No dzięki ;-;
Nie słuchać stworzenia, które pisze tam u góry.
Dziś jest krótko.
Serio krótko.
Dziękuję wszystkim za komentarze, które serio motywują do pisania ludzie jesteście świetni <3
O właśnie, może przecinki zacznę ci stawiać na czerwono to się w końcu nauczysz. ~~~~
„Dla nich jestem tylko reliktem z przeszłości który chcą wymazać.
Więc dlaczego powinienem wciąż istnieć?
Myślałem nad tym lecz nie mogłem znaleźć odpowiedzi.
Ale każdy potrzebuje powodu do życia."
Gdy jechaliśmy do "obozu" Votum, wciąż wypytywaliśmy o wszystko Jina. Po drodze zgarnęliśmy też Es, która postanowiła zmienić siebie i ...
... no cóż. Skończyło się to kolejną kłótnią.
Jimin niemo zabijał Sugę wzrokiem, zaś Namjoon chyba postanowił nas ogłuszyć swoim krzykiem. Es jednak patrzyła na jego przedstawienie bez jakiegokolwiek poczucia winy, jej twarz wyrażała szczęście. Szczęście, bo w końcu odnalazła siebie.
Ogarnij go.
Wyczytałem z ruchu jej warg.
A co ja mogę? Odpowiedziałem jej tak samo.
Es: Ciebie posłucha- patrząc na jej usta, słyszałem w głowie jej głos.
Ja: A ciebie nie?
Es: Raczej nie.
Ja: A niech sobie pokrzyczy, może mu się lepiej zrobi.
Es: Dzięki dupku- skrzyżowała ręce na piersi i wydęła policzki w geście poddania. Bo cóż innego pozostało jej do zrobienia?
Uśmiechnąłem się w jej stronę i postanowiłem się jednak zlitować.
- Namjoon- szepnąłem cicho na tyle, by tylko on mnie usłyszał, odwrócił się w moją stronę i coś w stylu "czego?"- Nic po prostu chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham- powiedziałem już głośno i złożyłem mu pocałunek na policzku. Od razu odwróciłem się poczerwieniały w stronę okna, za którym wszystko szybko się zmieniało.
Na moje szczęście, postanowił się zamknąć i przytulił mnie delikatnie.
Nie jechaliśmy długo (góra pięć godzin) i dotarliśmy do dużego lasu ogrodzonego wysokim płotem. Już mieliśmy przez niego przechodzić, gdy ktoś zastąpił nam drogę.
Mężczyźni w czarnych garniturach wyszli z lasu, celując prosto w nas.
Jak na rozkaz zrobiliśmy krok w tył, tuż za nami ktoś naładował broń, a dźwięk przeskakującego pocisku rozciął ciszę niczym strzała. Odwróciłem się z obawą o najgorsze. Niestety moje obawy się sprawdziły.
Prosto przede mną stał Namjoon.
Ze łzami na policzkach.
Zagryzając wargę do krwi.
Celując prosto w moje serce.
"Wybacz" szepnęły niemo jego usta, a huk wszystkich sparaliżował.
Upadając, zobaczyłem jak próbuje zabić sam siebie, celując w głowę.
Czy tak mieliśmy umrzeć?
Es wyrwała mu z ręki pistolet i pchnęła na kolana przed sobą, do jego karku przyłożyła nóż.
Czy to był już koniec?
Jeśli tak.
To chciałbym go jeszcze raz przytulić.
Ostatni raz pocałować.
Jeśli to koniec, to żałuje.
Że nie pokazałem mu miłości, jaką czułem.
Że kiedykolwiek wypuściłem go ze swoich objęć.
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
Jednak moje ciało już nie było mi posłuszne.
Mogłem tylko leżeć i patrzeć.
Mogłem zwrócić uwagę na wojnę, która trwała.
Jednak jedynym na co chciałem patrzeć, był on.
Jego twarz.
Skierowana na mnie.
Jego spojrzenie pełne winy.
Jego łzy, nad moją niedolą.
On był całym moim światem.
Całym sensem.
Ciesze się, że to on to skończył.
Tylko on...
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆*oczami Es*☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Ciało Jungkooka zwiotczało, po chwili runął na ziemię, patrząc na Namjoona. Powieki opadły mu w dół. Znieruchomiał.
Patrzyłam z przerażeniem jak umiera.
