poniedziałek, 16 lutego 2015

Ready, Aim, FIRE!

Dobra, krótko, zwięźle i na temat. 
Ready, aim, fire! to pierwszy rozdział nowego opowiadania, opisującego mafie...
Tak mam nasrane w głowie no cóż xD 
Miłego czytania! 
Kuloodporni rozdział pierwszy. 

With our backs to the wall, the darkness will fall
We never quite thought we could lose it all
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire!
An empire's falling just one day
You close your eyes and the glory fades
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire away! (Fire!)
Ready, aim, fire! Ready, aim, fire away!

~~Imagine Dragons
Na ten dzień czekałem już od dłuższego czasu. Z jednej strony cieszyłem się, w końcu nowa szkoła, nowi ludzie i można pokazać się z innych perspektyw, niż w starej. Jednak po drugiej stronie medalu był żal. Musiałem pożegnać wszystkie przyjaciółki, ojciec zażądał bym zerwał z chłopakiem i nie kontaktował się z nim. To był chyba najgorszy cios. Za pięć minut mam przekroczyć próg i chodzić do drugiej klasy. Co jeszcze jest mocnym ciosem? Gimnazjum połączone z liceum? Lepszej rzeczy se wymyślić nie mogli.
- Jeśli moja klasa to będą same pokemony, barbie i keny to obiecuję, że rozstrzelam ich wszystkich- powiedziałem do ojca, nie odrywając wzroku od szklanych drzwi, kątem oka widziałem, jak wyciąga moje walizki. Wiecie co jest gorsze od szkoły połączonej z gimnazjum? Szkoła z internatem. Internat, gimnazjaliści i licealiści w jednym pokoju. To jak wsadzić zająca do klatki z wilkiem. Na sto pro się zaprzyjaźnią. 

- Jeśli będziesz miał taką klasę, to sam ci dam pistolet. Ba! Nawet ci granaty dam- poklepał mnie po ramieniu i popatrzył na zielony budynek- ładny kolor.
- Idziesz ze mną do dyrektora?
- Jasne, że tak- włożył między usta papierosa, którego szybko mu z nich wytrąciłem i wywaliłem do kosza- młody, no odpuść sobie, to tylko papierosy.
- Papierosy i rak płuc- nadymałem policzki i skrzyżowałem ramiona w geście poddania.
- To co idziemy na tą rzeź?
- Idziemy.

Gdy minęliśmy próg czułem radość, bo przywitały mnie uśmiechy. Ciekawość, bo chciałem wszystko poznać. Niepokój, bo nie znałem nikogo. Stres, przed tym co może się wydarzyć. Dumę, że będę mógł stać się częścią tego grona. I smutek, bo w żaden sposób nie przypominała mi dawnej szkoły. Jestem ciekaw, czy mnie zaakceptują, czy będę musiał się ukrywać. Gdzieś w środku mignęła mi niebieska fryzura. Chwile później stałem z ojcem (który podziwiał chyba wszystkie możliwe odcienie zieleni na ścianach i podłodze) przed gabinetem dyrektora. 
to tak mniej więcej 
Znów zobaczyłem ten błękit, tym razem dokładniej. Należał do wysokiej, smukłej nastolatki o cerze bladej niczym kartka papieru. 

Wydaje mi się, że była gothem, bo cały jej ubiór był czarny. Turkusowe włosy spadały na ramiona i plecy długimi lokami, ciemna suknia przylegała ściśle do ciała i kończyła się ledwo za kolanami. Tam zaczynały się zakolanówki i buty na wysokiej (chyba z dwudziestocentymetrowej) platformie. Na całej długości można było widzieć pasy zakończone metalowymi klamrami. Zielone oczy miała mocno konturowane czarną kredką i cieniem, a usta umalowane szminką o tym samym kolorze. Nie pasowała jednak do grupy chłopców z którymi stała. Może wyglądali jak "bad boys", ale bardziej w sensie wulgarnych, klnących, marzących po ścianach ludziach. Ona? Wyglądała na prawdziwą buntowniczkę, nie taką, która robi wszystko po kryjomu. Taką która ma wszystkich w dupie i mówi co chce.
Oni byli bez wyjątku wysocy i napakowani, choć niektórzy w małym stopniu. Większość prezentowała z dumą tatuaże, nosili stalowe łańcuchy, jakby broń. Popychali się nawzajem, śmiejąc się i waląc po ramionach. Przesunąłem wzrokiem po tej grupie.
Nie, ona do nich nie pasowała.
Chciałem się im przyjrzeć dokładnie, wszystkim. Ale moje spojrzenie przyciągnął chłopak, który włosy miał tak jasne, że aż białe. Tylko on się nie wygłupiał, stał oparty o szafki i przyglądał się wszystkiemu z lekkim rozbawieniem widocznym na mordce.
Całkiem ładnej mordce, jeśli mam być szczery. 

