czwartek, 17 września 2015

Striptiz na 18-nastkę!

Annyeong !
Przyszłam z kolejnym shotem. Znowu JiKook.
Mogę Wam się wyżalić?
NIE ZDĄŻYŁAM GO DODAAAAAĆ ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
Miał być 1 września, na osiemnastkę naszego ciasteczka, jednak mi się nie udało ;;;;;;;;;
Czuję się źle...
Zostawcie komentarze...Jeśli w ogóle to przeczytacie :')
*Nikt jej nie kocha, więc idzie płakać w kącie*
/Naśka:3





~~~
- Hyung, z czego mam się cieszyć? - mruknąłem do telefonu. - Że leci mi kolejny rok, a nic nie osiągnąłem? Może z tego, że mam już osiemnaście lat i żadna dziewczyna mnie nie chce? Albo wiem! - przetarłem oczy pięścią. - Z tego, że zwaliłeś mnie z łóżka o ósmej rano, informując mnie o moich urodzinach. Zupełnie jakbym o nich nie pamiętał - ziewnąłem.
- Przestań. W kółko narzekasz. Zacznij cieszyć się życiem, a nie pierdzielisz jaki to jesteś nieszczęśliwy - hyung był nadzwyczaj spokojny. - Przyjdę po Ciebie.
- Kiedy?
- Jakoś wieczorem. Tylko wyglądaj w miarę wyjściowo.
- Mhym - rozłączyłem się i rzuciłem komórkę gdzieś w stertę ubrań porozrzucanych po całej ziemi. Zakryłem rękoma twarz, uświadamiając sobie, że dziś ostatnie dni mojego lightowego życia, bo od poniedziałku wracam do szkoły. Westchnąłem głęboko i spuściłem nogi z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu kapci. Zlokalizowałem je pod krzesłem w drugiej części pokoju. Zrezygnowany wstałem, zabrałem z szafy bieliznę, czarną bokserkę i takie same spodnie imitujące jeans, przeszedłem po kapcie i ręcznik wiszący na oparciu tegoż krzesła i poszedłem do łazienki.
Stanąłem rozebrany do poziomu bokserek przed lustrem, oparłem się o umywalkę i wpatrywałem w swoje odbicie.
- Widzisz Jungkook. Skończyłeś już osiemnaście lat i co z tego masz? Brak dziewczyny, kumpla zrzucającego Cię z łóżka o ósmej i robisz się coraz starszy i głupszy - westchnąłem. - Przynajmniej masz ładną buźkę - dotknąłem swojego policzka dłonią. - Ogarnij się człowieku - mruknąłem, zabierając rękę i rozebrałem się do końca, wchodząc pod prysznic.

**

- Wchodź.
- Starszych nie ma? - zapytał Tae, zdejmując buty.
- Wyjechali na kilka dni.
- Zostawili Cię samego w urodziny? - wzruszyłem ramionami.
- Wiedzą, że i tak ich nie obchodzę, więc po co mają tu ze mną siedzieć?
- Racja, ale to lepiej dla nas - uśmiechnął się. - Napiję się czegoś i idziemy do sklepu.
- Po co? - podreptałem za przyjacielem do kuchni.
- Zazwyczaj do sklepu się chodzi po zakupy, ale to może tylko ja tak robię.
- Ech. Co ty kombinujesz, co? - założyłem ręce na pierś, patrząc na niego z pod czarnej grzywki.
- Urządzam Ci najlepszą imprezę w życiu. Tylko musisz współpracować - wyjął z szafki kubek, cukier i kawę. - Bo jak nie, to nici z tego wyjdą.
- Taehyung wiesz, że nienawidzę obchodzić urodzin.
- Wiem, ale te będą wyjątkowe.
- Jasne - zapadła cisza przerywana jedynie stukaniem łyżeczki o boki kubka. Jest ogrom rzeczy, których nienawidzę, ale pierwszy września jest dla mnie czymś, co nie powinno istnieć. I nie mam tu na myśli początku roku szkolnego, chodź za nim też nie przepadam, lecz moje urodziny. Czym tu się cieszyć? Starzeniem się? Czy to jest takie świetne?
- Kto będzie? - odezwałem się w końcu, odrywając myśli od ponurego dla mnie tematu.
 - Obcy - westchnął, popijając napój.
- Nawet nie zapytałeś, czy mam wolny dom ani czas.
- Zadzwoniłem do Twojej mamy i powiedziałem, że porywam Cię na weekend do siebie.
- I co zgodziła się? - zapytałem z kpiną. Moja matka w życiu mnie nigdzie nie puszczała na dłużej niż dzień. Dzień, nie dobę, tylko dzień, a teraz niby od tak zgodziła się na weekend u Tae?
- Tak. Powiedziała tylko, że w poniedziałek masz być w szkole - uśmiechnął się. - A teraz idź po rzeczy i spadamy.

*

- Na cholerę idziemy na te zakupy? - dreptałem za przyjacielem. - Przecież mam swoje ciuchy.
- Stare - skwitował Tae, ciągnąc mnie za nadgarstek do kolejnego sklepu z odzieżą.
Miałem szczerze dość już tego dnia. Z resztą, miałem go dość już od ósmej zero trzy, kiedy to odezwał się dzwonek mojej komórki, wybudzając mnie z lekkiego i tak snu.
- Zobacz co z tych rzeczy będzie na Ciebie pasować i je weźmiemy - rozentuzjazmowany chłopak wręczył mi stertę ubrań, popychając w stronę przymierzalni.
- To jest ostatni sklep, do którego wszedłem - warknąłem do przyjaciela, mrużąc oczy.
- Dobra, ale zabieram Cię potem na bubble tea.
