Cierpię na brak weny...
Cierpię na depresję i brak snu. :')
Życie jest takie trudne...
Cierpię na depresję i brak snu. :')
Życie jest takie trudne...
Obie bierzemy się w garść i piszemy! I nie szmutamy! Żyjemy dalej! Mam dziś żelki w żelkach siła!
A JA NIE MAM ŻELKÓW! ANI KAKAŁKA! A ZUZKA KAŻE PIĆ KAKAŁKO!
KUP KAKAŁKO!
To mi kup! Nie stać mnie!
Powyższa rozmowa prowadzona była, gdy miałam pisać, ale nie mogłam i tak ja i Katsu żale wylewałyśmy w edytorze bloggera.. I tak jakoś żal mi to usuwać.
Zapraszam do czytania :* /Aga ;3
(zostawicie komentaarz, bo ona popada w depresję przez niedocenienie :c) /Katsumi Chan
A JA NIE MAM ŻELKÓW! ANI KAKAŁKA! A ZUZKA KAŻE PIĆ KAKAŁKO!
KUP KAKAŁKO!
To mi kup! Nie stać mnie!
Powyższa rozmowa prowadzona była, gdy miałam pisać, ale nie mogłam i tak ja i Katsu żale wylewałyśmy w edytorze bloggera.. I tak jakoś żal mi to usuwać.
Zapraszam do czytania :* /Aga ;3
(zostawicie komentaarz, bo ona popada w depresję przez niedocenienie :c) /Katsumi Chan
Ciemność...
Cisza...
Noc?
Czułem dotyk na swoim ciele, ciepło bijące od drugiego ciała. Silna ręka spoczywała na mojej talii. Spokojny oddech tej osoby mogłem wyczuć na swoim ramieniu. Jego włosy łaskotały moją szyję. Leżałem tak bezwładnie na plecach, a w mojej głowie formowało się pytanie... Czy naprawdę opuściłem swoje ciało? Jeśli osobą obok mnie jest Jimin, a tak najprawdopodobniej jest, to może to wszystko okazać się prawdą. Muszę się przekonać...
Próbowałem zmusić jakikolwiek mój mięsień do pracy. Z wielkim wysiłkiem uniosłem zgiętą prawą rękę i zacisnąłem pięść w powietrzu. Poczułem lekkie szczypanie przy nadgarstku. Czy to rany, które zrobił mi Jin? Jin, który mnie nienawidzi i chciałby bym się nie urodził... Jin, który kierował autobusem, gdy stał się wypadek... Czy on...
Rozluźniłem rękę i pozwoliłem jej opaść na brzuch, gdzie znajdowała się ręka Jimina. Nie przemyślałem tego ruchu. Chłopak gwałtownie zerwał się z łóżka, przez co poczułem, jakby coś wybuchło wewnątrz mnie i z całych sił chciało rozerwać moje ciało. Zacisnąłem zęby i oczy, jak gdyby przez to miało przestać mnie boleć. Nie przestało.
- Jeonggukie! - usłyszałem swoje imię wykrzyknięte przez chłopaka, lecz fale dźwiękowe wydobyte z jego strun głowowych przeobraziły się w bolesne uderzenie i chaotyczny zgrzyt. Siląc się, podniosłem palec do ust, nakazując milczenie. Po tym złapałem się za ucho, w którym wciąż huczał pusty dźwięk, pozostałość po jego głosie. Otworzyłem oczy, lecz spostrzegłem tylko czerń.
- Jest noc? - szepnąłem zachrypniętym głosem.
- Robi się już widno - powiedział po cichu Jimin. - Kookie.. Czy ty..
- Widzę ciemność... Jimin... Tu nie jest ciemno?
- Kookie...
- Tu nie jest ciemno... - szeptałem, moje ciało zesztywniało. - Przecież to niemożliwe. Jimin, ja muszę widzieć. Jimin! - krzyknąłem zachrypniętym głosem. Zacisnąłem oczy, pozwalając łzie spłynąć po policzku. - Jimin... - zatrzasł mną szloch. Nie potrafię odbierać świata za pomocą dźwięku, nie potrafię odbierać świata za pomocą dotyku. Nie... Ja nie dam sobie z tym rady. Wolałbym teraz zasnąć i się nie obudzić. Proszę... Gdy otworzę oczy, chcę być w moim pokoju, w moim łóżku, chcę by mama była obok, chcę zobaczyć jej uśmiech i go odwzajemnić. Chcę, żeby to wszystko było tylko potwornym koszmarem. Chcę się obudzić i skryć w ramionach mojej rodzicielki... Zawsze kochałem ciemność. Kochałem nocne spacery, kochałem ciszę. Ciemność mnie uspokajała, w ciemności czułem się wolny. Ciemność niosła za sobą przyjemne orzeźwienie umysłu. Ciemność była moją bezpieczną ostoją. Teraz nabrała innego znaczenia. Nie chcę jej. Nie chcę nigdy więcej...
Chłopak złapał moją dłoń i oparł na niej głowę.
