czwartek, 17 września 2015

Striptiz na 18-nastkę!

Annyeong !
Przyszłam z kolejnym shotem. Znowu JiKook.
Mogę Wam się wyżalić?
NIE ZDĄŻYŁAM GO DODAAAAAĆ ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
Miał być 1 września, na osiemnastkę naszego ciasteczka, jednak mi się nie udało ;;;;;;;;;
Czuję się źle...
Zostawcie komentarze...Jeśli w ogóle to przeczytacie :')
*Nikt jej nie kocha, więc idzie płakać w kącie*
/Naśka:3





~~~
- Hyung, z czego mam się cieszyć? - mruknąłem do telefonu. - Że leci mi kolejny rok, a nic nie osiągnąłem? Może z tego, że mam już osiemnaście lat i żadna dziewczyna mnie nie chce? Albo wiem! - przetarłem oczy pięścią. - Z tego, że zwaliłeś mnie z łóżka o ósmej rano, informując mnie o moich urodzinach. Zupełnie jakbym o nich nie pamiętał - ziewnąłem.
- Przestań. W kółko narzekasz. Zacznij cieszyć się życiem, a nie pierdzielisz jaki to jesteś nieszczęśliwy - hyung był nadzwyczaj spokojny. - Przyjdę po Ciebie.
- Kiedy?
- Jakoś wieczorem. Tylko wyglądaj w miarę wyjściowo.
- Mhym - rozłączyłem się i rzuciłem komórkę gdzieś w stertę ubrań porozrzucanych po całej ziemi. Zakryłem rękoma twarz, uświadamiając sobie, że dziś ostatnie dni mojego lightowego życia, bo od poniedziałku wracam do szkoły. Westchnąłem głęboko i spuściłem nogi z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu kapci. Zlokalizowałem je pod krzesłem w drugiej części pokoju. Zrezygnowany wstałem, zabrałem z szafy bieliznę, czarną bokserkę i takie same spodnie imitujące jeans, przeszedłem po kapcie i ręcznik wiszący na oparciu tegoż krzesła i poszedłem do łazienki.
Stanąłem rozebrany do poziomu bokserek przed lustrem, oparłem się o umywalkę i wpatrywałem w swoje odbicie.
- Widzisz Jungkook. Skończyłeś już osiemnaście lat i co z tego masz? Brak dziewczyny, kumpla zrzucającego Cię z łóżka o ósmej i robisz się coraz starszy i głupszy - westchnąłem. - Przynajmniej masz ładną buźkę - dotknąłem swojego policzka dłonią. - Ogarnij się człowieku - mruknąłem, zabierając rękę i rozebrałem się do końca, wchodząc pod prysznic.

**

- Wchodź.
- Starszych nie ma? - zapytał Tae, zdejmując buty.
- Wyjechali na kilka dni.
- Zostawili Cię samego w urodziny? - wzruszyłem ramionami.
- Wiedzą, że i tak ich nie obchodzę, więc po co mają tu ze mną siedzieć?
- Racja, ale to lepiej dla nas - uśmiechnął się. - Napiję się czegoś i idziemy do sklepu.
- Po co? - podreptałem za przyjacielem do kuchni.
- Zazwyczaj do sklepu się chodzi po zakupy, ale to może tylko ja tak robię.
- Ech. Co ty kombinujesz, co? - założyłem ręce na pierś, patrząc na niego z pod czarnej grzywki.
- Urządzam Ci najlepszą imprezę w życiu. Tylko musisz współpracować - wyjął z szafki kubek, cukier i kawę. - Bo jak nie, to nici z tego wyjdą.
- Taehyung wiesz, że nienawidzę obchodzić urodzin.
- Wiem, ale te będą wyjątkowe.
- Jasne - zapadła cisza przerywana jedynie stukaniem łyżeczki o boki kubka. Jest ogrom rzeczy, których nienawidzę, ale pierwszy września jest dla mnie czymś, co nie powinno istnieć. I nie mam tu na myśli początku roku szkolnego, chodź za nim też nie przepadam, lecz moje urodziny. Czym tu się cieszyć? Starzeniem się? Czy to jest takie świetne?
- Kto będzie? - odezwałem się w końcu, odrywając myśli od ponurego dla mnie tematu.
 - Obcy - westchnął, popijając napój.
- Nawet nie zapytałeś, czy mam wolny dom ani czas.
- Zadzwoniłem do Twojej mamy i powiedziałem, że porywam Cię na weekend do siebie.
- I co zgodziła się? - zapytałem z kpiną. Moja matka w życiu mnie nigdzie nie puszczała na dłużej niż dzień. Dzień, nie dobę, tylko dzień, a teraz niby od tak zgodziła się na weekend u Tae?
- Tak. Powiedziała tylko, że w poniedziałek masz być w szkole - uśmiechnął się. - A teraz idź po rzeczy i spadamy.

*

- Na cholerę idziemy na te zakupy? - dreptałem za przyjacielem. - Przecież mam swoje ciuchy.
- Stare - skwitował Tae, ciągnąc mnie za nadgarstek do kolejnego sklepu z odzieżą.
Miałem szczerze dość już tego dnia. Z resztą, miałem go dość już od ósmej zero trzy, kiedy to odezwał się dzwonek mojej komórki, wybudzając mnie z lekkiego i tak snu.
- Zobacz co z tych rzeczy będzie na Ciebie pasować i je weźmiemy - rozentuzjazmowany chłopak wręczył mi stertę ubrań, popychając w stronę przymierzalni.
- To jest ostatni sklep, do którego wszedłem - warknąłem do przyjaciela, mrużąc oczy.
- Dobra, ale zabieram Cię potem na bubble tea.
Kiwnąłem tylko głową na znak, że się zgadzam, chodź w duchu wręcz skakałem z radości. Kochałem ten napój, a niestety niezbyt dobry kontakt z rodzicami nie przyczyniał się do stanu wypchania mojego portfela. Łatwiej mówiąc, nie było mnie stać na takie rarytasy kosztujące 15000 won, a skoro dziś Tae-hyung chciał za wszystko płacić to dobra moja.
Wszedłszy do kabiny zasłoniłem kotarę i przejrzałem ubrania wybrane przez Hyunga. Mój black-radar wypatrzył jedynie jedne czarne spodnie, dwie bluzki i bokserkę w tym kolorze oraz bocznie zapinaną, skórzaną kurtkę. Westchnąłem rozpinając własne spodnie i rzuciwszy je gdzieś w kąt ubrałem te nowe.
Nie powiem. TaeTae ma oko i to chyba do wszystkiego. Idealny rozmiar, dobrze opięte i wygodne na dodatek. Dołożyłem do nich jeszcze czarny t-shirt z napisem ''I'm Black King'' i skórę i zadowolony z efektu zawołałem Kima.
- Noooo - mierzył mnie wzrokiem kilka chwil. - Bardzo dobrze. Tylko jeszcze czegoś Ci brakuje. Poczekaj - szybkim krokiem odszedł w głąb sklepu i wrócił po kilku minutach, wręczając mi łańcuszek do spodni i kilka bransoletek. Lekko zdezorientowany założyłem wszystko i przejrzałem się w lustrze.
'Przystojniaczek z Ciebie Kookie' szepnął mój mózg, upewniając mnie w zakupie danych ubrań.
- Bierzemy - powiedziałem, wracając do kabiny, aby się przebrać.

*

- Jeszcze tylko coś zjemy i będziemy się zbierać.
- Gdzie Ty mnie właściwie wyciągasz Hyung? - zapytałem, wciągając kuleczkę o smaku mango przez grubą słomkę.
- Niespodzianka - uśmiechnął się zagadkowo, również sącząc napój.
Zamilkłem widząc, że i tak nic nie wyciągnę z bruneta i w spokoju dopiłem herbatę, czekając na najgorsze. Po kilkunastu minutach drogi w zatłoczonym autobusie dotarliśmy pod moje osiedle i od razu ruszyliśmy do mnie. W domu byliśmy może pięć minut później i TaeTae od razu wparował do kuchni z siatkami.
- Tu są tylko ciuchy - powiedział, zaglądając do jednej z nich. - Marsz się kąpać, a ja zrobię jakiś obiad. Nie przyjmuję sprzeciwu - warknął gdy otworzyłem usta, aby poinformować go, że kąpałem się rano. Zrezygnowałem jednak i ruszyłem do łazienki, biorąc szybki, odświeżający prysznic. Po wyjściu zarzuciłem na siebie szlafrok i wróciłem do kuchni, w której ciągle krzątał się chłopak, nie mogąc się znaleźć. Z lekkim uśmiechem przyglądałem się jego nieogarnięciu i zdałem sobie sprawę, że nie oddałbym nic, żeby mieć kogoś innego niż Tae. Co jak co, ale przyjacielem był najlepszym pod słońcem.
- Pomóc Ci?
- Jak możesz ogarnij te siatki, bo tego jest za dużo, a ja ugotuję ryż. - skinąłem głową od razu, zabierając się do roboty.
- Tae... Po co Ci kosmetyki dla lasek? - spytałem, wyjmując z reklamówki czarną kredkę do oczu.
- Oj młody. Chcę, żeby ktoś na Ciebie dziś poleciał i żebyś zaliczył, albo żeby Ciebie zaliczył.
- Co proszę?!
- Nie powiesz mi, że nie kręci Cię męska klata i mięśnie na brzuchu.
- Nie.
- Ten trójkątny mięsień schodzący pod bokserki, za którymi kryją się o wiele ciekawsze skarby niż pod koszulką.
- Przeginasz - warknąłem w jego stronę.
- Dłonie wędrujące po Twoim rozpalonym ciele, doprowadzające Cię na skraj wytrzymałości samą obecnością.
- Ugrh - mruknąłem, przyznając mu rację. - Zamknij się już.
- Wolisz znaleźć seme czy uke?
- Co za różnica? Ważne żeby był fun.
- Haha ! Moja krew. - krzyknął, wsypując ryż do garnka. - Niech to się gotuje, a Ty na górę. Ubieraj się, a ja zaraz przyjdę.
- To zabrzmiało jak propozycja seksualna.
- Debil - pokiwał głową, wręczając mi torby z trzech różnych sklepów i posłał na górę, lekko klepiąc w tyłek. Niewyżyty idiota.

*

Nie czułem się specjalnie pewnie, idąc ramię w ramię z TaeTae do jednego z Seulskich klubów dla gejów na dodatek wymalowany jak męska dziwka, a wszystko to za sprawą genialnego pomysłu mojego przyjaciela na wyprawienie mi "najlepszych" urodzin w życiu.
- Hyung, wróćmy do domu - jęknąłem żałośnie, widząc długość kolejki przed wejściem. - Zanim dojdziemy do drzwi, zamkną ten klub.
- Nie marudź już, tylko chodź - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę budynku. - Poza tym klub jest całodobowy - uśmiechnął się do mnie, zajmując miejsce w kolejce za dwoma starszymi facetami. Że też ludzie w wieku mniej więcej sześćdziesiątki wybierają się w takie miejsca. No cóż, wszystko dla ludzi.
Po mniej więcej dwudziestu minutach udało nam się dotrzeć do bramek i na moje nieszczęście, weszliśmy bez problemu. Głośna muzyka, bębnienie subufera, duszne powietrze, trzęsące się ściany, pełno ludzi i kilka podestów z rurami na środku. To właśnie zastałem wchodząc przez ciężkie, obite grubym materiałem czerwone (A Jak!) drzwi, mające na celu wyciszenie muzyki.
- Chodź - Tae chwycił mnie za rękę, ciągnąc w tłum. Przeciskając się przez różnych, niektórych nawet przystojnych facetów, miałem w głowie tylko jedno - planowanie morderstwa zaraz po opuszczeniu tego lokalu. W końcu udało nam się zająć jakieś miejsca w miarę blisko największej platformy, będącej w samym środku sali.
- Skoczę po drinki - ledwo Taehyung zniknął mi z pola widzenia, a z głośników przestała lecieć muzyka, a odezwał się gruby, męski głos.
- Witam wszystkich zgromadzonych na otwarciu  w klubie Wonderboy. Wierzę, że dzisiejszy wieczór upłynie państwu w dobrej i miłej atmosferze. Prosi się teraz o zajęcie miejsc przygotowanych do oglądania pokazu, bowiem za chwilę na naszych scenach pojawią się gorący striptizerzy czekający na waszą aprobatę. Dziękuję bardzo za uwagę.
- Gdzieś ty mnie zabrał - warknąłem w stronę przyjaciela, który właśnie przyszedł i siadając obok mnie wręczył mi szklankę z błękitnym napojem. - Co to jest?
- Błękitna Laguna. Spróbuj - zalecił po czym sam pociągnął łyk ze swojej szklanki. Idąc za radą, spróbowałem owego drinka, z zaskoczeniem przyznając samemu sobie, że jest bardzo dobry, choć sam nie przepadam za alkoholem.
Z głośników na nowo poleciała muzyka, a na podestach pojawili się chłopacy w wieku, tak na oko, siedemnaście - osiemnaście lat ubrani jedynie w slipki i zaczęli swój taniec.
Nie powiem nie, byli całkiem nieźli, przyjemnie się na nich patrzyło i ogólnie atmosfera się rozluźniła. Wypiliśmy z Tae po kilka drinków, zostaliśmy zapraszani dużo razy do tańca czy kandydaci stawiali nam kolejne trunki. Spędziliśmy w tym klubie grubo ponad trzy godziny, gdy wreszcie zziajani usiedliśmy na miejscu, tuż przed głównym podestem. Chwilę po zamówieniu kolejnego drinka ten sam głos z początku imprezy odezwał się ponownie.
- Kochani. Przyszedł czas na atrakcję wieczoru! Na występ specjalny! Prosto z  serca pięknych, piaszczystych plaż, największego w Korei miasta atrakcyjnego. Najbardziej znany striptizer w Korei Południowej! - na sali rozległy się głośne brawa i wiwaty. - Powitajcie go gorąco! Oto - Park JiMin!
Cała sala zamarła w ciszy i bezruchu, gdy chłopak ubrany w czarną marynarkę, białą koszulę, białe spodnie i kruczoczarny kapelusz wyszedł na podest tuż przed nami.
Muzyka zaczęła grać (fragment pisany pod ten utwór - jeśli czytacie na komputerze, polecam wraz z muzyką :3 ), a on jak gdyby nigdy nic pozwolił swoim kościom na strzelenie. Zaczął powoli, na początku rozpinając guziki marynarki, po czym zrzucił ją z ramion. Kapelusz, który w dalszym ciągu zasłaniał mu twarz, nie pozwolił mi poznać wyglądu tego chłopaka, który nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Zmierzył wzrokiem swoją widownię i uśmiechnął się lekko powodując na moim ciele gęsią skórkę. Nie rozumiałem mowy mojego ciała w tym momencie, jednak czułem, że nie chcąc stracić, ani sekundy z przedstawienia, więc wysłałem Tae po nowego drinka, a sam wlepiałem wzrok w ciało skryte za koszulą. Przeszły mnie dreszcze, gdy chłopak złapał kapelusz i rzucił go gdzieś w dalszą część klubu, ukazując piękną twarz, bez żadnej skazy, a widownia wreszcie się odezwała, wiwatując głośno.

Rozpoczął się refren, a on zaczął swój pokaz, łapiąc rurę na wysokości swojej klatki i uwiesił się na niej, robiąc kilka spektakularnych obrotów. Następnym krokiem było obmiecenie wzrokiem po rozentuzjazmowanej widowni i wskoczenie na sam szczyt rury po chwili zjeżdżając po niej. Odchylił przy tym głowę, a jego twarz przekazywała rozkosz każdemu odbiorcy.
Zszedł ze stalowego pręta powoli rozpinając guziki koszuli. Poczułem jak w brzuchu pojawia mi się dotychczas nieznane uczucie, serce zaczyna bić mocniej, a mózg każe wstać i rozerwać ubranie tego chłopaka, aby już zobaczyć go w całej okazałości. Mimo chęci, jedyne co mogłem zrobić to krzyczeć wraz z pozostałymi. Moje ciało ogarnęło gorąco, gdy Jimin rozpiął ostatni guzik, eksponując doskonale wyrzeźbione mięśnie brzucha i klatki. Dobrze, że Tae wrócił z drinkiem, bo inaczej prawdopodobnie padłbym z przegrzania.

Ponownie rozbrzmiał refren utworu, a chłopak zerwał ze swojego ciała koszulę, pozwalając nacieszyć się publice. Duża część osób, które tu przyszły rzucały na podest, na którym tańczył duże sumy pieniędzy, przez co chłopak uśmiechnął się, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Uśmiech Park Jimina był jedynym z najcudowniejszych uśmiechów jakie w życiu widziałem i wtedy zdałem sobie sprawę, że chcę go tylko dla siebie.

Raper rozpoczął swoją kwestię, a Jimin ułożył dłoń na swoim kroczu opiętym w ciasne rurki i odchylił głowę w tył z uśmiechem. Zacisnąłem dłonie na oparciach fotela i zacisnąłem mocno zęby, zdając sobie sprawę, że większość krwi zdążyła odpłynąć do spodni z reszty ciała. Mój umysł wyciszył wszystkie krzyki i piski wokoło i skupił się tylko na tańcu starszego chłopaka. Na jego zmysłowych, kocich ruchach. Na pięknych mięśniach, ale także na tym, co kryło się za materiałem jeansu i bokserek.

Słowa ustały, z głośników sączył się jedynie rytm, a główna atrakcja wieczoru postanowiła zejść ze swojej sceny. Przeszedł prawą stroną, pozwalając tłumowi wsadzać mu banknoty za pasek od spodni, to samo zrobił z lewą stroną, aż w końcu, przechodząc drugi raz, zatrzymał się tuż przed moim krzesłem. Wtuliłem się bardziej w oparcie, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, jednak to go nie zniechęciło. Podszedł do mnie, usiadł mi na kolanach, przyciągnął za łańcuszek, który miałem na sobie i jak gdyby nigdy nic, pocałował mnie. Krzyk publiki był jedynym dźwiękiem, który wtedy do mnie docierał. Usta Jima były tak słodkie, że przez moment zapomniałem jak mam na imię, jednak gdy tylko zacząłem oddawać pocałunek, on wstał i wrócił na scenę.

Chwilę później wszystkie rzucone mu pieniądze zniknęły w jego kieszeniach, a ja zdezorientowany spojrzałem na siedzącego obok mnie przyjaciela. Dotknąłem swoich ust, wciąż czując na nich ciepło ust starszego i wtedy dostrzegłem na swojej dłoni coś, co przypominało dzieło kilkuletniego dziecka.  Odsunąłem dłoń od twarzy i przyjrzałem się dokładniej śladom czarnego długopisu na swojej ręce. Mogłem odczytać numer pokoju - 17. Spojrzałem na striptizera, a on uśmiechnął się do mnie i zabrawszy swoje ubrania, zszedł z podestu. Muzyka grała jeszcze chwilę po jego wyjściu, a ja nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- Idę do łazienki. - krzyknąłem do Tae, aby usłyszał przez taneczną już muzykę.
- Idę z Tobą. - skinąłem głową i ruszyłem w stronę neonowego napisu WC. Przedostawszy się do cichego pomieszczenia, oparłem się o zimne kafelki i pozwoliłem sobie na kilka dłuższych oddechów. - Nieźle co?
- Patrz. - pokazałem przyjacielowi rękę z zapisanym numerem pokoju.
- On Ci to napisał?! - chłopak odskoczył ode mnie, zakrywając usta dłońmi. - Woaaaah !! - wydarł się na cały głos, gdy przytaknąłem. - No to biegnij!
- Sam nie wiem.
- Czego nie wiesz? Nie podoba Ci się?
- Podoba i to zajebiście. Chodzi o to, że on tak pracuje. - stanąłem nad umywalką, zwilżając ręce.
- No i co? Na pewno nie każdemu daje. - Tae podszedł do mnie i mocząc dłoń poczochrał mi lekko włosy. - Idź - jego uśmiech zapewnił mnie w tym, że ma racje i nie czekając dłużej, ruszyłem na piętro, gdzie znajdowały się pokoje.

Znalazłem odpowiednie pomieszczenie i zapukałem lekko, nasłuchując odpowiedzi. Usłyszałem jak ktoś wstaje i podchodzi do drzwi, a po tym jak się otworzyły, zobaczyłem chłopaka ubranego w te same spodnie i koszulę, w których występował.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął cicho, łapiąc mnie ponownie za łańcuszek i przyciągając do siebie.
Chętnie wszedłem do pomieszczenia prowadzony przez chłopaka, podczas gdy jego usta zawzięcie chciały przejąć kontrolę nad pocałunkiem. Czując jak nogami oparłem się o jakiś mebel, postanowiłem na nim usiąść i robiąc to ściągnąłem Jimina na siebie za koszulę. Moje wyczucie się sprawdziło, mówiąc mi, że owy mebel jest łóżkiem. I to na dodatek bardzo wygodnym.
W pokoju słychać było stłumioną muzykę z dołu, co budowało miłą atmosferę. Instynkty wzięły górę nad rozsądkiem i po chwili moje ręce rozpinały guziki koszuli chłopaka, a usta uchyliły się, pozwalając mu zawładnąć moim podniebieniem.
Nim się zorientowałem moja nowa skórzana kurtka poległa gdzieś na podłodze, a zaraz po niej nakrycie wierzchnie chłopaka znalazło się w tym samym miejscu. Jim zaśmiał się, odrywając od moich ust i patrząc na moją koszulkę.
- Black king, tak? - ponownie się zaśmiał i ściągnął  mi t-shirt przez głowę. - A dowiem się chociaż, jak mój czarny król ma na imię? - szepnął mi tuż przy uchu, owiewając je ciepłym oddechem, a ja wzdrygnąłem się, czując jego dłoń błądzącą po mojej klatce.
'Mój czarny król' Boże on tak do mnie powiedział.
- Jungkook.
- Umm - jego ciepły język zaczął bawić się ze mną najpierw, zataczając powolne kółka wokół moich sutków, a potem zaczął je lekko ssać i przygryzać. - Bardzo ładne imię - jego usta zaczęły znaczyć mokrą linie wzdłuż mojego torsu, aż do spodni, które w chwilę zostały rozpięte i zsunięte z moich nóg. - Jak i Ty sam - powiedział, przejeżdżając dłonią po moim członku skrytym jedynie za cienkimi bokserkami.
- Przestań pieprzyć - warknąłem, przyciągając go z powrotem na wysokość swoich ust i bez wahania, mocno się w nie wpiłem, uzyskując od chłopaka to samo.
Podczas gdy jego ręce zajęte były mierzwieniem, głaskaniem i szarpaniem moich włosów, moje rozpracowywały zamek w jego spodniach, co wcale do prostych nie należało, szczególnie, że było ciemno, a na dodatek nie widziałem tegoż zamka. Jednak w końcu udało mi się rozpiąć jego białe rurki i mogłem bez problemów sięgnąć jego dumy i zacząć mu dogadzać.
Pierwszy jęk, jaki otrzymałem, był cichy i nieśmiały, co zupełnie nie pasowało mi do Jima. Jego usta co rusz wyginały się w łuk, gdy sunąłem palcami po całej jego długości, a gdy zataczałem kciukiem kółka na czubku z jego gardła wychodziły coraz to głośniejsze pomruki i jęki.
Chłopak niespodziewanie przewrócił mnie na plecy,  klęknął przed łóżkiem i bez zbędnych ceregieli dobrał się do mojej męskości, liżąc ją i  ssąc. Było mi niesamowicie dobrze, jednak nie tego chciałem.
Podniosłem się na łokciach, patrząc na jego ruchy i przygryzłem wargę, czując jak drażni dziurkę na czubku. Uchwycił moje spojrzenie i przestając, wstał. Pozbył się swojej bielizny i usiadł, opierając się o podnóżek. Nie czekając na specjalne zaproszenie, władowałem mu się na kolana i złączyłem w kolejnym pocałunku. Gdy wsunął we mnie pierwszy palec, mruknąłem mu w usta, chcąc więcej. Przy drugim z mojego gardła wydobył się przeciągły jęk, a gdy dołączył do nich trzeci, przygrzałem dolną wargę chłopaka. Zaczął mnie rozciągać chyba na wszystkie możliwe strony, a gdy uznał, że jest już dobrze, pocałował mnie mocno w tym samym czasie, wchodząc we mnie do samego końca.
Rozpaczliwie szukałem czegoś, w co mógłbym się wgryźć, bo ból towarzyszący temu doznaniu był niesamowicie duży. Jim jednak zrozumiał moją sytuację i cierpliwie czekał, obdarzając mnie tysiącem małych pocałunków, poczynając od ust i szczęki, aż po obojczyki. Nie kryłem, że kilka łez uciekło mi spod zamkniętych powiek, jednak po chwili byłem już mniej spięty.
- Gotów?
- Chyba tak - szepnąłem, wtulając policzek w jego szyję.
- Gdyby coś było nie tak, mów od razu - po tych słowach zaczął się poruszać. Najpierw powoli, z umiarem, jednak gdy pierwszy jęk rozkoszy wydobył się z mojego gardła, przyspieszył, a ja wyszedłem naprzeciw jego ruchom.
- J-Jimin! - krzyknąłem, gdy otarł się o moją prostatę, dając mi jeszcze więcej doznań.
- Pięknie jęczysz, skarbie - wyszeptał, trafiając w ten sam punkt, a ja krzyknąłem głośno.
Nie dużo mi trzeba było, kilka pchnięć później doszedłem, a Jim chwilę po mnie, po czym zostaliśmy w tej pozycji przez kilka, naprawdę długich chwil.
- Muszę iść - powiedziałem, gdy uspokoiłem oddech. - Przyjaciel będzie się  o mnie martwił.
- Nie - objął mnie mocniej, przytulając do siebie. - Zostajesz u mnie. Chcę Cię mieć dla siebie, Kookie. - po tych słowach położył mnie na miękkich poduszkach, a sam podszedł do moich spodni i wyciągnął z nich mój telefon. - Napisz mu, że zostajesz - powiedział, a ja zrobiłem o co prosił. Chwilę potem zasypiałem wtulony w ciepły tors chłopaka.

**

- Siema, jak tam? - uśmiech od razu pojawił mi się na ustach, widząc przyjaciela w drzwiach. - Słyszałem, że mieszkasz sam.
- No. Starsi postanowili zostać w USA trochę dłużej, więc mam dom dla siebie.
- Woah, czyli lighcik. - chłopak usiadł w salonie na kanapie i rozłożył się wygodnie, układając ręce pod głową. - No to opowiadaj, jak było z tym całym Jiminem? Coś ciekawego, czy zwykły chłopak?
- Zwykły jak zwykły. Nie narzekam.
- Dał Ci chociaż swój numer?
- Wątpisz w moje możliwości? - założyłem ręce na pierś z uśmiechem na ustach.
- Nie no skądże. - słyszałem ironię w jego głosie.
- To możesz mu uwierzyć - z mojego pokoju wyszedł Park, uśmiechając się słodko, a Tae chyba doznał szoku.
- O-on-on z to-tobą j-jest? - gestykulował naprawdę zabawnie. Jim podszedł do mnie i objął w pasie, a ja układając mu dłoń na klatce złożyłem na jego ustach lekki pocałunek.
- Jak widać.

