Szczęśliwe, błyszczące oczy wpatrywały się w moje. Drobny uśmiech na jego twarzy wyrażał szczęście większe niż u dziecka, które dostało nową zabawkę. (Jimin dostał naprawdę fajną zabawkę, ma prawo)
- A więc... Jeden palec to nie problem, tak? - mruknął, wsuwając we mnie palec, wysunął go i włożył dwa razem, na co szczególnie nie zareagowałem, przecież zdążyłem się rozciągnąć w wannie. - Dwa także nie sprawiają ci problemu, jak widzę. Ale... - tu włożył trzeci - przy trzech zacząłeś się drzeć... - tym razem jednak zagryzłem wargę i zacisnąłem powieki, unosząc głowę do góry. Przez chwilę pozostał bierny. Woda była tu bardzo przydatną substancją łagodzącą ból. Gdy uspokoiłem twarz, Jimin postanowił wbić palce głębiej i je wyciągnąć. Powoli, kilka razy powtórzył ten ruch, by po chwili przyspieszyć. Teraz już było lepiej.
- Gotowy? - spytał mnie, wysuwając palce.
- Tak - przytaknąłem. - Ale chcę sam... - chłopak uśmiechnął się słodko, złożył całusa na moich ustach i chwycił w dłoń swoją długość, naprowadzając ją na mój otwór. Delikatnie wprowadził do środka sam czubek.
- Proszę, sam - powiedział, zatrzymując się. Zacisnąłem usta, lewą dłoń oparłem na jego ramieniu. Palce prawej ręki poprowadziłem do wejścia i oplotłem nimi jego przyrodzenie. Próbując zachować kamienną twarz, opadałem w dół. Mój wzrok spoczął na obojczykach chłopaka. Czułem bolesny prąd przechodzący impulsywnie po moich plecach, aż w końcu cały jego penis został pochłonięty przez moją otchłań. Wypuściłem głośno powietrze. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstrzymałem oddech.
- Jesteś bardzo dzielny Kookie - szepnął, łapiąc mnie za podbródek i ponownie muskając moje usta. Jimin jest już we mnie. Pierwszy krok za mną. Kolejne kroki oddaję w ręce mojego chłopaka, a on dobrze wiedział co ma zrobić. - Już mogę? - odpowiedziałem mu przytaknięciem, a on wyszedł i wbił się we mnie. Syknąłem głośno przez zęby.
- Przepraszam - powiedział z wyrzutem.
- Nie masz za co. Przestań się cackać. Wiem, że to twój pierwszy raz, tak jak i mój - przybliżyłem się do jego ucha - ale wiem też, że na pewno potrafisz to zrobić dobrze - wyszeptałem, po czym drapieżnie ukąsiłem jego ucho, na co otworzył szerzej oczy.
- Tak na ostro? A jak...
- I co że mnie zranisz? - przerwałem mu. - Chcę tego. Chcę ciebie, bestii. Tak. Tak na ostro. Wyrzuć z siebie wszystkie obawy i pieprz mnie! - zobaczyłem iskrę w jego oczach. Moje słowa na niego zadziałały i w końcu postanowił rytmicznie penetrować mój odbyt. Pierdolę, seks to będzie moje nowa ulubiona rozrywka!
Nie wiedziałem, że potrafię tak głośno krzyczeć. Jęki przyjemności Jimina jeszcze bardziej nakręcały mój organizm. Chcę mocniej, głębiej, szybciej! Wychodziłem naprzeciw jego ruchom. Wpadłem w trans, ciało pragnące spełnienia przejęło władanie nad mózgiem, a serce zsynchronizowało się z nimi w jedną całość.
Niedługo oboje dostąpiliśmy upragnionej rozkoszy...

Mimo nieudolnego początku to był najwspanialszy pierwszy raz, jaki mogłem przeżyć.
~~~~

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Do you want make me happy?

Annyeong ♡♥♡
Kolejny one shot na wypełnienie luki między Handsome Boy z mojej strony. Mam zamiar raz na mniej więcej 3 rozdziały publikować jednego one shota, aby wypełniać blog.