- To przecież niemożliwe, niemożliwe... Nie zgadzam się na to - płakał. - Rozumiesz? - spytał zbyt głośno, doprowadzając to kolejnego uderzenia i przeciągliwego zgrzytu w moich uszach.
- Szepcz... - nakazałem. - Boli... Dla mnie to jest koniec, rozumiesz? Nie chcę tak żyć, chcę umrzeć.
- Nie możesz. Nie możesz mnie w ten sposób zranić. Jeśli ty umrzesz. Ja też się zabiję.
- Romeo i Julia, czy może Petroniusz i Eunice w "Quo Vadis?"?
- Raczej wolę otworzyć sobie żyły za przykładem Petroniusza.
- Woow. Jimin przeczytał książkę. Brawo. Jednak nie jesteś skończonym idiotą.
- Pff... - parsknął i wstał - Wychodzę - skierował się do wyjścia, miałem protestować, żeby mnie nie opuszczał, ale zdążył rzucić szybkie "Zaraz wracam" i zamknął za sobą drzwi. Słyszałem jak rozmawia z pielęgniarką i prowadzi ją do mnie.
- Spokojnie - szepnęła. - To się zdarza. Dam mu zastrzyk. Zaśnie na kolejne kilka godzin, a jak się obudzi, będzie wszystko ok.
- Będę widział? - spytałem z nadzieją.
- Tak. O ile zgodzisz się na zastrzyk. Przez tą substancję możesz mieć przez jakiś czas zaburzenia równowagi. Nie będziesz mógł zostawać sam. Ktoś będzię musiał się toba opiekować przez kolejny miesiąc - odetchnąłem z ulgą na jej słowa.
- Zgadzam się - rzuciłem szybko, a dziewczyna wyszła. Zaniepokojony chłopak podszedł do mnie i złożył zmysłowy pocałunek na moich ustach.
- Będę nadal trwał przy tobie. Będę się modlił, żeby wszystko było dobrze.
- Nagle się religijny zrobiłeś - zadrwiłem z niego.
- Aww jak słodko - JiJi wróciła do nas. - No. To Kookie. Miłych snów.
Poczułem ukłucie na ręce i powoli moje ciało zaczęło popadać w odrętwienie. Zmysły odleciały i pozostała tylko ta okropna ciemność....
~~~~
Otworzyłem oczy.
- Światło! - wydarłem się, wyrzucając ręce w powietrze. Od razu tego pożałowałem, ponieważ mój staw ramieniowy głośno strzelił. - Aish!
- Kretynie, przez 4 dni leżałeś odłogiem i od razu takie gwałtowne ruchy? Myśl trochę - zbeształ mnie Jimin, siedzący na moim łóżku.
- Chcę do domu - powiedziałem.
- Mamy zarezerwowane pokoje w hotelu. A twoja mama chyba nie byłaby zachwycona twoim stanem. Poza tym mam mafię do obczajenia. Ty miałeś obczaić drugą, ale Suga to zrobi - stwierdził. Z trudem próbowałem podnieść się do siadu. Bolała mnie każda część ciała, bez wyjątków.
- JiJi! - krzyknął chłopak w stronę korytarza. Po chwili pielęgniarka zjawiła się przy nas z jakąś książeczką.
- Hello Kookie. How are you? - popatrzyłem na nią, unosząc brwi i mrużąc oczy.
- A jak mam się czuć?
- Jak wrak człowieka jak mniemam.
- Idealnie to ujęłaś - przewróciłem oczami, zwieszając nogi z łóżka i opierając się na rękach.
- Co ty się za naukę wzięłaś? - spytał zdziwiony Jimin, zauważając samouczek języka angielskiego w dłoni dziewczyny.
- Tak.
- Ha! Nie jest już trochę za późno? - mówił roześmiany.
- Sugerujesz mi, że jestem za stara na naukę?
- A nie jesteś? - w tym momencie dziewczyna podeszła i pacnęła go książką w łeb.
- Idiota - wyzwała go, krzyżując ręce na piersi. Chłopak zrobił minę zbitego psa, a za chwilę z diabelskim uśmieszkiem na twarzy zaczął ją łaskotać. Wstał z łóżka i męczył skuloną pielęgniarkę. Patrzyłem na nich smutnym wzrokiem. Ja cierpię, a oni się bawią w najlepsze. Wyglądają razem słodko. Taka para zakochańców. Będę ich shippował, dopóki nie wypiszą mnie ze szpitala. W praktyce "dopóki mnie nie wypiszą" równa się jakieś siedem godzin. Bo mam wyjść dziś wieczorem, jeszcze tylko mnie przebadają i przepiszą jakieś leki. Mój żołądek bardzo donośnie dał znać o swojej obecności. Łaskocząca się parka zaprzestała swoich działań, spojrzała na mnie, krzywiąc zabawnie mordki.
- No co? Nie jadłem przez cztery dni! - wykrzyczałem z wyrzutem - No i z czego się śmiejecie?!
- Okeej. Powaga - powiedziała dziewczyna, czyniąc gest opanowania.