~~~~

wtorek, 1 września 2015

Jeśli myślisz, że świat jest piękny, żyjesz w błędzie.

~Annyeong.
Obiecałam karmić Was shotami i to właśnie robię :3
Tym razem angst z JiKookiem, który powstał w drodze powrotnej od Agi do domu. Natchnieniem (sama nie wiem dlaczego) było Outro BTS.

Shot pisany w formie listu do Jimina.
Nie przeciągając zapraszam do czytania i zostawiania komentarzy.
/Naśka:3







~

Nie napiszę, że dzień, w którym Cię poznam był piękny, ciepły i słoneczny. Padało, a właściwie lało. Nie było słońca, nie było ciepło. Było pochmurnie i zimno. Nie napiszę też, że ten dzień zmienił moje życie o 180 stopni, jak to w większości miłosnych opowieściach bywa. Właściwie... Ten dzień nie wniósł nic do mojego życia, oprócz bólu, ciągłych zawodów i cierpienia, którego doświadczałem przez cale życie. Jednak mimo to, nie chciałbym cofnąć czasu. Dzięki temu, że poznałem Ciebie i temu, że tak okrutnie mnie zraniłeś, poznałem co to ból. Prawdziwy ból.

Tamtego dnia siedziałem w domu w oknie. Wyglądałem na śpieszących się ludzi i na gnające ulicami Busan mimo ulewy samochody. W tle leciała muzyka. Moje myśli wędrowały po, codziennie błękitnym, a wtedy szarym niebie. Zastanawiałem się, jak to by było pokochać kogoś, kto darzyłby mnie tym samym uczuciem. Przytulić się do kogoś wieczorem i zasnąć w jego ramionach. Obudzić się rano i ujrzeć piękną twarz szepczącą 'Dzień Dobry Kochanie'. Jak byłoby całować się z drugą osobą, wiedząc, że i moje i jego uczucia są szczere i prawdziwe. Zastanawiałem się, czy jest tak, jak mówią wszyscy dookoła, w tym też moi rozwiedzeni rodzice. Czy faktycznie jest tak, że po kilku, w niektórych przypadkach kilkunastu latach bycia razem wszystko się niszczy? Wszystko, co tak długo  się budowało odchodzi jednej chwili?