*taka notka ode mnie ~ ostatnio oglądałam CSI: Kryminalne zagadki Nowego Yorku i wyobraźcie sobie co tam usłyszalam >-< Odcinek był o Koreańczykach i podczas śledztwa jeden z policjantów wypowiedział takie zdanie:
  - Jin chciał odzyskać Parka. (Jak w moim opo! /Aga ;3)
♥ Popłakałam się wtedy, a mama uznała, ze jestem niezrównoważona psychicznie (i chyba miała rację~~Katsu)(Dziekujem serdecznie ;-; /Naśka :3) . Tak - JinMin 4ever ♥*
Ode mnie to wszystko. Zapraszam do czytania i zostawiania komentarzy   ★-★
/Naska:3
~~
Wyszedłem z domu. Padało. Moja ulubiona pogoda. Idealnie odzwierciedlała mój codzienny humor, sposób życia. Ubrany w swoje ulubione czarne rurki, glany w tym samym kolorze i dużo za dużą zielono-czarną bluzę po ostatnim chłopaku, idę z rękoma włożonymi w kieszenie do miejsca, z którego widać całą panoramę miasta. Mieszkam na obrzeżach, więc, aby dojechać do centrum, muszę wsiąść w dwa środki komunikacji miejskiej. Przystanek mam kilka kroków od domu, mimo to wsiadam do autobusu cały mokry. Jedynie kaptur ochronił moje włosy przed zimnymi kroplami jesiennego deszczu. Przejazd jest krótki - jakieś 10 minut. Wtedy przesiadam się w tramwaj, którym dojeżdżam do centrum. Przyjeżdża punktualnie, nawet lekko się śpieszy. Wsiadam do środka i znajduję miejsce. Teraz, uspokojony, wkładam słuchawki do uszu i odprężam się wewnętrznie, nie pokazując nic z zewnątrz. Rozglądam się po siedzących w pojeździe ludziach. Niektórzy patrzą za okna, błądząc wzrokiem po przemijających obrazach, inni rozmawiają przez telefon, narzekając na okropną pogodę, jeszcze inni siedzą w milczeniu, wpatrując się w ekrany komórek. Każdy wydaje się być inny, jednak wszyscy, razem ze mną, mamy jedną, wspólną cechę - zmęczenie. Każdy jest zmęczony życiem. Podejrzewam, że kobieta z wózkiem, siedząca naprzeciwko mnie pokłóciła się z matką o opiekę nad niemowlęciem, ponieważ jest samotną matką, mężczyzna opierający się o kasownik biletów prawdopodobnie jest niespełnionym biznesmenem, którego firma właśnie zbankrutowała, a chłopakowi, pewnie niewiele starszemu ode mnie, mogła zginąć bliska osoba, dlatego na jego policzkach widniały ślady łez. Odwracam wzrok, wpatrując się w szybę. Mam dość własnych problemów, aby przejmować się nieszczęściem innych. Zważając na ostatnie zdarzenia - rozwód rodziców, ciągłe kłótnie z przyjaciółką i rozstanie z chłopakiem, mam prawo nie mieć w sobie ani krzty współczucia dla innych. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jestem typem osoby, która jest otwarta na nowych ludzi, a tym bardziej na okazywanie swoich uczuć. Szczególnie publicznie. Jedynie, gdy jestem sam, z dala od rzeczy, które dobrze znam, pozwalam emocjom opuścić moje ciało. Jednak nigdy nie płaczę. Zwykle po prostu krzyczę lub, słuchając muzyki, wyobrażam sobie lepsze życie, którego bardzo pragnę. Pragnę szczęścia, uczuć, miłości, a dotychczas byłem traktowany jak zwykła męska dziwka. Wiecznie wykorzystywany, poniżany i zostawiany jak szmata. Chciałbym znaleźć kogoś, dla kogo byłbym ważny. Kogoś, kto pokochałby mnie takiego jakim jestem. A jestem odmieńcem. Chłopakiem, którego nie interesują dziewczyny. Chłopakiem, który woli płaską klatę, wyrzeźbiony brzuch i co nieco w spodniach. Chłopakiem, który przez swoją inność, został odrzucony przez społeczeństwo.
W końcu wysiadłem z tramwaju i zarzucając ponownie materiał na głowę, ruszyłem w dobrze znane mi miejsce. Droga wiodła pod miastem, niczym innym, niż na piechotę, nie można było tu dojechać, więc byłem zmuszony prawie codziennie po szkole robić kilometry. Wszedłszy po stromych schodach, przykucnąłem u ich szczytu, łapiąc powietrze. Po chwili podniosłem się i ruszyłem dalej. Od celu dzieliła mnie bowiem jeszcze odległość równa trzy kilometry. Wszedłem przez małe drzwi, przeszedłem przez zagrzybiony korytarz, który kiedyś służył za schron podczas wojny i wyszedłem z drugiej strony równie małymi drzwiczkami. Wyjąłem słuchawki, opierając się o barierki, które odcinały mnie od przepaści, która kończyła się starą stróżówką. Wciągnąłem chłodne, wolne od stresów i zmartwień powietrze głęboko do płuc, rozluźniając się. Otaczała mnie ciemność, dodając temu miejscu jeszcze większego uroku. Z zachwytem obserwowałem panoramę miasta, pozwalając smutkom opuścić moje ciało i dusze.
  - Zawsze najpiękniej jest tu wieczorami, prawda? - gwałtownie odwróciłem się w stronę wieży stojącej w zachodniej części zapomnianego punktu widokowego, gotowy do ewentualnej ucieczki. Stałem w miejscu, coraz bardziej kuląc się w sobie, gdy głęboki, męski głos ponownie się odezwał. - Widywałem Cię tu już kiedyś, JeongGuk.
  - Pokaż się - zażądałem, po chwili tego żałując. Ów mężczyzna okazał się być wysokim, ubranym w ciemną koszulkę, ciemnoniebieskie spodnie pokroju moich, białe Conversy i skórzaną kurtkę, bardzo przystojnym w świetle księżyca chłopakiem niewiele starszym ode mnie. Przełknąłem ślinę, czując się zażenowany, rozpoznając w nieznajomym kogoś, kto był mi niegdyś bardzo bliski. Jednak wolałem upewnić się, czy to aby na pewno on.  - Kim jesteś?
  - Kookie. - podszedł do mnie, przez co stado tych zajebanych motyli w moim brzuchu zaczęło latać jak pojebane, próbując rozerwać mnie od wewnątrz. - Co ty? Nie wierzę, że o mnie zapomniałeś - uśmiechnął się, powalając mnie tym na kolana. Jego uśmiech wciąż był fantastyczny.
  - Tae..? - zapytałem pewien poprawnej odpowiedzi. Ten jedynie przytaknął, podchodząc jeszcze bliżej na co cofnąłem się, napotykając plecami barierkę. - Co tu robisz?