Był cudowny, a ja musiałem się teraz ślinić. Na bank.
Gdy na mnie spojrzał, poczułem jak moje serce staje. 
Miał zimne piwne oczy i twarz, na której widok sam diabeł skuliłby się w emo kącie, rycząc i tnąc się mydłem w proszku. Tak, mydłem. Tak, w proszku. Pomijając tę twarz seryjnego mordercy, miał wytatuowane czarne smoki i węże na rękach i nosił kastety. 
Tak cholernie niebezpieczny.
Tak cholernie zimny.
Tak cholernie boski. 

Gdy zadźwięczał dzwonek, większość z ich grupy po prostu gdzieś poszła. Jednak białowłosy stał, wciąż piorunując mnie spojrzeniem.
Jakby od samego wzroku w moim ciele mógł wypalić dwie małe dziury przelotowe.
Ojciec pochylił się gwałtownie i pomachał mi przed twarzą. Dlaczego w takim momencie? Tatusiu. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesłach. Przyjrzałem się chwile pulchnemu mężczyźnie w podeszłym wieku, który pierdzielił coś na temat lekcji. Nie było mnie tam z nim. Stałem z jednym takim chłopcem na korytarzu. Niegrzecznym chłopcem. 

-... Dlatego właśnie każdy z młodszych uczniów otrzymuje starszaka, który ma się nim zająć- powiedział dyrektor wstając (z trudem) z obrotowego krzesła, otworzył drzwi, a przez nie wszedł mój ideał- a to Namjoon, czyli twój współlokator oraz mam nadzieje przyjaciel.
Moje usta otworzyły się i natychmiast zamknęły. Myślałem, że szok zwali mnie zaraz z krzesła. 

Kiwnął głową w stronę mojego ojca i skierował wzrok na mnie. Cały czerwony popatrzyłem na swoje buty, by uniknąć tego pięknego koloru. 
Uhh, jak ja lubię brąz. 
Znaczy nie lubię. 
Mniejsza z tym, od dziś brąz jest moim ulubionym kolorem. 
- Jak masz na imię?- spytał lekko zachrypniętym, seksownym głosem. JA TU ZARAZ KURWA UMRĘ. 
- J.. Jeo... Jeongguk- wyjęczałem, paląc buraka wprost w te oczy.
- Już go lubię- skwitował tata, lustrując go spojrzeniem.
- Ty lubisz każdego, kto nosi glany, bądź desanty.
- Dlatego twoi starzy znajomi byli do dupy!
- Nie moja wina, że szukam przyjaciół po charakterze, a nie po tym co mają na nogach.
- Potrzebujesz glanów- burknął w moją stronę obrażony.
- Nie chcę glanów- wysapałem, odwracając się w drugą stronę. 