- Zaraz Jin księżniczka nam coś ugotuje, bo nie pozwolę ię truć szpitalnym żarciem.
- Bardzo dobrze robisz - JiJi poparła jego słowa, klepiąc go po ramieniu - Jak zjesz, to zabieram cię na badania Ciastek - stwierdziła i oboje wyszli z pokoju. Jeszcze w drzwiach Jimin złapał ją ramieniem za szyję i poczochrał jej włosy.
- Jimin, ty debilu!
~~~~
Wolność... W końcu wolność...
Szedłem z Jiminem ze szpitala w kierunku hotelu, bo oczywiście nie stać nas na taksówkę, a to takie zapyziałe miasto, że nawet autobusy nie jeżdżą. Dostałem silne leki przeciwbólowe, więc po paru godzinach mogłem zwyczajnie stanąć na nogi. Chłopak został moim opiekunem. Obiecał swojej przyjaciółce, (no właśnie, tak bardzo ich shippowałem, a oni nawet się nie pocałowali, ale przytulasek na pożegnanie był sweetaśny) że będzie mym wiernym ochroniarzem. Uh, no dobra, to to jest takie dziecinne, że mnie nazwali księżniczką, a Jimin miał być moim rycerzem. Przenieśliśmy się w czasy średniowieczne i rycerz przyrzekł być wierny swojej damie serca i nawet otrzymałem chusteczkę z jego inicjałami. Jednym słowem DZIE-CI-NA-DA. Ale przynajmniej potrafi się bawić i poprawiać mi humor, mimo, że w takich momentach potrafię wyrzucić z siebie całą, przepełniającą mnie irytację. Rap Monster wraz z Jinem opuścili szpital dwa dni wcześniej. Namjoonowi założyli tak zwaną "ósemkę" na obojczyki. Będzie niedysponowany przez kolejne sześć tygodni... Masakra... Mamy nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze. Co do Jina... Nadal zastanawiam się, czy naprawdę mojej duszy udało się wyjść z ciała.
- Jimin - zwróciłem się do wyraźnie szczęśliwego przyjaciela. Pewnie też miał już dość szpitala i płakania nade mną. - Czy ty... - chłopak patrzył na mnie zainteresowany, czym chcę się z nim podzielić. - Czy Jin... - zająknąłem się, a szczęście uciekło z jego oczu na dźwięk imienia najstarszego - On chciał cię zgwałcić, prawda? - Jim przystanął i popatrzył na mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. - Patrz - tu pokazałem mu swój nadgarstek. - To ślady pozostawione przez jego paznokcie. Boję się go, on jest nieobliczalny. Myślę, że umyślnie spowodował wypadek. Że niby sarenka mu wyskoczyła? Ta, jasne. Przez całą drogę nie zaobserwowałem żadnego zwierzęcia, a tu nagle sarenka mu wyskoczyła. I to w tym momencie kiedy mnie odpiąłeś, a ja się spytałem, co łączy cię z Jinem. Nie myślisz, że to podejrzane? - Chłopak zamknął rozchylone lekko usta i w skupieniu powrócił do marszu.
- Ale Kookie. JiJi ci wszystko opowiadała jak spałem, czy co?
- Widziałem wszystko. Teraz tylko potwierdziłeś, że to co widziałem było realne.
- CO?! - popatrzył na mnie, wybałuszając oczy.
- Przyjaciółka wspominała ci przecież, że osoby w śpiączce mogą opuszczać swoje ciało. Wszysztko widziałem.
- Jednak to prawda... - powiedział z wymalowanym na twarzy efektem "wow".
- Smutna prawda. Mam wroga. Musisz mnie chronić - przerwałem na chwilę. - Chyba, że jednak coś do niego czujesz... - nie otrzymałem żadnego zaprzeczenia ze strony Jimina, co mnie zaniepokoiło. Czy zostawi mnie dla niego?
~~~~
Otaczająca nas ciemność bardzo mi przeszkadzała. Będę zadręczał się każdej nocy przez to, że na moment straciłem wzrok. Czy ta fobia zostanie mi do końca życia? Coś, co zawsze dawało ukojenie duszy, teraz stało się ogromnym lękiem. Nie chciałem tego.
Nogi odmawiały mi powoli posłuszeństwa, nie byłem przygotowany na taki długi dystans. Jim nie wspomniał, że ten hotel jest tak daleko. Mojemu towarzyszowi widocznie znudził się bezczynny chód, bo poczułem pukanie palcem w ramię. Popatrzyłem na chłopaka, którego postawa wskazywała na to, że jest winny przestępstw na włosach (bo jego włosy postanowiły przybrać kształt "na wkurwionego lwa"). Szedł z głową odwróconą w drugą stronę, a kciuki włożył do kieszeni w dżinsach. Udając, że nic się nie stało, zwróciłem wzrok z powrotem w kierunku, w którym szliśmy. Znów poczułem dotyk na ramieniu i sytuacja się powtórzyła. Gdy poczułem tknięcie po raz trzeci, spojrzałem się na niego, skrzywiając usta.