  - Chciałem Cię zobaczyć. - uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny, uwodzicielski sposób. - Tęskniłem Kookie - w gardle urosła mi wielka gula, przez którą nie byłem w stanie nic powiedzieć.
  - Taehyung... - szepnąłem, czując jak chłopak oplata mnie ramionami. Wsunął nos w moje włosy, a ja ułożyłem dłonie na jego plecach, wcześniej sunąc nimi pod skórzanym materiałem. Przytuliłem się do niego, ściskając z całej siły. Nie chciałem znów go stracić. Nie mogłem.
  - Kookie - nie odsuwając się ode mnie, wzrok wlepił w moje tęczówki. Uśmiechnąłem się ze łzami w oczach, zdając sobie sprawę, że to uczucie cały czas żyło we mnie i dlatego nie mogłem być z nikim szczęśliwy. Chłopak ujął mój podbródek i skierował go lekko w górę, całując mnie. Z moich oczu potoczyły się łzy. Tak bardzo tęskniłem za dotykiem jego rąk, za bliskością jego ciała i za smakiem jego ust. To było cudowne uczucie i jestem pewny, że za nic nie oddałbym tego, co teraz trzymam w ramionach, a raczej tego, co mnie trzyma. Wraz z oddaniem pocałunku z mojej strony, Tae złapał mnie pod kolanami i sadzając na barierce, wplótł mi palce jednej dłoni we włosy, a drugą podtrzymywał mnie, abym nie spadł. Moje ręce znalazły miejsce na jego karku, a nogami oplotłem jego pas. Jego język sprawnym ruchem wkradł się do wnętrza moich ust, walcząc ze mną o dominację, jednak szybko się poddałem. Co jak co, ale kochałem być mu podporządkowany.
Tak bardzo mi go brakowało, że z zawodem odsunąłem się od niego z głuchym mlaśnięciem, aby złapać powietrze.
  - Teraz całujesz jeszcze lepiej niż dwa lata temu, JeongGukkie - Tae oparł czoło o moje i wpatrywał mi się w oczy.
  - Dorosłem.
  - Do tego też? - kąciki jego ust uniosły się ku gorze, a prawa dłonią głaskał moje plecy.
  - A chcesz sprawdzić? - mruknąłem podniecony na samą wizję seksu z Taehyungiem.
  - Mhym - musnął moje usta swoimi. - Chodź - zdjął mnie z barierki i łącząc nasze ręce, ruszył w kierunku, z którego przeszedłem. Na dole jednak zamiast w lewo, skręcił w prawo, kierując się do swojego mieszkania, a na miejscu byliśmy niecałe 10 minut później.
  - Matki nie ma, a ojciec jest w delegacji. - powiedział, gdy wchodziliśmy po schodach. - Więc możemy zaszaleć - szepnął, otwierając drzwi.
  - Mmm. Kuszące - wpakowałem się od razu do kuchni, siadając na blacie na wyspie. Chłopak podszedł do mnie, wpijając się w moje usta. Ponownie oplotłem go rękami i nogami, a Tae podniósł mnie, przesuwając dłonie na moje pośladki i zaniósł do swojego pokoju.
Jęknąłem, czując klamkę wbijającą się w moje plecy.
  - Taeś...
Chłopak przeniósł pocałunki na moją szyję, co chwilę przygryzając delikatnie skórę na niej. Otworzył drzwi, zrobił kilka kroków i położył mnie na łóżku, rozpinając przy tym bluzę, która jakimś cudem jeszcze miałem na sobie. Szybko jednak się jej pozbył, zdejmując ją ostrożnie, ale moja koszulka nie miała już tyle szczęścia. Została w brutalny sposób rozerwana, drażniąc moją skórę na bokach.
  - Lubiłem ją.
  - Teraz mi pieprzysz o ciuchach? - oderwał się od mojego mostka.
  - Zapłacisz mi za nią.
  - W naturze Jeonggukkie - uśmiechnął się, zasysając na moim sutku, co wywołało u mnie nienaturalnie wysoki odgłos, wydobywający się z mojego gardła. - Pięknie jęczysz - skomentował, schodząc z pocałunkami w dół, aż napotkał górną część moich spodni. - Ale będziesz jeszcze ładniej, czyż nie? - powrócił twarzą na wysokość mojej, przyprawiając mnie o kolejny zawał swoim nieskazitelnym uśmiechem. Pocałował mnie krótko, zsuwając się z łóżka. Klęknął przed nim i rozpiął moje spodnie, które po chwili zjechały do moich kostek.
  - Nie! - niemalże krzyknąłem, widząc jak zabiera się za zdejmowanie moich bokserek. Zdziwiony uniósł wzrok, patrząc na mnie. Przywołałem go palcem, wpijając ponownie w jego usta.
  - Dlaczego nie? - spytał między pocałunkami. - Nie chcesz... żebym... zrobił Ci dobrze?
  - Później. Najpierw ja - zarumienił się lekko, gdy przeturlałem się z nim tak, że on teraz zajmował pozycję podporządkowanego. Sam powoli podwinąłem jego koszulę i zacząłem delikatnie muskać jego brzuch. - Mhym. Tam Kookie. - sapnął, gdy jedną rękę skierowałem na jego krok.
  - Rozbierzesz się, czy ja mam to zrobić? - zapytałem, zbijając go z tropu, jednak bardzo szybko jego odzież upadła na panele na podłodze, a on został w bokserkach. - O wiele lepiej skarbie. - szepnąłem, jeżdżąc paznokciem po jego podbrzuszu i wsłuchując się w jęki wychodzące z jego ust. Westchnąłem, nie chcąc go dłużej męczyć. Ukucnąłem przed łóżkiem, ściągając jego bieliznę, a Tae podniósł się do siadu i wplótł mi palce we włosy.