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Po dziesięciu minutach stałem z blondynem pod klasą, a tata przytulał mnie do siebie.
- Napisze ci list.
- Musisz wyjeżdżać? A jak nie wrócisz?- poczułem na policzkach coś mokrego. Ja nie płaczę. Nie płaczę.
- Wrócę.
- Mama też tak mówiła- pochylił się i pocałował mnie w czoło. Powoli zaczął się odsuwać i udał się do drzwi, machając mi zawzięcie.
- Nie maż się dzieciaku- warknął na mnie chłopak i otworzył drzwi od razu szarpiąc mnie w ich stronę- TO WASZ NOWY KOLEGA JEONGGUK, NIE ZJEDZCIE GO, BO MNIE DYRO ZAJEBIE, A WTEDY JA ZAJEBIE WAS.- krzyknął i wyszedł.
Czułem wszystkie te spojrzenia. On nie miał mnie czasem wspierać?!
- Widzę że jesteś podopiecznym Kima, uważaj na niego- upomniał mnie mężczyzna o miłym wyrazie twarzy, to chyba pan od.. czekaj, co ja właściwie teraz mam?!
- Em.. przepraszam, że pytam ale czego pan uczy?
- Literatury oraz sztuk pięknych- uśmiechnął się, opierając o biurko- prowadzę również kółko teatralne, na które zapraszam - pokiwałem głową i obejrzałem go dokładnie. Jego ubiór był schludny, biała koszula w kratę, idealnie wyprasowana, włożona była w czarne zamszowe spodnie. Lśniące ciemne buty miały równo zawiązane sznurówki, a brązowe włosy były wygładzone i ułożone do tyłu. Całkiem przystojny jak na nauczyciela- może powiesz nam coś o sobie Kookie?
- Eto... lubię czerwony- odpowiedziałem zamyślony, chyba robiłem trochę ogłupioną minę, ponieważ cała klasa wybuchła miłym dla ucha śmiechem.
- No dobrze. Jestem twoim nowym wychowawcą, więc jeśli coś się będzie dziać to zapraszam do mnie. A teraz klaso jak go nazwiemy?
- CIASTECZKO!!!- krzyknęła jakaś ruda dziewczyna, siedząca na końcu klasy. Wszyscy popatrzyli na nią i kiwali głowami.
- Pasuję. Idź usiądź koło Pani Ognia - jak kazał tak też zrobiłem. 

Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem iż kolor, który uznałem za rudy, tak naprawdę był w odcieniu smoczej krwi, na końcach jednak jaśniejszy, w odcieniu ognia.
- Oi! Jestem Vivimorte- podała mi delikatną, wychudzoną dłoń, którą uścisnąłem.
- Rodzice Cię chyba nienawidzą. Jestem Jeongguk.
- Wiem, Monster dość głośno cię przedstawił- uśmiechnęła się promiennie- nadali mi je dziadkowie, ponieważ podczas porodu moja matka umarła, a ojciec zginął w wypadku samochodowym, jadąc do niej. Z łaciny moje imię oznacza żywą śmierć- chciałem coś powiedzieć, ale machnęła na mnie ręką- tylko nie waż się mówić żadnego "Przykro mi" albo "Współczuję", bo cię trzepnę!- nadymała policzki, ale po chwili znów miała szeroki uśmiech na twarzy. 

Była nieskazitelna i miała olśniewającą twarz, jaką widuje się tylko w magazynach. Miała mocny czarny makijaż i również w tym kolorze ubiór. Jej cienka, delikatna koszula przyozdobiona była gorsetem związanym lekko, skórzane spodnie podkreślały niezwykle chude nogi. Jedyne co w jej ubiorze nie było tak "mroczne", było białym krzyżem na długim łańcuszku. Przeniosłem spojrzenie nad ten piękny uśmiech i zobaczyłem niespotykane naturalnie w Azji oczy. Z tego błękitu tryskała wielka ciekawość i fascynacja światem. Były one jak dwa małe kamienie szlachetne. Jak światełka w tunelu, przebijały całą ciemność, którą w okół siebie tworzyła. Musiała dużo przeżyć, ponieważ widziałem tam wielką siłę, jeśli oczy faktycznie są odzwierciedleniem duszy, to chce poznać ją na wskroś.
- Wow, chyba pierwszy raz w życiu zauroczyłem się dziewczyną- powiedziałem to na głos? Nie chciałem!
- Miło mi- zaśmiała się pod nosem i w palce chwyciła długopis.
- Jest prawdopodobieństwo, że lepiej cię poznam?
- O ile zechcesz zostać moim skromnym oraz uniżonym sługą, przez plebs wszelkiego rodzaju zwanym przyjacielem, oczywiście że tak.
- Zawsze marzyłem o byciu chłopcem do uniżonego służebnictwa pięknej pani!- powiedziałem równie wyniosłym tonem co ona i schyliłem się ku podłodze.
- Służebnictwo powiadasz? Czyż byś był neologistą? Już cię lubię Ciasteczko- mrugnęła do mnie i wróciła do słuchania nauczyciela. Czasem podawała mi na lekcjach karteczki z jakimiś ciekawostkami na temat szkoły. Pod koniec lekcji podała mi chyba ostatnią, która bardzo mnie zaciekawiła. 