- Co się tak patrzysz? Nie krzyw mordki, bo ci się zmarszczki porobią.
- To przestań mnie tykać.
- Ale ja cię nie tykałem.
- Yhhhmm.
- No naprawdę cię nie dotykałem - Jego czarne oczy wpatrywały się we mnie z nigdy wcześniej nie znaną powagą. Chwyciłem jego ramię spanikowany i obróciłem się za siebie. Nad chodnikiem unosiła się biała, gęsta mgła.
- Mgła? - szepnąłem sam do siebie, zerkając teraz na chodnik przed nami. Z tej strony chodnik był przejrzysty. Popatrzyłem znów za siebie. Białe opary zniknęły.
- Jimin - przełknąłem ślinę. - Boję się. Uciekajmy stąd - szarpnąłem go za rękę i zaczęliśmy biec przed siebie.
~~~~
Wysiłek fizyczny i ogromny strach, który mnie ogarnął, trzydziestokrotnie przyspieszyły pracę serca. Z każdą trudem nabieraną dawką powietrza, płuca ogarniał ogień. Płomienie rozrywały tchawicę i oskrzela, tworząc przez moimi oczami obraz tragicznej śmierci z wycieńczenia. Nie miałem sił dalej biec, ale przerażenie nie pozwalało mi się zatrzymać. Łzy płynęły z zaciśniętych oczu po mokrej od potu twarzy. W końcu silne ramiona objęły moją upadającą na duchu istotę, zmuszając do zaprzestania biegu, co wiązało się z moim runięciem na kolana. Zimny wiatr owiał płonące ciało, opanowane przez drgawki, które stara się uspokoić tak samo zmęczony towarzysz.
- Nie możemy dalej biec - starał się opanować oddech. - Znów trafisz do szpitala. Nie możesz się przemęczać. I ja sam już nie daję rady.
Kolejne minuty mijały na wsłuchiwaniu się w głuche dudnienie własnego serca. Bezskutecznie próbowałem nabierać więcej powietrza w płuca, nie byłem w stanie tego zrobić. Jimin głaszcze delikatnie moje plecy, uspokajając własny oddech. Fakt, że przebiegliśmy przez większą część miasta, a hyung zachował zdrowy rozsądek, równał się z tym, że nasz hotel znajdował się o rzut beretem z miejsca w którym jesteśmy.
- Czy.. - złapałem oddech. - Nie mogliśmy dobiec... już... do końca... - szemrałem do niego.
- Czy ty widzisz w jakim jesteś stanie Kookie? Chcesz, żeby reszta dostała ataku serca? Musisz opanować drżenie ciała.
Muszę, muszę. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Lecz z czasem powietrze zaczęło powoli i równomiernie wpływać do moich płuc, a dygotanie ze zmęczenia mięśni ustało na rzecz dygotania z zimna. Dokładałem wszelkich starań, by samodzielnie się podnieść, lecz pomocna dłoń chłopaka została wyciągnięta w moim kierunku, a ja wiedziałem, że mogę jej zaufać.
~~~~
Chłopaki nie spodziewali się nas tak wcześnie i siedzieli w swoich pokojach. Wraz z Jiminem postanowiliśmy nie pokazywać się im na razie i udaliśmy się prosto do przydzielonego nam miejsca. Nasze rzeczy już tu były wypakowane przez Sugę i Hopa. Rzuciłem się na półlitrową butelkę wody stojącą na mojej szafce nocnej i wypiłem ją duszkiem. Jimin zrobił podobnie ze swoją i postanowiliśmy się wykąpać.
- Jest wanna? - spytałem chłopaka, który właśnie wszedł do łazienki, sam wyciągając swój ręcznik i zarzucając go na ramię.
- Jest. Ale ja biorę prysznic.
- Napuść mi wody.
- Bra - przytaknął mi chłopak. Wziąłem leki przeciwbólowe i za chwilę zjawiłem się zadowolony w łazience. Wanna była już do połowy wypełniona wodą, znad której unosiła się para, a Jimin schowany był w kabinie prysznicowej. Zrzuciłem z siebie ubrania i biorąc po drodze białą sól do kąpieli z płatkami rumianku, wszedłem do gorącej wody. Nasypałem granulek do wody i zamykając oczy dałem się ponieść w krainę relaksu, przepełnioną rumiankowym zapachem. Moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło, wszystkie mięśnie były rozluźnione, a mózg przepełniony był obrazkami zielonych, kwiecistych łąk. W głowie usłyszałem głos ptaków, świergoczących radośnie nad moją głową. Moją przyjemność przerwał szmer otwierania kabiny prysznicowej. Otworzyłem oczy i spojrzałem na obnażonego chłopaka. Oblała mnie fala gorąca na widok seksownego ciała, z którego leniwie spływały kropelki wody. Przesunąłem wzrok od stóp, poprzez umięśniony brzuch i wyrobioną klatę, do wyraźnie zarysowanych obojczyków. Spojrzałem na jego twarz, zasłoniętą w tej chwili ręcznikiem. Chłopak, czując, że jest obserwowany, odsłonił jedno oko. Moje ciało po zetknięciu się ze spojrzeniem czerwonych tęczówek samoistnie drgnęło. Zamknąłem oczy, wmawiając sobie zmęczenie i zbyt dużą ilość horrorów, by otwierając je, zwrócić wzrok w wodę. Po tej czynności moje serce zatrzymało się, by po kilku sekundach uderzyć całą siłą w moje żebra. Zamiast wody była krew, a w krwi ciało. Blade ciało dziewczyny. Dziewczyny, którą bardzo dobrze znam....
