wtorek, 31 marca 2015

8. Z życia Jeongguka.

Cierpię na brak weny...
Cierpię na depresję i brak snu. :')
Życie jest takie trudne...
Obie bierzemy się w garść i piszemy! I nie szmutamy! Żyjemy dalej! Mam dziś żelki w żelkach siła!
A JA NIE MAM ŻELKÓW! ANI KAKAŁKA! A ZUZKA KAŻE PIĆ KAKAŁKO! 
KUP KAKAŁKO!
To mi kup! Nie stać mnie!

Powyższa rozmowa prowadzona była, gdy miałam pisać, ale nie mogłam i tak ja i Katsu żale wylewałyśmy w edytorze bloggera.. I tak jakoś żal mi to usuwać.
Zapraszam do czytania :* /Aga ;3
(zostawicie  komentaarz, bo ona popada w depresję przez niedocenienie :c) /Katsumi Chan



Ciemność...
Cisza...
Noc?

Czułem dotyk na swoim ciele, ciepło bijące od drugiego ciała.  Silna ręka spoczywała na mojej talii. Spokojny oddech tej osoby mogłem wyczuć na swoim  ramieniu. Jego włosy łaskotały moją szyję. Leżałem tak bezwładnie na plecach, a w mojej głowie formowało się pytanie... Czy naprawdę opuściłem swoje ciało?  Jeśli osobą obok mnie jest Jimin, a tak najprawdopodobniej jest, to może to wszystko okazać się prawdą. Muszę się przekonać...
Próbowałem zmusić jakikolwiek mój mięsień do pracy. Z wielkim wysiłkiem uniosłem zgiętą prawą rękę i zacisnąłem pięść w powietrzu. Poczułem lekkie szczypanie przy nadgarstku. Czy to rany, które zrobił mi Jin? Jin, który mnie nienawidzi i chciałby bym się nie urodził... Jin, który kierował autobusem, gdy stał się wypadek... Czy on...
Rozluźniłem rękę i pozwoliłem jej opaść na brzuch, gdzie znajdowała się ręka Jimina. Nie przemyślałem tego ruchu. Chłopak gwałtownie zerwał się z łóżka, przez co poczułem, jakby coś wybuchło wewnątrz mnie i z całych sił chciało rozerwać moje ciało. Zacisnąłem zęby i oczy, jak gdyby przez to miało przestać mnie boleć. Nie przestało. 
- Jeonggukie! - usłyszałem swoje imię wykrzyknięte przez chłopaka, lecz fale dźwiękowe wydobyte z jego strun głowowych przeobraziły się w bolesne uderzenie i chaotyczny zgrzyt. Siląc się, podniosłem palec do ust, nakazując milczenie. Po tym złapałem się za ucho, w którym wciąż huczał pusty dźwięk, pozostałość po jego głosie. Otworzyłem oczy, lecz spostrzegłem tylko czerń.
- Jest noc? - szepnąłem zachrypniętym głosem.
- Robi się już widno - powiedział po cichu Jimin. - Kookie.. Czy ty..
- Widzę ciemność... Jimin... Tu nie jest ciemno?
- Kookie... 
- Tu nie jest ciemno... - szeptałem, moje ciało zesztywniało. - Przecież to niemożliwe. Jimin, ja muszę widzieć. Jimin! - krzyknąłem zachrypniętym głosem. Zacisnąłem oczy, pozwalając łzie spłynąć po policzku. - Jimin... - zatrzasł mną szloch. Nie potrafię odbierać świata za pomocą dźwięku, nie potrafię odbierać świata za pomocą dotyku. Nie... Ja nie dam sobie z tym rady. Wolałbym teraz zasnąć i się nie obudzić. Proszę... Gdy otworzę oczy, chcę być w moim pokoju, w moim łóżku, chcę by mama była obok, chcę zobaczyć jej uśmiech i go odwzajemnić. Chcę, żeby to wszystko było tylko potwornym koszmarem. Chcę się obudzić i skryć w ramionach mojej rodzicielki... Zawsze kochałem ciemność. Kochałem nocne spacery, kochałem ciszę. Ciemność mnie uspokajała, w ciemności czułem się wolny. Ciemność niosła za sobą przyjemne orzeźwienie umysłu. Ciemność była moją bezpieczną ostoją. Teraz nabrała innego znaczenia. Nie chcę jej. Nie chcę nigdy więcej...
Chłopak złapał moją dłoń i oparł na niej głowę.
- To przecież niemożliwe, niemożliwe... Nie zgadzam się na to - płakał. - Rozumiesz? - spytał zbyt głośno, doprowadzając to kolejnego uderzenia i przeciągliwego zgrzytu w moich uszach.
- Szepcz... - nakazałem. - Boli... Dla mnie to jest koniec, rozumiesz? Nie chcę tak żyć, chcę umrzeć.
- Nie możesz. Nie możesz mnie w ten sposób zranić. Jeśli ty umrzesz. Ja też się zabiję. 
- Romeo i Julia, czy może Petroniusz i Eunice w "Quo Vadis?"?
- Raczej wolę otworzyć sobie żyły za przykładem Petroniusza.
- Woow. Jimin przeczytał książkę. Brawo. Jednak nie jesteś skończonym idiotą. 
- Pff... - parsknął i wstał - Wychodzę - skierował się do wyjścia, miałem protestować, żeby mnie nie opuszczał, ale zdążył rzucić szybkie "Zaraz wracam" i zamknął za sobą drzwi. Słyszałem jak rozmawia z pielęgniarką i prowadzi ją do mnie.
- Spokojnie - szepnęła. - To się zdarza. Dam mu zastrzyk. Zaśnie na kolejne kilka godzin, a jak się obudzi, będzie wszystko ok.
- Będę widział? - spytałem z nadzieją.
- Tak. O ile zgodzisz się na zastrzyk. Przez tą substancję możesz mieć przez jakiś czas zaburzenia równowagi. Nie będziesz mógł zostawać sam. Ktoś będzię musiał się toba opiekować przez kolejny miesiąc - odetchnąłem z ulgą na jej słowa.
- Zgadzam się - rzuciłem szybko, a dziewczyna wyszła. Zaniepokojony chłopak podszedł do mnie i złożył zmysłowy pocałunek na moich ustach.
- Będę nadal trwał przy tobie. Będę się modlił, żeby wszystko było dobrze.
- Nagle się religijny zrobiłeś - zadrwiłem z niego.
- Aww jak słodko - JiJi wróciła do nas. - No. To Kookie. Miłych snów.
Poczułem ukłucie na ręce i powoli moje ciało zaczęło popadać w odrętwienie. Zmysły odleciały i pozostała tylko ta okropna ciemność....

~~~~

Otworzyłem oczy.
- Światło! - wydarłem się, wyrzucając ręce w powietrze. Od razu tego pożałowałem, ponieważ mój staw ramieniowy głośno strzelił. - Aish!
- Kretynie, przez 4 dni leżałeś odłogiem i od razu takie gwałtowne ruchy? Myśl trochę - zbeształ mnie Jimin, siedzący na moim łóżku.
- Chcę do domu - powiedziałem.
- Mamy zarezerwowane pokoje w hotelu. A twoja mama chyba nie byłaby zachwycona twoim stanem. Poza tym mam mafię do obczajenia. Ty miałeś obczaić drugą, ale Suga to zrobi - stwierdził. Z trudem próbowałem podnieść się do siadu. Bolała mnie każda część ciała, bez wyjątków. 
- JiJi! - krzyknął chłopak w stronę korytarza. Po chwili pielęgniarka zjawiła się przy nas z jakąś książeczką.
- Hello Kookie. How are you? - popatrzyłem na nią, unosząc brwi i mrużąc oczy. 
- A jak mam się czuć?
- Jak wrak człowieka jak mniemam. 
- Idealnie to ujęłaś - przewróciłem oczami, zwieszając nogi z łóżka i opierając się na rękach.
- Co ty się za naukę wzięłaś? - spytał zdziwiony Jimin, zauważając samouczek języka angielskiego w dłoni dziewczyny.
- Tak.
- Ha! Nie jest już trochę za późno? - mówił roześmiany.
- Sugerujesz mi, że jestem za stara na naukę?
- A nie jesteś?  - w tym momencie dziewczyna podeszła i pacnęła go książką w łeb.
- Idiota - wyzwała go, krzyżując ręce na piersi. Chłopak zrobił minę zbitego psa, a za chwilę z diabelskim uśmieszkiem na twarzy zaczął ją łaskotać. Wstał z łóżka i męczył skuloną pielęgniarkę. Patrzyłem na nich smutnym wzrokiem. Ja cierpię, a oni się bawią w najlepsze. Wyglądają razem słodko. Taka para zakochańców. Będę ich shippował, dopóki nie wypiszą mnie ze szpitala. W praktyce "dopóki mnie nie wypiszą" równa się jakieś siedem godzin. Bo mam wyjść dziś wieczorem, jeszcze tylko mnie przebadają i przepiszą jakieś leki. Mój żołądek bardzo donośnie dał znać o swojej obecności. Łaskocząca się parka zaprzestała swoich działań, spojrzała na mnie, krzywiąc zabawnie mordki.
- No co? Nie jadłem przez cztery dni!  - wykrzyczałem z wyrzutem - No i z czego się śmiejecie?! 
- Okeej. Powaga - powiedziała dziewczyna, czyniąc gest opanowania.
- Zaraz Jin księżniczka nam coś ugotuje, bo nie pozwolę ię truć szpitalnym żarciem. 
- Bardzo dobrze robisz - JiJi poparła jego słowa, klepiąc go po ramieniu - Jak zjesz, to zabieram cię na badania Ciastek - stwierdziła i oboje wyszli z pokoju. Jeszcze w drzwiach Jimin złapał ją ramieniem za szyję i poczochrał jej włosy.
- Jimin, ty debilu! 