Z przerażeniem- bo to on go zabił. Ukochany.
Strzelił, zabił go.
Był martwy!
Al...
Ale musi żyć.
Trzymałam sztylet przy szyi brata, ale nie mogłam się zdobyć na to, by go ugodzić, nie miałam serca. Otoczono mnie.
Prychnęłam i podniosłam ręce. Obezwładnili mnie, leżałam twarzą do wilgotnej, zimnej ziemi. Przesiąkniętej krwią moich przyjaciół. Wykręcili mi ręce na plecy i mocno związali sznurem. Zakryto mi oczy i wrzucono do jakiegoś samochodu. Co ze mną zrobią? Nie wiem. Gorszym pytaniem było co zrobią z moimi przyjaciółmi. Co zrobią z ciałem Kooka...
Gdy dojechaliśmy na miejsce wepchnięto nas (tym razem całą resztę) do jakiejś piwnicy. Nivis stworzyła między rękoma niebieskie światło. Usiedliśmy w kręgu nic nie mówiąc. Przyjrzałam się wszystkim, byli w krwi, poobijani, zapłakani.
- Dlaczego on to zrobił?- spytał cicho roztrzęsiony Jimin - był naszym przyjacielem, był jego ukochanym, dlaczego zabił osobę, którą kochał?
- Coś musiało się stać!- powiedziała nieco za głośno Viv. Suga usiadł między nią a Jiminem. Był mu teraz potrzebny, i to bardzo. Siedział obok niego i trzymał jego drżącą dłoń. Park wypłakiwał się na jego ramieniu.
Byli smutni, rozpaczali w ciszy.
A ja? Mogłam tylko doznawać szoku. Mój brat był zdrajcą. Dlaczego wcześniej tego nie zobaczyłam? Mój brat był zdrajcą, a my nie mieliśmy jak mu pomóc.
Zresztą i tak by tego nie chciał.
Polował na Kooka, chciał go zabić. I zabił.
Nie dane mu było zbawienie.
~~~~
Parę godzin później...
Drzwi otworzyły się z hukiem i coś wpadło do pomieszczenia. My, schowani za cienką ścianą z cegły, byliśmy niewidoczni. Ktoś załkał.
Nivis wypuściła światło w górę tak by oświecało całą piwnicę. Na ziemi klęczał Namjoon z Jungkookiem na kolanach.
Jin wstał i ze złością odciągnął go od ciała. Ale przeraźliwy krzyk sprawił, że wystraszony puścił jego dłoń. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się Kimowi. Nie patrzył na mnie, patrzył na podłogę. Gdy wzięłam między palce jego podbródek wyczułam coś gorącego. Parzyło mnie tak mocno, że musiałam cofnąć dłoń.
- Niv powiększ światło, tak jakby było słońcem.
To co zobaczyłam przeraziło mnie bardziej niż wszystko inne.
Namjoon.
Jego ciało.
Jego twarz.
Wszystko skąpane było w czarnych płomieniach. Skórę miał czerwoną i popękaną. Spojrzał mi w oczy. Tęczówki miał białe, jakby trawiła go choroba. Podniósł dłoń jednak płomień powiększył się bardziej. Zagryzł wargę z której od razu pociekła krew. Odwrócił spojrzenie,
- On żyje- szepnął, przysuwając się bliżej ciała- on żyje. Proszę pomóżcie mu. Pomóżcie. Proszę- jego głos oddalał się od nas, aż w końcu ucichł. Otwierał usta, jednak nie wychodziły z nich żadne słowa. Wbił paznokcie w kark, a skóra pękła i zaczęła z niej odchodzić płatami. Patrzyłam wystraszona jak zrywa skórę z szyi i rzuca ją gdzieś daleko. Jego spojrzenie skierowane było na ukochanego.
Zrozumiałam.
To on stworzył te płomienie.
Chciał cierpieć.
Zwróciłam się w stronę Jungkooka, Dotknęłam jego nadgarstka.
- Ma rację, on żyje.
~~~
W piwnicy spędziliśmy dobre trzy miesiące. Rano przynoszono nam wodę i chleb, a po południu obiad. Ja, Viv i Nivis leczyliśmy Kooka codziennie na wszystkie znane nam sposoby.
Namjoon po czasie zaczął tracić słuch.
Później węch.
A na końcu wzrok.