"Po lekcjach pokażę Ci coś fajnego"
Tak więc niecierpliwie dopatrywałem się ostatniego dzwonka.

Szliśmy cicho opustoszałym korytarzem, później doszliśmy do dormitorium, w którym miałem mieszkać. W wiktoriańskim pokoju, na wiktoriańskich meblach siedziała grupa seryjnych morderców, którą widziałem pod gabinetem dyra. 
Pokój był (jakby nikt się nie domyślił) czarny. Na ścianach wyryte były czerwone róże, dwa filary ozdobione były świecznikami. Żyrandol zrobiony był również w tym stylu. Kanapy miały skórzane obicia i bogate zdobienia. Wszyscy i wszystko pasowało do siebie jak układanka. Był tam również mój wychowawca. O dziwo był częścią tej nietypowej układanki. Podszedł do Namjoona i położył mu dłoń na ramieniu.
- Co napisałeś?- spytał patrząc w notatnik, który chłopak trzymał na kolanach. On pisze? Nie wygląda na takiego.- Przeczytaj.
Jak na polecenie chłopak otworzył usta i swoim głosem powiedział: 
- If I told you what I was. Would you turn your back on me? And if I seem dangerous, would you be scared? I get the feeling just because, everything I touch isn't dark enough.If this problem lies in me? - jego głos, choć nie podwyższony, przebił się na wylot przez ciszę. Jego spojrzenie mówiło jedno wielkie "NIE" na wszelakie pochwały. Tylko niebieskowłosa uśmiechnęła się i szepnęła cicho.
- Piękne. Pasuje do ciebie.- nie myślałem, że posiada taki głos. Delikatny i cichy, choć słychać było wielką pewność w słowa jakie wypowiada- nasłuchaliście się już młodzi? Możecie wejść, nie zjemy was- nawet na nas nie patrząc, wiedziała gdzie się znajdowaliśmy. Kipiała z niej elegancja i dostojność wszystkich ruchów i słów jakie wypowiadała, gdy tylko weszliśmy zlustrowała mnie wzrokiem- jestem Nivis- wyciągnęła dłoń w moją stronę. Gdy jej dotknąłem, czułem się jakbym trzymał porcelanę, kruchą, jakby zaraz miała rozpaść się w moich dłoniach. Co jest nie tak z tymi ludźmi?! Są jak wyciągnięci z serialu Dom Grozy, niezwykle pociągający, tajemniczy i mroczni. (jakby ktoś nie wiedział co to klik, Katsu czeka na drugi sezon!) 
- Vipera- wysyczała w jej stronę Viv.
- Suga proszę, opanuj swoją małą siostrę - w pokoju pojawiła się wręcz namacalna nienawiść między dziewczynami. Aż się nią zachłysnąłem.
- Ludzie spuście z tonu - powiedział cichy dotąd nauczyciel. 
- Pan wie, o co w tym wszystkim chodzi! Ja nie wiem! To przez nią prawda? Oni się biją, często są nieprzytomni gdy wrócą! Oni są..
- Vivi opanuj się- brat pojawił się koło niej błyskawicznie i wyprowadził z pokoju.
- Idź do siebie- szepnął mi na ucho Namjoon, przechodząc obok mnie- wrócę późno, lepiej dla ciebie, żebyś wtedy spał. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Pokój nie był jakiś niezwykły. Czarne (no któż by się domyślił) ściany oraz meble, w tym: komoda, szafa i dwa łóżka. Moje bagaże stały pod oknem wychodzącym na wejście do dormitorium. Zobaczyłem całą bandę, idącą równym krokiem po ciemnej posadzce. Mamie by się tu spodobało, lubiła takie klimaty. 
Postanowiłem o niej nie myśleć i rozpakowałem się. Później położyłem na jednym z łóżek, tym pościelonym, drugie było w wielkim nieładzie, więc zgaduję że on tam spał. 
Zasnąłem.