Kiwnąłem tylko głową na znak, że się zgadzam, chodź w duchu wręcz skakałem z radości. Kochałem ten napój, a niestety niezbyt dobry kontakt z rodzicami nie przyczyniał się do stanu wypchania mojego portfela. Łatwiej mówiąc, nie było mnie stać na takie rarytasy kosztujące 15000 won, a skoro dziś Tae-hyung chciał za wszystko płacić to dobra moja.
Wszedłszy do kabiny zasłoniłem kotarę i przejrzałem ubrania wybrane przez Hyunga. Mój black-radar wypatrzył jedynie jedne czarne spodnie, dwie bluzki i bokserkę w tym kolorze oraz bocznie zapinaną, skórzaną kurtkę. Westchnąłem rozpinając własne spodnie i rzuciwszy je gdzieś w kąt ubrałem te nowe.
Nie powiem. TaeTae ma oko i to chyba do wszystkiego. Idealny rozmiar, dobrze opięte i wygodne na dodatek. Dołożyłem do nich jeszcze czarny t-shirt z napisem ''I'm Black King'' i skórę i zadowolony z efektu zawołałem Kima.
- Noooo - mierzył mnie wzrokiem kilka chwil. - Bardzo dobrze. Tylko jeszcze czegoś Ci brakuje. Poczekaj - szybkim krokiem odszedł w głąb sklepu i wrócił po kilku minutach, wręczając mi łańcuszek do spodni i kilka bransoletek. Lekko zdezorientowany założyłem wszystko i przejrzałem się w lustrze.
'Przystojniaczek z Ciebie Kookie' szepnął mój mózg, upewniając mnie w zakupie danych ubrań.
- Bierzemy - powiedziałem, wracając do kabiny, aby się przebrać.

*

- Jeszcze tylko coś zjemy i będziemy się zbierać.
- Gdzie Ty mnie właściwie wyciągasz Hyung? - zapytałem, wciągając kuleczkę o smaku mango przez grubą słomkę.
- Niespodzianka - uśmiechnął się zagadkowo, również sącząc napój.
Zamilkłem widząc, że i tak nic nie wyciągnę z bruneta i w spokoju dopiłem herbatę, czekając na najgorsze. Po kilkunastu minutach drogi w zatłoczonym autobusie dotarliśmy pod moje osiedle i od razu ruszyliśmy do mnie. W domu byliśmy może pięć minut później i TaeTae od razu wparował do kuchni z siatkami.
- Tu są tylko ciuchy - powiedział, zaglądając do jednej z nich. - Marsz się kąpać, a ja zrobię jakiś obiad. Nie przyjmuję sprzeciwu - warknął gdy otworzyłem usta, aby poinformować go, że kąpałem się rano. Zrezygnowałem jednak i ruszyłem do łazienki, biorąc szybki, odświeżający prysznic. Po wyjściu zarzuciłem na siebie szlafrok i wróciłem do kuchni, w której ciągle krzątał się chłopak, nie mogąc się znaleźć. Z lekkim uśmiechem przyglądałem się jego nieogarnięciu i zdałem sobie sprawę, że nie oddałbym nic, żeby mieć kogoś innego niż Tae. Co jak co, ale przyjacielem był najlepszym pod słońcem.
- Pomóc Ci?
- Jak możesz ogarnij te siatki, bo tego jest za dużo, a ja ugotuję ryż. - skinąłem głową od razu, zabierając się do roboty.
- Tae... Po co Ci kosmetyki dla lasek? - spytałem, wyjmując z reklamówki czarną kredkę do oczu.
- Oj młody. Chcę, żeby ktoś na Ciebie dziś poleciał i żebyś zaliczył, albo żeby Ciebie zaliczył.
- Co proszę?!
- Nie powiesz mi, że nie kręci Cię męska klata i mięśnie na brzuchu.
- Nie.
- Ten trójkątny mięsień schodzący pod bokserki, za którymi kryją się o wiele ciekawsze skarby niż pod koszulką.
- Przeginasz - warknąłem w jego stronę.
- Dłonie wędrujące po Twoim rozpalonym ciele, doprowadzające Cię na skraj wytrzymałości samą obecnością.
- Ugrh - mruknąłem, przyznając mu rację. - Zamknij się już.
- Wolisz znaleźć seme czy uke?
- Co za różnica? Ważne żeby był fun.
- Haha ! Moja krew. - krzyknął, wsypując ryż do garnka. - Niech to się gotuje, a Ty na górę. Ubieraj się, a ja zaraz przyjdę.
- To zabrzmiało jak propozycja seksualna.
- Debil - pokiwał głową, wręczając mi torby z trzech różnych sklepów i posłał na górę, lekko klepiąc w tyłek. Niewyżyty idiota.

*

Nie czułem się specjalnie pewnie, idąc ramię w ramię z TaeTae do jednego z Seulskich klubów dla gejów na dodatek wymalowany jak męska dziwka, a wszystko to za sprawą genialnego pomysłu mojego przyjaciela na wyprawienie mi "najlepszych" urodzin w życiu.
- Hyung, wróćmy do domu - jęknąłem żałośnie, widząc długość kolejki przed wejściem. - Zanim dojdziemy do drzwi, zamkną ten klub.
- Nie marudź już, tylko chodź - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę budynku. - Poza tym klub jest całodobowy - uśmiechnął się do mnie, zajmując miejsce w kolejce za dwoma starszymi facetami. Że też ludzie w wieku mniej więcej sześćdziesiątki wybierają się w takie miejsca. No cóż, wszystko dla ludzi.
Po mniej więcej dwudziestu minutach udało nam się dotrzeć do bramek i na moje nieszczęście, weszliśmy bez problemu. Głośna muzyka, bębnienie subufera, duszne powietrze, trzęsące się ściany, pełno ludzi i kilka podestów z rurami na środku. To właśnie zastałem wchodząc przez ciężkie, obite grubym materiałem czerwone (A Jak!) drzwi, mające na celu wyciszenie muzyki.