Skończyło się na tym, że dniem i nocą siedział, trzymając rękę ukochanego, nie chciał go puszczać. Wmuszaliśmy w niego jedzenie i picie, skończyło się jednak na tym, że i tak wychudł. Myśleliśmy, że to będzie trwać wieczność, nie liczyliśmy dni. Staraliśmy się przeżyć.
~~~~
Musiałam zasnąć, ukołysana do snu płaczem, ponieważ następną rzeczą jaką sobie uświadomiłam, był głos w mojej głowie.
- W trakcie walki z Podziemiem, będziemy musieli stawić czoło wielu trudnościom. Ludzie będą nazywać nas potworami. Niektórzy z waszych bliskich zostaną zranieni. Niektórzy umrą.
Nigdy nie zapominajcie, że zło jest złem. Nie można tego zmienić. Nie można poprowadzić cienia ku światłu. Ale jeśli na to pozwolicie, poprowadzi was ku ciemności.
Zastanawiacie się, kim jestem, skąd wiem to, co wiem, i w jaki sposób jesteście w stanie to usłyszeć. Nie, to nie magia. To moc. Mówię to dla tych, którzy jeszcze mają nadzieje. Chcecie wiedzieć więcej o walce? Nie. Nie, sądzę, że bardziej jesteście zainteresowani miłością. Jak ochronić tych, których kochacie? Jak dać im kolejną szansę i nowe życie? Mówcie prawdę, kochajcie jakby to miał być ostatni wasz dzień. A wasza miłość da im nowe światło, lub cień.
Ocknęłam się, włosy opadały mi na ramiona. Zobaczyłam Kooka, jego ciało otoczone było smugą niebieskiego, zimnego światła, stał na środku pokoju. Podszedł do Namjoona i kładąc dłoń na jego głowie rozproszył czarny płomień. Na ten widok serce zabiło mi jeszcze mocniej.
W innym życiu pewnie by go nienawidził, ale w tym życiu chciał dać mu nową szansę. Delikatnie opuszkami palców dotykał ran chłopaka. Na policzku. Na szyi. Na ramionach.
Chociaż bardzo chcieliśmy, nie potrafiliśmy opanować jego ataków autodestrukcji.
Przyciągnął głowę Kima do siebie i mocno go przytulił.
- Musimy uciekać - szepnął Kookie, a jego spokojny głos ukoił napięte nerwy.
Przeznaczenie przyszło do nas. Nie mogliśmy się od niego uchylić.
Weszliśmy schodami na górę, a dzięki wsuwce otworzyliśmy drzwi, długim korytarzem szliśmy aż do zakrętu. Nie powinniśmy się rozdzielać, więc poszliśmy w lewo, wszyscy.
Kolejne schody, w powietrzu wyczułam stęchliznę o miedzianym zabarwieniu. Zmarszczyłam nos, zresztą nie ja jedna. Rozpoznałam to, rozpoznałam woń krwi. Chciałam wstrzymać oddech, ale wyłapałam jeszcze jeden zapach, który zwrócił moją uwagę. Mieszanka różnych perfum, gryzła bardziej niż woń rozkładu. Ktoś był blisko.
Serce waliło mi młotem, bałam się, że zaraz wyłamie żebra i wyjdzie na spacerek. Zaraz...
Mamy moc, na sto procent większą niż oni. Więc czego tu się bać?
Pokonamy ich bez zająknięcia.
Dotarliśmy do końca długiego, wąskiego korytarza. Zatrzymaliśmy się. Viv znów otworzyła drzwi swoją wsuwką. Jeszcze jedno lekkie pchnięcie i drzwi otworzyły się, zapraszając nas do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Podłoga pokryta była ciemnymi, wilgotnymi płytkami. Znajdowało się tu kilka metalowych stołów z zatrzaskami na nadgarstki i kostki u nóg.
- Pięknie, jesteśmy w sali tortur- jęknął V zza moich pleców.
- Hej, co wy tu robicie?
Obróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z intruzem. Był wyższy i lepiej zbudowany niż ja, ubrany był w czarny golf i również w tym odcieniu spodnie. Miał włosy koloru soli z pieprzem, skórę ciemną, jakby wychował się na pustyni i kilka cieniutkich zmarszczek. Przyglądał nam się, jak przywiązanym szczurom w klatce.