Tamte przemyślenia przerwał mi wchodzący do pokoju ojciec. Kazał się spakować, tłumacząc to tym, że jadę do mamy do Seulu na okres wakacji. Właściwie, u niej czułem się lepiej niż u ojca. Tu cały czas byłem doglądany i pilnowany, a u mamy mogłem żyć własnym życiem. Pamiętam, że sąd przyznał prawo do opieki ojcu tylko ze względu na moją szkołę. Mimo, że nie raz mi groził i zostawiał swoim kolegom na, jak to mówił, zabawę, byłem zmuszony z nim zostać. Sam w sobie nie był złym człowiekiem. Czasem podniósł rękę na mnie czy mamę, ale wiedziałem, że bycie wysoko posadzonym radnym wiąże się z ogromnym stresem, który gdzieś przecież musiał być rozładowywany. Zawsze mieliśmy co jeść i w co się ubrać. Razem z matką dostawaliśmy dużo pieniędzy na własne wydatki. Nie powiem, żyliśmy całkiem przyzwoicie, żeby nie powiedzieć, że byliśmy jedną z najbogatszych rodzin w całym Busan. Ale powracając do wątku głównego. Przytaknąłem grzecznie ojcu i poczekałem aż wyjdzie z mojego pokoju, żebym mógł na spokojnie się spakować na te dwa miesiące. Co prawda zakończenie roku miało odbyć się za dwa dni, ale on chciał pozbyć się mnie jak najszybciej, więc tuż po zakończeniu, już z torbami zawiózł mnie na pociąg i pojechał, zostawiając samego sobie. Podróż jak zawsze minęła mi dość spokojnie, bez problemów. Na dworcu w Seulu czekała na mnie uśmiechnięta mama wraz ze swoim narzeczonym i moją przyrodnią siostrą. Gdy przytuliłem mamę, poczułem się jak w domu. To ciepło i szczęście, które od niej biły, były tym, czego nigdy nie widziałem i nie czułem, gdy byliśmy razem u ojca.

Pojechaliśmy do domu, a gdy już weszliśmy na górę, mama poprosiła czy mógłbym skoczyć do sklepu po mleko dla Sujin, bo ona musi ją wykąpać, a TaeJin (chodzi tu o narzeczonego mamy JungKooka) wcześnie rano musi jechać w trasę, aby zdążyć dowieść towar na czas. Stwierdziłem, że to żaden problem i wyszedłem z budynku, idąc główną drogą w kierunku centrum. Mniej więcej w połowie drogi zatrzymał się obok mnie czarny, sportowy samochód. Szyba opuściła się na sam dół, a z auta wyjrzał brunet o bardzo przystojnej twarzy. Gdy podszedłem trochę bliżej dostrzegłem, że jest dobrze zbudowany, więc pewnie nie miałbym szans w starciu, a także na ucieczkę, biorąc pod uwagę, że owy samochód był spod znaku porsche, które do zbyt wolnych nie należało. Zapytałeś, czy mnie nie podwieźć, bo tak piękny chłopak jak ja nie powinien sam łazić po nocy, szczególnie po takich drogach. Biorąc pod uwagę wszystkie za, których było zdecydowanie więcej niż przeciw, zgodziłem się, no bo w końcu miałem okazję się zakochać, a sądząc po Twoim zachowaniu tamtego dnia, miałem na to bardzo duże szanse. No i cóż. Tak też się stało. Dużo rozmawialiśmy w drodze najpierw do centrum, potem postanowiłeś mnie odwieść. Całą prawdę o mnie poznałeś w przeciągu tych kilku godzin. Ja o Tobie tez wiele się wtedy dowiedziałem. Ale nie wystarczająco dużo, żeby być ostrożniejszy i nie wplątywać się w związek z Tobą.

Całe wakacje spędziłem z Tobą. Cały czas się widywaliśmy, pisaliśmy, a gdy nie mogłem spać, zawsze do Ciebie dzwoniłem. Cały czas byliśmy w kontakcie. Mama martwiła się, czy aby na pewno jesteś dla mnie odpowiedni, ale ja jej wtedy nie słuchałem. Byłem zaślepiony miłością do Ciebie i coraz częściej ją olewałem i się z nią kłóciłem. Gdybym tylko wtedy wiedział, jaki jesteś w rzeczywistości. Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy. Wakacje dobiegały końca, a wraz z nimi nasze codzienne spotkania. Stojąc na peronie ostatniego dnia mojego pobytu u mamy czule mnie przytuliłeś i pocałowałeś, obiecując przy tym, że będziesz cierpliwie czekał na mój powrót. Mówiłeś też wtedy, że gdy skończę liceum, co miało stać się już za rok, mam do Ciebie przyjechać i zamieszkamy razem. Wierzyłem Ci wtedy. Ależ ja byłem głupi. Jednak tamte chwile spędzone z Tobą napełniały mnie szczęściem i miłością. Wtedy czułem, że te wszystkie opowieści o parach, które rozchodzą się po kilku miesiącach to czysta bajka, albo wina tego, że trafiły na nie tą jedyną czy tego jedynego. Ostatnie słowa, które do mnie wypowiedziałeś dnia mojego wyjazdu  to 'Kocham Cię'.

Pełen smutku, że muszę Cię zostawić, wróciłem do dormu w Busan z myślą, że odwiedzę Cię w ferie zimowe, a już za rok zamieszkamy razem. Tak. Tak wtedy myślałem, bo tyle mi naobiecywałeś. Nie sądziłem wtedy nawet, że to wszystko były kłamstwa, które nie miały żadnego oparcia. Jednak te wakacje traktuję jako najlepsze w moim życiu. Poznałem co to miłość, zasypiałem codziennie i budziłem się w ramionach ukochanego, a pocałunki, którymi mnie obdarowywałeś dawały mi mnóstwo szczęścia. Dawałeś mi to, czego nie miałem nigdy w dormie. Dlatego tak bardzo nie chciałem wierzyć w to co stało się kilka miesięcy po rozpoczęciu roku szkolnego.

Otóż wtedy, na święto zmarłych, postanowiłem odwiedzić mamę, a co za tym szło także Ciebie. Cały w skowronkach pojechałem na dworzec, tak jak w wakacje wsiadłem do pociągu i szczęśliwie dojechałem do Seulu. Jak wtedy, na peronie czekała na mnie mama z TaeJinem i małą SuJin. Ciebie tam wtedy nie było, bo chciałem zrobić Ci niespodziankę. Nic nie wspominałem o moim przyjeździe. Pierwszy dzień przesiedziałem z rodziną. Nie pisałeś do mnie od dnia wyjazdu. Sam nie wiem, dlaczego tak było. Myślałem, że nie chcesz, abym się rozkojarzał w szkole i zakończył edukację z dobrymi wynikami. W każdym razie, drugiego dnia koło godziny siedemnastej postanowiłem do Ciebie pojechać. Tym razem, aby zaoszczędzić czas, pojechałem autobusem. Na miejscu byłem w jakieś dziesięć minut, nie więcej. Poszedłem pod blok, w którym mieszkałeś, a że akurat starsza sąsiadka niosła zakupy, postanowiłem to wykorzystać i przy okazji jej pomóc. Gdy weszła do mieszkania i mi podziękowała, ruszyłem kilka pięter wyżej. Stanąłem na półpiętrze, słysząc Twój głos i wsłuchiwałem się do kogo mówisz te słowa, które były przeznaczone tylko dla mnie. Co trzeci, może co czwarty wyraz był jednym z tych - kochanie, skarbie, kotku. W końcu odpowiedziała Ci jakaś dziewczyna, a chwilę po tym słychać było odgłos całowania.

Ze łzami w oczach słuchałem tego wszystkiego, tak bardzo pragnąłem uciec, jednak musiałem upewnić się, czy to aby na pewno byłeś ty. Długo czekać nie musiałem. Po chwili ujrzałem Ciebie i jakąś blondyneczkę trzymających się za rękę i uśmiechających u szczytu schodów, na których się znajdowałem. Wtedy było to dla mnie przykre. Twoja reakcja. Spojrzałeś na mnie i niemo powiedziałeś, że to nie tak i że tylko ją odprowadzisz na dół. Pamiętam, że rzuciłem wtedy do niej, czy fajnie całuje się z chłopakiem, który trzy miesiące temu lizał się z drugim chłopakiem  i zszedłem, a Wy oboje staliście oniemiali na klatce. Wybiegłem z budynku z głośnym płaczem, klnąc na całe gardło, aż kilka osób zwróciło na mnie uwagę. Ja jednak się tym nie przejmowałem. Wybiegłeś za mną prosząc, abym zaczekał i Ci wybaczył, ale nie potrafiłem. Cały zapłakany wróciłem do mamy do dormu i opowiedziałem wszystko o Tobie. Uznała, że nie byłeś mnie wart, pogłaskała po głowie i powiedziała, że na studiach na pewno znajdę kogoś odpowiedniego.  Uwierzyłem jej i stopniowo o Tobie zapominałem, chodź z początku wszystko mi Cię przypominało, a fakt, że mama wzięła mnie do siebie i wciąż w drodze do liceum mijałem Twój dom wcale nie były moimi sojusznikami.

Jednak z czasem oswoiłem się z myślą, że nie byłeś nikim ważnym, jedynie złudzeniem. Zacząłem żyć na nowo. Przepowiednie mamy się sprawdziły. Na studiach poznałem Taehyunga, który zmienił mój szary światopogląd. Pokochałem go o wiele bardziej niż Ciebie wtedy, lecz teraz wiem, że to jest osoba, która nie zrani mnie jak Ty i będzie kochać równie mocno, jak ja.

Więc żegnaj Jimin. To wszystko co chciałem Ci przekazać. Zacząłem nowe życie. Bez kłopotów. Bez bólu. Bez cierpienia. Bez Ciebie. Wiem, że może być Ci ciężko, jednak doszedłem do wniosku, że nigdy nie byłem w Tobie tak bardzo zakochany jak jestem teraz w Taehyungu. I Ty nigdy nie dawałeś mi tyle radości co on.

Jungkook.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Deja Vu.

Annyeong~
Powracam do Was z shotem JiKooka. Narazie nie doczekacie się kontynuacji for you, ponieważ mam za dużo spraw na głowie, a i wena też mi nie dopisuje, jeżeli chodzi o to ff. Będę starała się Was karmić shotami co jakiś czas. Na teraz to wszystko. Miłego czytania.
/Naśka:3


Pierwszy września. Początek roku szkolnego. Nowe znajomości. Nowa szkoła. Nowe życie.

Zmiana otoczenia na powtórkę drugiego roku liceum miała mi pomóc, jednak chyba nie do końca wszystko wyszło po myśli mojego ojca. Konkretniej rzecz biorąc, chciał odseparować mnie od znajomych, którzy rzekomo, mieli na mnie zły wpływ i tak dalej. Trochę to rozumiem. Nie każdy rodzic będzie zachwycony, dowiadując się, że nawet nie ma co liczyć na wnuki, a tą drugą połową jego dziecka, jest osoba tej samej płci. Co więcej. Jeśli do homoseksualizmu doda się picie praktycznie co dzień, nie wracanie na noc do domu, palenie czego tylko się da i ćpanie w wieku 17 lat, można wylecieć na pysk z domu. Jednak mój szlachetnie urodzony ojczulek postanowił zniszczyć mi życie, nie karząc mi mieszkać pod mostem lub po kolegach, a zmianą otoczenia. Dlatego też z czystej "troski" kazał szoferowi dowieść mnie pod samą szkołę i czekać aż do niej wejdę.
Oddychałem głęboko stojąc przed budynkiem liceum w czarno-żółtym garniturze i plecakiem na plecach. Nie żebym jakoś specjalnie przejmował się tym co pomyślą o mnie te snobistyczne smarkacze, ale jednak zmiana szkoły zawsze wiąże się z lekkim stresem.
"Spokojnie JungKook, może jakieś ciacho będzie z Tobą w klasie."
Westchnąłem i ruszyłem wprost do paszczy lwa. Wszedłem po kilku stopniach i otworzyłem drzwi, a moje uszy wypełnił głośny harmider panujący na holu. Podszedłem do tablic z ogłoszeniami znajdującymi się tuż przy drzwiach do portierni i przeszukałem wszystkie wiszące na nich karty, aby odnaleźć plan szkoły. Hah jasne. Żeby jeszcze coś takiego się tu znajdowało.
- Szukasz czegoś? - cholernie cichy głosik przedostał sie do moich uszu, przebijając się przez cały ten hałas panujący wokół. Spojrzałem wokół siebie, szukając źródła tego właśnie głosu. Obok stała drobna, niska dziewczyna o długich ciemnych włosach związanych w dwa, nisko spięte kitki. Jej oczy wyróżniały się na tle większości koreańczyków, ponieważ miały zielono-szarą barwę. - Jestem Kim Su Jini, ale wszyscy wołają na mnie Mimi. - jej drobniutka, blada niczym papier ręka skierowana była w moim kierunku.
- Jeon Jeong Guk. - najdelikatniej jak tylko potrafiłem zamknąłem jej dłoń w uścisku. - Wiesz, właściwie to chciałbym się dostać na salę gimnastyczną.
- Jesteś nowy prawda? Nigdy wczesniej Cię tu nie widziałam.
- Tak, ojciec mnie tu przepisał mówiąc, że nauczę się tu czegoś więcej o życiu. - uśmiechnęła się lekko i odwróciła powolnym krokiem idąc przed siebie. Nie wysilając się zbytnio na myślenie ruszyłem za nią, zrównując kroki. Teraz, idąc ramię w ramię mogłem dostrzec, że była co najmniej o głowę niższa.
- Skoro trafiłeś tu, to musiałeś nieźle napaskudzić sobie w poprzedniej szkole.
Nie wiem czy mam to traktować jak pytania, czy odpowiedzi. Nie umiem zrozumieć jej toku myślenia i wypowiedzi.
- Jeśli chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, możemy spotkać się po szkole.
- Jasne. - znów się uśmiechnęła i zaprowadziła mnie dalej w totalnej ciszy, jeśli można tak nazwać jakikolwiek korytarz tego budynku. - To tu. - powiedziała otwierając przede mną wielkie drzwi wiodące na salę gimnastyczną. - Zgadamy się jakoś po wszystkim. - odwróciła się w stronę wnętrza sali z zamiarem pójścia w swoją stronę.
- Czekaj. - złapałem ją za ramię. - Daj mi telefon. - dziewczyna posłusznie dała mi urządzenie, a ja wstukałem jej siebie do kontaktów. - Proszę. - skinęła głową odbierając telefon i ruszyła do środka.

Czy życie musi być tak niesprawiedliwe i niszczyć wszystko, co do tej pory osiągnąłem?