- Chodź - Tae chwycił mnie za rękę, ciągnąc w tłum. Przeciskając się przez różnych, niektórych nawet przystojnych facetów, miałem w głowie tylko jedno - planowanie morderstwa zaraz po opuszczeniu tego lokalu. W końcu udało nam się zająć jakieś miejsca w miarę blisko największej platformy, będącej w samym środku sali.
- Skoczę po drinki - ledwo Taehyung zniknął mi z pola widzenia, a z głośników przestała lecieć muzyka, a odezwał się gruby, męski głos.
- Witam wszystkich zgromadzonych na otwarciu  w klubie Wonderboy. Wierzę, że dzisiejszy wieczór upłynie państwu w dobrej i miłej atmosferze. Prosi się teraz o zajęcie miejsc przygotowanych do oglądania pokazu, bowiem za chwilę na naszych scenach pojawią się gorący striptizerzy czekający na waszą aprobatę. Dziękuję bardzo za uwagę.
- Gdzieś ty mnie zabrał - warknąłem w stronę przyjaciela, który właśnie przyszedł i siadając obok mnie wręczył mi szklankę z błękitnym napojem. - Co to jest?
- Błękitna Laguna. Spróbuj - zalecił po czym sam pociągnął łyk ze swojej szklanki. Idąc za radą, spróbowałem owego drinka, z zaskoczeniem przyznając samemu sobie, że jest bardzo dobry, choć sam nie przepadam za alkoholem.
Z głośników na nowo poleciała muzyka, a na podestach pojawili się chłopacy w wieku, tak na oko, siedemnaście - osiemnaście lat ubrani jedynie w slipki i zaczęli swój taniec.
Nie powiem nie, byli całkiem nieźli, przyjemnie się na nich patrzyło i ogólnie atmosfera się rozluźniła. Wypiliśmy z Tae po kilka drinków, zostaliśmy zapraszani dużo razy do tańca czy kandydaci stawiali nam kolejne trunki. Spędziliśmy w tym klubie grubo ponad trzy godziny, gdy wreszcie zziajani usiedliśmy na miejscu, tuż przed głównym podestem. Chwilę po zamówieniu kolejnego drinka ten sam głos z początku imprezy odezwał się ponownie.
- Kochani. Przyszedł czas na atrakcję wieczoru! Na występ specjalny! Prosto z  serca pięknych, piaszczystych plaż, największego w Korei miasta atrakcyjnego. Najbardziej znany striptizer w Korei Południowej! - na sali rozległy się głośne brawa i wiwaty. - Powitajcie go gorąco! Oto - Park JiMin!
Cała sala zamarła w ciszy i bezruchu, gdy chłopak ubrany w czarną marynarkę, białą koszulę, białe spodnie i kruczoczarny kapelusz wyszedł na podest tuż przed nami.
Muzyka zaczęła grać (fragment pisany pod ten utwór - jeśli czytacie na komputerze, polecam wraz z muzyką :3 ), a on jak gdyby nigdy nic pozwolił swoim kościom na strzelenie. Zaczął powoli, na początku rozpinając guziki marynarki, po czym zrzucił ją z ramion. Kapelusz, który w dalszym ciągu zasłaniał mu twarz, nie pozwolił mi poznać wyglądu tego chłopaka, który nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Zmierzył wzrokiem swoją widownię i uśmiechnął się lekko powodując na moim ciele gęsią skórkę. Nie rozumiałem mowy mojego ciała w tym momencie, jednak czułem, że nie chcąc stracić, ani sekundy z przedstawienia, więc wysłałem Tae po nowego drinka, a sam wlepiałem wzrok w ciało skryte za koszulą. Przeszły mnie dreszcze, gdy chłopak złapał kapelusz i rzucił go gdzieś w dalszą część klubu, ukazując piękną twarz, bez żadnej skazy, a widownia wreszcie się odezwała, wiwatując głośno.

Rozpoczął się refren, a on zaczął swój pokaz, łapiąc rurę na wysokości swojej klatki i uwiesił się na niej, robiąc kilka spektakularnych obrotów. Następnym krokiem było obmiecenie wzrokiem po rozentuzjazmowanej widowni i wskoczenie na sam szczyt rury po chwili zjeżdżając po niej. Odchylił przy tym głowę, a jego twarz przekazywała rozkosz każdemu odbiorcy.
Zszedł ze stalowego pręta powoli rozpinając guziki koszuli. Poczułem jak w brzuchu pojawia mi się dotychczas nieznane uczucie, serce zaczyna bić mocniej, a mózg każe wstać i rozerwać ubranie tego chłopaka, aby już zobaczyć go w całej okazałości. Mimo chęci, jedyne co mogłem zrobić to krzyczeć wraz z pozostałymi. Moje ciało ogarnęło gorąco, gdy Jimin rozpiął ostatni guzik, eksponując doskonale wyrzeźbione mięśnie brzucha i klatki. Dobrze, że Tae wrócił z drinkiem, bo inaczej prawdopodobnie padłbym z przegrzania.

Ponownie rozbrzmiał refren utworu, a chłopak zerwał ze swojego ciała koszulę, pozwalając nacieszyć się publice. Duża część osób, które tu przyszły rzucały na podest, na którym tańczył duże sumy pieniędzy, przez co chłopak uśmiechnął się, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Uśmiech Park Jimina był jedynym z najcudowniejszych uśmiechów jakie w życiu widziałem i wtedy zdałem sobie sprawę, że chcę go tylko dla siebie.