Martwe ciało Claire...
Wyskoczyłem z wanny jak opętany, zacisnąłem mocno oczy i zasłoniłem twarz rękoma. Dlaczego to zobaczyłem? Dlaczego Claire? Co się dzieje? Zdziwiony hyung położył mi rękę na ramieniu .
- Co jest Kookie? - przez palce spojrzałem na zawartość wanny. Była tam woda, a na jej powierzchni pływały białe rumiankowe płatki. Opuściłem ręce, zmarszczyłem brwi i nic nie rozumiejąc, wpatrywałem się w poruszoną przeze mnie taflę. - Jungkook? - chłopak zajrzał mi w oczy. Jego były normalne. Ciemne, jak zawsze. - Co tam zobaczyłeś?
- Krew...
- Może dostałeś okres? - spytał wydymając wargę i unosząc brwi, na co pacnąłem go z otwartej dłoni w nagie ramię. - Auuaa! Dobra! - spiorunowałem go wzrokiem. -Jesteś pewny, że to była krew? A może to było wino, a ty dokonałeś cudu niczym Jezus?
- Kretyn. Jestem zmęczony. Muszę się położyć - stwierdziłem po krótkiej chwili milczenia i odwróciłem się w stronę drzwi.
- Czekaj - zatrzymał mnie. - Opłukaj się. Jesteś cały w kwiatkach!
~~~~
Obudziłem się w środku nocy i stwierdziłem, że jestem wyspany. No i co mam teraz robić? Podniosłem się do siadu i po raz kolejny w czasie ostatnich dwudziestu czterech godzin moje serce zatrzymało się, by móc zacząć bić o wiele szybciej. Czułem, jak moja krew zaczyna wrzeć i pulsować w mojej głowie. Stres zżerał moje wnętrze. W bezruchu obserwowałem mglistą postać siedzącą przy moim łóżku. Jej delikatna, rozpływająca się w ciemności sylwetka zdawała się emitować od siebie potężnym przygnębieniem i cierpieniem. Czemu te istoty mnie zaczęły nękać? Czy ten duch, siedzący przede mną, którego widzę dokładnie, który jest smutny, którego mgliste ciało wyłania się z ciemności... to ten sam duch, przed którym uciekałem na ulicy, którego dotyk trącał moje ramię, od którego ratował mnie Jimin ... ? Co on może chcieć ode mnie? Z trudem połknąłem ślinę. Pot strachu spływał po moim czole i karku. Krople sunęły po mojej szyi w dół, by złączyć się z kołnierzykiem koszulki. Roztrzęsiony zsunąłem się z łóżka i nie spuszczając zjawy z oczu, wszedłem do łóżka przyjaciela, chciałem znaleźć w nim schronienie. Moje przerażenie wzrosło, gdy zauważyłem, że chłopaka tutaj nie ma. Automatycznie spojrzałem na skopaną na posłaniu kołdrę i wróciłem wzrokiem do zmory, która właśnie wstała i skierowała na mnie wzrok białych zarysów oczu. Migiem wybiegłem z pokoju i znajdując się na oświetlonym korytarzu, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Oparłem się o ścianę i uspokajałem oddech. Rozejrzałem się wokół i wypuściłem luźno powietrze. Pustka, cisza, wszyscy na pewno śpią. Lecz usłyszałem czyjś ściszony głos.
- Ahjussi. Naprawdę przepraszam - nastała chwila ciszy, po której znów usłyszałem głos. - Przecież to był wypadek. Nie mogę występować ze złamanym obojczykiem - kolejna cisza, czyżby rozmowa telefoniczna? Poszedłem w kierunku źródła dźwięku i wyjrzałem zza zakrętu. - Wiem, że nie mam dublera, ale naprawdę nie będę w stanie wystąpić. W ostateczności można przesunąć przedstawienie na kolejny tydzień - ujrzałem przygarbionego Namjoona zwróconego tyłem do mnie, który stara się mówić jak najciszej do telefonu. - A jak ją upuszczę? Boję się o nią ahjussi. Nie dam rady - wyszedłem zza rogu i przyczepiłem się do jego pleców, myślę, że przy nim jestem bezpieczny. Zszokowany obrócił się i odepchnął mnie z przerażeniem w oczach. Z słuchawki wydobywał się męski głos krzyczący jego imię. Monster przyłożył słuchawkę do ucha - muszę kończyć. Zadzwonię później - po tych słowach rozłączył się i wpatrywał się we mnie, wybałuszając oczy. - Odwaliło ci do reszty, żeby tak ludzi straszyć!? - wydarł się na mnie.
