1 rozdział~~ /Aga ;3
~~~~
Był późny wieczór, a pełnia księżyca oświetlała jasno bezchmurne niebo. W takie noce staram się oderwać od rzeczywistości. Od przykrej rzeczywistości… Od problemów, ciągłych kłótni z ojcem, nieakceptacji otoczenia… Samotność w ciemności nie jest przerażająca, jak za dnia, lecz napawa mnie spokojem. Skupiam uwagę na tym, co mnie otacza, nie bojąc się o to, co dręczy mnie, gdy słońce obecne jest na nieboskłonie.
Usiadłem na starej, zielonej ławce i patrzyłem w przestrzeń. Próbowałem trzymać myśli z dala od ojca, więc myślałem, o czym by tu myśleć...
Wtedy usłyszałem cichy trzask łamanej gałązki. Czy świat jest przeciwko mnie? Odbiera mi upragnioną samotność w ciemności, aby wręczać mi ją w dzień?
Otworzyłem szeroko oczy, a serce podeszło mi do gardła. Nie mogłem ruszyć się z miejsca. Ujrzałem cień przemykający między drzewami i ze strachu skuliłem się na ławce. Miałem wrażenie, że ktoś za mną stoi, ale byłem jak sparaliżowany, nie potrafiłem się obrócić, więc zestresowany nasłuchiwałem kolejnych dźwięków.
Cisza…
Siedziałem tak jeszcze kilka minut. Trochę się uspokoiłem. Rozejrzałem się na boki, nadal nie mając odwagi spojrzeć za siebie. Opuściłem nogi na ziemię, w każdej chwili gotowy do ucieczki. Nikt nie wie, że wyszedłem z domu. Jeśli zginę, mama zauważy to dopiero rano.
Coś dotknęło mnie w nogę. Podskoczyłem ze strachu i znów skuliłem się na ławce. Powoli wychyliłem głowę, żeby zobaczyć co to mogło być. Co ujrzałem?
Przed ławką stał sobie mały, czarny kotek.
Odetchnąłem głęboko i złapałem się za głowę. „Ty idioto, masz 17 lat, a wystraszyłeś się kota!”-mówiłem do siebie.
- Wiesz ile mi strachu narobiłeś mały? - zapytałem kota. Ten wskoczył na ławkę i zaczął się do mnie łasić.
Pogłaskałem go po miękkim, ciepłym futerku.
- Jesteś bezpański? - znów zapytałem zwierzęcia.
- Nie - usłyszałem głos i wstałem zaskoczony.
- C-Co? Mam omamy słuchowe?! Coś ze mną nie tak?- patrzyłem z niedowierzaniem na kota.
- Nie, kretynie! Nigdy nie widziałeś gadającego kota?- zobaczyłem ciemną postać kucającą za ławką, ubrana na czarno, czarne włosy, dwoje ciemnych oczu odbijających księżycowy blask. Pierścienie na jego palcach i kolczyk błyszczały w świetle. Wyglądał jak jakiś groźny przestępca.. Wiedziałem, że ktoś za mną jest! Wytrzeszczyłem oczy i po kilku sekundach osłupienia zacząłem uciekać wzdłuż ciemnej alei. Biegłem szybciej niż zwykle, nie oglądając się za siebie. Gdy dotarłem do ulicy, obejrzałem się. Nikogo nie było. Teraz jak najszybciej do domu… Szedłem chodnikiem oświetlonym pomarańczowym światłem i wciąż myślałem o osobie z parku. Co ten gościu tam robił? Czyżby tak samo jak ja lubił takie klimaty… A może jakiś zboczeniec czyhający na takie bezbronne istoty jak ja? Może jakiś pijak z kotem zamieszkujący park? Nie wiem, obchodziło mnie jak najszybsze dojście do domu, mimo to ten chłopak zaprzątał mi myśli. Jeszcze raz obejrzałem się za siebie, mimo iż zastałem pustkę, zacząłem biec.
Obok mnie przejechał samochód. Prześledziłem wzrokiem jego trasę, nie zauważając słupka wystającego z ziemi. W ostatniej chwili odskoczyłem, żeby na niego nie wpaść. Nieszczęśliwie postawiłem stopę na krawędzi krawężnika. Poczułem przerażający ból w wykręcającej się kostce. Za chwilę leżałem jak długi na jezdni, sycząc z bólu.
Chcę do mamy… Po co w ogóle wychodziłem z domu?!
Teraz leżę na skraju pustej jezdni, jęcząc z bólu, bo uciekałem przed jakimś dziwnym kolesiem z parku.
Zamknąłem oczy. Uszczypnąłem się w rękę. Gdy teraz uchylę powieki, będę w domu, w swoim łóżku, pod kołderką.