Raper rozpoczął swoją kwestię, a Jimin ułożył dłoń na swoim kroczu opiętym w ciasne rurki i odchylił głowę w tył z uśmiechem. Zacisnąłem dłonie na oparciach fotela i zacisnąłem mocno zęby, zdając sobie sprawę, że większość krwi zdążyła odpłynąć do spodni z reszty ciała. Mój umysł wyciszył wszystkie krzyki i piski wokoło i skupił się tylko na tańcu starszego chłopaka. Na jego zmysłowych, kocich ruchach. Na pięknych mięśniach, ale także na tym, co kryło się za materiałem jeansu i bokserek.

Słowa ustały, z głośników sączył się jedynie rytm, a główna atrakcja wieczoru postanowiła zejść ze swojej sceny. Przeszedł prawą stroną, pozwalając tłumowi wsadzać mu banknoty za pasek od spodni, to samo zrobił z lewą stroną, aż w końcu, przechodząc drugi raz, zatrzymał się tuż przed moim krzesłem. Wtuliłem się bardziej w oparcie, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, jednak to go nie zniechęciło. Podszedł do mnie, usiadł mi na kolanach, przyciągnął za łańcuszek, który miałem na sobie i jak gdyby nigdy nic, pocałował mnie. Krzyk publiki był jedynym dźwiękiem, który wtedy do mnie docierał. Usta Jima były tak słodkie, że przez moment zapomniałem jak mam na imię, jednak gdy tylko zacząłem oddawać pocałunek, on wstał i wrócił na scenę.

Chwilę później wszystkie rzucone mu pieniądze zniknęły w jego kieszeniach, a ja zdezorientowany spojrzałem na siedzącego obok mnie przyjaciela. Dotknąłem swoich ust, wciąż czując na nich ciepło ust starszego i wtedy dostrzegłem na swojej dłoni coś, co przypominało dzieło kilkuletniego dziecka.  Odsunąłem dłoń od twarzy i przyjrzałem się dokładniej śladom czarnego długopisu na swojej ręce. Mogłem odczytać numer pokoju - 17. Spojrzałem na striptizera, a on uśmiechnął się do mnie i zabrawszy swoje ubrania, zszedł z podestu. Muzyka grała jeszcze chwilę po jego wyjściu, a ja nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- Idę do łazienki. - krzyknąłem do Tae, aby usłyszał przez taneczną już muzykę.
- Idę z Tobą. - skinąłem głową i ruszyłem w stronę neonowego napisu WC. Przedostawszy się do cichego pomieszczenia, oparłem się o zimne kafelki i pozwoliłem sobie na kilka dłuższych oddechów. - Nieźle co?
- Patrz. - pokazałem przyjacielowi rękę z zapisanym numerem pokoju.
- On Ci to napisał?! - chłopak odskoczył ode mnie, zakrywając usta dłońmi. - Woaaaah !! - wydarł się na cały głos, gdy przytaknąłem. - No to biegnij!
- Sam nie wiem.
- Czego nie wiesz? Nie podoba Ci się?
- Podoba i to zajebiście. Chodzi o to, że on tak pracuje. - stanąłem nad umywalką, zwilżając ręce.
- No i co? Na pewno nie każdemu daje. - Tae podszedł do mnie i mocząc dłoń poczochrał mi lekko włosy. - Idź - jego uśmiech zapewnił mnie w tym, że ma racje i nie czekając dłużej, ruszyłem na piętro, gdzie znajdowały się pokoje.

Znalazłem odpowiednie pomieszczenie i zapukałem lekko, nasłuchując odpowiedzi. Usłyszałem jak ktoś wstaje i podchodzi do drzwi, a po tym jak się otworzyły, zobaczyłem chłopaka ubranego w te same spodnie i koszulę, w których występował.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął cicho, łapiąc mnie ponownie za łańcuszek i przyciągając do siebie.
Chętnie wszedłem do pomieszczenia prowadzony przez chłopaka, podczas gdy jego usta zawzięcie chciały przejąć kontrolę nad pocałunkiem. Czując jak nogami oparłem się o jakiś mebel, postanowiłem na nim usiąść i robiąc to ściągnąłem Jimina na siebie za koszulę. Moje wyczucie się sprawdziło, mówiąc mi, że owy mebel jest łóżkiem. I to na dodatek bardzo wygodnym.
W pokoju słychać było stłumioną muzykę z dołu, co budowało miłą atmosferę. Instynkty wzięły górę nad rozsądkiem i po chwili moje ręce rozpinały guziki koszuli chłopaka, a usta uchyliły się, pozwalając mu zawładnąć moim podniebieniem.
Nim się zorientowałem moja nowa skórzana kurtka poległa gdzieś na podłodze, a zaraz po niej nakrycie wierzchnie chłopaka znalazło się w tym samym miejscu. Jim zaśmiał się, odrywając od moich ust i patrząc na moją koszulkę.
- Black king, tak? - ponownie się zaśmiał i ściągnął  mi t-shirt przez głowę. - A dowiem się chociaż, jak mój czarny król ma na imię? - szepnął mi tuż przy uchu, owiewając je ciepłym oddechem, a ja wzdrygnąłem się, czując jego dłoń błądzącą po mojej klatce.