- Przepraszam, ale sam nie jestem spokojny. Gdzie jest Jimin?
- Mogłem cię skrzywdzić! - znowu uniósł głos. Nie martwi się o to, że on dostałby zawału, tylko o to, że mógłby mi coś zrobić. Na tę myśl uśmiechnąłem się i poczułem jak przyjemne ciepełko rozpływa się po moim ciele. - No i co się uśmiechasz!?
- Gdzie jest Jimin? - ponowiłem pytanie, patrząc w jego zdenerwowane, lecz troskliwe oczy.
- Nie olewaj tego co do ciebie mówię!
- Gdzie jest Jimin?
- Uhh - jęknął zrezygnowany. - Poszedł obczaić mafię i wybić paru ziomków - moja mina zrzedła.
- Sam? - spytałem.
- Sam. Przecież o to w tym chodzi. Jakby ktoś poszedł za nim, to by zabili obu. To w pewnym sensie takie "budowanie zaufania". Mimo iż i tak potem wszystkich wydajemy ojcu Sugi. I spokojnie - powiedział, widząc moją zmartwioną postawę - jest już tak obcykany w tej branży, że dla niego takie akcje są w 90 % bezpieczne - nie uspokoiło mnie to, ale postanowiłem tego nie pokazywać.
- Z kim gadałeś przez telefon? - zmieniłem temat.
- Z nikim ważnym, nie zainteresuje cię to - od razu przed oczami ukazała mi się skamieniała twarz Monstera w autobusie, gdy Jin powiedział o pewnej "tajemnicy". To na pewno ma z tym związek. Ale nie będę go męczył. Przytaknąłem tylko głową - a dlaczego ty nie śpisz?
- Bo się boję.
- Czego się boisz?
- No bo... Była mgła i znikła... Potem była krew i dziewczyna i to także znikło... A teraz była biała postać... i uciekłem.... - starszy popatrzył na mnie bez zrozumienia, ale chyba nie chciał zrozumieć.
- Bądź, co bądź, ja idę spać. Dobranoc - rzekł i obrócił się na pięcie, po czym pokierował się do swojego pokoju.
- Ale hyung - podbiegłem do niego i objąłem w pasie, przytulając głowę do jego szyi. - Ja się boję... Mogę spać u ciebie?
- A co ja twój tata? - popatrzył na mnie przez ramię, a ja zajrzałem w głąb jego oczu błagalnym spojrzeniem. - Uhh, ten twój dar przekonywania.
- To raczej urok osobisty - stwierdziłem, nie odklejając się od niego.
- Już sobie tak nie schlebiaj. Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego łóżka tak, jakbym faktycznie był jego dzieckiem. Pozwolił mi położyć się pod ścianą, po czym sam wszedł do łóżka. Przyciągnąłem starszego do siebie i tak wtulony w niego oddałem się w Objęcia Morfeusza.
~~~~
Wysiłek fizyczny i ogromny strach, który mnie ogarnął, trzydziestokrotnie przyspieszyły pracę serca. Z każdą trudem nabieraną dawką powietrza, płuca ogarniał ogień. Płomienie rozrywały tchawicę i oskrzela, tworząc przez moimi oczami obraz tragicznej śmierci z wycieńczenia. Nie miałem sił dalej biec, ale przerażenie nie pozwalało mi się zatrzymać. Łzy płynęły z zaciśniętych oczu po mokrej od potu twarzy. W końcu silne ramiona objęły moją upadającą na duchu istotę, zmuszając do zaprzestania biegu, co wiązało się z moim runięciem na kolana. Zimny wiatr owiał płonące ciało, opanowane przez drgawki, które stara się uspokoić tak samo zmęczony towarzysz.
- Nie możemy dalej biec - starał się opanować oddech. - Znów trafisz do szpitala. Nie możesz się przemęczać. I ja sam już nie daję rady.
Kolejne minuty mijały na wsłuchiwaniu się w głuche dudnienie własnego serca. Bezskutecznie próbowałem nabierać więcej powietrza w płuca, nie byłem w stanie tego zrobić. Jimin głaszcze delikatnie moje plecy, uspokajając własny oddech. Fakt, że przebiegliśmy przez większą część miasta, a hyung zachował zdrowy rozsądek, równał się z tym, że nasz hotel znajdował się o rzut beretem z miejsca w którym jesteśmy.
- Czy.. - złapałem oddech. - Nie mogliśmy dobiec... już... do końca... - szemrałem do niego.
- Czy ty widzisz w jakim jesteś stanie Kookie? Chcesz, żeby reszta dostała ataku serca? Musisz opanować drżenie ciała.
Muszę, muszę. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Lecz z czasem powietrze zaczęło powoli i równomiernie wpływać do moich płuc, a dygotanie ze zmęczenia mięśni ustało na rzecz dygotania z zimna. Dokładałem wszelkich starań, by samodzielnie się podnieść, lecz pomocna dłoń chłopaka została wyciągnięta w moim kierunku, a ja wiedziałem, że mogę jej zaufać.