Jak się okazało trafiłem do klasy II B. Niby jedna z tych "lepszych" w rankingu szkoły. Po słowach dyrektorki 'rozejdźcie się do klas' opuściłem halę idąc na wskazane, trzecie piętro budynku. Wchodząc po schodach do moich uszu doszła kolejna fala hałasu, uderzająco podobna do tego z głównego korytarza. Jedna jedyna sala mieściła się na tymże piętrze, która stała teraz otworem czekając na 32 uczniów. Spokojnym krokiem wszedłem do środka i stanąwszy przed pierwszym rzędem ławek rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Klasa jak każda inna, to znaczy podzielona na grupy. Kąt przy ścianie, najbardziej schowana w lewą stronę część sali najwidoczniej należała do sportowców, sądząc po ich ubiorze, tuż przed nimi miejsca zajmowały laski typu Barbie. W każdej szkole wszechobecne kujonki zajmowały pierwsze dwa rzędy, środkowy pas ław należał do, jak mniemam, tych 'najlepszych', ponieważ na każdej z tych ławek stały przywiercone złote tabliczki z imionami. Kilka pierwszych stolików pod oknem stało jak na razie pustych, ale przecież w żadnej klasie nie może zabraknąć tych dresów, myślących, że są najlepsi. Środkowa część rzędu jak nic należała do palaczy i ćpunów. Takie rzeczy po prostu się widzi. Szczególnie jesli samemu się w tym siedzi lub siedziało. Pozostałe miejsca zajmowali Ci, dość zwyczajni ludzie, którzy chcą jakoś przebrnąć przez liceum i odetchnąć wolnością. Westchnąłem idąc na koniec rzędu pod oknem z tymi względnie normalnie wyglądającymi ludźmi. Ostatnia ławka stała pusta, tak wiec zająłem ją mając nadzieję, że nikt mi się tu nie wpierdzieli. Jednak w końcu Nadzieja Matką Głupich, prawda?
Siedząc na swoim pięknym miejscu z wyjętym notesem do zanotowania planu lekcji, obowiązków oraz informacji od wychowawcy, ze słuchawkami w uszach, grzecznie czekałem na koniec przerwy, gdy mój spokój ducha przerwał pewien osobnik płci męskiej, który aktualnie postanowił się do mnie dosiąść. Jakby nie miał własnych znajomych. Ech. No dobra. Przeżyje jakoś towarzystwo jakiegoś tam dzieciaka. Oby tylko nie był równie wkurwiający jak większość lamusów. Przymknąłem ponownie oczy czekając na przybycie nauczyciela, gdy tenże osobnik zechciał do mnie zagadać. (No stuka mnie w to ramię i stuka. Nosz co za upierdliwiec ~ Naśka:3)
- Jesteś nowy, zgadza się? - zapytał, widząc jak wyciągam słuchawkę.
- Tak. - dlaczego każdy o to pyta? Czy to aż takie interesujące? Poza Tym, skoro widzą mnie tu pierwszy raz, to chyba oczywiste, że jestem nowy, nie? Nie otwierając oczu czekałem, aż da mi spokój. Jednak on najwidoczniej nie miał takiego zamiaru.
- Jestem Park Ji Min. - odwróciłem głowę w jego stronę i był to największy błąd tamtego dnia.
Mimo mojego ateistycznego podejścia do zycia, zawsze tak wyobrażałem sobie anioła.
Lekko przydługa czarna grzywka wpadającą do pięknych, brązowych oczu, w których najsilniejszą emocją była chęć pomagania innym i naiwna wiara w to, że każdy jest w stanie kochać, zaróżowione policzki
dodające jeszcze więcej uroku chłopakowi ubranemu w najprostsze czarne rurki i bialy t-shirt z czarnym napisem 'last chance'.

Chłopak, który dosiadł się do mnie tego dnia. Chłopak, który od pierwszego wejrzenia chwycił za moje serce. Chłopak imieniem Jimin. Park Jimin. Chłopak, który w niedługim czasie wywrócił mój świat do góry nogami.

Towarzystwo samych pozerów z bogatymi starymi jakoś mnie nie zachęca.

- Codziennie wieczorem odkąd skończyłem 15 lat chodzę na spacery, zawsze składające się z tej samej trasy. Przystankiem, na którym siedzę godzinami jest stary plac zabaw. Jest na nim kilka mało istotnych  pierduł i huśtawka zrobiona z opony, zawieszona na łańcuchach. Najlepsze miejsce na przemyślenia, prawda? - ciepły głos chłopaka dostał się do moich uszu pozwalając skupić się na rzeczywistości. Oderwałem wzrok od jego idealnej cery patrząc mu w oczy.
- Jeśli by dodać do tego rozgwieżdżone niebo, lekki wiatr, rześkie powietrze i towarzystwo, które sprawia, że się uśmiechasz, byłoby idealnie. - dlaczego to powiedziałem? Uzna mnie za frajera...Jak nic.
- Dokładnie. - co proszę? - Cos czuję, że się dogadamy. - uśmiech Jimina powalił mnie na łopatki. Tak cudownego wyrazu twarzy nie widziałem nigdy dotąd. - Widzimy się po szkole?
- J-jasne. - w klasie pojawił się wychowawca, który poniekąd uratował mnie przed kompromitacją przed Jiminem. Niby nic takiego. Zwykła rozmowa, ale sposób w jaki na mnie patrzył przyprawił mnie o gęsią skórkę na nogach. Jeongguk za dużo sobie wyobrażasz. Na pewno takie ciacho jak on jest hetero, a najprawdopodobniej już dawno zajętym.
Westchnąłem smutno na tę myśl notując wszystkie informacje od Pana Lee.
Cały czas czułem na sobie jego wzrok, a gdy lekcja się skończyła nagle gdzieś zniknął. W sumie to nawet dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że nie mogłem znaleźć języka w gębie przy nim. Przysiadłem na ławce w parku ciesząc się chłodnym, wrześniowym powietrzem gdy usłyszałem jakiś szelest za plecami. Ciekaw co to, odwróciłem się i wybuchłem śmiechem.
- Będziesz tak za mną łaził cały czas? - zapytałem widząc jak Jimin kryje się za krzakami i mnie obserwuje.
- Przecież ja za Tobą nie łażę.
- Nie. Wcale. - spiorunowałem go wzrokiem wymuszając ruch.
- Wiesz... To jest tak, że zainteresowałeś mnie swoją osobą. - przysiadł się obok mnie. - Jesteś baaardzo interesujący. - odsunąłem sie lekko czując jak się na mnie kładzie. Gdy leżał mi na kolanach czułem się nieco, jakby to ująć, sfrustrowany. Chłopak, który Ci się podoba, właśnie się do Ciebie klei w miejscu publicznym. Kto by nie skorzystał? Otóż ja. - Piękny jesteś. - powiedział patrząc na moją twarz. Schyliłem się do niego nie z zamiarem, tak jak myślał pocałowania go, ale sprawdzenia pewnej rzeczy. Mimo, że ułożone w dzióbek, pełne usta chłopaka niezwykle mnie do siebie przyciągały postanowiłem się powstrzymać. Gdy nasz wzrok się skrzyżował moje 'obawy', jeśli można to tak nazwać, potwierdziły się.
- Ćpałeś.
- Nie. - mruknął kładąc mi dłoń na karku. Przyjemne uczucie przechodziło przez to miejsce, zupełnie tak, jakbym dostawał delikatną stróżką prądu. O mój boże, dlaczego on musi być w każdym calu tak idealny? Nie no please. Opanuj się chłopie.
- Jimin. Nie oszukasz mnie. Masz rozszerzone źrenice i gadasz od rzeczy. - obrażony podniósł się i oparł o oparcie ławeczki. - Chodź. Odprowadzę Cię do domu, huh? - skinął posłusznie głową i ruszył przodem.

Wolałem moich starych znajomych, a właściwie tylko przyjaciela Tae. Cholernie za nim tęsknię

- To tu. - powiedział stając przed blokiem pomalowanym na wesoły, niebieski kolor.
- Naprawdę? - skinął głową. - No to idź, a ja wracam do siebie.
- Nie wejdziesz? - ... No po prostu brak mi słów. Po kilku godzinach znajomości, chwili klejenia się w parku i rozmowie, zaprasza mnie do siebie. No nie. - Zabawimy się troszeczkę. - podszedł  do mnie i rozpiął pierwszy guzik mojej marynarki mrucząc przy tym cicho.
- Jimin, to nie jest najlepszy pomysł. - moje zboczone instynkty zaczynały powoli brać górę nad rozsądkiem i budzić pewne hormony odpowiadające za wzrost tego i tamtego. Cofnąłem się opierając o ścianę budynku, całe szczęście, że tą drogę, którą przyszliśmy zasłaniały drzewa.
- Dlaczego? - jego ciepły oddech owiał moją szyję, gdy zbliżył twarz do mojej, a jego ręce bez problemu radziły sobie z rozpinaniem kolejnych guzików. - Nie podobam Ci się?
- Nie w tym rzecz. - odchyliłem głowę w bok uciekając od jego ust, chcących dobrać się do moich.
- Pierwszy raz? - jego kolano bez skrępowania powędrowało między moje nogi naciskając na krocze.
- Nie. - odpowiedziałem krótko starając się nie wydawać z siebie niechcianych dźwięków.
- Oh. - złapał mój podbródek kierując go w swoją stronę. Spojrzałem mu w oczy i co dziwne, nie miał już rozszerzanych źrenic, a wesołe ogniki skaczące po ich wnętrzu. - To nawet lepiej. - mruknął nie odrywając wzroku od moich oczu. - Chcesz, czy nie? - oblizał górną wargę i uśmiechnął się podniecająco. Nie wyrzuciłem z siebie nic, bo nie potrafiłem. Tak bardzo chciałem być odizolowany od ludzi, ale z drugiej strony, taki playboy jak Jimin nie chodzi sobie normalnie po ulicy. No. Przynajmniej nie za darmo. Chłopak oparł się dłońmi po obu stronach mojej głowy i patrzył mi w oczy, kolanem nie przestając naciskać na moją dumę. - Hmm? - jego usta jeszcze bardziej zbliżyły się do moich pozostawiając jedynie milimetry przerwy.
No cóż. Żyje się tylko raz, prawda?
Moje ręce, dotychczas trzymające korpus Jimina powędrowały jedna na kark, a druga w jego gęste włosy, podczas gdy moje wargi zetknęły się z jego w dość mało delikatny sposób. Czułem jak jego usta wyginają się w uśmiechu, a ręce łapią moje biodra, przyciągając bliżej siebie. Mruknąłem zadowolony, gdy przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Uchyliłem usta z cichym jękiem czując jak jedną rękę wsunął mi pod bokserki, a on natychmiast wykorzystał okazję krzyżując język z moim i po chwili przejmując kontrolę nad pocałunkiem.
- Przepraszam. - odepchnąłem Jimina od siebie słysząc czyjś głos. - Oh. Przeszkadzam?
- No troche. - mruknąłem cicho.
- Nie. - Jim zgromił mnie wzrokiem. - Dzień dobry. - ukłonił się lekko.
- Dzień dobry. Jiminnie czy wiesz gdzie poszła pani Victoria?
- Nie widziałem jej dziś. Przykro mi.
- No dobrze. Dziękuję. Nie przeszkadzajcie sobie. - kobieta odeszła w swoim kierunku zostawiając nas samych.
- Jiminnie. - powiedziałem naśladując głos tej kobiety po czym wybuchłem śmiechem.
- Nie śmiej się. - podszedł do mnie całując mnie krótko kilka razy. - To co? Wejdziesz na górę? - uśmiechnąłem się patrząc mu w oczy. - Rozumiem to za 'tak'. - mruknął znów mnie całując.

Chcę, żeby ponownie były wakacje, które zawsze spędzamy razem z Tae, jednak mam świadomość, że to tak szybko nie nastąpi.

Wszedł we mnie bardzo powoli pozwalając rozkoszować się tą chwilą. Pozbył się spodni z kostek przechodząc ze mną do jakiegoś pokoju, po czym położył nas na łóżku. Jego powolne, głębokie pchnięcia były czymś, czego brakowało mi od przeprowadzki. Jednak mi to nie wystarczało.
- Zaczekaj. - szepnąłem liżąc jego szyję. Zgodnie z prośbą zaprzestał ruchów patrząc na mnie lekko zmrożonymi oczami.
- Co sie dzieje? - jego usta zaczęły składać mokre pocałunki  na mojej szyi, obojczykach i szczęce.
- Nic. - jednym sprawnym ruchem ściągnąłem z niego czarną bokserkę. Moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony brzuch i klatka, które przyprawiły mnie o jeszcze większą chęć obciągnięcia mu tak, żeby jego ciało pokryło jego nasienie.
Kook ogarnij się. Proszę.
- Od razu lepiej. - powiedziałem błądząc dłońmi po korpusie chłopaka.
- Aż tak chciałeś mnie zmacać? - zaśmiał się ponownie zaczynając się poruszać i całować mnie.
Ahh~ To jego ciało przyprawiało mnie o dreszcze przyjemności, co raz, gdy na nie spojrzałem, a idealnie wymierzone ruchy doprowadzały do stanu podobnego do ekstazy po prochach.
- Ji-Min... - wyjęczałem mu w usta i mocno zagryzłem się na jego wardze czując jak idealnie trafił w punkt największej rozkoszy. Poczułem jak słodki smak ust chłopaka miesza się z metalicznym posmakiem jego krwi. Zacisnąłem nogi mocniej n jego biodrach, gdy lekko przyśpieszył. Mój organizm coraz bardziej zbliżał się do chwili osiągnięcia szczytu, a nagie, pokryte kropelkami potu ciało Jimina jedynie przyśpieszało ten proces. Wyjęczałem mu w usta jego imię i opadłem bez sił na poduszki. Chłopak potrzebował jeszcze chwili, aby dotrzeć do końca, a gdy to nastąpiło położył się obok mnie.
- Mówiłem już, że jesteś piękny? - moje policzki pokryły się różem, a spojrzenie skrzyżowało się z jego.
- JungKook wstawaj! Bo spóźnisz się do szkoły pierwszego dnia! - leniwie otworzyłem oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Byłem w swoim pokoju, w swoim łóżku. Spojrzałem na kalendarz. Był pierwszy września. Moje urodziny. Pierwszy dzień szkoły. Czując ruch obok siebie na łóżku skierowałem tam moje spojrzenie, a moim oczom ukazał się wspaniały uśmiech Jimina.
- Znowu ten sen? - mruknął cicho podnosząc się do siadu.
- Tak. I mam nadzieję na powtórkę tamtego dnia dziś w nocy. - zniżyłem się lekko i zamknąłem nasze usta w pocałunku.

Coś mi mówi, że tamte chwile bez Taehyunga wyszły mi na dobre

czwartek, 30 lipca 2015

Róż i róż...