~~~~

Wolność... W końcu wolność...
Szedłem z Jiminem ze szpitala w kierunku hotelu, bo oczywiście nie stać nas na taksówkę, a to takie zapyziałe miasto, że nawet autobusy nie jeżdżą. Dostałem silne leki przeciwbólowe, więc po paru godzinach mogłem zwyczajnie stanąć na nogi. Chłopak został moim opiekunem. Obiecał swojej przyjaciółce, (no właśnie, tak bardzo ich shippowałem, a oni nawet się nie pocałowali, ale przytulasek na pożegnanie był sweetaśny) że będzie mym wiernym ochroniarzem. Uh, no dobra, to to jest takie dziecinne, że mnie nazwali księżniczką, a Jimin miał być moim rycerzem. Przenieśliśmy się w czasy średniowieczne i rycerz przyrzekł być wierny swojej damie serca i nawet otrzymałem chusteczkę z jego inicjałami. Jednym słowem DZIE-CI-NA-DA. Ale przynajmniej potrafi się bawić i poprawiać mi humor, mimo, że w takich momentach potrafię wyrzucić z siebie całą, przepełniającą mnie irytację. Rap Monster wraz z Jinem opuścili szpital dwa dni wcześniej. Namjoonowi założyli tak zwaną "ósemkę" na obojczyki. Będzie niedysponowany przez kolejne sześć tygodni... Masakra... Mamy nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze. Co do Jina... Nadal zastanawiam się, czy naprawdę mojej duszy udało się wyjść z ciała.
- Jimin - zwróciłem się do wyraźnie szczęśliwego przyjaciela. Pewnie też miał już dość szpitala i płakania nade mną. - Czy ty... - chłopak patrzył na mnie zainteresowany, czym chcę się z nim podzielić. - Czy Jin... - zająknąłem się, a szczęście uciekło z jego oczu na dźwięk imienia najstarszego - On chciał cię zgwałcić, prawda? - Jim przystanął i popatrzył na mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. - Patrz - tu pokazałem mu swój nadgarstek. - To ślady pozostawione przez jego paznokcie. Boję się go, on jest nieobliczalny. Myślę, że umyślnie spowodował wypadek. Że niby sarenka mu wyskoczyła? Ta, jasne. Przez całą drogę nie zaobserwowałem żadnego zwierzęcia, a tu nagle sarenka mu wyskoczyła. I to w tym momencie kiedy mnie odpiąłeś, a ja się spytałem, co łączy cię z Jinem. Nie myślisz, że to podejrzane? - Chłopak zamknął rozchylone lekko usta i w skupieniu powrócił do marszu.
- Ale Kookie. JiJi ci wszystko opowiadała jak spałem, czy co?
- Widziałem wszystko. Teraz tylko potwierdziłeś, że to co widziałem było realne.
- CO?! - popatrzył na mnie, wybałuszając oczy.
- Przyjaciółka wspominała ci przecież, że osoby w śpiączce mogą opuszczać swoje ciało. Wszysztko widziałem.
- Jednak to prawda... - powiedział z wymalowanym na twarzy efektem "wow".
- Smutna prawda. Mam wroga. Musisz mnie chronić - przerwałem na chwilę. - Chyba, że jednak coś do niego czujesz... - nie otrzymałem żadnego zaprzeczenia ze strony Jimina, co mnie zaniepokoiło. Czy zostawi mnie dla niego?

~~~~

Otaczająca nas ciemność bardzo mi przeszkadzała. Będę zadręczał się każdej nocy przez to, że na moment straciłem wzrok. Czy ta fobia zostanie mi do końca życia? Coś, co zawsze dawało ukojenie duszy, teraz stało się ogromnym lękiem. Nie chciałem tego.
Nogi odmawiały mi powoli posłuszeństwa, nie byłem przygotowany na taki długi dystans. Jim nie wspomniał, że ten hotel jest tak daleko. Mojemu towarzyszowi widocznie znudził się bezczynny chód, bo poczułem pukanie palcem w ramię. Popatrzyłem na chłopaka, którego postawa wskazywała na to, że jest winny przestępstw na włosach (bo jego włosy postanowiły przybrać kształt "na wkurwionego lwa"). Szedł z głową odwróconą w drugą stronę, a kciuki włożył do kieszeni w dżinsach. Udając, że nic się nie stało, zwróciłem wzrok z powrotem w kierunku, w którym szliśmy. Znów poczułem dotyk na ramieniu i sytuacja się powtórzyła. Gdy poczułem tknięcie po raz trzeci, spojrzałem się na niego, skrzywiając usta.
- Co się tak patrzysz? Nie krzyw mordki, bo ci się zmarszczki porobią.
- To przestań mnie tykać.
- Ale ja cię nie tykałem.
- Yhhhmm.
- No naprawdę cię nie dotykałem - Jego czarne oczy wpatrywały się we mnie z nigdy wcześniej nie znaną powagą. Chwyciłem jego ramię spanikowany i obróciłem się za siebie. Nad chodnikiem unosiła się biała, gęsta mgła.
- Mgła?  - szepnąłem sam do siebie, zerkając teraz na chodnik przed nami. Z tej strony chodnik był przejrzysty. Popatrzyłem znów za siebie. Białe opary zniknęły.
- Jimin - przełknąłem ślinę. - Boję się. Uciekajmy stąd - szarpnąłem go za rękę i zaczęliśmy biec przed siebie.