~~~~
Chłopaki nie spodziewali się nas tak wcześnie i siedzieli w swoich pokojach. Wraz z Jiminem postanowiliśmy nie pokazywać się im na razie i udaliśmy się prosto do przydzielonego nam miejsca. Nasze rzeczy już tu były wypakowane przez Sugę i Hopa. Rzuciłem się na półlitrową butelkę wody stojącą na mojej szafce nocnej i wypiłem ją duszkiem. Jimin zrobił podobnie ze swoją i postanowiliśmy się wykąpać.
- Jest wanna? - spytałem chłopaka, który właśnie wszedł do łazienki, sam wyciągając swój ręcznik i zarzucając go na ramię.
- Jest. Ale ja biorę prysznic.
- Napuść mi wody.
- Bra - przytaknął mi chłopak. Wziąłem leki przeciwbólowe i za chwilę zjawiłem się zadowolony w łazience. Wanna była już do połowy wypełniona wodą, znad której unosiła się para, a Jimin schowany był w kabinie prysznicowej. Zrzuciłem z siebie ubrania i biorąc po drodze białą sól do kąpieli z płatkami rumianku, wszedłem do gorącej wody. Nasypałem granulek do wody i zamykając oczy dałem się ponieść w krainę relaksu, przepełnioną rumiankowym zapachem. Moje ciało ogarnęło przyjemne ciepło, wszystkie mięśnie były rozluźnione, a mózg przepełniony był obrazkami zielonych, kwiecistych łąk. W głowie usłyszałem głos ptaków, świergoczących radośnie nad moją głową. Moją przyjemność przerwał szmer otwierania kabiny prysznicowej. Otworzyłem oczy i spojrzałem na obnażonego chłopaka. Oblała mnie fala gorąca na widok seksownego ciała, z którego leniwie spływały kropelki wody. Przesunąłem wzrok od stóp, poprzez umięśniony brzuch i wyrobioną klatę, do wyraźnie zarysowanych obojczyków. Spojrzałem na jego twarz, zasłoniętą w tej chwili ręcznikiem. Chłopak, czując, że jest obserwowany, odsłonił jedno oko. Moje ciało po zetknięciu się ze spojrzeniem czerwonych tęczówek samoistnie drgnęło. Zamknąłem oczy, wmawiając sobie zmęczenie i zbyt dużą ilość horrorów, by otwierając je, zwrócić wzrok w wodę. Po tej czynności moje serce zatrzymało się, by po kilku sekundach uderzyć całą siłą w moje żebra. Zamiast wody była krew, a w krwi ciało. Blade ciało dziewczyny. Dziewczyny, którą bardzo dobrze znam....
Martwe ciało Claire...
Wyskoczyłem z wanny jak opętany, zacisnąłem mocno oczy i zasłoniłem twarz rękoma. Dlaczego to zobaczyłem? Dlaczego Claire? Co się dzieje? Zdziwiony hyung położył mi rękę na ramieniu .
- Co jest Kookie? - przez palce spojrzałem na zawartość wanny. Była tam woda, a na jej powierzchni pływały białe rumiankowe płatki. Opuściłem ręce, zmarszczyłem brwi i nic nie rozumiejąc, wpatrywałem się w poruszoną przeze mnie taflę. - Jungkook? - chłopak zajrzał mi w oczy. Jego były normalne. Ciemne, jak zawsze. - Co tam zobaczyłeś?
- Krew...
- Może dostałeś okres? - spytał wydymając wargę i unosząc brwi, na co pacnąłem go z otwartej dłoni w nagie ramię. - Auuaa! Dobra! - spiorunowałem go wzrokiem. -Jesteś pewny, że to była krew? A może to było wino, a ty dokonałeś cudu niczym Jezus?
- Kretyn. Jestem zmęczony. Muszę się położyć - stwierdziłem po krótkiej chwili milczenia i odwróciłem się w stronę drzwi.
- Czekaj - zatrzymał mnie. - Opłukaj się. Jesteś cały w kwiatkach!
~~~~
Obudziłem się w środku nocy i stwierdziłem, że jestem wyspany. No i co mam teraz robić? Podniosłem się do siadu i po raz kolejny w czasie ostatnich dwudziestu czterech godzin moje serce zatrzymało się, by móc zacząć bić o wiele szybciej. Czułem, jak moja krew zaczyna wrzeć i pulsować w mojej głowie. Stres zżerał moje wnętrze. W bezruchu obserwowałem mglistą postać siedzącą przy moim łóżku. Jej delikatna, rozpływająca się w ciemności sylwetka zdawała się emitować od siebie potężnym przygnębieniem i cierpieniem. Czemu te istoty mnie zaczęły nękać? Czy ten duch, siedzący przede mną, którego widzę dokładnie, który jest smutny, którego mgliste ciało wyłania się z ciemności... to ten sam duch, przed którym uciekałem na ulicy, którego dotyk trącał moje ramię, od którego ratował mnie Jimin ... ? Co on może chcieć ode mnie? Z trudem połknąłem ślinę. Pot strachu spływał po moim czole i karku. Krople sunęły po mojej szyi w dół, by złączyć się z kołnierzykiem koszulki. Roztrzęsiony zsunąłem się z łóżka i nie spuszczając zjawy z oczu, wszedłem do łóżka przyjaciela, chciałem znaleźć w nim schronienie. Moje przerażenie wzrosło, gdy zauważyłem, że chłopaka tutaj nie ma. Automatycznie spojrzałem na skopaną na posłaniu kołdrę i wróciłem wzrokiem do zmory, która właśnie wstała i skierowała na mnie wzrok białych zarysów oczu. Migiem wybiegłem z pokoju i znajdując się na oświetlonym korytarzu, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Oparłem się o ścianę i uspokajałem oddech. Rozejrzałem się wokół i wypuściłem luźno powietrze. Pustka, cisza, wszyscy na pewno śpią. Lecz usłyszałem czyjś ściszony głos.