- Tato to oni- lśniące czarne wargi zamknęły się gwałtownie, gdy spotkałam jej wzrok. Nastolatka niewiele młodsza niż ja, jej szczupłą sylwetkę okrywała luźna, miękka sukienka w kolorze smoły. Przy boku miała brązowy pas z przyczepionymi do niego nożami. Poza nimi uzbrojona była po zęby. Jednak moją uwagę przyciągnęła jej twarz, chociaż do mężczyzny zwróciła się "tato", nie wyglądali na rodzinę. Cerę miała białą jak śnieg, a oczy jak dwie małe otchłanie bez końca. Chciałam zatonąć w tych oczach i nigdy więcej nie patrzeć w żadne inne- Votum nie przesadzała, mówiąc jaka jest piękna- powiedziała niby do niego, jednak wciąż patrzyła na mnie.
- Kto?- jęknęłam odrobinę zbyt cienkim głosem.
- Ty, moja pani- odpowiedziała nazbyt poważnie, kłaniając się lekko przede mną.
- Że co?
- Pani Votum powiedziała, że poznamy was po pięknej zesłanej, prowadzącej was ku ciemności.
- Ale tu chodziło o Viv, ona jest Aniołem, nie ja- broniłam się robiąc krok w tył.
- Nie, powiedziała o białowłosej. Więc to na pewno ty!- zaczerwieniłam się delikatnie i spuściłam głowę, czy ona serio mówi o mnie?!- poza tym nie widzę tu nikogo tak pięknego- czerwień na moich policzkach powiększyła się dość mocno.
- To ty umiesz się czerwienić?!- krzyknął V, patrząc na mnie- nie no młoda jesteś moim mistrzem, sprawiłaś, że to coś się czerwieni!- powiedział już w stronę nastolatki.
Zaśmiała się cicho pod nosem i podała mi dłoń, malutką i zimną. Popatrzyłam na nią, nie powinnam ufać ludziom na słowo. Nie powinnam, ale w niej było coś takiego, nie dało się jej nie zaufać. Zaprowadzili nas na dwór.
Zimne powietrze szczypało mnie delikatnie w policzki. Spojrzałam pewnie w górę, cichy, lecz pełen niegasnącego blasku. Otoczony milionem gwiazd, jednak samotny, mały księżyc ukazujący nam się w pełni.
Szum lasu na delikatnym wietrze, obsypanym magią gwiazd.
- Piękno, którego nikt nie może mieć na własność- szepnęła delikatnie dziewczyna- zupełnie jak Ty.
Przyjrzałam się jej uśmiechowi skierowanemu na mnie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak Ciastek wszystko zniszczył.
- Zabiłeś mnie chuju!- krzyknął na całe gardło, po jego policzkach spływały strumienie łez- zabiłeś mnie- powtórzył jakby sam nie mógł w to uwierzyć- zabiłeś- przełknął głośno ślinę- więc dlaczego nie potrafię cię znienawidzić?- złapałam go za rękę w geście wsparcia i starłam jego łzy- czemu to zrobiłeś? Nienawidzisz mnie?
- To nie tak- odpowiedział szybko z bólem w głosie- j.. ja cię kocham, nawet bardzo dlatego to zrobiłem, jeśli nie będziesz mi przerywać obiecuje powiem wszystko- dodał szybko, gdy zobaczył, że Kookie otwiera już usta, by coś powiedzieć- byłeś mu potrzebny żywy. Potrzebował twojej krwi do jakichś badań, gdy cię postrzeliłem musiał z nich zrezygnować. O.. on ożywił mamę, a ona mu pomaga. Chce się nas pozbyć- tu spojrzał na mnie- wszystkich.
- Ale i tak: ZABIŁEŚ SWOJEGO CHŁOPAKA!- krzyknął Jimin za nim.
- A ty czemu masz tyle śladów na nadgarstkach?
- Kot.
- Debilu, ty nie masz kota- powiadomił go Namjoon na co Jim tylko spojrzał w bok. (A CO Z KICIĄ?!) (Cicho)
- A ty czemu masz rozerwaną skórę na szyi?- przypomniał mu Kookie, dotykając lekko jeszcze niezabliźnionych ran- na rękach i zapewne w innych miejscach też.
- Chciałem się ukarać, tak bym już zawsze czuł ból. Skoro odebrałem ci możliwość przeżycia tego wszystkiego, to chciałem cierpieć tak okropnie, by aż znienawidzić życie.