~~~~

Wysiłek fizyczny i ogromny strach, który mnie ogarnął, trzydziestokrotnie przyspieszyły pracę serca. Z każdą trudem nabieraną dawką powietrza, płuca ogarniał ogień. Płomienie rozrywały tchawicę i oskrzela, tworząc przez moimi oczami obraz tragicznej śmierci z wycieńczenia.  Nie miałem sił dalej biec, ale przerażenie nie pozwalało mi się zatrzymać. Łzy płynęły z zaciśniętych oczu po mokrej od potu twarzy. W końcu silne ramiona objęły moją upadającą na duchu istotę, zmuszając do zaprzestania biegu, co wiązało się z moim runięciem na kolana. Zimny wiatr owiał płonące ciało, opanowane przez drgawki, które stara się uspokoić tak samo zmęczony towarzysz.
- Nie możemy dalej biec  - starał się opanować oddech. -  Znów trafisz do szpitala. Nie możesz się przemęczać. I ja sam już nie daję rady.
Kolejne minuty mijały na wsłuchiwaniu się w głuche dudnienie własnego serca. Bezskutecznie próbowałem nabierać więcej powietrza w płuca, nie byłem w stanie tego zrobić. Jimin głaszcze delikatnie moje plecy, uspokajając własny oddech. Fakt, że przebiegliśmy przez większą część miasta, a hyung zachował zdrowy rozsądek, równał się z tym, że nasz hotel znajdował się o rzut beretem z miejsca w którym jesteśmy.
- Czy.. - złapałem oddech. - Nie mogliśmy dobiec... już... do końca... - szemrałem do niego.
- Czy ty widzisz w jakim jesteś stanie Kookie? Chcesz, żeby reszta dostała ataku serca? Musisz opanować drżenie ciała.
Muszę, muszę. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Lecz z czasem powietrze zaczęło powoli i  równomiernie wpływać do moich płuc, a dygotanie ze zmęczenia mięśni ustało na rzecz dygotania z zimna. Dokładałem wszelkich starań, by samodzielnie się podnieść, lecz pomocna dłoń chłopaka została wyciągnięta w moim kierunku, a ja wiedziałem, że mogę jej zaufać.

~~~~

Chłopaki nie spodziewali się nas tak wcześnie i siedzieli w swoich pokojach. Wraz z Jiminem postanowiliśmy nie pokazywać się im na razie i udaliśmy się prosto do przydzielonego nam miejsca. Nasze rzeczy już tu były wypakowane przez Sugę i Hopa. Rzuciłem się na półlitrową butelkę wody stojącą na mojej szafce nocnej i wypiłem ją duszkiem. Jimin zrobił podobnie ze swoją i postanowiliśmy się wykąpać.
- Jest wanna? - spytałem chłopaka, który właśnie wszedł do łazienki, sam wyciągając swój ręcznik i zarzucając go na ramię.
- Jest. Ale ja biorę prysznic.
- Napuść mi wody.
- Bra - przytaknął mi chłopak. Wziąłem leki przeciwbólowe i za chwilę zjawiłem się zadowolony w łazience. Wanna była już do połowy wypełniona wodą, znad której unosiła się para, a Jimin schowany był w kabinie prysznicowej. Zrzuciłem z siebie ubrania i biorąc po drodze białą sól do kąpieli z płatkami rumianku, wszedłem do gorącej wody. Nasypałem granulek do wody i zamykając oczy dałem się ponieść w krainę relaksu, przepełnioną rumiankowym zapachem. Moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło, wszystkie mięśnie były rozluźnione, a mózg przepełniony był obrazkami zielonych, kwiecistych łąk. W głowie usłyszałem  głos ptaków, świergoczących radośnie nad moją głową. Moją przyjemność przerwał szmer otwierania kabiny prysznicowej. Otworzyłem oczy i spojrzałem na obnażonego chłopaka. Oblała mnie fala gorąca na widok seksownego ciała, z którego leniwie spływały kropelki wody. Przesunąłem wzrok od stóp, poprzez umięśniony brzuch i wyrobioną klatę, do wyraźnie zarysowanych obojczyków. Spojrzałem na jego twarz, zasłoniętą w tej chwili ręcznikiem. Chłopak, czując, że jest obserwowany, odsłonił jedno oko. Moje ciało po zetknięciu się ze spojrzeniem czerwonych tęczówek samoistnie drgnęło. Zamknąłem oczy, wmawiając sobie zmęczenie i zbyt dużą ilość horrorów, by otwierając je, zwrócić wzrok w wodę. Po tej czynności moje serce zatrzymało się, by po kilku sekundach uderzyć całą siłą w moje żebra. Zamiast wody była krew, a w krwi ciało. Blade ciało dziewczyny. Dziewczyny, którą bardzo dobrze znam....
Martwe ciało Claire...


Wyskoczyłem z wanny jak opętany, zacisnąłem mocno oczy i zasłoniłem twarz rękoma. Dlaczego to zobaczyłem? Dlaczego Claire? Co się dzieje? Zdziwiony hyung położył mi rękę na ramieniu .
- Co jest Kookie? - przez palce spojrzałem na zawartość wanny. Była tam woda, a na jej powierzchni pływały białe rumiankowe płatki. Opuściłem ręce, zmarszczyłem brwi i nic nie rozumiejąc, wpatrywałem się w poruszoną przeze mnie taflę. - Jungkook? - chłopak zajrzał mi w oczy. Jego były normalne. Ciemne, jak zawsze. - Co tam zobaczyłeś?
- Krew...
- Może dostałeś okres? - spytał wydymając wargę i unosząc brwi, na co pacnąłem go z otwartej dłoni w nagie ramię. - Auuaa! Dobra! - spiorunowałem go wzrokiem. -Jesteś pewny, że to była krew? A może to było wino, a ty dokonałeś cudu niczym Jezus?
- Kretyn. Jestem zmęczony. Muszę się położyć - stwierdziłem po krótkiej chwili milczenia i odwróciłem się w stronę drzwi.
- Czekaj - zatrzymał mnie. - Opłukaj się. Jesteś cały w kwiatkach!