I'm conflicted
I inhale now I'm addicted
To this place
To you babe
I can't stay away
Can't stay away
We get up, we go down
Then we go one more round
It's wrong, they say
I can't stay a- I can't stay away



Cześć, hej, hejoooo! Z tej strony Katsu z nowym One Shotem. Inspirowałam się kawałkiem takiej jednej mangi. I tak pewnie nikt nie kojarzy ale cóż. Zapraszam do czytania, komentowania! xoxo

Moja klasa była w miarę normalna, grupy dziewczyn typu Barbie i chłopców typu Ken, sportowcy, mózgowcy i „poeci”. Nie uczyliśmy się źle, ale też nie wyśmienicie. Oprócz jednej osoby, pewnego chłopaka, który nie należał do żadnej z tych grup. Był postacią mroczną i tajemniczą, zajmował ławkę na tyłach klasy, sprawdziany pisał jako jedyny na szóstki, ale nie robił zadań dodatkowych, nie ćwiczył na lekcji w-f’u z tylko mu i nauczycielowi znanych powodów. Całe przerwy spędzał słuchając muzyki z słuchawek albo w ogóle nie potrafiłem go dostrzec, nikt się do niego nie odzywał, ale najwyraźniej nie cierpiał. Cała klasa oprócz niego była strasznie zżyta. Wygląd też był dość nietypowy: przydługie ciemnobrązowe, delikatnie podchodzące pod czerń proste włosy, blada cera, jakby nigdy nie dotknęło jej słońce, orzechowe oczy w kształcie migdałów, małe lekko różowe usta, twarz w kształcie litery V, mały zadarty nos. Przyznam, że urodą to on grzeszy, każdy chłopak w tej klasie chciałby być choć w połowie tak przystojny jak on. Gdyby tylko był bardziej otwarty…
Zorientowałem się, że prawie dziesięć minut gapię się na niego, siedząc tyłem do nauczycielki. Pani M od koreańskiego piorunowała mnie wzrokiem, a chłopacy szurali łokciami.
- KIM!- krzyknęła z hukiem, odkładając dziennik. - Co jest takie ciekawe, że zajmuje ci lekcje?!
- N… nic proszę pani! - odpowiedziałem, wstając. Przyznam, że była przerażająca.
- Jakie gatunki literackie wyróżniamy w biblii?
- Psalmy, przypowieści, parabole, pieśni, sagi rodu, eposy, poematy, nowele, dialogi filozoficzne, listy, hymny, aforyzmy, modlitwy - nauczycielka powoli pokiwała głową uspokojona i pokazała bym usiadł.
- Seok!- wskazała na chłopaka, który zajął mi ostatnie minuty - scharakteryzuj pana Sano wybranymi częściami charakterystyki.
- Ale ja go dobrze nie zna…
- Już! Cechy charakteru? - wstał, a po chwili było słychać jego cichy i leniwy głos, mówił powoli, ważąc każde słowo.
- Jest… inteligentny, ma w sobie ducha przywódcy, może dlatego wybraliśmy go na przewodniczącego, jest ambitny i dostaje dobre oceny, interesuje się sportem, jest bystry i szybko kojarzy fakty, wszędzie go pełno i zakładam, że słucha muzyki typu rap, często miesza się w kłopoty i jest dość brutalny, jego wygłupy z kolegami są czasem bezsensowne.
- Ocena własna?
- Według mnie V jest miłą i ciekawą osobą, potrafi ogarnąć naszą klasę i jest odważny, więc to naprawdę wartościowa osoba. Poza tym jest atrakcyjny i ma wśród dziewcząt powodzenie - skończył, już nie patrząc na mnie i usiadł, wracając do oglądania widoku za szybą.
Na przerwie wszyscy szeptali między sobą, patrząc na Jina, chyba najbardziej zdziwił ich fakt, że powiedział o mnie atrakcyjny. Więc nagle cała szkoła huczała, że niby jest gejem, w sumie to co w tym takiego? Najgorsze zaczęło się, gdy zaczepiali mnie na korytarzu by spytać, czy nie boje się, że mnie zgwałci, bo najwyraźniej mu się podobam. Na ostatniej przerwie nie chciałem już tego słuchać, więc schowałem się na dachu. Znalazłem sobie jakiś dogodny kąt i skuliłem się jak najbardziej mogłem, chowając głowę w kolana. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki i głośne śmiechy, była tam dziewczyna i jakiś chłopak, wydawało mi się że skądś znam ten głos, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Moim oczom ukazała się czerwono, nie rudo, a czerwonowłosa nastolatka w czarnych szortach i tego samego koloru koszuli. Zaraz za nią szedł Seok. Nie zauważyli mnie, ani nie usłyszeli, więc wsłuchałem się w rozmowę.
- Idę po korytarzu a tam „Ej słyszałaś, że ten dziwak z IIc jest gejem?!” albo „Wiesz że Jin zakochał się w przewodniczącym?”- powiedziała wysokim, lecz miłym dla ucha głosem.
- Pani M kazała mi go opisać, więc opisałem, a to że jest atrakcyjny, to już nie moja wina a jego rodziców - usiadł przy barierkach tak, że widziałem go dobrze na tle białej podłogi. - Nie widzę nic złego, że ludzie tak twierdzą, skoro jest w tym trochę prawdy.
- Oj tam, przecież to nic takiego.
- Nic takiego?
- No.
- Wiesz chociaż, jak ja się czuje?
- Mogę sobie wyobrazić - skrzywiła się, siadając koło niego.
- Jestem pierdolonym pedałem - zaśmiał się - i napaliłem się na hetero - znów się uśmiechnął. Czekaj, czyli to prawda, że jest homo? Ale w kim się zakochał?!
- Nie. Jesteś pierdolonych masochistą, który nie umie przyznać się do uczuć - poczochrała go po włosach. - Jakbyś się napalił, to chciałbyś mu… włożyć, a nie chronić. Myślisz o nim? - pokiwał. - Nie możesz zasnąć, bo o nim myślisz? - znów przytaknął. - W szkole szukasz go wzrokiem? Gdy widzisz, że się z kimś bije, chcesz tam iść i mu pomóc?
- Mhm.
- Tym lepiej, wiem, że nikogo nie zgwałcisz - walnął ją w ramię, ale i tak się uśmiechał. To było piękne, jego uśmiech, nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechał. Aż do teraz.
Nagle spostrzegłem, że dziewczyna patrzy w moją stronę. Machnęła na mnie ręką, a ja bardziej się skuliłem.
- Kto tam jest? - spytał pod nosem.
- Nie wiem - podeszli do mnie, a ja nie podnosiłem głowy, po tym co usłyszałem bałem się na nich spojrzeć. - Przewodniczący? No proszę, on chodzi do twojej klasy, prawda?
- Tak - jego twarz znów była beznamiętna, a spojrzenie paliło nienawiścią. - Idź powiedz wszystkim, co usłyszałeś, proszę bardzo - odwrócił się, ale dziewczyna złapała jego nadgarstek.
- Patrz na niego, ma łzy w oczach - wskazała na mnie i uklękła. - Co jest? - spytała, łapiąc mnie delikatnie za kark i podnosząc moją głowę.
- Ja… przepraszam, chciałem posiedzieć sam, ale przyszliście... Nie chciałem podsłuchiwać, ale wtedy… usłyszałem twój śmiech, to było… było - spuściłem głowę, nie potrafiłem na niego spojrzeć - było piękne, inne niż to, co pokazujesz codziennie, chciałbym - wziąłem głęboki wdech - byś już zawsze się tak pięknie uśmiechał - zapanowała cisza, co utwierdziło mnie w stwierdzeniu, że to, co powiedziałem było głupie. - Przepraszam.
- Przefarbuj się na różowo - powiedział po chwili.
- Co? - spojrzałem na niego, nie rozumiejąc.
- Wybaczę ci i będę się uśmiechał, jeśli pofarbujesz się na róż - powiedział, po czym zszedł z dachu, zostawiając nas samych. Siedziałem z otwartymi oczami i ustami, nie dowierzając.
- Eh. Przepraszam cię za niego, po prostu trochę się wkurzył. Tak w ogóle to jestem Aki z IIIa, ale Jin mówi mi Noona.
- Jesteście rodziną?
- Przyjaciółmi, a teraz spadaj, bo już po dzwonku - walnęła mnie w tyłek i się zaśmiała.

Niby nic ważnego nie powiedziała, ale jej głos, postawa, spojrzenie sprawiło, że od razu jej zaufałem, sądziłem, że skoro on jej ufa (jako jedynej w szkole), to musi być wyjątkowa. Mieli bardzo podobny styl, z tym, że połączenie jej pogodnej aury i jego ponurej tworzyło z nich jakby kontrast. Ale wszystko sprowadzało się do jednego.
Wychodząc z budynku zahaczyłem o trenera, żeby dopytać się co do treningów, a gdy przekroczyłem już próg, zobaczyłem dziewczynę machającą do mnie, chłopcy z klubu popatrzyli na mnie potem na nią, nie zważając na nich z bananem na twarzy podszedłem do niej.
- Długo kazałeś na siebie czekać, książę - pochyliła się artystycznie ku ziemi i złapała mnie pod pachę. - Jin poszedł do spożywczaka po jakiś napój. Mamy na niego czekać przed wejściem, wiem, że mieszkasz w tym samym bloku co my, więc musisz się przestawić, że wracasz z nami, a nie tymi mięśniakami - machnęła głową na moich kumpli - i nie przyjmuje sprzeciwów, więc nawet nie próbuj, a teraz w drogę - uniosła triumfalnie dłoń ku górze i pobiegła, drąc się „HULK WZYWAM CIĘ” w stronę sklepu, a ja wlokłem się za nią zalewany falą śmiechu.
- Cześć stara - przywitałem się z siostrą, wchodząc do jej salonu fryzjerskiego i usiadłem się na fotelu, właśnie strzygła pana Radka spod ósemki.
- Siema młody - przybiła mi żółwika i skończyła, niemo zapytał się, ile płaci. - Dziesięć.
- Za dobra jesteś - przyznałem, jak tylko wyszedł za drzwi.
- Może dlatego mam klientów?
- Pewnie tak.
- To czego chce mój brat? Może chcesz pożyczyć kasę?
- Nie - usiadłem się na jego miejsce i odwróciłem do niej przodem. - Chcę żebyś mnie pofarbowała i ostrzygła.
- Ojoj a na jaki to? - sama miała błękitny kolor, niekiedy przechodzący w indygo na włosach.
- Róż - wybuchła śmiechem, siadając na sofie. - Zamknij się.
- Dla kogo to? Chłopak czy dziewczyna? - moja siostra jako jedyna wiedziała, że jestem Bi, nie przeszkadzało jej to, bo dawno przyznała rodzicom, że woli dziewczyny, ma nawet taką koszulkę „Mamo, tato jestem homo”.
- Eh. Dobra, pamiętasz, jak mówiłem ci o tym Jinie z mojej klasy? - pokiwała głową twierdząco. - No to jak mówiłem, nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechał, a dziś tak i to było piękne. Głupi powiedziałem mu to, a on powiedział, że wybaczy mi podsłuchiwanie i będzie się śmiał publicznie, jeśli będę miał różowe włosy.
- W sumie może ci pasować - chwyciła jakąś tubkę. - Już, pod wodę, będę ci musiała najpierw rozjaśnić włosy, a później pofarbować.


Gdy rano wstałem, w lustrze pokazał mi się delikatny miły dla oka różowy kolor. Prychnąłem do własnego odbicia, po czym oplułem je pastą, wczoraj poprosiłem Noonę, żeby zawiozła mnie rano do szkoły, bo nie chciałem z takim kolorem łazić po mieście, a o pociągu nie było nawet mowy. Spakowałem szybko wszystkie książki i udałem się do kuchni. Tata najpierw zamknął i otworzył oczy, później wybuchnął śmiechem, a mama widziała mnie już wieczorem, więc tylko się chichrała pod nosem. Chwyciłem grzankę i herbatę w termosie, by z resztką godności jaka mi pozostała, udać się do samochodu, siora rzuciła mi swoją czarną czapkę. Całe szczęście, że choć ona w tej rodzinie myśli. Zebrałem wszystkie włosy pod czapką i ruszyłem po utratę tego, co mi z honoru zostało.