- Głupi głupek- Kookie rzucił się na niego i mocno wtulił. Ten widok rozklejał.
Ogarnij go.
Wyczytałem z ruchu jej warg.
A co ja mogę? Odpowiedziałem jej tak samo.
Es: Ciebie posłucha- patrząc na jej usta, słyszałem w głowie jej głos.
Ja: A ciebie nie?
Es: Raczej nie.
Ja: A niech sobie pokrzyczy, może mu się lepiej zrobi.
Es: Dzięki dupku- skrzyżowała ręce na piersi i wydęła policzki w geście poddania. Bo cóż innego pozostało jej do zrobienia?
Uśmiechnąłem się w jej stronę i postanowiłem się jednak zlitować.
- Namjoon- szepnąłem cicho na tyle, by tylko on mnie usłyszał, odwrócił się w moją stronę i coś w stylu "czego?"- Nic po prostu chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham- powiedziałem już głośno i złożyłem mu pocałunek na policzku. Od razu odwróciłem się poczerwieniały w stronę okna, za którym wszystko szybko się zmieniało.
Na moje szczęście, postanowił się zamknąć i przytulił mnie delikatnie.
Nie jechaliśmy długo (góra pięć godzin) i dotarliśmy do dużego lasu ogrodzonego wysokim płotem. Już mieliśmy przez niego przechodzić, gdy ktoś zastąpił nam drogę.
Mężczyźni w czarnych garniturach wyszli z lasu, celując prosto w nas.
Jak na rozkaz zrobiliśmy krok w tył, tuż za nami ktoś naładował broń, a dźwięk przeskakującego pocisku rozciął ciszę niczym strzała. Odwróciłem się z obawą o najgorsze. Niestety moje obawy się sprawdziły.
Prosto przede mną stał Namjoon.
Ze łzami na policzkach.
Zagryzając wargę do krwi.
Celując prosto w moje serce.
"Wybacz" szepnęły niemo jego usta, a huk wszystkich sparaliżował.
Upadając, zobaczyłem jak próbuje zabić sam siebie, celując w głowę.
Czy tak mieliśmy umrzeć?
Es wyrwała mu z ręki pistolet i pchnęła na kolana przed sobą, do jego karku przyłożyła nóż.
Czy to był już koniec?
Jeśli tak.
To chciałbym go jeszcze raz przytulić.
Ostatni raz pocałować.
Jeśli to koniec, to żałuje.
Że nie pokazałem mu miłości, jaką czułem.
Że kiedykolwiek wypuściłem go ze swoich objęć.
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.
Jednak moje ciało już nie było mi posłuszne.
Mogłem tylko leżeć i patrzeć.
Mogłem zwrócić uwagę na wojnę, która trwała.
Jednak jedynym na co chciałem patrzeć, był on.
Jego twarz.
Skierowana na mnie.
Jego spojrzenie pełne winy.
Jego łzy, nad moją niedolą.
On był całym moim światem.
Całym sensem.
Ciesze się, że to on to skończył.
Tylko on...
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆*oczami Es*☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Ciało Jungkooka zwiotczało, po chwili runął na ziemię, patrząc na Namjoona. Powieki opadły mu w dół. Znieruchomiał.
Patrzyłam z przerażeniem jak umiera.
Z przerażeniem- bo to on go zabił. Ukochany.
Strzelił, zabił go.
Był martwy!
Al...
Ale musi żyć.
Trzymałam sztylet przy szyi brata, ale nie mogłam się zdobyć na to, by go ugodzić, nie miałam serca. Otoczono mnie.
Prychnęłam i podniosłam ręce. Obezwładnili mnie, leżałam twarzą do wilgotnej, zimnej ziemi. Przesiąkniętej krwią moich przyjaciół. Wykręcili mi ręce na plecy i mocno związali sznurem. Zakryto mi oczy i wrzucono do jakiegoś samochodu. Co ze mną zrobią? Nie wiem. Gorszym pytaniem było co zrobią z moimi przyjaciółmi. Co zrobią z ciałem Kooka...
Gdy dojechaliśmy na miejsce wepchnięto nas (tym razem całą resztę) do jakiejś piwnicy. Nivis stworzyła między rękoma niebieskie światło. Usiedliśmy w kręgu nic nie mówiąc. Przyjrzałam się wszystkim, byli w krwi, poobijani, zapłakani.