~~~~

Obudziłem się w środku nocy i stwierdziłem, że jestem wyspany. No i co mam teraz robić?  Podniosłem się do siadu i po raz kolejny w czasie ostatnich dwudziestu czterech godzin moje serce zatrzymało się, by móc zacząć bić o wiele szybciej. Czułem, jak moja krew zaczyna wrzeć i pulsować w mojej głowie. Stres zżerał moje wnętrze. W bezruchu obserwowałem mglistą postać siedzącą przy moim łóżku. Jej delikatna, rozpływająca się w ciemności sylwetka zdawała się emitować od siebie potężnym przygnębieniem i cierpieniem. Czemu te istoty mnie zaczęły nękać? Czy ten duch, siedzący przede mną, którego widzę dokładnie, który jest smutny, którego mgliste ciało wyłania się z ciemności... to ten sam duch, przed którym uciekałem na ulicy, którego dotyk trącał moje ramię, od którego ratował mnie Jimin ... ? Co on może chcieć ode mnie? Z trudem połknąłem ślinę. Pot strachu spływał po moim czole i karku. Krople sunęły po mojej szyi w dół, by złączyć się z kołnierzykiem koszulki. Roztrzęsiony zsunąłem się z łóżka i nie spuszczając zjawy z oczu, wszedłem do łóżka przyjaciela, chciałem znaleźć w nim schronienie. Moje przerażenie wzrosło, gdy zauważyłem, że chłopaka tutaj nie ma. Automatycznie spojrzałem na skopaną na posłaniu kołdrę i wróciłem wzrokiem do zmory, która właśnie wstała i skierowała na mnie wzrok białych zarysów oczu. Migiem wybiegłem z pokoju i znajdując się na oświetlonym korytarzu, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Oparłem się o ścianę i uspokajałem oddech. Rozejrzałem się wokół i wypuściłem luźno powietrze. Pustka, cisza, wszyscy na pewno śpią. Lecz usłyszałem czyjś ściszony głos.
- Ahjussi. Naprawdę przepraszam - nastała chwila ciszy, po której znów usłyszałem głos. - Przecież to był wypadek. Nie mogę występować ze złamanym obojczykiem - kolejna cisza, czyżby rozmowa telefoniczna? Poszedłem w kierunku źródła dźwięku i wyjrzałem zza zakrętu. - Wiem, że nie mam dublera, ale naprawdę nie będę w stanie wystąpić. W ostateczności można przesunąć przedstawienie na kolejny tydzień - ujrzałem przygarbionego Namjoona zwróconego tyłem do mnie, który stara się mówić jak najciszej do telefonu. - A jak ją upuszczę? Boję się o nią ahjussi. Nie dam rady - wyszedłem zza rogu i przyczepiłem się do jego pleców, myślę, że przy nim jestem bezpieczny. Zszokowany obrócił się i odepchnął mnie z przerażeniem w oczach. Z słuchawki wydobywał się męski głos krzyczący jego imię. Monster przyłożył słuchawkę do ucha - muszę kończyć. Zadzwonię później - po tych słowach rozłączył się i wpatrywał się we mnie, wybałuszając oczy. - Odwaliło ci do reszty, żeby tak ludzi straszyć!? - wydarł się na mnie.
- Przepraszam, ale sam nie jestem spokojny. Gdzie jest Jimin?
- Mogłem cię skrzywdzić! - znowu uniósł głos. Nie martwi się o to, że on dostałby zawału, tylko o to, że mógłby mi coś zrobić. Na tę myśl uśmiechnąłem się i poczułem jak przyjemne ciepełko rozpływa się po moim ciele. - No i co się uśmiechasz!?
- Gdzie jest Jimin? - ponowiłem pytanie, patrząc w jego zdenerwowane, lecz troskliwe oczy.
- Nie olewaj tego co do ciebie mówię!
- Gdzie jest Jimin?
- Uhh - jęknął zrezygnowany. - Poszedł obczaić mafię i wybić paru ziomków - moja mina zrzedła.
- Sam? - spytałem.
- Sam. Przecież o to w tym chodzi. Jakby ktoś poszedł za nim, to by zabili obu. To w pewnym sensie takie "budowanie zaufania". Mimo iż i tak potem wszystkich wydajemy ojcu Sugi. I spokojnie - powiedział, widząc moją zmartwioną postawę - jest już tak obcykany w tej branży, że dla niego takie akcje są w 90 % bezpieczne - nie uspokoiło mnie to, ale postanowiłem tego nie pokazywać.
- Z kim gadałeś przez  telefon? - zmieniłem temat.
- Z nikim ważnym, nie zainteresuje cię to - od razu przed oczami ukazała mi się skamieniała twarz Monstera w autobusie, gdy Jin powiedział o pewnej "tajemnicy". To na pewno ma z tym związek. Ale nie będę go męczył. Przytaknąłem tylko głową - a dlaczego ty nie śpisz?
- Bo się boję.
- Czego się boisz?
- No bo... Była mgła i znikła... Potem była krew i dziewczyna i to także znikło... A teraz była biała postać... i uciekłem.... - starszy popatrzył na mnie bez zrozumienia, ale chyba nie chciał zrozumieć.
- Bądź, co bądź, ja idę spać. Dobranoc - rzekł i obrócił się na pięcie, po czym pokierował się do swojego pokoju.
- Ale hyung - podbiegłem do niego i objąłem w pasie, przytulając głowę do jego szyi. - Ja się boję... Mogę spać u ciebie?
- A co ja twój tata? - popatrzył na mnie przez ramię, a ja zajrzałem w głąb jego oczu błagalnym spojrzeniem. - Uhh, ten twój dar przekonywania.
- To raczej urok osobisty - stwierdziłem, nie odklejając się od niego.
- Już sobie tak nie schlebiaj. Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego łóżka tak, jakbym faktycznie był jego dzieckiem. Pozwolił mi położyć się pod ścianą, po czym sam wszedł do łóżka. Przyciągnąłem starszego do siebie i tak wtulony w niego oddałem się w Objęcia Morfeusza.
~~~~

poniedziałek, 30 marca 2015

They're Coming to Take Me Away Ha-haaa!

Ostrzeżenia: Katsu jest bardzo mrocznym człowiekiem, lubi gotyk, a więc jest tu dużo brutalności, krwi i przemocy.
No dzięki ;-;
Nie słuchać stworzenia, które pisze tam u góry. 
Dziś jest krótko. 
Serio krótko.
Dziękuję wszystkim za komentarze, które serio motywują do pisania ludzie jesteście świetni <3
O właśnie, może przecinki zacznę ci stawiać na czerwono to się w końcu nauczysz. ~~~~
„Dla nich jestem tylko reliktem z przeszłości który chcą wymazać.
Więc dlaczego powinienem wciąż istnieć?
Myślałem nad tym lecz nie mogłem znaleźć odpowiedzi.
Ale każdy potrzebuje powodu do życia."


Gdy jechaliśmy do "obozu" Votum, wciąż wypytywaliśmy o wszystko Jina. Po drodze zgarnęliśmy też Es, która postanowiła zmienić siebie i ...
... no cóż. Skończyło się to kolejną kłótnią. 
Jimin niemo zabijał Sugę wzrokiem, zaś Namjoon chyba postanowił nas ogłuszyć swoim krzykiem. Es jednak patrzyła na jego przedstawienie bez jakiegokolwiek poczucia winy, jej twarz wyrażała szczęście. Szczęście, bo w końcu odnalazła siebie.
Ogarnij go.
Wyczytałem z ruchu jej warg.
A co ja mogę? Odpowiedziałem jej tak samo.
Es: Ciebie posłucha- patrząc na jej usta, słyszałem w głowie jej głos.
Ja: A ciebie nie?
Es: Raczej nie.
Ja: A niech sobie pokrzyczy, może mu się lepiej zrobi.
Es: Dzięki dupku- skrzyżowała ręce na piersi i wydęła policzki w geście poddania. Bo cóż innego pozostało jej do zrobienia?
Uśmiechnąłem się w jej stronę i postanowiłem się jednak zlitować.
- Namjoon- szepnąłem cicho na tyle, by tylko on mnie usłyszał, odwrócił się w moją stronę i coś w stylu "czego?"- Nic po prostu chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham- powiedziałem już głośno i złożyłem mu pocałunek na policzku. Od razu odwróciłem się poczerwieniały w stronę okna, za którym wszystko szybko się zmieniało.
Na moje szczęście, postanowił się zamknąć i przytulił mnie delikatnie.
Nie jechaliśmy długo (góra pięć godzin) i dotarliśmy do dużego lasu ogrodzonego wysokim płotem. Już mieliśmy przez niego przechodzić, gdy ktoś zastąpił nam drogę.
Mężczyźni w czarnych garniturach wyszli z lasu, celując prosto w nas.
Jak na rozkaz zrobiliśmy krok w tył, tuż za nami ktoś naładował broń, a dźwięk przeskakującego pocisku rozciął ciszę niczym strzała. Odwróciłem się z obawą o najgorsze. Niestety moje obawy się sprawdziły.
Prosto przede mną stał Namjoon.
Ze łzami na policzkach.
Zagryzając wargę do krwi. 
Celując prosto w moje serce. 
"Wybacz" szepnęły niemo jego usta, a huk wszystkich sparaliżował. 
Upadając, zobaczyłem jak próbuje zabić sam siebie, celując w głowę. 
Czy tak mieliśmy umrzeć? 
Es wyrwała mu z ręki pistolet i pchnęła na kolana przed sobą, do jego karku przyłożyła nóż.
Czy to był już koniec? 
Jeśli tak.
To chciałbym go jeszcze raz przytulić.
Ostatni raz pocałować. 
Jeśli to koniec, to żałuje. 
Że nie pokazałem mu miłości, jaką czułem. 
Że kiedykolwiek wypuściłem go ze swoich objęć. 
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
Jednak moje ciało już nie było mi posłuszne. 
Mogłem tylko leżeć i patrzeć. 
Mogłem zwrócić uwagę na wojnę, która trwała. 
Jednak jedynym na co chciałem patrzeć, był on. 
Jego twarz. 
Skierowana na mnie. 
Jego spojrzenie pełne winy. 
Jego łzy, nad moją niedolą. 
On był całym moim światem. 
Całym sensem. 
Ciesze się, że to on to skończył. 
Tylko on...
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆*oczami Es*☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Ciało Jungkooka zwiotczało, po chwili runął na ziemię, patrząc na Namjoona. Powieki opadły mu w dół. Znieruchomiał.
Patrzyłam z przerażeniem jak umiera.
Z przerażeniem- bo to on go zabił. Ukochany.
Strzelił, zabił go.
Był martwy!
Al...
Ale musi żyć.
Trzymałam sztylet przy szyi brata, ale nie mogłam się zdobyć na to, by go ugodzić, nie miałam serca. Otoczono mnie.
Prychnęłam i podniosłam ręce. Obezwładnili mnie, leżałam twarzą do wilgotnej, zimnej ziemi. Przesiąkniętej krwią moich przyjaciół. Wykręcili mi ręce na plecy i mocno związali sznurem. Zakryto mi oczy i wrzucono do jakiegoś samochodu. Co ze mną zrobią? Nie wiem. Gorszym pytaniem było co zrobią z moimi przyjaciółmi. Co zrobią z ciałem Kooka...

Gdy dojechaliśmy na miejsce wepchnięto nas (tym razem całą resztę) do jakiejś piwnicy. Nivis stworzyła między rękoma niebieskie światło. Usiedliśmy w kręgu nic nie mówiąc. Przyjrzałam się wszystkim, byli w krwi, poobijani, zapłakani.
- Dlaczego on to zrobił?- spytał cicho roztrzęsiony Jimin - był naszym przyjacielem, był jego ukochanym, dlaczego zabił osobę, którą kochał?
- Coś musiało się stać!- powiedziała nieco za głośno Viv. Suga usiadł między nią a Jiminem. Był mu teraz potrzebny, i to bardzo. Siedział obok niego i trzymał jego drżącą dłoń. Park wypłakiwał się na jego ramieniu.
Byli smutni, rozpaczali w ciszy.
A ja? Mogłam tylko doznawać szoku. Mój brat był zdrajcą. Dlaczego wcześniej tego nie zobaczyłam? Mój brat był zdrajcą, a my nie mieliśmy jak mu pomóc.
Zresztą i tak by tego nie chciał.
Polował na Kooka, chciał go zabić. I zabił.
Nie dane mu było zbawienie.
~~~~
Parę godzin później...