Nie patrzyłem się na nikogo, a nikt nie zwrócił uwagi na parę wystających spod czapki włosów, szybko przeszedłem korytarz aż do ostatniej klasy, tam udałem się do ostatniej ławki i udając wkurzonego, usiadłem koło zdziwionego chłopaka.
- Czemu masz czapkę, jest środek wiosny- milczałem, wwiercając spojrzenie w ławkę jakby to mi mogło pomóc, chwyciłem jedną ręką czapkę a drugą zasłoniłem mu usta. Nie pomogło. Zaraz po zdjęciu przeze mnie nakrycia całą klasę wypełnił dźwięczny śmiech, zdziwione spojrzenia były pokierowane na śmiejącego się Jina i na próbującego go bić, mnie. Najlepsze to było spojrzenie mojego przyjaciela, mówiło: „Pojebało cię?” ale i on po chwili chichrał się z moich włosów - ja nie mówiłem serio, chodziło mi bardziej o to, żebyś się odczepił, ale przyznaję, myliłem się co do ciebie - uniósł ręce w geście poddania i mnie poczochrał.
- Mhm.
- Oj malutki spokojnie - poklepał mnie po policzku, jego dotyk palił moją skórę tak, że wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie miły dreszcz, na samo to uczucie moje policzki zagotowały się czerwienią, a różowa grzywka nie dała rady tego ukryć, więc odwróciłem się do niego tyłem - ej no bez takich, najpierw tu siadasz bez przymusu, a teraz się fochasz? Ty nie tylko włosy masz różowe - dodał, na szczęście cicho, znów rozwalając mój dziwny fryz, cała klasa teraz była w wielkim szoku. Od tak sobie popularny sportowiec farbuje się na róż i zaprzyjaźnia z klasowym mizantropem, jak gdyby nigdy nic, wygłupiając się z nim przed lekcją, która się właśnie rozpoczęła. Koreański jest straszny, nie tylko ze względu na wymagania i to wszystko, ale też przez panią M, jest w niej coś przerażającego. Gdy zobaczyła moje włosy pół lekcji się ze mnie nabijała, a na koniec kazała nam napisać w domu definicje: homoseksualista, transseksualista i Emo. Porównywała mnie do takich ludzi całe czterdzieści pięć minut. A mogłem zostać w czapce. Reszta lekcji minęła dość „normalnie”, jeśli dało się poprawkę na to, że całe przerwy spędzaliśmy w trójkę na dachu, stroniąc od uczniów. Jednak na ostatniej przerwie grupa chłopców przyszła na dach, był tam mój przyjaciel: Namjoon. Rozpoznałem go nim przekroczył próg,  czereśniowe usta wydobyły ciche słowa:
- Bracie, jak nisko upadłeś by się z nimi zadawać?
- Heh - podrapałem się po karku. - Niżej niż ty upaść nie mogłem - usiadł się koło mnie i wyjął swoje śniadanie, poczochrał mnie po włosach i podał dłoń Jinowi.
- Namjoon IIIb - uścisnęli je sobie. - Musisz być Jin, mały mi dużo o tobie opowiadał - popchnąłem go, ale skończyło się na tym, że leżałem na nim w dość dwuznacznej pozycji - no proszę malutki, nawet do mnie się kleisz?
- Ale z ciebie głupek - zdziwiłem się, słysząc to z jego ust.
- Co, może wolałbyś, żebym to ja tak na tobie leżał?- uśmiechnął się i polizał mnie po karku, odtrąciłem go szybko i wytknąłem mu język.
- Stary zboczeniec - powiedziałem, przysuwając się bardziej do Aki, ona zaciskała pięści na końcach swojej białej koszuli, powstrzymując się od łez. - Noona? - spytałem, patrząc pod jej gęstą grzywkę, ale odwróciła wzrok i wybiegła na dół.
Po lekcjach czekaliśmy na nią, ale się nie zjawiła, stwierdziliśmy że do niej pójdziemy, ale przypomniało mi się, jak mama powiedziała, że jeśli dziewczyna płacze oznacza, że albo chce być sama albo z osobą, którą kocha, no chyba że ma okres. Więc po szkole poszliśmy do salonu Noony. W trójkę. Zboczeniec też poszedł.
- Co ja widzę, czyżby trójkącik miłosny?
- Zamknij się.
- Mój mały braciszek wreszcie znalazł sobie „tego jedynego”? - spytała znad rudej głowy.
- Cześć Klara - przywitałem się z nastolatką na jej kolanach. - Serio, znajdź sobie inną dziewczynę, siora nie jest dla ciebie trochę za stara? - spytałem, ignorując tego paszczura.
- To tylko dwa lata, lepiej gadaj, co to za dwóch?- przybiła mi żółwika i zeszła na kanapę obok mnie, miała długie rude loki okalające dziecinną twarzyczkę, nie wyglądała na swoje dwadzieścia lat, wyglądała na moją rówieśniczkę. Delikatne piegi znaczyły dookoła jej nos na bladej cerze. Była strasznie chuda, jak anorektyczka, ale wiedziałem, że to ze względu na jej szybki metabolizm, wręcz chudła w oczach. Miała takie niepozorne delikatne ciało, że aż chciało się ją chronić.
- Namjoon i Jin - wysłała mi spojrzenie typu „Ten?” na co odpowiedziałem równie wymownym wzrokiem. Wstałem, udając się do mini lodówki, w której trzymały napoje i wyjąłem dwa soki jabłkowe, po czym rzuciłem jednego Jinowi. - Ja mam pytanie, kto w gronie najbliższych mi osób nie jest homoseksualny lub biseksualny?- spytałem, opierając się o ladę, niebieskooki podniósł rękę ku górze.
- Wiesz młody, ciągnie swój do swego - oczywiście komentarza, to nie mogła sobie darować. Dopiero teraz zorientowałem się, że Jin nie wiedział nic o mojej orientacji, więc jego zdziwienie udowodnił sok na szklanym stoliku.
- Jesteś gejem?
- No i wyszło szydło z worka - wysłałem jej spojrzenie typu „zamknij się, to twoja wina!” i zwiesiłem głowę. - Dobra, bo on cię nie poprawi, jest Bi, weź chodź ze mną na zaplecze, dam ci szmatkę i to wytrzesz ok.? Przy okazji weźmiesz sobie jakieś inne picie.
Gdy tylko wyszli Namjoon dosiadł się bliżej mnie.
- To co podoba ci się? - zarumieniłem się i odwróciłem głowę.
- Nie wiem, co mam robić, chce go objąć, pocałować, ale nie mogę.
- Jesteś uke czy seme?
- Co?!
- No jesteś na górze czy na dole?
- Wiem o co chodzi z uke i seme, tylko to pytanie jest dziwne - spotkałem się z ponaglającym spojrzeniem. - Nie wiem.
- To sprawdzę - skwitował i położył dłoń na mim kolanie i pochylając się nade mną przyłożył mi usta do moich, to było zbyt szybko nawet nie zdążyłem ich zamknąć od razu użył języka, zarzuciłem mu rękę na szyje. W tym momencie chciałem więcej, chciałem też by nie był to mój stary przyjaciel a ktoś inny, ktoś kogo kochałem bardziej, oderwał się i przybliżył mi twarz do ucha - zdecydowanie jesteś uke, czyli tym na dole - szepnął.
- Nigdy więcej tak nie rób - powiedziałem, odpychając go lekko od siebie.
- Masz to jak w banku.
Wytarłem usta i położyłem się na kanapie.
- Aż się prosisz o pieszczoty - skomentowała mnie Klara, na którą jednak nie potrafiłem być zły. Może ma racje, może jakaś część mnie chce, a wręcz podąża pieszczot. Ale tylko tych dużych męskich dłoni pokrytych delikatną bladą cerą i z dokładnie obciętymi paznokciami….
Gdy tylko wrócili, rozmawialiśmy do późna, a w międzyczasie zbok się ulotnił. Dziewczyny pozwoliły nam u siebie nocować, więc pokazałem wszystko Jinowi i zajęliśmy „mój pokój”.
- Idziecie się kąpać? - spytała Klara w drzwiach odziana tylko w długą bluzkę nad kolana z jakimś rockowym zespołem. Tyle osób wokół mnie słucha rocka, może też powinienem?
- Tak.
- Razem?
- Nie - odparłem szybko, nim zaczęła sobie coś wyobrażać.
- Żałuj - powiedziała Aki, stając za dziewczyną i całując jej szyję. 
- wspólna kąpiel ma duuuużo zalet - specjalnie przedłużyła sylabę bym się zawstydził.
I jej się udało. Seok patrzył na mnie wzrokiem, który palił mnie na całym ciele, nie wiem, co było w tych oczach, rozbawienie? Pożądanie? Wstręt? Nie miałem pojęcia.

Nie zważając na to, ruszyłem do łazienki by się dokładnie wykąpać. Gdy wszedłem do pokoju na progu spotkałem Jina, poczerwieniałem delikatnie i spojrzałem w górę. On nagle zamknął drzwi i mnie o nie oparł, przyciągając do namiętnego pocałunku. Poczułem, jak głęboki dreszcz przechodzi moje ciało, ustępując zaraz jednak ciepłu i rozpalającemu pragnieniu. Popchnąłem go delikatnie i zabrałem go na łóżko.
Usiadłem na nim okrakiem i pochyliłem się by ukraść mu kolejny pocałunek.

† † †

Westchnąłem głośno, czując jego palce sunące po moich udach. Chciałem się ruszyć jednak ból dolnych partii mi to utrudniał.
- Dupek - syknąłem, przekręcając się na brzuch. Poczułem jak całuje mnie po plecach, ramionach, karku... Spojrzałem na swoje ręce, pełne małych czerwonych malinek. - Czy to było konieczne?- spytałem cicho.
- Teraz wszyscy wiedzą, że jesteś tylko mój - powiedział, całując znów moje ciało. Cały czerwony wtuliłem się mocniej w poduszkę. Wiedziałem, że gdzieś za ścianą są dwie chichrające się dziewczyny, które przez ostatnią noc słyszały siedem naszych szczytowań...

środa, 29 lipca 2015

12. Z życia Jeongguka

Zapraszam was na dwunasty i ostatni rozdział tego opowiadania. Dziękuję wam wszystkim za czytanie i komentowanie mojej pierwszej w życiu tego typu twórczości. 
Teraz już się z wami żegnam.
Miłego czytania.
/Aga ;3

~~~~

Myślicie, że jak skończy się moja historia? Myślicie, że prędko umrę? Mój kumpel ma jakieś powiązania z moim "ojcem". Ja kumplowi podpadłem, odbierając ten telefon, w którym się, kurwa, odezwał ojciec. Jeśli Namjoon powie przypadkiem temu tyranowi, że jestem gejem, to prawdopodobnie wyląduję w szpitalu razem z moją ciężarną, Bogu ducha winną matką. A może od razu pójdę do ziemi? No bo dlaczego nie? BĘDĘ MIAŁ ŚWIĘTY SPOKÓJ I WIECZNE ODPOCZYWANIE!
Dobra nie. Nie zostawię Parka, bo będzie płakało moje kochanie. O! Wtedy Jin sobie go weźmie i wszyscy będą szczęśliwi, mimo to, że Jin już sobie odpuścił Jimina, to na pewno skorzystałby z okazji.
DOBRA Jungkook, ogarnij się. Bez masochistycznych myśli, lepiej kurwa szukaj wyjścia z sytuacji.
Podjechaliśmy pod dom TaeTae, tu mieliśmy się rozejść. Wkurwiony nadal Rap Monster dostał SMS i bez pożegnania ruszył chodnikiem.
- Namjoon! Twój dom jest w drugą stronę! - krzyknął za nim V, na co tamten odwrócił się w naszą stronę.
- Myślisz kurwa, że jestem idiotą?! - wydarł się na niego, aż młodszy się skulił.
- Zostawmy go lepiej - rzucił Hope, po czym przytulił Sugę. - Lecę. Pa.
- Kasę za akcję mój ojciec przeleje wam później - rzekł Yoongi. - Właśnie. Jungkook. Podaj mi numer konta SMS-em.
- To ja też coś za to dostanę? Przecież ja nic nie zrobiłem.
- Takie są procedury, ale skoro nie chcesz tych pieniędzy...
- Chcę, chcę! Wyślę ci wieczorem. Papa!
- Pa! - odpowiedział i każdy poszedł w swoją stronę. 
Ja i Jimin poszliśmy na Rap Monsterem. W stronę naszych domów. Ale ja nie zamierzałem iść do domu. Idę prosto w paszczę lwa. Jestem wścibskim człowiekiem. Muszę się dowiedzieć, jakie interesy ma Nam z tym idiotą.
- Co tak pędzisz, zwolnij - jęknął Jimin idący pół kroku za mną.
- Gonię Namjoona.
- Po co?
- Pamiętasz o "tajemnicy", o której wspomniał Jin w autobusie? - chłopak kiwnął głową. - Ma związek z moim ojcem. Nawet domyślam się dokąd zmierza teraz iść. Nie chcesz się dowiedzieć?
- Chcę.
- Więc idziemy za nim.
~~~~
- Twój ojciec pracuje w teatrze? - spytał Jimin, gdy stanęliśmy przed budynkiem.
- Tak.
- Czyli Namjoon miałby być aktorem?
- Ewentualnie śpiewakiem operowym.
- Hah. Śmiechłem. On nie umie śpiewać.
- Chodź - powiedziałem, gdy Monster zniknął za drzwiami. Podbiegłem do drzwi i schowałem się za kolumną. Nie zobaczyłem nikogo w środku, więc wszedłem, a Jimin powlókł się za mną.
- Wydaje się, jakbyś był zawodowym detektywem, ewentualnie włamywaczem - spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Niech siedzi cicho.
Po sali rozległ się głośny męski śmiech, po chwili zmieszany z damskim. Pociągnąłem Jimina do kantorku sprzątacza, wręcz wepchnąłem go tam i przymknąłem drzwi, obserwując przez szparę, co się dzieje. Poczułem dłonie chłopaka oplatające mój pas. A jego usta przywarły do mojej szyi.
- Miła tu atmosfera, prawda? - szepnął mi do ucha, po czym przygryzł jego płatek.
- Serio, w takim momencie? - odszepnąłem mu z wyrzutem.
- To ty obserwuj, a ja się tobą nacieszę.
Pokręciłem głową z dezaprobatą i próbowałem przyjrzeć się parze, która właśnie stanęła przy blacie szatni. Tyle że ręce błądzące po moim torsie i ciepły oddech na szyi strasznie to utrudniały.
- Jimin. Nie mogę się skupić przez twój dotyk na sobie - szepnąłem, spoglądając na niego. - Później się mną nacieszysz.
Niechętnie odkleił się ode mnie i odszedł w głąb skrytki, potykając się o coś po drodze. Teraz mogłem dostrzec, że para właśnie namiętnie się całuje, a tą parą jest nie kto inny jak Rap Monster i CÓRKA MOJEGO OJCA! (Nie. Nigdy nie nazwę jej swoją siostrą) Czyli to jest jego dziewczyna i ona ma te ładne perfumy, którymi pachniała bluzka Namjoona...

*retrospekcja*
- Hyung, ściągnij koszulkę - znów jęczałem, a wkurzony Namjoon wykonał moje polecenie.
- Kiedyś cię uduszę - stwierdził, przyciskając mi koszulkę do twarzy, po czym cisnął nią tam, gdzie poleciała moja.
- Mmmm - zamruczałem z zadowolenia. - Ładny zapach perfum. Czy to nie damskie?
- Damskie. Mojej dziewczyny. A teraz się odpierdol i daj spać. Jeszcze słowo i wywalę cię za drzwi - zagroził starszy.
*koniec retrospekcji*

- Co tak mruczysz? - wyrwał mnie ze wspomnienia mój chłopak.

- To nią pachniała koszulka Namjoona. Sejin. Córka mojego ojca.
- Skąd ty wiesz jak pachnie koszulka Namjoona? - zapytał podniesionym szeptem, a mnie oświeciło. Przecież Jimin nie wiedział o tym, że spałem z Monsterem pod jego nieobecność.
- Spałem z nim - poinformowałem go, starając nie pokazywać po sobie zdenerwowania.
- Że co!? - prawie krzyknął, więc przycisnąłem mu rękę do ust.
- Cicho bądź, nie mogą wiedzieć, że tu jesteśmy. Spałem z nim, bo znów widziałem duchy. Wlazłem do twojego łóżka, a ciebie tam nie było. Więc wybiegłem na korytarz, a tam Rap Monster... - zatrzymałem się, uświadamiając sobie banalną prawdę - ...gadał przez telefon! - walnąłem się w czoło. - Szykuj aparat! Nie uwierzysz jak zobaczysz, czym zajmuje się Namjoon. Musimy iść za nim. Na pewno razem z Sejin teraz będą mieli próbę.
- Huh?

*retrospekcja*
- Ahjussi. Naprawdę przepraszam - nastała chwila ciszy, po której znów usłyszałem głos. - Przecież to był wypadek. Nie mogę występować ze złamanym obojczykiem - kolejna cisza, czyżby rozmowa telefoniczna? Poszedłem w kierunku źródła dźwięku i wyjrzałem zza zakrętu. - Wiem, że nie mam dublera, ale naprawdę nie będę w stanie wystąpić. W ostateczności można przesunąć przedstawienie na kolejny tydzień - ujrzałem przygarbionego Namjoona zwróconego tyłem do mnie, który stara się mówić jak najciszej do telefonu. - A jak ją upuszczę? Boję się o nią ahjussi. Nie dam rady - wyszedłem zza rogu i przyczepiłem się do jego pleców, myślę, że przy nim jestem bezpieczny.
*koniec retrospekcji*

Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Wyjrzałem znów przez szparę. Ale ich nie było.