Otworzyłem oczy i ujrzałem światło nadjeżdżającego samochodu. Z wysiłkiem próbowałem wstać i uciec… Potem był tylko pisk opon…. Uderzenie… Ból przechodzący przez całe ciało i uczucie pękniętej czaszki…
~~~~
Otworzyłem oczy. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Podniosłem się do siadu i zakłopotany rozejrzałem się po pokoju w którym leżałem. Wyglądał jak pokój zwykłego nastolatka. Słońce zaglądało przez okno do pomieszczenia, widać było czubki drzew, więc stwierdziłem, że to mieszkanie w bloku. Czarno-białe meble, niebieska tapeta, na półkach ułożone w niedbały sposób płyty i czasopisma. W kącie stały hantle, a na parapecie leżał szereg kolorowych bandanek. Na biurku stał laptop z włączoną jakąś stroną internetową. Spuściłem nogi z łóżka, a moja kostka o sobie przypomniała w czasie kontaktu z podłogą, przez co głośno syknąłem. Złapałem się za obolałą głowę, dłonią wyczuwając bandaż.
Gdzie ja jestem? Kto mnie opatrzył?
Przez otwarte drzwi do pokoju wszedł czarny kot…. Znałem tego kota… Z wczoraj, z parku…
To musi być dom tego chłopaka… Sam na sam w domu z jakimś wariatem i jego czarnym kotem, plus skręcona kostka i rozwalony łeb… Zajebiście po prostu!
Do pokoju wszedł niewysoki chłopak. Miał czarne włosy, grzywka lekko zawijała się na czole. Był w czarnej bokserce odsłaniającej jego umięśnione ramiona i w ciemnych dżinsach. Popatrzył na mnie swoimi błyszczącymi, ciemnymi oczyma i życzliwie się uśmiechnął, pokazując wszystkie białe ząbki.
- Cześć - powiedział. - Widzę, że się obudziłeś.
Nie odzywałem się, tylko patrzyłem na niego z kamienną twarzą.
- Potrącił cię samochód. Pamiętasz? - zapytał uśmiechnięty.
Dalej siedziałem, nic nie mówiąc. Wpatrywałem się w jego oczy. Bałem się, że zaraz wyskoczy z jakąś siekierą czy coś.
- Ejj! Żyjesz? Mowę ci odjęło? – podszedł do mnie i pomachał mi dłonią przed oczami.
Odsunąłem się.
- Czyli, że żyjesz. Odezwij się. Zdaje mi się, że rozmawiam ze ścianą..
Nastała kolejna chwila milczenia, po prostu wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wygląda na groźnego, ale przecież to mogą być tylko pozory. Usiadł na piętach przy mnie na łóżku.
- Chyba nie jesteś zbyt rozmowny – skierowałem na niego oczy. – Jak tam głowa młody? – złapał za moją głowę i ją obejrzał. – Lepiej? - zaczął delikatnie odwijać bandaż. Patrzyłem w podłogę.
- Fajny dywan - zauważyłem, zapominając, że miałem się nie odzywać. Dywan serio mi się podobał. Był okrągły w czarne, białe i niebieskie okręgi. Pasował do wnętrza.
- Dzięki – roześmiał się. – Pierwsze twoje słowa wypowiedziane do mnie, początek pięknej znajomości – na moje usta wstąpił drobny uśmiech.
Złapałem się za tył głowy i zbadałem palcami ranę. Nie jest tak źle.
- Jak masz na imię? - zapytał chłopak.
- Jeongguk - odpowiedziałem.
- Ładnie, ja jestem Jimin. A to Kicia – wskazał głową na kota, który właśnie drapał się tylną łapą po głowie.
- Fajny kotek… Który przyprawił mnie o zawał.
- Właśnie. Co robiłeś w parku o tak późnej porze? - zapytał.
- Mógłbym ci zadać to samo pytanie.
- Ale ja byłem pierwszy – poklepał mnie po ramieniu. - Więc?
- Wyszedłem na spacer.
- Rozumiem. Powietrze w nocy jest takie świeże i atmosfera jest fajna. Ja po prostu szedłem od kolegi do domu przez park i zauważyłem ciebie. Zainteresowałeś mnie, więc się zatrzymałem. A kot zawsze łazi za mną.
- I chciałeś przyprawić mnie o zawał!? - krzyknąłem.
- Nie, ale tak słodko wyglądał twój strach w świetle księżyca – po tych słowach czułem jak oblewam się rumieńcem.
- Ktoś się nam zarumienił – powiedział, gładząc mnie palcem po policzku.
- Przestań - z wyrzutem odrzuciłem jego rękę. - Idź, opowiedz całemu miastu, jak to Jeon się ciebie wystraszył!
- Spokojnie Kookie. Nikomu nie powiem - uśmiechnął się, a mnie przeszedł dreszcz na dźwięk zdrobnienia z jego ust. Dziwne uczucie…
- No ja mam nadzieję... - powiedziałem. – Tak w ogóle, co ja tutaj robię? Rozumiem, jakbym leżał w szpitalu, ale tu?
- No bo to przeze mnie miałeś ten wypadek… Uciekałeś przede mną… Czułem się odpowiedzialny za ciebie...
- Ale w szpitalu by mi lepiej pomogli!
- Na pomoc czekałbyś około godzinę. A moja mama jest lekarzem i znam się na tym, chciała żebym też został lekarzem i mnie edukowała, ale ja kocham tańczyć, więc poszedłem do szkoły tanecznej. Poza tym wielkiego urazu nie miałeś.