Drzwi otworzyły się z hukiem i coś wpadło do pomieszczenia. My, schowani za cienką ścianą z cegły, byliśmy niewidoczni. Ktoś załkał.
Nivis wypuściła światło w górę tak by oświecało całą piwnicę. Na ziemi klęczał Namjoon z Jungkookiem na kolanach.
Jin wstał i ze złością odciągnął go od ciała. Ale przeraźliwy krzyk sprawił, że wystraszony puścił jego dłoń. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się Kimowi. Nie patrzył na mnie, patrzył na podłogę. Gdy wzięłam między palce jego podbródek wyczułam coś gorącego. Parzyło mnie tak mocno, że musiałam cofnąć dłoń.
- Niv powiększ światło, tak jakby było słońcem.
To co zobaczyłam przeraziło mnie bardziej niż wszystko inne.
Namjoon.
Jego ciało.
Jego twarz.
Wszystko skąpane było w czarnych płomieniach. Skórę miał czerwoną i popękaną. Spojrzał mi w oczy. Tęczówki miał białe, jakby trawiła go choroba. Podniósł dłoń jednak płomień powiększył się bardziej. Zagryzł wargę z której od razu pociekła krew. Odwrócił spojrzenie,
- On żyje- szepnął, przysuwając się bliżej ciała- on żyje. Proszę pomóżcie mu. Pomóżcie. Proszę- jego głos oddalał się od nas, aż w końcu ucichł. Otwierał usta, jednak nie wychodziły z nich żadne słowa. Wbił paznokcie w kark, a skóra pękła i zaczęła z niej odchodzić płatami. Patrzyłam wystraszona jak zrywa skórę z szyi i rzuca ją gdzieś daleko. Jego spojrzenie skierowane było na ukochanego.
Zrozumiałam.
To on stworzył te płomienie.
Chciał cierpieć.
Zwróciłam się w stronę Jungkooka, Dotknęłam jego nadgarstka.
- Ma rację, on żyje.

~~~
W piwnicy spędziliśmy dobre trzy miesiące. Rano przynoszono nam wodę i chleb, a po południu obiad. Ja, Viv i Nivis leczyliśmy Kooka codziennie na wszystkie znane nam sposoby.
Namjoon po czasie zaczął tracić słuch.
Później węch.
A na końcu wzrok.
Skończyło się na tym, że dniem i nocą siedział, trzymając rękę ukochanego, nie chciał go puszczać. Wmuszaliśmy w niego jedzenie i picie, skończyło się jednak na tym, że i tak wychudł. Myśleliśmy, że to będzie trwać wieczność, nie liczyliśmy dni. Staraliśmy się przeżyć.
~~~~
Musiałam zasnąć, ukołysana do snu płaczem, ponieważ następną rzeczą jaką sobie uświadomiłam, był głos w mojej głowie.
- W trakcie walki z Podziemiem, będziemy musieli stawić czoło wielu trudnościom. Ludzie będą nazywać nas potworami. Niektórzy z waszych bliskich zostaną zranieni. Niektórzy umrą.
Nigdy nie zapominajcie, że zło jest złem. Nie można tego zmienić. Nie można poprowadzić cienia ku światłu. Ale jeśli na to pozwolicie, poprowadzi was ku ciemności.
Zastanawiacie się, kim jestem, skąd wiem to, co wiem, i w jaki sposób jesteście w stanie to usłyszeć. Nie, to nie magia. To moc. Mówię to dla tych, którzy jeszcze mają nadzieje. Chcecie wiedzieć więcej o walce? Nie. Nie, sądzę, że bardziej jesteście zainteresowani miłością. Jak ochronić tych, których kochacie? Jak dać im kolejną szansę i nowe życie? Mówcie prawdę, kochajcie jakby to miał być ostatni wasz dzień. A wasza miłość da im nowe światło, lub cień.
Ocknęłam się, włosy opadały mi na ramiona. Zobaczyłam Kooka, jego ciało otoczone było smugą niebieskiego, zimnego światła, stał na środku pokoju. Podszedł do Namjoona i kładąc dłoń na jego głowie rozproszył czarny płomień. Na ten widok serce zabiło mi jeszcze mocniej.
W innym życiu pewnie by go nienawidził, ale w tym życiu chciał dać mu nową szansę. Delikatnie opuszkami palców dotykał ran chłopaka. Na policzku. Na szyi. Na ramionach.
Chociaż bardzo chcieliśmy, nie potrafiliśmy opanować jego ataków autodestrukcji.
Przyciągnął głowę Kima do siebie i mocno go przytulił.
- Musimy uciekać - szepnął Kookie, a jego spokojny głos ukoił napięte nerwy.
Przeznaczenie przyszło do nas. Nie mogliśmy się od niego uchylić.
Weszliśmy schodami na górę, a dzięki wsuwce otworzyliśmy drzwi, długim korytarzem szliśmy aż do zakrętu. Nie powinniśmy się rozdzielać, więc poszliśmy w lewo, wszyscy.
Kolejne schody, w powietrzu wyczułam stęchliznę o miedzianym zabarwieniu. Zmarszczyłam nos, zresztą nie ja jedna. Rozpoznałam to, rozpoznałam woń krwi. Chciałam wstrzymać oddech, ale wyłapałam jeszcze jeden zapach, który zwrócił moją uwagę. Mieszanka różnych perfum, gryzła bardziej niż woń rozkładu. Ktoś był blisko.
Serce waliło mi młotem, bałam się, że zaraz wyłamie żebra i wyjdzie na spacerek. Zaraz...
Mamy moc, na sto procent większą niż oni. Więc czego tu się bać?
Pokonamy ich bez zająknięcia.
Dotarliśmy do końca długiego, wąskiego korytarza. Zatrzymaliśmy się. Viv znów otworzyła drzwi swoją wsuwką. Jeszcze jedno lekkie pchnięcie i drzwi otworzyły się, zapraszając nas do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Podłoga pokryta była ciemnymi, wilgotnymi płytkami. Znajdowało się tu kilka metalowych stołów z zatrzaskami na nadgarstki i kostki u nóg.
- Pięknie, jesteśmy w sali tortur- jęknął V zza moich pleców.
- Hej, co wy tu robicie?
Obróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z intruzem. Był wyższy i lepiej zbudowany niż ja, ubrany był w czarny golf i również w tym odcieniu spodnie. Miał włosy koloru soli z pieprzem, skórę ciemną, jakby wychował się na pustyni i kilka cieniutkich zmarszczek. Przyglądał nam się, jak przywiązanym szczurom w klatce.
- Tato to oni- lśniące czarne wargi zamknęły się gwałtownie, gdy spotkałam jej wzrok. Nastolatka niewiele młodsza niż ja, jej szczupłą sylwetkę okrywała luźna, miękka sukienka w kolorze smoły. Przy boku miała brązowy pas z przyczepionymi do niego nożami. Poza nimi uzbrojona była po zęby. Jednak moją uwagę przyciągnęła jej twarz, chociaż do mężczyzny zwróciła się "tato", nie wyglądali na rodzinę. Cerę miała białą jak śnieg, a oczy jak dwie małe otchłanie bez końca. Chciałam zatonąć w tych oczach i nigdy więcej nie patrzeć w żadne inne- Votum nie przesadzała, mówiąc jaka jest piękna- powiedziała niby do niego, jednak wciąż patrzyła na mnie.
- Kto?- jęknęłam odrobinę zbyt cienkim głosem.
- Ty, moja pani- odpowiedziała nazbyt poważnie, kłaniając się lekko przede mną.
- Że co?
- Pani Votum powiedziała, że poznamy was po pięknej zesłanej, prowadzącej was ku ciemności.
- Ale tu chodziło o Viv, ona jest Aniołem, nie ja- broniłam się robiąc krok w tył.
- Nie, powiedziała o białowłosej. Więc to na pewno ty!- zaczerwieniłam się delikatnie i spuściłam głowę, czy ona serio mówi o mnie?!- poza tym nie widzę tu nikogo tak pięknego- czerwień na moich policzkach powiększyła się dość mocno.
- To ty umiesz się czerwienić?!- krzyknął V, patrząc na mnie- nie no młoda jesteś moim mistrzem, sprawiłaś, że to coś się czerwieni!- powiedział już w stronę nastolatki.
Zaśmiała się cicho pod nosem i podała mi dłoń, malutką i zimną. Popatrzyłam na nią, nie powinnam ufać ludziom na słowo. Nie powinnam, ale w niej było coś takiego, nie dało się jej nie zaufać. Zaprowadzili nas na dwór.
Zimne powietrze szczypało mnie delikatnie w policzki. Spojrzałam pewnie w górę, cichy, lecz pełen niegasnącego blasku. Otoczony milionem gwiazd, jednak samotny, mały księżyc ukazujący nam się w pełni.
Szum lasu na delikatnym wietrze, obsypanym magią gwiazd.
- Piękno, którego nikt nie może mieć na własność- szepnęła delikatnie dziewczyna- zupełnie jak Ty.
Przyjrzałam się jej uśmiechowi skierowanemu na mnie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak Ciastek wszystko zniszczył.
- Zabiłeś mnie chuju!- krzyknął na całe gardło, po jego policzkach spływały strumienie łez- zabiłeś mnie- powtórzył jakby sam nie mógł w to uwierzyć- zabiłeś- przełknął głośno ślinę- więc dlaczego nie potrafię cię znienawidzić?- złapałam go za rękę w geście wsparcia i starłam jego łzy- czemu to zrobiłeś? Nienawidzisz mnie?
- To nie tak- odpowiedział szybko z bólem w głosie- j.. ja cię kocham, nawet bardzo dlatego to zrobiłem, jeśli nie będziesz mi przerywać obiecuje powiem wszystko- dodał szybko, gdy zobaczył, że Kookie otwiera już usta, by coś powiedzieć- byłeś mu potrzebny żywy. Potrzebował twojej krwi do jakichś badań, gdy cię postrzeliłem musiał z nich zrezygnować. O.. on ożywił mamę, a ona mu pomaga. Chce się nas pozbyć- tu spojrzał na mnie- wszystkich.
- Ale i tak: ZABIŁEŚ SWOJEGO CHŁOPAKA!- krzyknął Jimin za nim.
- A ty czemu masz tyle śladów na nadgarstkach?
- Kot.
- Debilu, ty nie masz kota- powiadomił go Namjoon na co Jim tylko spojrzał w bok. (A CO Z KICIĄ?!) (Cicho) 
- A ty czemu masz rozerwaną skórę na szyi?- przypomniał mu Kookie, dotykając lekko jeszcze niezabliźnionych ran- na rękach i zapewne w innych miejscach też.
- Chciałem się ukarać, tak bym już zawsze czuł ból. Skoro odebrałem ci możliwość przeżycia tego wszystkiego, to chciałem cierpieć tak okropnie, by aż znienawidzić życie.
- Głupi głupek- Kookie rzucił się na niego i mocno wtulił. Ten widok rozklejał. 