  - Jesteś pewien? - spojrzał mi głęboko w oczy z pewnego rodzaju strachem. Łapiąc go za kark, zachłannie zacząłem go całować, drugą rękę układając na jego męskości. Westchnął mi w usta, a jego policzki pokryły się rumieńcem.
  - Ahh - odchylił głowę w tył, zostawiając na moich wargach stróżkę śliny, gdy zacisnąłem dłoń u jego nasady. Patrząc na jego obecny stan, mógłbym zrobić z nim wszystko. Rozpalony, podniecony, gotów błagać o zaspokojenie. Pocieszny widok. Spojrzałem na jego przyrodzenie i chwilę mierzyłem ją wzrokiem. Kalkulując szybko... Powinienem dać radę. Usiadłem więc na podłodze, biorąc jego męskość do ust i zaczynając zataczać koła wokół główki, sprawiając, że chłopak łapczywie łapał powietrze. Język współgrał z ruchami mojej głowy, robiąc dobrze mojemu Hyungowi. Raz na jakiś czas drażniłem językiem otwór na jego czubku, chcąc szybciej mu dogodzić.
  - Jeon...Kookie...Ja - zacisnął dłoń mocniej na moich włosach, przyspieszając moje ruchy przez co jego penis otarł się o moje gardło, zostawiając niezbyt przyjemne uczucie, jednak skoro jemu było dobrze...
  - Kookie - sapnął, dochodząc mi w usta. Gorzko-słony smak dawał mi się we znaki, bo było go sporo, jednak krzywiąc się lekko, przełknąłem wszystko i odkaszlnąłem. Zadrapałem lekko wewnętrzną stronę jego uda.
- Teraz ja chcę - mruknąłem, kładąc brodę na materacu. Tae podniósł się na łokciach, oddychając szybko i przywołał mnie do siebie gestem. Gdy znalazłem się nad nim poczułem strach. Pierwszy raz od bardzo dawna. Starałem się stłumić to uczucie, czując coraz bardziej bolący wzwód. Nawet nie zdążyłem wyłapać, kiedy chłopak pozbył się mojej bielizny, a teraz krążył palcem wokół mojej dziurki. Urywany oddech wyrwał się z moich płuc, gdy wsunął go do środka i zaczął nim poruszać.
  - Będzie dobrze - szepnął mi na ucho, wciskając we mnie kolejny palec, co niemiłosiernie mnie zabolało.
  - Taehyung ..to mój... - westchnąłem, opierając głowę na jego klatce.
  - Mój też - przyznał się cicho po czym dołożył trzeci palec, prawie mnie rozrywając. Krzyknąłem głośno, klnąc w duchu, że nie umiem powstrzymywać tych żenujących odgłosów. Poczułem jak Hyung całuje mnie we włosy, powoli zaczynając poruszać dłonią. Zacisnąłem mocno oczy i wstrzymałem oddech, przyzwyczajając się do obecności czegoś w sobie.
  - Mogę już?
  - Mhym - zacisnąłem dłonie na kołdrze i podniosłem głowę, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na starszego. Zamrugałem kilkakrotnie, zanim poczułem w sobie jego długość. Nie bolało przy wchodzeniu, idealnie mnie przygotował. Zassałem się na jego szyi, czując pierwsze, lekkie pchnięcia. Sapnął, przerywając na chwile zmęczony. Mruknąłem, gdy obrócił mnie na plecy i ułożył sobie moje nogi na wysokości swoich boków. Płynnymi ruchami poruszał się we mnie, wywołując coraz szybszy oddech i rosnące podniecenie. Czułem, jak mój członek boleśnie pulsuje od nadmiaru skrywanego w nim w tej chwili nasienia i prosi wręcz o dotyk.
  - Tae... - szepnąłem. - Mógł...byś? - chłopak zrozumiał aluzję, bo złapał mój członek i zaczął go stymulować w rytm ruchów bioder. Zacisnąłem mocno zęby i odchylając głowę w tył doszedłem, ciężko oddychając. Chłopak poruszał się we mnie z małym trudem, przez moje "ruchome" w tej chwili wejście, jednak dzięki temu kilka pchnięć później czułem, że zaraz dojdzie drugi raz. Jednak gdy zauważyłem, że wysuwa się ze mnie, poczułem się zawiedziony.
  - Co.. r-robisz? - zapytałem, patrząc na niego.
  - Jungkook...
  - Chcę żebyś doszedł we mnie - powiedziałem stanowczo mrużąc oczy.
  - Dobrze - ponowna fala przyjemności oblała moje ciało, pozostawiając na policzkach czerwone ślady. - Kookie... Jesteś... Znów...Ahh! (Szybko poszło xD /Aga ;3)
Poczułem jak ciepło wypełnia mnie od środka, a gdy Hyung zawisł nade mną z lekko uchylonymi ustami i zamkniętymi oczami, wiedziałem, że zrobiłem wszystko dobrze.
Zszedł z łóżka i biorąc mnie na ręce odkrył kołdrę i położył mnie na czyściutkim prześcieradle, po chwili kładąc się obok.
  - Rzeczywiście dorosłeś - szepnął, uspokajając oddech. - I wiesz, co robić - uśmiechnął się, bawiąc moimi włosami.
  - Mówiłem - cmoknąłem go krótko, kładąc głowę na jego klatce.