- Poszli trenować. Chodź. Masz aparat przyszykowany?
- O co chodzi?
- Dowiesz się. Miej aparat.
Otworzyłem drzwi i na chwilę skamieniałem, widząc woźnego stojącego ze swoim wózkiem.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się do niego.
- Dzień dobry. Znów szpiegujesz ojca?
- Znów? - spytał zdziwiony Jimin.
- Innym razem pogadamy. Do widzenia! - promiennie uśmiechając się do woźnego, pociągnąłem Parka za rękę w stronę głównej sali teatralnej. Słychać stamtąd było wygrywaną na skrzypcach muzykę. Ostrożnie otworzyłem jedne z bocznych drzwi i weszliśmy do środka. Pomieszczenie było duże. Czerwone, luksusowe siedzenia ustawione rzędami tworzyły wznoszącą się ścianę. Wielkie, pozłacane filary podtrzymywały tarasy, gdzie siedzenia przeznaczone były dla bardzo ważnych osób. Na podwyższonej scenie ujrzałem oczekiwany widok.
- Jungkook. Czemu mi to zrobiłeś? Czemu kazałeś mi na to patrzeć? Będę miał koszmary przez ten widok! - powiedział zrozpaczony chłopak. Zrobił telefonem zdjęcie. Po chwili poczułem wibracje w kieszeni. SMS od Jimina. Popatrzyłem na niego zaskoczony. A potem na wyświetlacz telefonu, gdzie przeczytałem wiadomość.
"Rap Monster skacze po scenie w białych leginsach xD" A pod wiadomością znajdowało się przepiękne zdjęcie pięknie prezentujące piękne nogi Namjoona opięte śnieżnobiałym materiałem. Ale chłopaki będą mieli ubaw!
- Wysłałeś tą wiadomość do ulubionych?
- Tak
- A Monstera nie masz w ulubionych?
- Odznaczyłem go. Taki głupi nie jestem.
- Już myślałem... Masz zdjęcia?
- Taak.
- To chodź, zmywamy się stąd.

~~~~

- Mama!
- Jungkookie! Tęskniłam - mama rzuciła mi się w ramiona i mocno przytuliła. - Herbatka i ciasteczka dla Ciasteczka, prawda? - uśmiechnąłem się szeroko i skinąłem głową, po czym pokierowałem się do salonu i usiadłem na kanapie. Pod stolikiem zauważyłem papierki po marcepanach. Zajrzałem za szybkę w kredensie. Pusto. Nie ma żadnych marcepanów. Co sprawiło, że mama była, aż tak załamana? Tak jak już kiedyś wspominałem. Mama wyciąga swoją kolekcję marcepanów tylko wtedy, kiedy jest na skraju załamania psychicznego. To niebezpieczne.
Rodzicielka weszła z tacą na której leżał duży talerz z ciastkami z kawałkami czekolady (moja miłość!) i dwoma kubkami herbaty.
- Mamo - powiedziałem, gdy siadała. - Co się stało?
- Dlaczego coś miało się stać? - uśmiechnęła się serdecznie.
- Bo twoja kolekcja marcepanów się skończyła.
- Aa.. No bo... No bo ty wyjechałeś. Ojciec odszedł... Byłam załamana, bez pieniędzy, bez pracy... 
- OJCIEC ODSZEDŁ!? - na mojej twarzy wyrosła palma bananowa.
- Tak.
- Czemu nie powiedziałaś? Czemu nie zadzwoniłaś? 
- Nie chciałam cię martwić. Przepraszam - spuściła głowę.
- Przecież to jest zaje... super wiadomość! Moje wszystkie problemy właśnie odeszły! 
- Razem z pieniędzmi! Jungkook, ja nie mam pracy, nie mam wykształcenia i jeszcze jestem w ciąży.
- Właśnie! Podaj mi swój numer konta. Ciekawe ilę kasy dostanę...
- Za co dostaniesz pieniądze?
- Nie nic. Podaj numer - mama wygrzebała z teczki jakąś kartkę i podyktowała mi numer, a ja wysłałem go Yoongiemu, przy okazji pytając ile dostanę. Wytrzeszczyłem oczy, gdy przeczytałem 
wiadomość zwrotną.... 2 000 000 ₩ 
Przecież ojciec zarabia tyle miesięcznie. A ja to dostałem za jedną akcję, w której tylko namieszałem!
- Mamo. Na razie mamy miesięczną pensję ojca. A teraz opowiedz mi, dlaczego odszedł - sięgnąłem po ciastko i upiłem łyk herbaty.
- No bo... On mi powiedział, że już dawno chciał mnie zostawić, bo miał dość nas obojga, ale mój brat nasłał na niego mafię i oni by zabili jego i jego córkę, gdyby on mnie zostawił. Ale tą mafię sprzątnęła parę dni temu jakaś grupa. Więc tylko jak się dowiedział o tym, że już nic mu nie grozi, to zabrał manatki i wrócił do córki.

*retrospekcja*
- Kocham cię Sejin.
- Też cię kocham - odpowiedziała. - Ale brakuje mi ciebie poza pracą. Brakuje mi wspólnych wypadów na miasto, do restauracji, do kina. Czy chociażby spacerów z psem. Tato, wróć do domu - poprosiła go.
- Wiesz, że nie mogę, muszę mieszkać z tą kobietą i jej pojebanym synem, z którym ciągle są problemy. Jeśli się dowiedzą, że ją zostawiłem to sprzątną i mnie i ciebie.
- Kiedy to się skończy?
- Nie wiem, Sejin, nie wiem..
*koniec retrospekcji*

- Wiesz może skąd była ta mafia? Z Seulu?
- Nie. Gdzieś spoza... Czekaj! Tam gdzie ty byłeś. Osan tak?
- Tak. Nie. Nie wierzę... - łza szczęścia spłynęła mi po policzku, sprzątnąłem mafię grożącą mojemu ojcu! Znaczy no... Moi przyjaciele. Ale ja też miałem w tym udział!
- Jungkook, ty płaczesz? - przytuliłem ją mocno, wyjąłem telefon i napisałem sms do Jimina z najnowszymi informacjami. 
- Mamo, nie wiesz jaki ja jestem szczęśliwy! I spokojnie. Szybko znajdę sobie pracę i nasze życie nabierze kolorów! Będę się opiekował tobą i kiedyś też siostrą i wszystko będzie dobrze. 
Usłyszałem dzwonek do drzwi i ruszyłem, by otworzyć. Mama także wstała. Gdy otworzyłem drzwi, do domu wpadł Jimin i mnie objął.
- Nie wierzę w ten zbieg okoliczności. Tak się cieszę Jungkook! - odsunął się lekko i złożył słodkiego buziaczka na moich ustach. Poczułem ścisk w brzuchu. Przecież nie powiedziałem mamie. Jimin ty kretynie. Miałem zamiar się odwrócić, albo jej nie zastać i odetchnąć z ulgą, albo zobaczyć jej wkurzoną minę i zacząć się tłumaczyć. Ale nie było takiej potrzeby, bo nagle znalazła się obok nas z aparatem i szczęściem wymalowanym na twarzy. Była o głowę niższa ode mnie, więc teraz wyglądała jak taka mała psychofanka.
- Szczęścia na nowej drodze życia! Wiedziałam, że będziecie razem. Wiedziałam - rzekła i wystawiła aparat, żeby zrobić zdjęcie. Chłopak mnie przytulił, dał buzi w policzek i w tym momencie lampa błysnęła. - Cud, miód i landrynki! 
- A słyszałeś, że Claire wyjechała do Stanów?
- Nie. Jak to?
- Wczoraj przyszło jej wymówienie z pracy, wysłane z Nowego Yorku, wraz z krótkim listem mówiącym o rozpoczęciu nowego, nowojorskiego życia. Ta barmanka próbowała się do niej dodzwonić, ale jej koreański numer jest już nieaktualny.
- No to właściwie kolejna dobra wiadomość. Claire zaczęła nowe życie i jest szczęśliwa. Mi się życie ustatkowało i też jestem mega szczęśliwy. Jeśli jeszcze dzisiaj zasnę w twoich ramionach, to to będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
- A to da się zrobić. Prawda pani Jeon?
- Oczywiście! Ja nie mam nic przeciwko - uśmiechnęła się serdecznie.

~~~~

Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mam kochającą mamę. Mam chłopaka. Mam przyjaciół. Moją codzienność postrzegam w kolorach tęczy, porównuję z wiosennym wiatrem i wytchnieniem w letnim słońcu. Nie chcę żadnych zmian. Chcę co wieczór tonąć w ustach Jimina przy zachodzącym słońcu, co dzień kąpać się w otaczającej nas miłości i zawsze pozwalać rozbrzmiewać w swojej głowie dwóm słowom wiecznie zdobiącym jego usta...
Kocham cię.