poniedziałek, 2 marca 2015

Pohańbiony

Now The dark begins to rise, save your breath it's far from over
Leave the lost and dead behind, nows your chance to run for cover
I don't want to change the world, I just want to leave it colder
Light the fuse and burn it up, take the path that leads to nowhere
All is lost again, but I'm not giving in
I Will Not Bow, I Will Not Break
I Will shove the world away
I will not fall, I will not fade
I will take your breath away










Stałem nago przed lustrem dotykając siniaków, na szyi, ramionach i biodrach. Pasowały idealnie do palców Namjoona. Syknąłem cicho, czując ból.
- Zraniłem cię- szepnął, delikatnie całując ślady na szyi- przepraszam.
- Nie masz za co głuptasie- opowiedziałem cicho, odwracając się w jego stronę- masz gorsze ślady od moich paznokci- przejechałem dłonią po szramach nad obojczykami.
- Podoba mi się ten ból- złapał mnie za pośladki i położył na blacie od umywalki, stając między moimi nogami- jest podniecający tak jak ty- przywarł ustami do mojej szyi.
- Nie możemy- mruknąłem- zrobiliśmy to wczoraj pięć razy.
- Ciągle cię pragnę- szepnął, patrząc prosto w moje oczy, zdziwiłem się tym co powiedział, ale pocałowałem go delikatnie- musimy iść na śniadanie- stwierdził już głośno.