- Dlaczego on to zrobił?- spytał cicho roztrzęsiony Jimin - był naszym przyjacielem, był jego ukochanym, dlaczego zabił osobę, którą kochał?
- Coś musiało się stać!- powiedziała nieco za głośno Viv. Suga usiadł między nią a Jiminem. Był mu teraz potrzebny, i to bardzo. Siedział obok niego i trzymał jego drżącą dłoń. Park wypłakiwał się na jego ramieniu.
Byli smutni, rozpaczali w ciszy.
A ja? Mogłam tylko doznawać szoku. Mój brat był zdrajcą. Dlaczego wcześniej tego nie zobaczyłam? Mój brat był zdrajcą, a my nie mieliśmy jak mu pomóc.
Zresztą i tak by tego nie chciał.
Polował na Kooka, chciał go zabić. I zabił.
Nie dane mu było zbawienie.
~~~~
Parę godzin później...
Drzwi otworzyły się z hukiem i coś wpadło do pomieszczenia. My, schowani za cienką ścianą z cegły, byliśmy niewidoczni. Ktoś załkał.
Nivis wypuściła światło w górę tak by oświecało całą piwnicę. Na ziemi klęczał Namjoon z Jungkookiem na kolanach.
Jin wstał i ze złością odciągnął go od ciała. Ale przeraźliwy krzyk sprawił, że wystraszony puścił jego dłoń. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się Kimowi. Nie patrzył na mnie, patrzył na podłogę. Gdy wzięłam między palce jego podbródek wyczułam coś gorącego. Parzyło mnie tak mocno, że musiałam cofnąć dłoń.
- Niv powiększ światło, tak jakby było słońcem.
To co zobaczyłam przeraziło mnie bardziej niż wszystko inne.
Namjoon.
Jego ciało.
Jego twarz.
Wszystko skąpane było w czarnych płomieniach. Skórę miał czerwoną i popękaną. Spojrzał mi w oczy. Tęczówki miał białe, jakby trawiła go choroba. Podniósł dłoń jednak płomień powiększył się bardziej. Zagryzł wargę z której od razu pociekła krew. Odwrócił spojrzenie,
- On żyje- szepnął, przysuwając się bliżej ciała- on żyje. Proszę pomóżcie mu. Pomóżcie. Proszę- jego głos oddalał się od nas, aż w końcu ucichł. Otwierał usta, jednak nie wychodziły z nich żadne słowa. Wbił paznokcie w kark, a skóra pękła i zaczęła z niej odchodzić płatami. Patrzyłam wystraszona jak zrywa skórę z szyi i rzuca ją gdzieś daleko. Jego spojrzenie skierowane było na ukochanego.
Zrozumiałam.
To on stworzył te płomienie.
Chciał cierpieć.
Zwróciłam się w stronę Jungkooka, Dotknęłam jego nadgarstka.
- Ma rację, on żyje.
~~~
W piwnicy spędziliśmy dobre trzy miesiące. Rano przynoszono nam wodę i chleb, a po południu obiad. Ja, Viv i Nivis leczyliśmy Kooka codziennie na wszystkie znane nam sposoby.
Namjoon po czasie zaczął tracić słuch.
Później węch.
A na końcu wzrok.
Skończyło się na tym, że dniem i nocą siedział, trzymając rękę ukochanego, nie chciał go puszczać. Wmuszaliśmy w niego jedzenie i picie, skończyło się jednak na tym, że i tak wychudł. Myśleliśmy, że to będzie trwać wieczność, nie liczyliśmy dni. Staraliśmy się przeżyć.
~~~~
Musiałam zasnąć, ukołysana do snu płaczem, ponieważ następną rzeczą jaką sobie uświadomiłam, był głos w mojej głowie.
- W trakcie walki z Podziemiem, będziemy musieli stawić czoło wielu trudnościom. Ludzie będą nazywać nas potworami. Niektórzy z waszych bliskich zostaną zranieni. Niektórzy umrą.
Nigdy nie zapominajcie, że zło jest złem. Nie można tego zmienić. Nie można poprowadzić cienia ku światłu. Ale jeśli na to pozwolicie, poprowadzi was ku ciemności.