'Mój czarny król' Boże on tak do mnie powiedział.
- Jungkook.
- Umm - jego ciepły język zaczął bawić się ze mną najpierw, zataczając powolne kółka wokół moich sutków, a potem zaczął je lekko ssać i przygryzać. - Bardzo ładne imię - jego usta zaczęły znaczyć mokrą linie wzdłuż mojego torsu, aż do spodni, które w chwilę zostały rozpięte i zsunięte z moich nóg. - Jak i Ty sam - powiedział, przejeżdżając dłonią po moim członku skrytym jedynie za cienkimi bokserkami.
- Przestań pieprzyć - warknąłem, przyciągając go z powrotem na wysokość swoich ust i bez wahania, mocno się w nie wpiłem, uzyskując od chłopaka to samo.
Podczas gdy jego ręce zajęte były mierzwieniem, głaskaniem i szarpaniem moich włosów, moje rozpracowywały zamek w jego spodniach, co wcale do prostych nie należało, szczególnie, że było ciemno, a na dodatek nie widziałem tegoż zamka. Jednak w końcu udało mi się rozpiąć jego białe rurki i mogłem bez problemów sięgnąć jego dumy i zacząć mu dogadzać.
Pierwszy jęk, jaki otrzymałem, był cichy i nieśmiały, co zupełnie nie pasowało mi do Jima. Jego usta co rusz wyginały się w łuk, gdy sunąłem palcami po całej jego długości, a gdy zataczałem kciukiem kółka na czubku z jego gardła wychodziły coraz to głośniejsze pomruki i jęki.
Chłopak niespodziewanie przewrócił mnie na plecy,  klęknął przed łóżkiem i bez zbędnych ceregieli dobrał się do mojej męskości, liżąc ją i  ssąc. Było mi niesamowicie dobrze, jednak nie tego chciałem.
Podniosłem się na łokciach, patrząc na jego ruchy i przygryzłem wargę, czując jak drażni dziurkę na czubku. Uchwycił moje spojrzenie i przestając, wstał. Pozbył się swojej bielizny i usiadł, opierając się o podnóżek. Nie czekając na specjalne zaproszenie, władowałem mu się na kolana i złączyłem w kolejnym pocałunku. Gdy wsunął we mnie pierwszy palec, mruknąłem mu w usta, chcąc więcej. Przy drugim z mojego gardła wydobył się przeciągły jęk, a gdy dołączył do nich trzeci, przygrzałem dolną wargę chłopaka. Zaczął mnie rozciągać chyba na wszystkie możliwe strony, a gdy uznał, że jest już dobrze, pocałował mnie mocno w tym samym czasie, wchodząc we mnie do samego końca.
Rozpaczliwie szukałem czegoś, w co mógłbym się wgryźć, bo ból towarzyszący temu doznaniu był niesamowicie duży. Jim jednak zrozumiał moją sytuację i cierpliwie czekał, obdarzając mnie tysiącem małych pocałunków, poczynając od ust i szczęki, aż po obojczyki. Nie kryłem, że kilka łez uciekło mi spod zamkniętych powiek, jednak po chwili byłem już mniej spięty.
- Gotów?
- Chyba tak - szepnąłem, wtulając policzek w jego szyję.
- Gdyby coś było nie tak, mów od razu - po tych słowach zaczął się poruszać. Najpierw powoli, z umiarem, jednak gdy pierwszy jęk rozkoszy wydobył się z mojego gardła, przyspieszył, a ja wyszedłem naprzeciw jego ruchom.
- J-Jimin! - krzyknąłem, gdy otarł się o moją prostatę, dając mi jeszcze więcej doznań.
- Pięknie jęczysz, skarbie - wyszeptał, trafiając w ten sam punkt, a ja krzyknąłem głośno.
Nie dużo mi trzeba było, kilka pchnięć później doszedłem, a Jim chwilę po mnie, po czym zostaliśmy w tej pozycji przez kilka, naprawdę długich chwil.
- Muszę iść - powiedziałem, gdy uspokoiłem oddech. - Przyjaciel będzie się  o mnie martwił.
- Nie - objął mnie mocniej, przytulając do siebie. - Zostajesz u mnie. Chcę Cię mieć dla siebie, Kookie. - po tych słowach położył mnie na miękkich poduszkach, a sam podszedł do moich spodni i wyciągnął z nich mój telefon. - Napisz mu, że zostajesz - powiedział, a ja zrobiłem o co prosił. Chwilę potem zasypiałem wtulony w ciepły tors chłopaka.

**

- Siema, jak tam? - uśmiech od razu pojawił mi się na ustach, widząc przyjaciela w drzwiach. - Słyszałem, że mieszkasz sam.
- No. Starsi postanowili zostać w USA trochę dłużej, więc mam dom dla siebie.
- Woah, czyli lighcik. - chłopak usiadł w salonie na kanapie i rozłożył się wygodnie, układając ręce pod głową. - No to opowiadaj, jak było z tym całym Jiminem? Coś ciekawego, czy zwykły chłopak?
- Zwykły jak zwykły. Nie narzekam.
- Dał Ci chociaż swój numer?
- Wątpisz w moje możliwości? - założyłem ręce na pierś z uśmiechem na ustach.
- Nie no skądże. - słyszałem ironię w jego głosie.
- To możesz mu uwierzyć - z mojego pokoju wyszedł Park, uśmiechając się słodko, a Tae chyba doznał szoku.
- O-on-on z to-tobą j-jest? - gestykulował naprawdę zabawnie. Jim podszedł do mnie i objął w pasie, a ja układając mu dłoń na klatce złożyłem na jego ustach lekki pocałunek.
- Jak widać.