- Ahjussi. Naprawdę przepraszam - nastała chwila ciszy, po której znów usłyszałem głos. - Przecież to był wypadek. Nie mogę występować ze złamanym obojczykiem - kolejna cisza, czyżby rozmowa telefoniczna? Poszedłem w kierunku źródła dźwięku i wyjrzałem zza zakrętu. - Wiem, że nie mam dublera, ale naprawdę nie będę w stanie wystąpić. W ostateczności można przesunąć przedstawienie na kolejny tydzień - ujrzałem przygarbionego Namjoona zwróconego tyłem do mnie, który stara się mówić jak najciszej do telefonu. - A jak ją upuszczę? Boję się o nią ahjussi. Nie dam rady - wyszedłem zza rogu i przyczepiłem się do jego pleców, myślę, że przy nim jestem bezpieczny. Zszokowany obrócił się i odepchnął mnie z przerażeniem w oczach. Z słuchawki wydobywał się męski głos krzyczący jego imię. Monster przyłożył słuchawkę do ucha - muszę kończyć. Zadzwonię później - po tych słowach rozłączył się i wpatrywał się we mnie, wybałuszając oczy. - Odwaliło ci do reszty, żeby tak ludzi straszyć!? - wydarł się na mnie.
- Przepraszam, ale sam nie jestem spokojny. Gdzie jest Jimin?
- Mogłem cię skrzywdzić! - znowu uniósł głos. Nie martwi się o to, że on dostałby zawału, tylko o to, że mógłby mi coś zrobić. Na tę myśl uśmiechnąłem się i poczułem jak przyjemne ciepełko rozpływa się po moim ciele. - No i co się uśmiechasz!?
- Gdzie jest Jimin? - ponowiłem pytanie, patrząc w jego zdenerwowane, lecz troskliwe oczy.
- Nie olewaj tego co do ciebie mówię!
- Gdzie jest Jimin?
- Uhh - jęknął zrezygnowany. - Poszedł obczaić mafię i wybić paru ziomków - moja mina zrzedła.
- Sam? - spytałem.
- Sam. Przecież o to w tym chodzi. Jakby ktoś poszedł za nim, to by zabili obu. To w pewnym sensie takie "budowanie zaufania". Mimo iż i tak potem wszystkich wydajemy ojcu Sugi. I spokojnie - powiedział, widząc moją zmartwioną postawę - jest już tak obcykany w tej branży, że dla niego takie akcje są w 90 % bezpieczne - nie uspokoiło mnie to, ale postanowiłem tego nie pokazywać.
- Z kim gadałeś przez telefon? - zmieniłem temat.
- Z nikim ważnym, nie zainteresuje cię to - od razu przed oczami ukazała mi się skamieniała twarz Monstera w autobusie, gdy Jin powiedział o pewnej "tajemnicy". To na pewno ma z tym związek. Ale nie będę go męczył. Przytaknąłem tylko głową - a dlaczego ty nie śpisz?
- Bo się boję.
- Czego się boisz?
- No bo... Była mgła i znikła... Potem była krew i dziewczyna i to także znikło... A teraz była biała postać... i uciekłem.... - starszy popatrzył na mnie bez zrozumienia, ale chyba nie chciał zrozumieć.
- Bądź, co bądź, ja idę spać. Dobranoc - rzekł i obrócił się na pięcie, po czym pokierował się do swojego pokoju.
- Ale hyung - podbiegłem do niego i objąłem w pasie, przytulając głowę do jego szyi. - Ja się boję... Mogę spać u ciebie?
- A co ja twój tata? - popatrzył na mnie przez ramię, a ja zajrzałem w głąb jego oczu błagalnym spojrzeniem. - Uhh, ten twój dar przekonywania.
- To raczej urok osobisty - stwierdziłem, nie odklejając się od niego.
- Już sobie tak nie schlebiaj. Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego łóżka tak, jakbym faktycznie był jego dzieckiem. Pozwolił mi położyć się pod ścianą, po czym sam wszedł do łóżka. Przyciągnąłem starszego do siebie i tak wtulony w niego oddałem się w Objęcia Morfeusza.
~~~~