  - Zostaniesz na noc?
  - Mówisz serio? - podniosłem na niego wzrok. Przytaknął. - Oczywiście - pocałowałem go, wróciłem do poprzedniej pozycji i zacząłem zasypiając.
  - Kookie? - rozbudził mnie jego głos.
  - Hmm?
  - Będziesz ze mną?
  - Tae.. - zmieszałem się. Chciałem tego bardzo, jednak bałem się odpowiedzialności za swój wybór.
  - Pragniesz mnie?
  - Tak.
  - Podobam Ci się?
  - Przecież wiesz, że tak.
  - Zadowalam Cię? - przytaknąłem. - Więc bądź ze mną.
  - Dlaczego?
  - Bo Cię kocham. I chcę z Tobą być - zapadła chwila ciszy.
  - Dobrze - szepnąłem, zaciskając dłoń na prześcieradle. - I... Tae.. Też Cię kocham.
  - Wiem Jungkook - pocałował mnie w czoło i przytulił mocniej do swojego ciała.
~~

Cichy nieznajomy.

Annyeong~
To znowu ja, znowu z One shotem. Kolejny JiKook. Mam nadzieję, że będzie okey. Krótki (jedynie 745 znaków), ale taki miał być. Nie przeciągając, co zawsze robię, zapraszam do czytania i komentowania.
/Naśka:3



Tydzień temu odbył się pogrzeb pewnego młodego koreańskiego nastolatka. Był on bardzo skromny, ponieważ ów chłopak przed swoim odejściem pokłócił się ze wszystkimi bliskimi mu osobami, mimo, że i tak nie miał ich wielu. Na uroczystym pożegnaniu pojawiła się najbliższa rodzina, matka, ojczym oraz brat i kilka ciotek. Do tego przyszła przyjaciółka i sąsiadka oraz ukryty w cieniu, niski, dobrze zbudowany chłopak, który skrywał się wśród drzew, jakby martwiąc się o to, że zostanie zauważony. I tak też się stało. Wszyscy szeptali na uszy pytania typu :
*Kim może być ten chłopak?*
*Może to jakiś jego znajomy?*
*Ale gdyby go znał, nie kryłby się w drzewach, z dala od innych*

Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę chłopak spokojnie przyglądał się najpierw księdzu odprawiającemu mszę, potem  opuszczanej do ziemi trumnie z ciałem, następnie patrzył jak najbliżsi się rozchodzą. Stał po drzewem do późnego wieczora, aż na cmentarzu zdawało się nie być nikogo oprócz niego samego. Ostrożnym, powolnym krokiem zbliżył się do zielonej powłoki pokrywającej wykopaną dziurę. Przez cały czas starał się trzymać nerwy i uczucia głęboko w sobie, jednak już podczas przemówienia księdza łzy wyciekały spod jego podkreślonych kredką powiek i skapywały na kostkę brukową, którą był wyłożony cały cmentarz. Gdy doszedł do końca poukładanych wieńców usłyszał hałas dobiegający z podjeżdżającego samochodu. Ukłonił się grzecznie przed czterema mężczyznami, którzy wysiedli z pojazdu. Odpowiedzieli mu tym samym i zajęli się przygotowywaniem grobu do złożenia marmurowego nagrobku na wierzch. Chłopak w spokoju przyglądał się całemu zajściu przez około godzinę. Po tym czasie mężczyźni pożegnali go i odjechali, a czarnowłosy podszedł ponownie do grobu. Złote napisy na czarnej tabliczce przybitej do krzyża jednoznacznie mówiły, że w tym grobie spoczywa Jeon Jeong Guk, urodzony 1.09.1997 roku w Busan, zmarły w dniu 12.06.2015 roku w Seoulu na skutek przedawkowania leków. Nastolatek upadł na kolana, raniąc je sobie przy tym, a z jego ciemnych oczy zaczęły spływać potoki łez. Zupełnie tak, jakby zamiast nich miał krany z ciepłą wodą, które właśnie zostały odkręcone na "maksa" i piekielnie szczypały w oczy, podrażniając je. Ukrył twarz w dłoniach i pochylił się nad marmurem, szepcząc co chwilę słowa, które wydawały się dla niego takie ważne, a jednak w pewnym momencie okazały się najgorszą rzeczą, jaką mógł wypowiedzieć. Ta rozmowa wciąż tkwiła w jego głowie, nie pozwalając w spokoju pożegnać się z Jeonem.

- Hyung... Ja już nie dam rady. - ściszony głos rudowłosego odbił się echem po wykafelkowanym pomieszczeniu.
- Kochanie... Proszę Cię, damy radę. Razem przez to przejdziemy... Tylko musimy spróbować.
- Nie Hyung.. Już nie ma czego próbować... - wyszeptał do słuchawki. - Już wszystko zniszczyłem.
- Kookie nie bądź głupi. - starszy zapłakał. - Tak bardzo Cię kocham i nie mogę Cię teraz stracić. Teraz ani nigdy!
- Hyung...
- Pamiętasz co mi obiecałeś? - przerwał mu. - Wtedy na huśtawce w parku? Że nigdy nic nas nie rozłączy i że będziemy razem, aż do śmierci, tak?
- Tak.
- Więc dlaczego do cholery chcesz mnie zostawić? - krzyknął. - Obiecałeś JeongGuk. Obiecałeś.