THE END



sobota, 25 lipca 2015

11. Z życia Jeongguka



~~~~
- Nie boli cię? - spytał Jimin, kiedy tylko ruszyłem się z łóżka.
- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale wiesz co... - westchnąłem, opierając ręce na biodrach i zerkając na nagiego chłopaka skrytego pod kołdrą.
- Co?
- Głodny jestem... - jęknąłem, przysiadając z powrotem obok niego.
- To ubieraj się, zaraz pójdziemy na śniadanie.
- Ale ja... - mruknąłem, nachylając się nad nim. - Jestem głodny twoich ust...
- Mrrau... Kociaczku... - złapał mój podbródek i delikatnie zasmakował moich warg. Lekko oddałem się pocałunkowi, skupiając się na zawartym z nim uczuciu. Po chwili jednak oderwałem się od nich, oblizując i przygryzając wargę. Spojrzał na mnie zachęcony, a jego dłonie zaczęły sunąć po moich obnażonych plecach.
- Jednak chcę coś zjeść - złożyłem usta w dzióbek i wydąłem policzki, uciekając wzrokiem w bok. - Wstawaj - rzuciłem i sam wstałem, by ubrać przyszykowaną wcześniej jasnozieloną koszulkę i czarne szorty. Obróciłem się, spoglądając na ubiór chłopaka, jasnozielone szorty i czarna koszulka. - Serio? Nie lubię, gdy ktoś ubiera się tak jak ja.
- Ranisz mnie... - Jimin zrobił minkę, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Nie dałeś mi wczoraj zrobić malinki, bo nie lubisz, no dobra. Zrozumiałem. Teraz nie chcesz chodzić w tych samych kolorach co ja, bo nie lubisz. Odbieram to tak, jakbyś najzwyczajniej w świecie się mnie wstydził - zrobiło mi się głupio, bo chyba to była prawda, to mój pierwszy związek, do tego z chłopakiem, mam prawo być zawstydzony, prawda? Zdjąłem koszulkę i ubrałem drugą, białą z jasnozielonym nadrukiem "HOPE".
- Idziemy - złapałem chłopaka za rękę i pociągnąłem do drzwi. - Nadal jesteśmy ubrani pod kolor, nie sądzisz?
- Nie sądzę...
~~~~
Wszyscy już siedzieli w stołówce. Gdy weszliśmy, poczułem na sobie przeszywające spojrzenie czwórki... Właśnie... Czwórki? Nie było Jina.
- Gdzie Jin? - zapytał Jimin od progu.
- Siedzi zamknięty w pokoju. Powiedział, że nie jest głodny - odpowiedział V, jego współlokator.
- No cóż... - westchnął chłopak i zajął miejsce przy stole, a ja usiadłem na przeciw jego na wolnym krześle.
- Nie siadasz koło swojego chłopaka? - uśmiechnął się Hoseok, zerkając na mnie wymownie.
- Siedzę naprzeciwko, to mi wystarczy.
- Masz go dość po dzisiejszej nocy? - poczułem, że się czerwienię. Mieli o niczym nie wiedzieć... Aż tak głośno byliśmy?
- Uhuhu! Ktoś nam się czerwieni! Ktoś stracił dziewictwo! - wydarł się Yoongi.
- Ej.. Zobaczcie - wskazał na nas Taehyung. - Czarne spodenki, czarna koszulka. Jasnozielone spodenki, jasnozielony napis "Hope". Ubrali się pod kolor! Jak słodko!
- Zielony.... Hope... Nadzieja... - zaczął rozkminiać Suga. - Nadzieja na to, że się nie dowiemy! Ha!
- Możecie już przestać?! - Jimin walnął ręką w stół i spojrzał się na Hoseoka i Sugę. - Wy sami pieprzycie się co noc i nikt wam tego nie wypomina rano! Dla waszej kurwa wiadomości, to wszystko słychać! A uczepiliście się nas, bo pierwszy raz się przespaliśmy.
- Dobra Jimin... Już spokojnie... - uspokoił go Yoongi. I zapanowała cisza. Każdy zajął się swoim jedzeniem ( Bo każdy wie, że zły Jimin to zły dzień dla wszystkich wokół niego~ Naśka). Miałem wrażenie, że atmosfera nadal jest napięta, a mój chłopak nadal siedzi z podniesionym ciśnieniem... Ale wolałem się nie odzywać...
- Kookie - zaczął TaeTae lekko dziecinnym tonem, a zdenerwowany wzrok Jimina od razu na nim spoczął. - Jakim cudem normalnie chodzisz? Suga zawsze ledwo się rusza, a ty tak jak gdyby nigdy nic....
- Wziąłem tabletkę przeciwbólową.
- A ty lamusie nigdy o tym nie pomyślałeś - zaśmiał się Hope w stronę swojego chłopaka.
- Jimin mi ją dał... Sam chyba bym na to nie wpadł.
- A ty lamusie nigdy o tym nie pomyślałeś - rzucił obrażony Suga w odwecie.
- W ogóle... - zaczął milczący dotąd Namjoon, któremu właśnie skończyło się żarcie. - Dostaliśmy zaproszenie od brata Jina do jego salonu masażu. Mamy pojechać tam dzisiaj na czternastą. Spakujcie się. Po wizycie od razu wracamy do Seulu.
~~~~
- Jebany smarkacz!! - odskoczyłem gwałtownie od drzwi, które właśnie niebezpiecznie się zatrzęsły. Jin znów wpada w furię. 
- Jin? - Jimin przysunął się do drzwi zza których dobiegał krzyk i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dźwięk rozpłynął się, a chłopak nacisnął klamkę. Ujrzałem starszego udającego, że nic nie zaszło. Siedział na kanapie z telefonem w dłoni, zaskoczony wizytą Jimina. - Co to był za krzyk?
- Um... Ten.. Nic... Oglądam filmiki na youtube - zmieszał się Kim. 
- Seok.. Co ty masz na dłoniach? - Park podszedł do niego i złapał jego zakrwawioną dłoń, którą ten szybko wyrwał.
- Nic. O co ci chodzi? Idźcie się pakować - Jin wstał i lekko pchnął młodszego w stronę drzwi. - A! I szczęścia na nowej drodze życia! - rzucił do nas i zatrzasnął głośno drzwi. 
~~~~
- Jimin, ja się boję - zacząłem, gdy weszliśmy do naszego pokoju. - Jin jest niebezpieczny.
- Kiedy on zrozumie, że kocham ciebie, nie jego. On jest przeszłością. Lecz wciąż mnie kocha i nie chce odpuścić, przez co jeszcze bardziej cierpi. Naraził życie nas wszystkich, bo nie spodobało mu się twoje pytanie.
- Czyli jednak przyznajesz mi rację, że on specjalnie spowodował wypadek?
- W sumie to tak. Ale zobacz jaki on był spokojny gdy opowiadał reszcie o tym, że zostałeś u mnie na noc...
*retrospekcja*
- Jimin - powiedziałem, odwracając jego uwagę od najstarszego. - Odepnij mnie.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo masz małego - przewróciłem oczami. - Odepnij mnie - "sala" wybuchła śmiechem.
- HAHA! Jimin ma małego! - krzyknął J-hope.
- J-hope, myślisz, że ty masz większego? Nie chcę cię martwić, ale nie - przygasiłem jego entuzjazm. - Za to Yoongi.. Tylko pozazdrościć! - dokończyłem, a oboje spłonęli rumieńcem.
- Że co kurwa? - Rap Monster patrzył to na mnie, to na Sugę i Hoseoka, to na Jimina, który stał cały czerwony, trochę ze złości, trochę ze wstydu.
- Pozwól Namjoon, że ci wytłumaczę - odezwał się Jin, a wszyscy na niego popatrzyli. - Na imprezie, na której dołączył do nas Kookiś, gdy ty zabawiałeś się z Jiminem na sali gimnastycznej, maknae, mający już wszystkiego dość, wpadł do pokoju, gdzie Yoongi z Hoseokiem uprawiali seks. A że młody był pijany, a do tego odkrył, że jest gejem, to położył się obok nich z zamiarem spania, jednak wciąż ich obserwował. Wiecie, szukał doświadczenia - teraz i ja się zaczerwieniłem. 
- Aha. A co z Jiminem? - spytał Nam.
- Spędził u niego wczorajszy wieczór i noc.
- Coo!? - zakrzyknęli chórem chłopaki, a V zakrztusił się kanapką, więc Suga się ogarnął i zaczął klepać go po plecach i kazał mu podnieść ręce do góry.
- Spokoojnie - uspokoił ich najstarszy. - Seksu nie było. Po prostu taka sytuacja, że się Jimin z rańca podniecił, a Jeongguk mu pomógł, a potem na odwrót.
- Ja pierdolę... Z kim ja żyję... - RM przejechał dłonią po twarzy.
*koniec retrospekcji*
- Świetny z niego aktor - powiedziałem, nie widząc innego wytłumaczenia. - Ale czemu tak się wkurzył na pytanie, co was łączy? Jest coś czego mi nie powiedziałeś?
- O to chodzi, że nie... Po prostu. Byłem z nim. Z mojej strony to nie była miłość. Powiedziałem mu o tym. On nadal chciał się spotykać. Więc upozorowałem zdradę, pocałowałem kolegę na jego oczach. Powiedziałem, że mam innego i z nim zrywam. Wtedy kontakt nam się trochę urwał, ale po jakiś trzech miesiącach spotkaliśmy się u Tae, on stwierdził, że mu przeszło i możemy najzwyczajniej w świecie się przyjaźnić. Jako przyjaciel był całkiem inny. Gdy jeździliśmy z grupą na te całe akcje, których notabene mam powoli dość i mam nadzieję, że ta była ostatnia, to byłem zawsze z Jinem w pokoju, razem ćwiczyliśmy, bo chciał sobie wyrobić abs tak jak ja. Pokazywałem mu różne ćwiczenia. Razem się śmialiśmy, bawiliśmy się... Jak kumple. I wtedy pojawiłeś się ty... I okazuje się, że on jest zazdrosny i sam zobaczyłeś jakie są owoce jego zazdrości. Najwidoczniej przyjacielska bliskość mu wystarczała, może liczył, że się zakocham i że do siebie wrócimy. I rzeczywiście się zakochałem... - zatrzymał się, a moja twarz wyrażała wielkie "ŻE CO?", czyli jednak on go kochał i przestał? A jeśli ze mną będzie tak samo? Teraz "Kocham cię" potem "Tylko mi się wydawało, zrywam z tobą"? - Tyle że nie w nim... Ale w tobie.... - zamrugałem kilka razy, przetwarzając jego słowa, po chwili poczułem jak moje serduszko zaczyna przepełniać lukier, spuściłem głowę i uśmiechnąłem się do siebie. Mój podbródek został uniesiony przez palce chłopaka, a jego usta czule dotknęły moich. - Kocham cię i nie pozwolę, by on cię skrzywdził.
~~~~
Usadowiłem się na tyle caravelli między Namjoonem a Jiminem. Hoseok wykłócił się z Jinem o zaszczyt prowadzenia samochodu, więc czułem się bezpieczniejszy. Chyba Jimin macał w tym palce. Tak myślę. Salon brata Jina znajdował się na drugim końcu miasta. Ledwo ruszyliśmy, a w aucie rozległ się głośny dzwonek komórki. RapMon poderwał się i zaczął grzebać w kieszeniach spodni i po chwili odebrał telefon.
- Przepraszam ahjussi, nie bardzo mogę teraz rozmawiać - powiedział w słuchawkę, po chwili odrzekł znowu - myślę, że w sobotę dam radę. Jest już o wiele lepiej z obojczykiem.
- Dopiero w sobotę!? Jest poniedziałek! Co ty sobie wyobrażasz!? - chłopak odsunął lekko telefon od ucha. - Musimy przez Ciebie wciąż przekładać premierę!
- Przecież w czwartek mówiłem, że będę mógł dopiero w sobotę!
- Nie krzycz na mnie smarkaczu! - krzyknął głos w słuchawce... Dziwnie znajomy, niski, męski głos... Gdzie mogłem go wcześniej słyszeć?
- To niech pan słucha, co mówię! Nie mogę rozmawiać. Zadzwonię, gdy wrócę do Seulu. Do widzenia - powiedział z wyrzutem i się rozłączył.
- Kto to był? - spytałem, oczy Jimina także wpatrywały się z ciekawością w starszego.
- Nikt - odrzekł wyraźnie zdenerwowany.
- Okeey... Sorki, że zapytałem.
Tylko skąd ja kojarzyłem ten głos?
Sygnalizacja świetlna w miastach to coś okropnego. Mam wrażenie, że szybciej doszedłbym do tego salonu na pieszo niż samochodem, po drodze stając na wszystkich światłach. Muzyka w radiu się skończyła, więc moje serduszko czuło się niepocieszone. Speakerka oznajmiła nam, że słuchamy stacji radia Osan, podała nam pogodę na dziś i jutro i rozpoczęły się wiadomości. Już chciałem się wyłączyć, ale Jimin szturchnął mnie w ramię. - Słuchaj!
"Grupa taneczna, w której skład wchodzi siódemka chłopców z Seulu nie pojawiła się na zapowiadanym wydarzeniu. Doszły nas słuchy, że jeden z nich, Park Jimin, został uwięziony przez grasującą w mieście mafię. Reszcie udało się go uratować, a gangiem zajęła się policja. Okazało się, że akcja ta była zaplanowana przez chłopców. Dziękujemy Kuloodpornym za uratowanie miasta!"
- Właśnie! Mieliśmy przecież tańczyć na tym wydarzeniu, a ja nawet układu nie umiałem - powiedziałem do Jimina.
- Bo wiedzieliśmy, że się nie pojawimy.
- Czyli to, że zostałeś uwięziony też było zaplanowane?
- Tak - przytaknął.
- Ale jak to!? Znowu mnie okłamaliście?
- No bo to miało być inaczej, a wyniknął szpital i ty byłeś chory i nie mogłeś pójść.
- Czyli ty wiedziałeś, że Jin po ciebie przyjdzie?
- Tak.
- Przecież ja tam polazłem, bo byłem zazdrosny! - krzyknąłem trochę za głośno, więc reszta zwróciła na mnie uwagę.
- A no o tym nie pomyślałeś... Ja ci już mówiłem, że same z tobą problemy - zarzucił ramię na moje barki. - Moja biedna pralka... - pokiwał głową.
Spojrzałem na Jina, zdenerwowany skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się, próbując nic po sobie nie pokazywać. Wolałem skończyć temat. Wtuliłem się w szyję Jimina i czekałem, aż dotrzemy na miejsce.
~~~~
- Jin! Annyeong! Jak ja cię dawno nie widziałem! - starszy od nas chłopak, najprawdopodobniej brat Jina podszedł do niego z otwartymi ramionami i go przytulił. Przystojniak z niego. Chudy i wysoki, wąskie usta i jasnobrązowe oczy, tego samego koloru włosy opadające równomiernie na czoło.
- Nie zjedz go - Jimin dźgnął mnie łokciem w bok. - Jestem zazdrosny.
- Sory no, ładny jest - szepnąłem do niego.
- Wszystko słyszę! - zerknął w naszą stronę starszy. - W ogóle, my się chyba jeszcze nie znamy - chłopak podszedł do mnie i z uśmiechem wyciągnął rękę w moją stronę - Kim Jaehyung
- Jeon Jeongguk. Miło mi - uścisnąłem jego dłoń i skłoniłem się lekko.
- No to zapraszam na masaż - wskazał na drzwi do drugiego pomieszczenia.
Weszliśmy do przebieralni, gdzie były szafki i zasłonki, gdzie można było się przebrać. Chłopak nakazał nam zostawić tu ubrania i ustalić w jakiej kolejności wchodzą, żeby nie było zamieszania.
- Na lewo jest sala z jednym łóżkiem do masażu. Tam będzie masować MOJA KOCHANA I PIĘKNA ŻONA - podkreślił te słowa, chciał się jej podlizać i mówił głośno, żeby słyszała, czy chciał nam uświadomić, żebyśmy nie odbijali mu dziewczyny? Paanie! Przecież to jest banda homoseksualistów! - A po prawej jest sala z dwoma łóżkami, gdzie będę pracował ja i mój kochany braciszek.
- Idę pierwszy! I idę do KOCHANEJ I PIĘKNEJ ŻONY HYUNGA! - TaeTae wyskoczył zza zasłonki już w samym ręczniku, gotowy na relaks.
Ten to ma dobrze. Ja mam gorszy problem.
Jin jednak też będzie masował. Przecież to to na pewno wykorzysta okazję i mnie skrzywdzi... Albo zamaca mi Jimina... Kurwa. Nie mogę na to pozwolić.
- Nad czym się tak głowisz Jungkook? - mój chłopak pojawił mi się przed oczami.
- Jak wejść, żeby Jin nie masował ani mnie, ani ciebie.
- Huh? Dlaczego?
- Mnie skrzywdzi, a tobą się podnieci.
- Chyba przesadzasz. Ty możesz iść do Minnie.
- Minnie? To ta dziewczyna?
- Taką ma ksywkę.
- Ale wtedy on będzie masował ciebie.
- Zażyczę sobie, żeby masował mnie jego brat. Mi się nie sprzeciwi.
- Ugh... Chyba to będzie dobre wyjście. A może ja całkiem zrezygnuję? Będę się stresował i nie będę miał z tego żadnej przyjemności.
- Nie masz czym się stresować. Przypilnuję, by ciebie masowała Minnie, a mnie JaeJae.
- Ksywka od Jaehyung? Matko, co oni z tym mają - chłopak w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Hoseok i Yoongi już zniknęli razem w pomieszczeniu po prawej.
- Następna kolejka. Ja i Namjoon na prawo. Jungkook na lewo - oznajmił Jimin.
- Ok - przytaknęliśmy zgodnie z RapMonem.

Dwadzieścia minut minęło zanim "pierwsza tura" wyszła z pomieszczeń. W między czasie my zdążyliśmy się rozebrać i owinąć w ręczniki.
- Jimin idziesz do mnie? - spytał z nadzieją Jin.
- Przepraszam, ale jednak wolę, żeby masaż wykonał ktoś z dużym stażem. Ty pomasujesz Namjoona - Kim nie był zadowolony z tej wieści, wrócił bez słowa do pokoju.
Nadal się stresując, poszedłem oddać się w delikatne ręce Minnie. W sali był ciepły, orientalny wystrój. Typowe dla tego typu salonu. W powietrzu unosił się zapach olejków eterycznych. Brązowowłosa pokazała ręką bym się położył. Wykonałem polecenie. Głowę ułożyłem w specjalnie przeznaczonym do tego podgłówku i grzecznie czekałem. Usłyszałem zamykanie się drzwi.
- Noona to ty? - spytałem, lecz nikt mi nie odpowiedział. - Noona? Odezwij się, bo się stresuję - znów cisza... Chciałem podnieść głowę, lecz została ona z powrotem wepchnięta w podgłówek. Poczułem palce delikatnie głaskające moje plecy. Nie pomyślałem o tym, że jakbyśmy byli w drugiej sali, to nawet jakby masował mnie Jin to pilnował by go brat i nie mógłby mi nic zrobić. Teraz jesteśmy tutaj sami. Kurwa, jaki ja jestem głupi. Ja pierdziele...
- Nie napinaj się tak - usłyszałem nad sobą niechciany, męski głos. - Nic ci nie zrobię. Nie będę psuć bratu interesu. Przy okazji chciałbym ci się trochę wygadać, bo wiele rzeczy sobie uświadomiłem - dokończył, a ja się zaciekawiłem. Poczułem się bardzo nieswojo, gdy ręcznik został nieco zsunięty z moich bioder i zatrzymał się w połowie moich pośladków. Usłyszałem jak pociera swoje ręce o siebie. Dłonie zaczęły wmasowywać oliwkę w moje plecy. Jego długie palce falowały wzdłuż mojego kręgosłupa, lekko naciskając na skórę. - Jimin był moją drugą miłością. Wszyscy wiedzą, że pierwsza miłość nigdy nie jest wieczna. Ale on był tym drugim i nabrałem nadziei, że to będzie ten właściwy - poczułem bardzo przyjemny dreszcz, gdy Jin rozcierał kciukami mój kark. Płynnymi ruchami falował po moich plecach. Wydawało się, że robi to automatycznie. - Okazało się, że on mnie nie kocha, ale ja wciąż się upierałem.
- Jimin mi mówił. Możesz pominąć tę część i przejść do teraźniejszości - powiedziałem, lekko unosząc głowę, by pozwolić swojej szczęce na ruch. Starszy na chwilę przerwał swoje ruchy, nie tracąc kontaktu ze skórą. Widocznie się zdziwił, że Jimin raczył mi opowiedzieć tę historię. Taki fart, że to było dzisiaj. Hehehe. He.
Chłopak zaczął poprzecznie ugniatać mój odcinek lędźwiowy, teraz naprawdę się zrelaksowałem. Z mojego umysłu odleciał cały strach.
- Ja po prostu byłem zazdrosny, że ze mną mu nie wyszło, a z tobą mu dobrze. Ale tak myślę, że sobie odpuszczę. Mam jeszcze czas. A ja powinienem cieszyć się szczęściem przyjaciela. Poza tym, rozumiem go. Fajny masz tyłek - poczułem jego ręce na odkrytej części mojej świętej pupci.
- Eeej. Nie pozwalaj sobie.
- Doobra - zaśmiał się. - Zabawne masz reakcje.
- Maasuj, nie gadaj - uśmiechnąłem się i skoncentrowałem na relaksie.
W rzeczywistości Jin jest zwykłym, młodym chłopakiem. Nie jest groźny, tylko wrażliwy. I robi zajebisty masaż. Niebo, po prostu niebo.
~~~~
Droga do Seulu przebiegała bardzo przyjemnie. Tylko Namjoon był wkurwiony ciągłymi telefonami. Po pięciu połączeniach wyciszył telefon i wcisnął go głęboko w kieszeń. Zostało nam około godziny drogi. Gdy RapMon zaczął krzyczeć, że musi pilnie do toalety, bo nie chce płacić za czyszczenie tapicerki w wypożyczonym aucie. No to grzeczny Hopi się zatrzymał na stacji benzynowej. Los chciał, że RM zostawił telefon w aucie na siedzeniu. Zobaczyłem, że znów wyświetlacz się zaświecił, informując o rozmowie przychodzącej. Nie myśląc za wiele, odebrałem i nim facet zdążył się odezwać, wypaliłem:
- Namjoon wyraźnie powiedział, że zadzwoni jak wróci do Seulu! Niech się pan, ładnie mówiąc, odczepi!
- JUNGKOOK!? - wydarł się głos w słuchawce. - CO TY KURWA...
- Za godzinę będziemy w Seulu! - krzyknąłem przerażony i się rozłączyłem.
Czemu ja to odbierałem...

To był błąd.

Ale dlaczego...
Rap Monster...
 i ON??