- Aha. To fajnie. A ogólnie to muszę iść do domu. Moja mama nawet nie wie, że wyszedłem.
- Wie.
- Jak to wie!? – wytrzeszczyłem oczy.
Jimin podniósł mój telefon z szafki nocnej.
- Dzwoniła o 2 w nocy. Zaczęła wykrzykiwać „Jeon ! Gdzie jesteś? Ojciec dostaje pierdolca!”- zaczął mówić damskim głosem. Jego ton był zabawny, ale nie było mi do śmiechu.
- C-Coo?? Co jej odpowiedziałeś? Powiedziałeś, że miałem wypadek??
- Nie. Nie chciałem, żeby się martwiła. Powiedziałem, że jestem twoim kolegą i że wpadłeś do mnie na herbatę i zasnąłeś.
- Ciekawie… Tak czy siak muszę wracać do domu - wstałem i usiadłem, czując ból w kostce. – Jak mam wrócić do domu?
- Zaniosę cię -uśmiechnął się.
- Taa. A tak serio?? Jak mam dojść do domu.
- Mówię, że cie zaniosę – roześmiany wziął mnie na ręce i zaczął nieść do korytarza.
- Ej! Co ty robisz!? Puść mnie! - spanikowałem, że mówił to poważnie.
- Muszę przenieść swoją pannę młodą przez próg - z buta otworzył drzwi, przeniósł mnie przez próg na klatkę schodową i tam mnie postawił. Podał mi telefon.
- Trzymaj. I zaczekaj chwilę – poszedł do pokoju i wrócił z kulami. – Masz. Jak kostka wyzdrowieje, to mi oddasz.
Zabrałem się za schodzenie po schodach.
- Czekaj! – Jimin krzyknął za mną. - Idę z tobą – chłopak zarzucił kurtkę i zbiegł na dół.
Wyszliśmy na ulicę. Okazało się, że Jimin mieszka sto metrów od miejsca wczorajszego wypadku. Gdy zbliżyliśmy się do tego miejsca…
- oo! Patrz! – krzyknął entuzjastycznie Jim - tak to wyglądało z mojej perspektywy! – chłopak rozejrzał się, czy nic nie jedzie. W zwolnionym tempie „biegł” na słupek, obejrzał się za niewidzialnym autem, po czym „w ostatniej chwili” ominął słupek. Udawał, że się przewraca – ŁoooOoOo – wydał z siebie dźwięk i zaczął turlać się po jezdni. Po czym wstał, rozłożył ręce, jakby chciał zatrzymać auto i zrobił salto w tył. Po czym ustawił się przodem do mnie i pokazał palcem asfalt. - A tu jest twoja krew, pożywka dla wampirów z parku - klęknął na ziemi, podparł się ręką, a drugą klepał po jezdni. - O taki twardy asfalt uderzyłeś! - zobaczył nadjeżdżający pojazd, podniósł się i podszedł do mnie.
- Ale z ciebie idiota – zaśmiałem się. - Nieładnie się tak śmiać z czyjegoś wypadku!
- Aj przesadzasz. Chodź, idziemy, daleko mieszkasz?
- Nie.
- Może wezwać taksówkę?
- Nie trzeba.
- Ok.
Przeszliśmy przez park. Dawno nie byłem tutaj za dnia. Był równie piękny jak nocą. Słońce oświetlało nagie gałęzie, a na trawie osadził się szron.
Doszliśmy pod mój dom.
- Dobra, idę do domu. Cześć – obróciłem się, chcąc zmierzać w stronę domu. Poczułem jak chłopak łapie mnie za ramię.
- Czekaj. Jutro mój kumpel zaprosił mnie i resztę do siebie na małą imprezkę. Może poszedłbyś ze mną?
- Dzisiaj mama nie wiedziała, że wyszedłem z domu, a okazało się, że nocowałem u ciebie. Ojcu włączył się agresor. Ja nie wiem czy jutro będę jeszcze żył, czy mnie tatuś nie zabije. Do tego skręcona kostka… Hmm… Pewnie, że przyjdę, no chyba, że będę martwy, ale może mi się uda - uśmiechnąłem się.
- Spoko. To wpadnę po ciebie jutro o dwudziestej. Pa! – przytulił mnie mocno, co mnie z lekka zdziwiło i poszliśmy w swoje strony.
~~~~~~
Zgodnie z obietnicą dodaje w końcu komentarz ;)
OdpowiedzUsuńBedzie długi i szczery więc od razu piszę co mi się podoba a co nie.
Podoba mnie się:
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
wszystko
Nie podoba mnie się:
nic
nic
nic
To jest super! Przeczytałam dwa razy XD
Nie że się na tym znam, bo się nie znam, ale to jest genialnde! :D
Do tego ff nie mam żadnych sprzeciwień jest zajebisty *^*
OdpowiedzUsuńmyślałam, że scena z kotem będzie najlepsza, a tu wszystko jest najlepsze.
OdpowiedzUsuń