~~~~

wtorek, 1 września 2015

Jeśli myślisz, że świat jest piękny, żyjesz w błędzie.

~Annyeong.
Obiecałam karmić Was shotami i to właśnie robię :3
Tym razem angst z JiKookiem, który powstał w drodze powrotnej od Agi do domu. Natchnieniem (sama nie wiem dlaczego) było Outro BTS.

Shot pisany w formie listu do Jimina.
Nie przeciągając zapraszam do czytania i zostawiania komentarzy.
/Naśka:3







~

Nie napiszę, że dzień, w którym Cię poznam był piękny, ciepły i słoneczny. Padało, a właściwie lało. Nie było słońca, nie było ciepło. Było pochmurnie i zimno. Nie napiszę też, że ten dzień zmienił moje życie o 180 stopni, jak to w większości miłosnych opowieściach bywa. Właściwie... Ten dzień nie wniósł nic do mojego życia, oprócz bólu, ciągłych zawodów i cierpienia, którego doświadczałem przez cale życie. Jednak mimo to, nie chciałbym cofnąć czasu. Dzięki temu, że poznałem Ciebie i temu, że tak okrutnie mnie zraniłeś, poznałem co to ból. Prawdziwy ból.

Tamtego dnia siedziałem w domu w oknie. Wyglądałem na śpieszących się ludzi i na gnające ulicami Busan mimo ulewy samochody. W tle leciała muzyka. Moje myśli wędrowały po, codziennie błękitnym, a wtedy szarym niebie. Zastanawiałem się, jak to by było pokochać kogoś, kto darzyłby mnie tym samym uczuciem. Przytulić się do kogoś wieczorem i zasnąć w jego ramionach. Obudzić się rano i ujrzeć piękną twarz szepczącą 'Dzień Dobry Kochanie'. Jak byłoby całować się z drugą osobą, wiedząc, że i moje i jego uczucia są szczere i prawdziwe. Zastanawiałem się, czy jest tak, jak mówią wszyscy dookoła, w tym też moi rozwiedzeni rodzice. Czy faktycznie jest tak, że po kilku, w niektórych przypadkach kilkunastu latach bycia razem wszystko się niszczy? Wszystko, co tak długo  się budowało odchodzi jednej chwili?