- Hyung... A pamiętasz co ty wtedy powiedziałeś? - jego głos był coraz cichszy. - Że mam Ci niczego nie obiecywać, bo obietnice są dla dzieci, pierwszych miłości i przyszłych samobójców. Pamiętasz?
- JungKook... - szepnął.
- Hyung. Mogę Cię o coś prosić?
- Oczywiście skarbie, o co tylko chcesz. - mocniej zacisnął rękę na urządzeniu.
- Obiecaj mi, że za pół godziny zadzwonisz po karetkę i wyślesz ją na mój adres.
- Obiecuję.
- I obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego, jeśli nie udałoby im się mnie uratować.
- Obiecuję. - zapłakał.
- I Hyung...
- Tak Kookie?
- Obiecaj mi, że zawsze będziesz mnie kochać.
- Kocham Cię Skarbie. I zawszę będę. - łzy spływały strumieniami po jego bladych od wycieńczenia policzkach.
- Ja ciebie też kocham Hyung. I zawsze będę, pamiętaj o tym. - po tych słowach rozłączył się, a czarnowłosy rzucił komórką o ścianę. Na ekranie wyrysowała się drobna, szklana mozaika, smutno odzwierciedlająca serce chłopaka. Wtulił się w poduszkę i płakał.

Dlaczego tak wiele osób umiera przez tak głupie rzeczy? To pytanie dręczyło chłopaka od kilku dni. Odkąd dowiedział się, że jego Jeon popełnił samobójstwo. Odkąd dowiedział się, że jego pierwsza, prawdziwa miłość, którą kochał całym sercem, odeszła i zostawiła go w cierpieniu na ziemi. Wytarł łzy rękawem marynarki i wstał z kostki, nie odrywając wzroku od złotych liter.
- Żegnaj JeongGuk - szepnął, po czym ucałował różę trzymaną w dłoni i rzucił ją na grób kochanka. - Zawsze będę Cię kochać.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Przebłysk

Cześć wszystkim!
No to ten....
KATSU WRÓCIŁA! (wiem i tak nikt nie tęsknił :') ) ale co tam xD

Zapraszam do czytania i  komentowania! 


Nagle moje oczy są otwarte
Wszystko się wyostrza
Wszyscy jesteśmy oświetleni
Światła lśnią na naszych twarzach
Rażąc


~~~~
Znaleźliśmy się w wąskim, kamiennym korytarzu oświetlonym płonącymi pochodniami. Biegł on nieco w dół, mężczyzna chwycił jedną z pochodni i wskazał ruchem głowy, byśmy poszli za nim.
- Wciąż nie zdradziliście, jak się nazywacie - zauważyłam, gdy przeciskaliśmy się w małej szczelinie.
- Nazywam się Uli, ale tu mówią na mnie Aiko - odpowiedziała mi dźwięcznie i uśmiechnęła się ciepło. - A to mój ojciec Rein.
- Ja nazywam się Es, a reszta to V, Jin, Kookie, Jimin, Namjoon, Suga, Hope, Nivis i Viv. 
- Wiemy. 
Popatrzeliśmy na siebie zdziwieni, ale nikt nic nie powiedział. 
Powietrze było chłodne i nieruchome, mogłam wyczuć woń wilgoci. Przeszliśmy kawałek i zakręciliśmy ostro w lewo, korytarz opadł w dół, a zejście z każdą chwilą robiło się coraz bardziej strome. Ai złapała mnie za rękę i zatrzymała się w miejscu. Usłyszeliśmy za sobą głośne szuranie i zapanowała wokół nas ciemność. Nie wiem, jak długo szliśmy, ślizgając się w ciemności. Po pewnym czasie droga się wyrównała - ku mojemu szczęściu - i zaczęła wić się niczym wąż. 
Pojawiło się delikatne światło, a wraz z nim cichy szum, jakby wodospadu. 
W miarę jak szliśmy, szum był coraz głośniejszy.
Minęliśmy ostatni zakręt i zaparło mi dech z piersi, ach. 
Kątem oka widziałam uśmiech dziewczyny. 
Pod nogami miałam delikatną zieloną trawę, skały, które pokrywały całe ściany, porośnięte były mchem. W najdalszym kącie okrągłego pomieszczenia znajdował się wodospad, którego woda spływała po skałach aż do rzeki. Skały tworzyły tysiące przejść. Całość była takiej wielkości, że z chęcią można byłoby się tu zgubić. Zobaczyłam dziury w ścianach i podłożu w różnych wielkościach, niektóre mniejsze inne większe. Światło wpadało tu przez wielką dziurę na samej górze. 
Zdjęłam buty i stąpając boso po soczyście zielonej trawie, uśmiechałam się do pięknych białych róż, którym wtórowały inne kwiaty, olśniewające pięknem delikatnych płatków hortensji czy radosnym uśmiechem niezapominajek. Dookoła rosły drzewa wyniesione jakby pod sam szczyt nieba. 
Wszystkie zwracały na siebie uwagę - powagą dębu, płaczem wierzby, wyniosłością topoli. Inne, mimo braku takiej doniosłości, zdawały się uśmiechać do każdej istoty przechodzącej obok nich. 
Weszłam na jeden ze skalnych podestów i przeszłam na drugą stronę rzeki, w której połyskiwały srebrne i majestatyczne ryby, czasem do mojego oka wpadły czerwone i żółte, pływające wesoło między falami. Spacerowałam powoli pośród kamieni, skałek i pagórków. Czułam na sobie czyjś wzrok, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Podeszłam do największego z drzew, gdzie siedziały małe czarne ptaszki. Nie kruki. Nie mogłam przypomnieć sobie, jaką mają te ptaki nazwę, jednak wiedziałam, iż były one piękne. (Bo Bóg stworzył je i widział, że były dobre) Jeden z nich zleciał i usiadł na moim ramieniu, chwilę po nim reszta zleciała, urządzając sobie potańcówkę wokół mnie. 