Zastanawiacie się, kim jestem, skąd wiem to, co wiem, i w jaki sposób jesteście w stanie to usłyszeć. Nie, to nie magia. To moc. Mówię to dla tych, którzy jeszcze mają nadzieje. Chcecie wiedzieć więcej o walce? Nie. Nie, sądzę, że bardziej jesteście zainteresowani miłością. Jak ochronić tych, których kochacie? Jak dać im kolejną szansę i nowe życie? Mówcie prawdę, kochajcie jakby to miał być ostatni wasz dzień. A wasza miłość da im nowe światło, lub cień.
Ocknęłam się, włosy opadały mi na ramiona. Zobaczyłam Kooka, jego ciało otoczone było smugą niebieskiego, zimnego światła, stał na środku pokoju. Podszedł do Namjoona i kładąc dłoń na jego głowie rozproszył czarny płomień. Na ten widok serce zabiło mi jeszcze mocniej.
W innym życiu pewnie by go nienawidził, ale w tym życiu chciał dać mu nową szansę. Delikatnie opuszkami palców dotykał ran chłopaka. Na policzku. Na szyi. Na ramionach.
Chociaż bardzo chcieliśmy, nie potrafiliśmy opanować jego ataków autodestrukcji.
Przyciągnął głowę Kima do siebie i mocno go przytulił.
- Musimy uciekać - szepnął Kookie, a jego spokojny głos ukoił napięte nerwy.
Przeznaczenie przyszło do nas. Nie mogliśmy się od niego uchylić.
Weszliśmy schodami na górę, a dzięki wsuwce otworzyliśmy drzwi, długim korytarzem szliśmy aż do zakrętu. Nie powinniśmy się rozdzielać, więc poszliśmy w lewo, wszyscy.
Kolejne schody, w powietrzu wyczułam stęchliznę o miedzianym zabarwieniu. Zmarszczyłam nos, zresztą nie ja jedna. Rozpoznałam to, rozpoznałam woń krwi. Chciałam wstrzymać oddech, ale wyłapałam jeszcze jeden zapach, który zwrócił moją uwagę. Mieszanka różnych perfum, gryzła bardziej niż woń rozkładu. Ktoś był blisko.
Serce waliło mi młotem, bałam się, że zaraz wyłamie żebra i wyjdzie na spacerek. Zaraz...
Mamy moc, na sto procent większą niż oni. Więc czego tu się bać?
Pokonamy ich bez zająknięcia.
Dotarliśmy do końca długiego, wąskiego korytarza. Zatrzymaliśmy się. Viv znów otworzyła drzwi swoją wsuwką. Jeszcze jedno lekkie pchnięcie i drzwi otworzyły się, zapraszając nas do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Podłoga pokryta była ciemnymi, wilgotnymi płytkami. Znajdowało się tu kilka metalowych stołów z zatrzaskami na nadgarstki i kostki u nóg.
- Pięknie, jesteśmy w sali tortur- jęknął V zza moich pleców.
- Hej, co wy tu robicie?
Obróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z intruzem. Był wyższy i lepiej zbudowany niż ja, ubrany był w czarny golf i również w tym odcieniu spodnie. Miał włosy koloru soli z pieprzem, skórę ciemną, jakby wychował się na pustyni i kilka cieniutkich zmarszczek. Przyglądał nam się, jak przywiązanym szczurom w klatce.
- Tato to oni- lśniące czarne wargi zamknęły się gwałtownie, gdy spotkałam jej wzrok. Nastolatka niewiele młodsza niż ja, jej szczupłą sylwetkę okrywała luźna, miękka sukienka w kolorze smoły. Przy boku miała brązowy pas z przyczepionymi do niego nożami. Poza nimi uzbrojona była po zęby. Jednak moją uwagę przyciągnęła jej twarz, chociaż do mężczyzny zwróciła się "tato", nie wyglądali na rodzinę. Cerę miała białą jak śnieg, a oczy jak dwie małe otchłanie bez końca. Chciałam zatonąć w tych oczach i nigdy więcej nie patrzeć w żadne inne- Votum nie przesadzała, mówiąc jaka jest piękna- powiedziała niby do niego, jednak wciąż patrzyła na mnie.
- Kto?- jęknęłam odrobinę zbyt cienkim głosem.
- Ty, moja pani- odpowiedziała nazbyt poważnie, kłaniając się lekko przede mną.
- Że co?
- Pani Votum powiedziała, że poznamy was po pięknej zesłanej, prowadzącej was ku ciemności.
- Ale tu chodziło o Viv, ona jest Aniołem, nie ja- broniłam się robiąc krok w tył.