Tamte przemyślenia przerwał mi wchodzący do pokoju ojciec. Kazał się spakować, tłumacząc to tym, że jadę do mamy do Seulu na okres wakacji. Właściwie, u niej czułem się lepiej niż u ojca. Tu cały czas byłem doglądany i pilnowany, a u mamy mogłem żyć własnym życiem. Pamiętam, że sąd przyznał prawo do opieki ojcu tylko ze względu na moją szkołę. Mimo, że nie raz mi groził i zostawiał swoim kolegom na, jak to mówił, zabawę, byłem zmuszony z nim zostać. Sam w sobie nie był złym człowiekiem. Czasem podniósł rękę na mnie czy mamę, ale wiedziałem, że bycie wysoko posadzonym radnym wiąże się z ogromnym stresem, który gdzieś przecież musiał być rozładowywany. Zawsze mieliśmy co jeść i w co się ubrać. Razem z matką dostawaliśmy dużo pieniędzy na własne wydatki. Nie powiem, żyliśmy całkiem przyzwoicie, żeby nie powiedzieć, że byliśmy jedną z najbogatszych rodzin w całym Busan. Ale powracając do wątku głównego. Przytaknąłem grzecznie ojcu i poczekałem aż wyjdzie z mojego pokoju, żebym mógł na spokojnie się spakować na te dwa miesiące. Co prawda zakończenie roku miało odbyć się za dwa dni, ale on chciał pozbyć się mnie jak najszybciej, więc tuż po zakończeniu, już z torbami zawiózł mnie na pociąg i pojechał, zostawiając samego sobie. Podróż jak zawsze minęła mi dość spokojnie, bez problemów. Na dworcu w Seulu czekała na mnie uśmiechnięta mama wraz ze swoim narzeczonym i moją przyrodnią siostrą. Gdy przytuliłem mamę, poczułem się jak w domu. To ciepło i szczęście, które od niej biły, były tym, czego nigdy nie widziałem i nie czułem, gdy byliśmy razem u ojca.

Pojechaliśmy do domu, a gdy już weszliśmy na górę, mama poprosiła czy mógłbym skoczyć do sklepu po mleko dla Sujin, bo ona musi ją wykąpać, a TaeJin (chodzi tu o narzeczonego mamy JungKooka) wcześnie rano musi jechać w trasę, aby zdążyć dowieść towar na czas. Stwierdziłem, że to żaden problem i wyszedłem z budynku, idąc główną drogą w kierunku centrum. Mniej więcej w połowie drogi zatrzymał się obok mnie czarny, sportowy samochód. Szyba opuściła się na sam dół, a z auta wyjrzał brunet o bardzo przystojnej twarzy. Gdy podszedłem trochę bliżej dostrzegłem, że jest dobrze zbudowany, więc pewnie nie miałbym szans w starciu, a także na ucieczkę, biorąc pod uwagę, że owy samochód był spod znaku porsche, które do zbyt wolnych nie należało. Zapytałeś, czy mnie nie podwieźć, bo tak piękny chłopak jak ja nie powinien sam łazić po nocy, szczególnie po takich drogach. Biorąc pod uwagę wszystkie za, których było zdecydowanie więcej niż przeciw, zgodziłem się, no bo w końcu miałem okazję się zakochać, a sądząc po Twoim zachowaniu tamtego dnia, miałem na to bardzo duże szanse. No i cóż. Tak też się stało. Dużo rozmawialiśmy w drodze najpierw do centrum, potem postanowiłeś mnie odwieść. Całą prawdę o mnie poznałeś w przeciągu tych kilku godzin. Ja o Tobie tez wiele się wtedy dowiedziałem. Ale nie wystarczająco dużo, żeby być ostrożniejszy i nie wplątywać się w związek z Tobą.

Całe wakacje spędziłem z Tobą. Cały czas się widywaliśmy, pisaliśmy, a gdy nie mogłem spać, zawsze do Ciebie dzwoniłem. Cały czas byliśmy w kontakcie. Mama martwiła się, czy aby na pewno jesteś dla mnie odpowiedni, ale ja jej wtedy nie słuchałem. Byłem zaślepiony miłością do Ciebie i coraz częściej ją olewałem i się z nią kłóciłem. Gdybym tylko wtedy wiedział, jaki jesteś w rzeczywistości. Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy. Wakacje dobiegały końca, a wraz z nimi nasze codzienne spotkania. Stojąc na peronie ostatniego dnia mojego pobytu u mamy czule mnie przytuliłeś i pocałowałeś, obiecując przy tym, że będziesz cierpliwie czekał na mój powrót. Mówiłeś też wtedy, że gdy skończę liceum, co miało stać się już za rok, mam do Ciebie przyjechać i zamieszkamy razem. Wierzyłem Ci wtedy. Ależ ja byłem głupi. Jednak tamte chwile spędzone z Tobą napełniały mnie szczęściem i miłością. Wtedy czułem, że te wszystkie opowieści o parach, które rozchodzą się po kilku miesiącach to czysta bajka, albo wina tego, że trafiły na nie tą jedyną czy tego jedynego. Ostatnie słowa, które do mnie wypowiedziałeś dnia mojego wyjazdu  to 'Kocham Cię'.