Nagle rozleciały się, dając mi ujrzeć osobę, która właśnie wkroczyła z jednego otworu.
Wyglądała jak mała lalka. 
Jej długie blond włosy powiewały wokół delikatnie opalonej twarzy. Dwoje piwnych oczu spotkało się z moimi i ruszyła w moją stronę, a jej biała suknia układała się idealnie. To było aż niemożliwe. Dwa białe ptaki położyły na jej głowie wianek z róż, a ona podziękowała im delikatnym anielskim uśmiechem. 
- Estel - szepnęła dźwięcznym i miłym dla ucha głosem, podeszła bliżej i spojrzała prosto w moje oczy. Była nieco wyższa, więc patrzyła na mnie z góry. - Spodziewałam się was. 
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w bok, wszyscy podchodzili do nas. Wyciągnęłam dłoń w stronę Kooka, a on złapał ją i podszedł bliżej nas. 
- Twój triumfator. 
- Mój triumfator - powtórzyła, jakby sama nie dowierzała temu, co się właśnie dzieje. Złapała jego twarz między palce i z uśmiechem pocałowała go w czoło. Zobaczyłam, jak krzywi twarz, a z jego pleców zaczynają wypadać białe pióra. 
- Kookie - szepnął Namjoon, podchodząc bliżej, odsunął dłoń kobiety i popatrzył w twarz swojemu chłopakowi. Po policzkach młodszego spływały łzy. (Katsu, co się w tej Lednicy wydarzyło? Na uzdrowieniu byłaś? Bóg zmienia twoje oblicze szatana?) Blisko nas pojawiło się więcej ludzi z zaciekawionymi spojrzeniami, jednak większość trzymała się z dala, jakby się bali. Koszulka młodego nagle zaczęła się rwać na plecach, po których spływała krew. Delikatnie dotknęłam tworzącej się rany, a w moje palce wpadły pióra - Kookie wszystko dobrze? 
- Zabierz to - szepnął w bólu i rzucił się na kolana. 
- Odsuńcie się! - krzyknęła kobieta, ale wszyscy tylko podeszliśmy i pomogliśmy mu wstać. 
Nagły podmuch wiatru, rzucił nas na ziemię. Spojrzałam w górę, a reszta poszła w moje ślady. 
- Kookie ty jesteś...- zaczął Monster.
- Aniołem - dokończyłam, patrząc jak zaczarowana na białe skrzydła chłopaka. Widzieliśmy dużo plam krwi na piórach. Wstałam, patrząc na kobietę. - Nie rozumiem - szepnęłam. - Myślałam, że Viv jest aniołem. 
- Viv jest dzieckiem anioła, stąd to wszystko - machnęła ręką. - Aniołami jesteś Ty i Kookie moja droga - podeszła do mnie, ale się cofnęłam. 
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam cicho, a w jej oczach widziałam błysk strachu, który jednak po chwili zniknął. Cofnęłam się dwa kroki i wpadłam w ramiona czarnowłosej dziewczyny. 
Kookie opadł na podłogę, płacząc. Wyciągnął dłoń w stronę Namjoona, który od razu ją chwycił. 
- Pomóż mi - szepnął młodszy i zamknął oczy. Na trawie pod nami zobaczyłam kałuże krwi i ze strachem stwierdziłam, że wypłynęła z pleców przyjaciela. 
- Zabierzcie go do skrzydła szpitalnego! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja przerażona spojrzałam na Ai. 
×▲ 
Ból, cholerny ból. Piekący, palący, rozrywający. Ból jakiego w życiu nigdy nie czułem. Starałem się o nim nie myśleć jednak pulsował wciąż z tyłu mojego ciała. Myślałem, że poznałem już ból, myliłem się. Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego
Czułem się tak, jakbym właśnie połknął ostre kawałki szkła
Chyba zawsze czułem przez skórę, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
- Kookie, nie zostawiaj mnie, jasne!? Nie rób mi tego znowu!- nieco chaotyczne szepty krążyły wokół mojej głowy. 
- Jesteś silny - inny głos, nieco wyższy. Możliwe że kobiecy.
- Dasz radę
×▲ 
- Miłość, nadzieja, życie, miłość, nadzieja, życie, miłość, nadzieja - słyszałem jakieś szepty przebijające się przez mrok, jednak były na tyle ciche, że nie rozpoznałem głosu. - Życie? Zwiecie się panami życia, jednak to ja i tylko ja mogę wam je odebrać lub darować - teraz byłem pewny, że należał on do mężczyzny. Byłem również pewny, że nie znam tego mężczyzny. Uchyliłem powieki i zobaczyłem twierdzę z lodu, z każdych stron otaczały mnie ściany które powinny się topić, jednak tego nie robiły.