Jimin zabrał bułkę z mojego talerza i już miał ją ugryźć, ale Viv na niego krzyknęła.
- To bułka Ciasteczka!
- Oh wybacz- powiedział jak kiepski aktor, schylił się w moją stronę, wciąż patrząc na kanapkę w jego rękach- to twoja?- skinąłem głową oniemiały, a on podniósł ją ku górze, zasłaniając światło z żyrandola- TA BUŁKA JEST WYBRAŃCEM! WYBRAŃCU, POPROWADŹ MOJĄ OGÓRKOWĄ ARMIĘ KU ZWYCIĘSTWU, A DAM CI SEROWĄ KORONĘ!- wszyscy zaśmiali się z tego debila i miny jaką robił. Suga pociągnął go za rękaw.
- Siadaj kretynie.
Do pomieszczenia weszła Es w samej białej, koronkowej bieliźnie. Zobaczyłem, że tatuaż na policzkach ciągnie się też na plecy. Miała smukłą jasną sylwetkę, myślałem, że jest bardziej umięśniona, jednak ona była taka krucha. Delikatna. V klepnął ją w dupę, a ona z półobrotu przywaliła mu w ryj.
- Nie wstydzisz się tak prawie naga chodzić po kuchni?- spytał Namjoon, zalewając kawę sobie oraz siostrze i siadając koło mnie. Naturalnie od razu zabrałem mu kubek, wypijając większą część zawartości.
- Większość tu siedzących to geje, jeden z was jest hetero. A cała reszta to dwie lesbijki- uśmiechnęła się smutno.
- Tęsknisz za nią- stwierdził poważnie (o dziwo) Jimin.
- Jak mam kurwa nie tęsknić?- walnęła mocno kubkiem o blat, zalewając sobie dłoń wrzątkiem i rozbijając naczynie- ups- skwitowała, wytarła policzki z łez, zostawiając na nich krwawe smugi i zaczęła zbierać części.
- Zostaw ten cholerny kubek- powiedział Park, szybko wstając i łapiąc ją za rękę. Popatrzyła na niego wrednie i wyszła. - Kurwa... - jęknął. - Co z nią nie tak?
- Dużo cierpiała- odpowiedział naprawdę spokojnie Suga. Widziałem, jak jego palce się trzęsą, jednak schował je do kieszeni- czemu zakochałeś się w "trudnej" kobiecie?
- Mnie się do kurwy nędzy pytasz?- warknął i również wyszedł, trzaskając. Kanapka Niv spadła na talerz i rozwaliła się na tysiąc kawałków. Zdezorientowana popatrzyła w dół.
- Świetny humor i śniadanie poszły się jebać- skwitowała i starła ze stołu. Popatrzyłem na uśmiechniętego Sugę.
Czy nikt tego kurwa nie widzi?!
Ma tak puste oczy, że to aż straszne, stracił wszelaką nadzieje?
Ja naprawdę ich nie znam. Nie wiem co czują, ale oni chyba też nie są tego pewni.
Wyglądają na tak zżytych, jednak każdy przeżywa swój mały dramat samotnie.
Dlaczego?
Widziałem, jak niemo krzyczy, zagryzając policzki od środka. A jednak wciąż się uśmiechał. 
- Suga hyung?- szepnąłem tak, że tylko on mnie usłyszał. Popatrzył na mnie z bólem i łzą w oku, ale szybko odwrócił się na bok i zamknął oczy. Dlaczego człowiek, taki człowiek, na pozór twardy i silny, przeżywa wewnętrzną walkę i nikomu o tym nie mówi? 
Es jest widzącą, na pewno o tym wie. 
Dlatego odtrąca Jimina? 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆*oczami Es*☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Siedziałam wieczorem na parapecie i patrzyłam w dal. Dlaczego pozwoliłam jej umrzeć? Gdybym tylko wtedy była silniejsza, gdybym tylko potrafiła ją obronić... Zadrżała mi broda, ale zacisnęłam zęby, by nad sobą zapanować. Powinnam się przejmować, chciałam się przejmować, ale byłam wydrążona... pusta. Tylko skorupa, broń, nic więcej. 
Byłam bronią w rękach szaleńca. 
Wciąż nią jestem. 
To moje życie? Nie chciałam tego, to samo do mnie przyszło! 
Czy mogę zmienić swój los? 
Choć staram się z całych sił, nie mogę się wyswobodzić.
Może gdy stanę po stronie Jeongguka... zerwę swój łańcuch? 
- Hej.
Otrząsnęłam się z tych mglistych przemyśleń i odwróciłam głowę w stronę drzwi. Chce być teraz sama! 
- Jimin nie..- zatrzymałam się z bólem w głosie, no dajesz możesz to zrobić, wzięłam głęboki wdech- nie miej mi tego za złe, ale to było jednorazowe. Nie, nie chce tego powtarzać- odgarnął włosy z mojej szyi i delikatnie ją pocałował. 
- Proszę- szepnął- ostatni raz. 
Mruknęłam niechętnie, ale się zgodziłam. Nie potrafię mówić nie, ale jeśli się nie nauczę, to on nie odpuści. 
~~~~
Obudziłam się zlana potem i brakowało mi tchu. Kolejny koszmar o matce, czający się w środku mojego umysłu. Widziałam ją, wyciągała do mnie ręce. Czułam uspokajające ciepło jej dotyku. Szeptała coś do mnie. Później do pokoju wpadł ojciec z bronią w ręce. Brutalnie odsunął ją od mojego łóżka, od razu wycelował w głowę. 

Zmagała się z nim, ale na jej twarzy widziałam panikę. 
Starałam się ich dosięgnąć, wyrwać broń, zabić ojca. 
Ale rozrywający krzyk z jej gardła uciszył huk. 
Potem nic.
Teraz to ja chciałam krzyczeć.
Dlaczego to widziałam? Prze.. przecież tak nie było! 
A może? 
Popatrzyłam na Jimina, wciąż spał w najlepsze. 
Potrzebowałam Namjoona, jego objęć, mocnych i pewnych. 
Usiadłam ostrożnie na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Przez okno wpadał jasny blask księżyca, zimny. Postanowiłam pójść do brata, daleko nie miałam. Drugie drzwi na prawo za moimi, zapukałam. A jak im przerwę? 
- Proszę- usłyszałam zza drzwi głos Jeongguka- Es- szepnął, gdy mnie zobaczył, starszego nie było w pokoju.
- Mogę?- spytałam, rozkładając delikatnie nogi ramiona, a on bez odpowiedzi mocno mnie wyruchał przytulił. Czułam jak serce we mnie rośnie. 
- Koszmar? 
- Tak- szepnęłam. 
- O mamie?- mocniej wtuliłam się w jego ramię, a on nie zaprotestował. 
Staliśmy tak chwilę, aż się odsunęłam. 
- Dziękuję - powiedziałam, patrząc w jego ciemne oczy. Prawie czarne. Zrozumiałam czemu mój brat ma na jego punkcie takiego bzika. Był opiekuńczy, delikatny i tak czysty. Niby zabijał ludzi, jednak otaczała go biała aura. Przeciwna do tej którą zobaczyłam za pierwszym razem, wcześniej była czarna. Ale... człowiek się nie zmienia, to nie możliwe by Qi (energia życiowa) się tak drastycznie zmieniła. 
Nagle zrozumiałam! 
- Gdzie jest Namjoon?- spytałam, łapiąc go za ramiona.
- W siłowni..
- Chodź- złapałam go za rękę i pobiegłam na dół do pomieszczenia. Gdy tylko tam wpadliśmy wszyscy na nas spojrzeli, podeszłam do brata i Viv walczących na materacach- wiem, co próbuje osiągnąć ojciec. 
- Ja też- powiedział, stając naprzeciw- chce tronu. 
- Nie- odpowiedziałam, ale olał mnie idąc w stronę ciężarków- neidan- szepnęłam tak, by inni mnie nie usłyszeli, jednak wszystkie oczy z przerażeniem patrzyły teraz na mnie. 
- Zaraz czym jest nejdan?- spytał oniemiały Kookie. 
- Neidan to taka duchowna próba osiągnięcia nieśmiertelności- wytłumaczył mu stojący za nami V- chodźcie do kuchni tam jest.. ciszej. 
Gdy weszliśmy do kuchni cała napięta atmosfera opadła, a wszyscy wpadli w śmiech. Nivis i Suga siedzieli na blacie (bez skojarzeń) , jedząc nutelle łyżeczkami. 
- Czemu to jecie?- spytała odrobinę ogarnięta Viv. 
- Jesteśmy nastolatkami w trudnym wieku i aktualnie mamy okres- wyjaśnił nam strasznie poważnie Suga z łyżką w buzi. 
- I do tego właśnie przeżywamy problemy miłosne- powiedziała Niv między porcjami nutelli. Jej dziewczyna podeszła do niej i wyjęła z jej buzi łyżkę od razu wkładając do swojej cipki - ej dupku, oddaj to!- krzyknęła skacząc z szafki i goniąc ją po całej kuchni. 
Nagle do pomieszczenia wpadł Jimin, a ja zobaczyłam...

... Suga stał przy drzwiach tak, by nie było go widać i przyglądał się jak rozmawiam z Parkiem. Po chwili zaczęliśmy się całować, a on rzucił mną o łóżko. Yoongi biegł korytarzem i gdy wpadł do pokoju i zatrzasnął drzwi. W złości złapał pierwszą lepszą rzecz (którą był wazon) i z całej siły cisnął go na ścianę. Jednak to nie pomogło na tyle, na ile by chciał. Z całej siły przywalił w ścianę, a gdy tylko opuścił rękę na podłogę zaczęła kapać krew. 
W przeraźliwej ciszy słychać było tylko ją. 
Kap
Kap
Kap
Kap...

... stałam w kuchni gapiąc się na Sugę jak na jakiegoś mordercę. 
- Przepraszam- jęknęłam cicho pełna pogardy do własnej siebie, dobrze wiedziałam, co on czuje, a jednak znów pozwoliłam się dotknąć. 
- Nie masz za co, poza tym nie wiem, o co ci chodzi- powiedział, tracąc z ust uśmiech, spojrzałam na jego rękę. Ukrył ją pod rękawicą. 
- Mam. Dobrze wiesz o co chodzi. Wiesz, że ja wiem, a jednak to zrobiłam- syknęłam i odwróciłam wzrok. 
- Hej, nie miej do siebie zarzutów. Jestem zły na niego, nie na ciebie- szepnął, kładąc mi dłoń na ramieniu. Zacisnęłam wargi, dobrze wiedziałam, że mi wybaczy. Ale ja sobie nie. Wzięłam nutelle na palec i..
...posmarowałam nią jego policzek. 
- Oż ty mała- krzyknął, łapiąc mnie w pasie i podnosząc. Wpadłam w niekontrolowany napad śmiechu i złapałam za pierwszą lepszą rzeczy, by się przed nim ochronić. Okazała się nią szklanka. Tak więc jej zawartość wylądowała na jego włosach- nie no teraz to przesadziłaś- powiedział, ale wciąż się uśmiechał. Pobiegłam szybko w stronę Ciasteczka i się za nim schowałam. 
- Nie bij! Mam Kooka i nie zawaham się go użyć!- złapałam chłopaka za ramiona i pokierowałam w stronę Sugi. 
- Nie żeby coś- zaczął Namjoon, zdejmując moje ręce z młodszego- ale to ja mam Kooka- powiedział bezczelnie i przytulił go do siebie. 
- Jak ja cię kurwa nienawidzę- syknęłam w stronę brata, a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni- no cio?
- Ty bluzgasz? Od kiedy?
- Nieeee- powiedziałam, wychodząc, ale brat złapał mnie za rękę bym mu odpowiedziała. 
- Estel coś się dzieje?- spytał z troską w głosie. 