Pełen smutku, że muszę Cię zostawić, wróciłem do dormu w Busan z myślą, że odwiedzę Cię w ferie zimowe, a już za rok zamieszkamy razem. Tak. Tak wtedy myślałem, bo tyle mi naobiecywałeś. Nie sądziłem wtedy nawet, że to wszystko były kłamstwa, które nie miały żadnego oparcia. Jednak te wakacje traktuję jako najlepsze w moim życiu. Poznałem co to miłość, zasypiałem codziennie i budziłem się w ramionach ukochanego, a pocałunki, którymi mnie obdarowywałeś dawały mi mnóstwo szczęścia. Dawałeś mi to, czego nie miałem nigdy w dormie. Dlatego tak bardzo nie chciałem wierzyć w to co stało się kilka miesięcy po rozpoczęciu roku szkolnego.

Otóż wtedy, na święto zmarłych, postanowiłem odwiedzić mamę, a co za tym szło także Ciebie. Cały w skowronkach pojechałem na dworzec, tak jak w wakacje wsiadłem do pociągu i szczęśliwie dojechałem do Seulu. Jak wtedy, na peronie czekała na mnie mama z TaeJinem i małą SuJin. Ciebie tam wtedy nie było, bo chciałem zrobić Ci niespodziankę. Nic nie wspominałem o moim przyjeździe. Pierwszy dzień przesiedziałem z rodziną. Nie pisałeś do mnie od dnia wyjazdu. Sam nie wiem, dlaczego tak było. Myślałem, że nie chcesz, abym się rozkojarzał w szkole i zakończył edukację z dobrymi wynikami. W każdym razie, drugiego dnia koło godziny siedemnastej postanowiłem do Ciebie pojechać. Tym razem, aby zaoszczędzić czas, pojechałem autobusem. Na miejscu byłem w jakieś dziesięć minut, nie więcej. Poszedłem pod blok, w którym mieszkałeś, a że akurat starsza sąsiadka niosła zakupy, postanowiłem to wykorzystać i przy okazji jej pomóc. Gdy weszła do mieszkania i mi podziękowała, ruszyłem kilka pięter wyżej. Stanąłem na półpiętrze, słysząc Twój głos i wsłuchiwałem się do kogo mówisz te słowa, które były przeznaczone tylko dla mnie. Co trzeci, może co czwarty wyraz był jednym z tych - kochanie, skarbie, kotku. W końcu odpowiedziała Ci jakaś dziewczyna, a chwilę po tym słychać było odgłos całowania.

Ze łzami w oczach słuchałem tego wszystkiego, tak bardzo pragnąłem uciec, jednak musiałem upewnić się, czy to aby na pewno byłeś ty. Długo czekać nie musiałem. Po chwili ujrzałem Ciebie i jakąś blondyneczkę trzymających się za rękę i uśmiechających u szczytu schodów, na których się znajdowałem. Wtedy było to dla mnie przykre. Twoja reakcja. Spojrzałeś na mnie i niemo powiedziałeś, że to nie tak i że tylko ją odprowadzisz na dół. Pamiętam, że rzuciłem wtedy do niej, czy fajnie całuje się z chłopakiem, który trzy miesiące temu lizał się z drugim chłopakiem  i zszedłem, a Wy oboje staliście oniemiali na klatce. Wybiegłem z budynku z głośnym płaczem, klnąc na całe gardło, aż kilka osób zwróciło na mnie uwagę. Ja jednak się tym nie przejmowałem. Wybiegłeś za mną prosząc, abym zaczekał i Ci wybaczył, ale nie potrafiłem. Cały zapłakany wróciłem do mamy do dormu i opowiedziałem wszystko o Tobie. Uznała, że nie byłeś mnie wart, pogłaskała po głowie i powiedziała, że na studiach na pewno znajdę kogoś odpowiedniego.  Uwierzyłem jej i stopniowo o Tobie zapominałem, chodź z początku wszystko mi Cię przypominało, a fakt, że mama wzięła mnie do siebie i wciąż w drodze do liceum mijałem Twój dom wcale nie były moimi sojusznikami.

Jednak z czasem oswoiłem się z myślą, że nie byłeś nikim ważnym, jedynie złudzeniem. Zacząłem żyć na nowo. Przepowiednie mamy się sprawdziły. Na studiach poznałem Taehyunga, który zmienił mój szary światopogląd. Pokochałem go o wiele bardziej niż Ciebie wtedy, lecz teraz wiem, że to jest osoba, która nie zrani mnie jak Ty i będzie kochać równie mocno, jak ja.

Więc żegnaj Jimin. To wszystko co chciałem Ci przekazać. Zacząłem nowe życie. Bez kłopotów. Bez bólu. Bez cierpienia. Bez Ciebie. Wiem, że może być Ci ciężko, jednak doszedłem do wniosku, że nigdy nie byłem w Tobie tak bardzo zakochany jak jestem teraz w Taehyungu. I Ty nigdy nie dawałeś mi tyle radości co on.

Jungkook.