Osoba do której należał głos, siedziała na ziemi przykuta wielkimi łańcuchami. Obdarta z ubrań, marzła w samej bieliźnie. Nie miała broni i była sama. A jednak ludzie zachowywali się, jakby wrzucono ich do klatki z dzikim zwierzęciem, gotowym w każdej chwili rozedrzeć ich na strzępy. Wszyscy pokrzykiwali coś na niego, wśród dymu pochodni. Podskakiwali wkoło niego, dźgali kościstymi grotami włóczni i okrążali z każdej strony. Wyglądało to, jakby przerażeni ludzie mieli zabić go tu, na podłodze. Mężczyzna na nich nie patrzył, miał zamknięte powieki i nawet nie zdawał sobie sprawy, gdzie się znajduje. Przynajmniej takie stwarzał wrażenie. Zacisnął zdrętwiałem dłonie na metalu, jakby chciał poczuć, że jest w stanie coś czuć. W końcu uniósł głowę i się rozejrzał. Wokół mógł dostrzec nagie skóry ludzi, niektórych tylko odzianych w zwierzęce. Twarze przekłute kościanymi ozdobami, wynędzniałe i zdesperowane.
Chciałem wstać i mu pomóc, jednak moje ciało odmawiało posłuszeństwa.
Mężczyzna uklęknął na chwilę i spojrzał w twarz wodza lub ich króla.
Ten patrzył na niego, jakby zastanawiał się, którą część jego ciała zjeść najpierw. Oczy błyszczały mu jak dwa kawałki krzemienia. Napił się z ludzkiej czaszki i ze smakiem, leniwie mlasnął wargami. Beknął głośno, aż zatrzęsła się obwisła szyja. Klęczący zachowywał spokój i milczenie. Po jego twarzy widziałem, że osoba przed którą stoi jest potworem, a przynajmniej w jego mniemaniu.
Nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał, na mężczyźnie pojawiły się czarne cieniutkie nitki, jakby przenikały jego ciało. Oczy zaszły mu mrokiem, były to tylko dwie puste dziury. Okazało się, że małe czarne niteczki były jego żyłami. Powoli dotknął ręką ziemi, a ona zaczęła pękać. Wielki huk ogarnął całą salę, lodowe ściany zaczęły pękać. Wojownicy rzucili się na niego, jednak zostali zgnieceni przez ziemię.
- I'm the shadow, I'm the death - powiedział pewnie. Gdy tylko skończył sufit spadł prosto na nic nierozumiejącego mężczyznę. Zgniótł jego ciało tak mocno, że widziałem strużki krwi płynące po podłodze. Mężczyzna wstał pełen siły i spojrzał w górę. Jego plecy zaczęły się rozdzierać, a on sam wykrzywił twarz w bólu. Wielkie czarne skrzydła wyrosły z jego pleców, po chwili unosząc go ku górze. 

Zamknąłem oczy, mając nadzieje że zaraz obudzę się z tego cholernego snu, jednak bardzo się myliłem. 
×▲ 



Mężczyzna złapał dziewczynę za włosy unosząc jej głowę.  Na policzkach miała łzy a koszule umorusaną w krwi. Sznur wbijał się w jej nadgarstki a knebel uniemożliwiał wciągnięcie powietrza. W pomieszczeniu czuć było zapach stęchlizny i swąd rozkładających się zwłok. Nie mając dużego wyboru otworzyła zaciśnięte oczy i spojrzała na ojca, za jego plecami pulsowały czarne skrzydła. Pocięte i porozrywane. Wisiał przymocowany do ceglanej ściany i kolejną godzinę bity.
- Zaczniesz mówić?
- Ni…na…- zakrztusił się własną krwią i zaczął kasłać, na oczach miał opaskę więc nie widział dziewczyny rzuconej parę minut wcześniej na podłogę- Co.. jej zrobiliście? Powiem wam wszystko ale zostawcie ją w spokoju.
- Twoja córeczka jest teraz z nami, wszystko widzi.
- Nina, kochanie nie chciałem, wplątałem się w to niepotrzebnie. Zrobiłem wielki błąd zostawiając was bez opieki, ale się martwiłem. Kocham w…..- reszta słów umilkła przerwana przeraźliwym krzykiem gdy jednym sprawnym ruchem oddzielono nogi mężczyzny od jego tułowia. Przerażona tym widokiem nastolatka zamknęła oczy. Ciało jej taty wisiało już tylko na kręgosłupie, dlaczego tu przyszła? Chciała go ratować a tak nie zostanie jej już nic. Zdjęli jej knebel i unieśli głowę tak że była na równi z oprawcą.
- No co malutka? Nie podobają ci się wypadające flaki ojca? A może wolisz zobaczyć jak to twój brat umiera?- nadmiar śliny wylądował na twarzy zabójcy.- TY MAŁA DZIWKO!- krzyknął odwracając ją na brzuch. – Dzięki temu nigdy o nas nie zapomnisz!
Zimna stal dotknęła jej nagich pleców zostawiając rozległe rany w kształcie czaszki. Ból spowodował stratę przytomności. 

- Przepraszam, że nie jestem dość silna- szepnęła wiele godzin później. Leżąc z głową w kałuży krwi swojego rodziciela. 
Widziałem jak powoli umiera. 
I nic nie mogłem zrobić.

×▲ 

-Kookie- usłyszałem czyjś szept, jednak tkwiłem w czarnej pustce- jesteś jednym z najbardziej niesamowitych ludzi obecnie żyjących na tej planecie. Masz olbrzymie serce, kochasz pomagać ludziom, zawsze dokonujesz dobrych wyborów, bez względu na osobiste konsekwencje. Zawsze stawiasz dobro innych ponad swoje. Więc błagam cię nie zostawiaj nas. Nie zostawiaj mnie- znałem skądś ten głos, jednak nie pamiętałem do kogo należał. 


×▲ 
Oczekiwałem kolejnego przebłysku. Jednak on nie nadszedł.