- Nie, powiedziała o białowłosej. Więc to na pewno ty!- zaczerwieniłam się delikatnie i spuściłam głowę, czy ona serio mówi o mnie?!- poza tym nie widzę tu nikogo tak pięknego- czerwień na moich policzkach powiększyła się dość mocno.
- To ty umiesz się czerwienić?!- krzyknął V, patrząc na mnie- nie no młoda jesteś moim mistrzem, sprawiłaś, że to coś się czerwieni!- powiedział już w stronę nastolatki.
Zaśmiała się cicho pod nosem i podała mi dłoń, malutką i zimną. Popatrzyłam na nią, nie powinnam ufać ludziom na słowo. Nie powinnam, ale w niej było coś takiego, nie dało się jej nie zaufać. Zaprowadzili nas na dwór.
Zimne powietrze szczypało mnie delikatnie w policzki. Spojrzałam pewnie w górę, cichy, lecz pełen niegasnącego blasku. Otoczony milionem gwiazd, jednak samotny, mały księżyc ukazujący nam się w pełni.
Szum lasu na delikatnym wietrze, obsypanym magią gwiazd.
- Piękno, którego nikt nie może mieć na własność- szepnęła delikatnie dziewczyna- zupełnie jak Ty.
Przyjrzałam się jej uśmiechowi skierowanemu na mnie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak Ciastek wszystko zniszczył.
- Zabiłeś mnie chuju!- krzyknął na całe gardło, po jego policzkach spływały strumienie łez- zabiłeś mnie- powtórzył jakby sam nie mógł w to uwierzyć- zabiłeś- przełknął głośno ślinę- więc dlaczego nie potrafię cię znienawidzić?- złapałam go za rękę w geście wsparcia i starłam jego łzy- czemu to zrobiłeś? Nienawidzisz mnie?
- To nie tak- odpowiedział szybko z bólem w głosie- j.. ja cię kocham, nawet bardzo dlatego to zrobiłem, jeśli nie będziesz mi przerywać obiecuje powiem wszystko- dodał szybko, gdy zobaczył, że Kookie otwiera już usta, by coś powiedzieć- byłeś mu potrzebny żywy. Potrzebował twojej krwi do jakichś badań, gdy cię postrzeliłem musiał z nich zrezygnować. O.. on ożywił mamę, a ona mu pomaga. Chce się nas pozbyć- tu spojrzał na mnie- wszystkich.
- Ale i tak: ZABIŁEŚ SWOJEGO CHŁOPAKA!- krzyknął Jimin za nim.
- A ty czemu masz tyle śladów na nadgarstkach?
- Kot.
- Debilu, ty nie masz kota- powiadomił go Namjoon na co Jim tylko spojrzał w bok. (A CO Z KICIĄ?!) (Cicho)
- A ty czemu masz rozerwaną skórę na szyi?- przypomniał mu Kookie, dotykając lekko jeszcze niezabliźnionych ran- na rękach i zapewne w innych miejscach też.
- Chciałem się ukarać, tak bym już zawsze czuł ból. Skoro odebrałem ci możliwość przeżycia tego wszystkiego, to chciałem cierpieć tak okropnie, by aż znienawidzić życie.
- Głupi głupek- Kookie rzucił się na niego i mocno wtulił. Ten widok rozklejał.
Jakie to kochane <3
OdpowiedzUsuńJejciu dodawajcie szybciej rozdziały bo jak zobaczyłam że jest nowy rozdział to była w autobusie i zaczęłam się delikatnie ujmując "nie typowo cieszyć" i się na mnie ludzie patrzyli jak na idiotkę :/
Więcej rozdziałów ! <3
Koffam <3
~Wierna Paula
Jejciu dziękuje *^* Co tam ludzie rozdział ważniejszy XD
UsuńHej przepraszam, że tak późno ale cierpiałam na brak neta. Co do rozdziału..... WOW. No się nie spodziewałam... w ogóle Namjoon xd a Ciasteczko jaki kochany normalnie jak wydoroślał (dumna) przepraszam, że tak chaotycznie, to z wrażenia (że mi internet wrócił xD nie serio rozdział czadowy :) ) czekam na następny i się doczekać już nie mogę :)
OdpowiedzUsuńWeny kochana :*
Niedługo będzie... niedługo (czyt. góra miesiąc) ^^ Dziękuje :**
Usuń