- Nie mów do mnie Estel, jestem Es jasne!?- odpowiedziałam ze złością, ale opanowaniem w głosie i wyrwałam swoją rękę z jego objęcia. Wyszłam trzaskając drzwiami, a gdy tylko dotarłam do swojego pokoju osunęłam się na ziemię. 
Co ja wyprawiam? 
Stanęłam przed lustrem. 
Widziałam siebie. 
Młodsze odbicie jej samej.
Jak mam odnaleźć siebie, gdy nie potrafię uciec od niej? 
- Nienawidzę cię za to, co dla mnie poświęciłaś. Nienawidzę cię za każdym razem, kiedy krwawiłaś dla mnie. Nienawidzę cię za to, jak się uśmiechałaś, kiedy na mnie patrzyłaś. Nienawidzę cię za to, że nigdy nie przejmowałaś kontroli nade mną. Nienawidzę cię za to, że zawsze ratowałaś mnie przede mną samą. Nienawidzę cię za to, że zawsze wybierałaś mnie i nikogo więcej. Nienawidzę cię za to, że zawsze odciągałaś mnie od krawędzi. Nienawidzę cię za każde dobre słowo, które kiedykolwiek powiedziałaś- sięgnęłam po nożyczki leżące na szafce obok. Złapałam mocno i pewnie swoje włosy zebrane w warkocz. Zaczęłam ciąć je odrobinę na ramiona. Widziałam jak patrzy na mnie z bólem. Nie chciała bym zapomniała, nie chciała bym zostawiła ją w tyle. Ale muszę. Rzuciłam długie włosy na podłogę w kącie. 
Otworzyłam małą szkatułkę i wyjęłam z niej czarny wisiorek w kształcie serca. Widniały na nim jakieś słowa. Jednak nikt nie potrafił ich rozczytać. Założyłam go na szyje. 
Do moich rąk trafiła również czarna szminka. Ona zawsze brała delikatną, różową. Ja? Chciałam być sobą. 
Cieniami do powiek obrysowałam swoje oczy. Naturalnie- na czerń. 
Zebrałam część włosów w luźnego koka na tyle głowy, a reszcie pozwoliłam opadać na plecy. Tym razem pewniej spojrzałam w swoje odbicie. 
Ona odeszła.
Teraz jestem ja i tylko ja. 
Potrafię zapomnieć. 
Spojrzałam krytycznie na swój tatuaż. 
Muszę zrobić nowy.
Tak.
Z szafy zabrałam lekką czarną suknię i pelerynę z kapturem który od razu założyłam. 
Pewna siebie wyszłam na dwór w objęcia mroku.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆*oczami Jimina*☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Siedziałem na łóżku pogrążony w swoich myślach, gdy ktoś nagle zapukał do drzwi. Zdziwiłem się, jest środek nocy.
- Proszę!- w przejściu pojawił się Suga. Suga z poważną miną. To zwiastowało coś złego- Hyung, co robisz tu o tej godzinie?- nie odpowiedział. 
Patrzył na mnie uporczywie. 
Wystraszyłem się. W tej dziwnej ciszy było coś dziwnego. Jednak postanowił ją przerwać. 
- Widzisz w życiu masz dwa wyjścia, walczyć o swoje, albo patrzeć jak ci to odbierają. Jak dobrze wiesz, nie należę do tych którzy odpuszczają, jestem wojownikiem. 
Gdy skończył mówić wypuścił dotąd niewidoczny dla mnie sznur i dopiero przy końcówce go złapał. 
Nic już nie rozumiałem. 
Serce waliło mi o żebra, jakby chciało się uwolnić z piersi. Stłumiłem krzyk w moim gardle i przerażony patrzyłem, co zrobi dalej. 
Odwrócił się i przekręcił klucz w zamku. Spojrzał na mnie, a ja poczułem dreszcz niepokoju. Brązowe oczy, prawie uzależniające, zniknęły pod powiekami. Usta zacisnęły się w wąską linie. Widziałem już takie oblicze. 
- Jimin...- zaczął, zbliżając się do mnie- nie miej mi tego za złe...- pchnął mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem, chciałem go zepchnąć... naprawdę. Złapał moje dłonie i owinął sznur mocno wokół nich- nienawidzę wszystkiego w tobie- wyjął zza pasu mały sztylet i rozciął moją koszulę- więc dlaczego tak bardzo cię kocham?!
- Zaraz c..- nie skończyłem bo brutalnie wbił się w moje usta. Delikatnie przejechał dłonią po moim brzuchu. Spróbowałem zwalić go odwracając się w drugą stronę, ale gdy to zrobiłem wbił mi paznokcie i wgryzł się w szyje. Jęknąłem z bólu i kopnąłem go w plecy. Nie przejął się tym zbytnio tylko mocniej wbił paznokcie w moją skórę. Oprócz gryzienia postanowił jeszcze possać moją szyje. No myślałem, że mu jebnę.
To boli. 

Złapał mnie mocno za szyje i znów przyciągnął do pocałunku. Dusiłem się. 
Oplotłem go nogami i z całej siły je ścisnąłem. 
- Jimin nie spinaj tak mięśni, bo padniesz z bólu nim prawdziwa zabawa się zacznie- szepnął mi na ucho, przygryzając je. 
W tym momencie moje uczucia nie miały racji bytu, a moralność?
Zastawił ją drzwiami.
Czy przez cały ten czas Suga tylko udawał mojego przyjaciela? Bawił się, kłamał. Tylko po to by użyć mnie jako zabawki? 
Chciał mnie wykorzystać, jak każdą lepszą dziwkę (które czasem sprowadzał do domu) i porzucić? 
Ścisnął moje sutki i dalej bawił się w masakrowanie mojej szyi. Teraz całował mnie w usta,ale łapczywie,jakby bał się,że ktoś mu mnie zabierze. Jedną rękę położył mi na kolanie i sunął w górę po wewnętrznej stronie uda. Nagle poczułem że dobiera mi się do spodni, spróbowałem mu się wyrwać i mocno kopnąłem w brzuch. Jednak nie podziałało. Dostał to co chciał. On zawsze dostaje to co chce. Bardziej niż wszystko co mi robił bolała myśl, że jestem tylko zabawką. Położył mi dłonie na kolanach i zabrał się całowanie mojego członka. Złapał go, a gdy drgnął uśmiechnął się lubieżnie i wsunął go do ust... głębiej... głębiej. Trwało to dość długo. Przy okazji tej "pieszczoty" wbijał w moje uda paznokcie. Widziałem że po jego palcach spływa już krew. Moja krew. 
Wszedł we mnie, od razu, do końca. 
Krzyk rozerwał mi gardło, a pulsujący ból zmusił mnie do napięcia mięśni. Nie dał mi się przyzwyczaić, wchodził we mnie niemiłosiernie, doprowadzając mnie do granicy wytrzymałości. 
Wszystko się mieszało, ból, adrenalina, strach.
Ból i podniecenie było nie do zniesienia, zwijałem się na łóżku i kopałem wszystko czego mogłem dosięgnąć. 

Ale Hyung nie przestawał. Przyśpieszył tempo tak, że nie było już granicy między wielkim podnieceniem a rozrywającym bólem.
Odchyliłem głowę w tył, gdy postanowił typowo mnie rżnąć, jak pies, a przed oczami pojawiły mi czarne plamy.
Serce waliło mi jak młot, a płuca nie nabierały powietrza. Oddechy były płytkie i krótkie. 

Nadeszło ukojenie. 
Błogi stan bez czucia.
I wielka czerń. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Bałem się, że gdy uchylę powieki on będzie nade mną stał. Ból jaki czułem wcześniej odszedł teraz w niewiadomą, istniało tylko mgliste wspomnienie tego uczucia. Ale...
... dlaczego Suga to zrobił?! 
Przecież on taki nie jest.
Przecież to Suga.
To mój Hyung. 

Moje rozmyślania przerwał jakiś dziwny dźwięk. Rozejrzałem się po przyciemnionym pokoju i w kącie zauważyłem jakąś sylwetkę. To był Yoongi bijący ścianę. Rzuciłem w niego poduszką, a on zdziwiony na mnie popatrzył. 
- To ja tu jestem zgwałcony! To ja powinienem mieć doła a nie ty!- burknąłem i nadymałem policzki. 
Kurwa człowieku on cię przed chwilą zgwałcił i podrapał, a ty jak gdyby nigdy nic?! 
Chyba nie potrafię gniewać się na hyunga. 
- Zostaw mnie Jiminnie- sapnął i odwrócił wzrok- jestem odrażający. 
- Nie no nie przesadzaj aż tak źle nie jest!- chciałem dotknąć miejsca na biodrach, gdzie wbił mi paznokcie. Jednak palcami natrafiłem na bandaż- Opatrzyłeś mnie? - szepnąłem zdziwiony. 
- Chociaż tyle mogłem zrobić. 
- Suga dlaczego ty to...
- Kocham cię- odpowiedział mi, nim dokończyłem pytanie. 
Zaraz... Jeśli mnie kocha, to po chuj mi to wszystko zrobił?!
- Wyjdź- popatrzył na mnie zdziwiony, a ja beznamiętnie powtórzyłem. - Wyjdź. Nie chce cię widzieć na oczy.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆Oczami Kooka☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Siedzieliśmy w kuchni pijąc herbatę.
Chciałbym powiedzieć, że wszyscy byli szczęśliwi, że rozmawialiśmy na luzie.

Ale skłamałbym.
Namjoon wkurwiony siedział i czekał, aż Es wróci. 
Suga chyba złapał doła, wbijał sobie paznokcie w kolana i wyglądał, jakby próbował rozsadzić sobie głowę. 
V i J-hope byli źli na siebie nawzajem, ale nie chcieli powiedzieć dlaczego.
Nivis smutno się wszystkim przyglądała, a Viv była jedyna która miała dobry humor. 
Jimina nie było. 
Od wczoraj nie chce wychodzić z pokoju. 
Ale nikt nie wie dlaczego, albo wie i nie chce powiedzieć. 
- Wyprowadzam się- powiedział obiekt moich myśli, wchodząc do pomieszczenia z czarną torbą. 
-Nie- Suga wstał- lepiej będzie jeśli ja to zrobię, przecież to moja wina - Że co kurwa? Dlaczego ja nigdy o niczym nie wiem?! 
- Nie przejmuj się hyung, to nic- uśmiechnął się smutno i podszedł do drzwi. Yoongi wstał szybko i przywalił ręką w ścianę koło głowy młodszego, który niechętnie jednak się odwrócił. Brał szybkie i płytkie oddechy, odrobinę kurczył się i cały drżał. Ale dlaczego?
- Zgwałciłem cię człowieku a ty, że to nic?! Popatrz na swoje nadgarstki masz ślady po sznurach! Masz pełno ran! I to przeze mnie!- Jimin się zamachnął, a huk rozciął powietrze. Oniemiały Suga dotknął twarzy po której spływała krew. 
- Ups- skomentował beznamiętnie młodszy, machając dłonią- złamałem ci nos?
- Nie. 
- A szkoda- mruknął cicho, lecz na tyle by wszyscy go usłyszeli.
- Dwa tygodnie mnie nie ma, a wy tu się próbujecie nawzajem zniszczyć- zaśmiał się Jin stając w drzwiach- nikt się nie stęsknił? Nikt a nikt? 
- Sorry, nie, niezbyt- westchnąłem patrząc na niego. Zrobił minę zbitego psa jednak szybko się rozpromienił.
- Votum was potrzebuje.

~~~~~~
Piękny SuJim <3 Tak bardzo mi biasa zraniłaś </3 Ale i tak piękny.
i ja wcale nie powstawiałam tych dopisek