Obudziło mnie skrzypienie podłogi pod ciężarem nastolatka. Usiadł na swoim łóżku i mokrą szmatką zmywał krew z twarzy. Usiadłem na łóżku i na niego popatrzyłem. Cały pokój oświetlało tylko zimne światło księżyca, padające na moje posłanie.
- Co ci się st...- nie dokończyłem, bo przygniótł mnie do łóżka.
- Miałeś spać- warknął na mnie ze złością na twarzy. Poczułem coś na policzku. Z ran kapała mu krew. Przypomniało mi się jak rodzice zawsze po powrocie wycierali sobie rany.
- Pozwól że...- szepnąłem delikatnie wysuwając mu z ręki materiał. Dłoń położyłem na jego ubitej klacie i pchnąłem nieznacznie, by usiadł.
Nie użyłem siły. 
Nie odrywałem kontaktu wzrokowego aż do momentu, gdy prawie siedząc na jego kolanach począłem obmywać jego rany. Starałem się robić to z wyczuciem, by nie skrzywdzić go bardziej. On nie odrywał ode mnie uważnego spojrzenia. Gdy skończyłem przyczepiłem na rany bandaże i osunąłem się na kolana.
- Należysz do mafii prawda?- spytałem, odkładając rzeczy na stolik nocny.
- Skąd ty..- szepnął zdziwiony, patrząc na mnie. 
- Moja mama należała do jednej. Wydaje mi się, że potrafię poznać ludzi z tym związanymi.- wstał z mojego łóżka i odwrócił się do mnie plecami.
- Idź... idź już spać- mruknął cicho. Pociągnąłem go za koszulkę a gdy nasze spojrzenia się spotkały zadrżałem. 
Patrzył na mnie tak dziwnie... inaczej. Nagle pochylił się i pocałował mnie delikatnie w usta. Można by powiedzieć, że tylko je musnął. Jednak to wystarczyło, bym topił się pod jego dotykiem. Tak szybko jak to zrobił, tak szybko się odsunął, a ja poczułem niedosyt - Zapomnij. 
Położył się tyłem do mnie i chyba starał się zasnąć. Dobra niech mu będzie, jestem grzecznym chłopcem! Idę spać. 
Gdy się obudziłem już go nie było. Postanowiłem pójść do szkoły, ale przez wszystkie lekcje ani razu go nie zobaczyłem.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Miesiąc później ...
Obudziły mnie podniesione głosy na dole. Nivis i Namjoon się kłócili.
Namjoon: Nie chce się nim zajmować! Niech ktoś inny go weźmie! On do nas nie pasuje!
Nivis: To tylko dzieciak! Jeszcze się zdziwisz.
Namjoon: Ja nie daję rady!
Nivis: Jesteś silny. Poradzisz sobie z jakimś bachorem.
Namjoon: On jest inny. 
Po tych słowach wyszedł, a raczej wybiegł z budynku trzaskając drzwiami. Zszedłem na dół i usiadłem się przy stole.
- Słyszałeś prawda?- spytała cicho dziewczyna, siedząc na blacie.
- Tak.
- Nie przejmuj się nim.
Nagle w kuchni pojawiła się także Viv i spiorunowała ją wzrokiem.
- Suka- wysyczała moja przyjaciółka i usiadła naprzeciw mnie.
- Aniołku spuść z tonu- zaśmiała się dźwięcznie- co ja ci zrobiłam?
- Jesteś przeklęta! Nie powinno cię tu w ogóle być!
- Wina opatrzności- odpowiedziała tylko, wstając.
- TWOI POSRANI BOGOWIE NIE ISTNIEJĄ- krzyknęła Viv w stronę korytarza, ale Nivis pokazała jej tylko środkowy palec i zniknęła za drzwiami- dziwka, jebana, w dupę nie doruchana.
- Lubisz ją- skwitowałem, a dziewczyna oblała się rumieńcem.
- NIE! CO TY SOBIE W OGÓLE WYOBRAŻASZ? TO SUKA!
- No już, spokojnie, nie krzycz- zaśmiałem się i podałem jej szklankę z sokiem- dziś sobota. 
- Tak.
- Dziś znów zniknął na cały dzień.
- Tak.
- Chujowo- popatrzyłem na płyn w mojej szklance. Zdałem sobie sprawę, że chyba naprawdę tu nie pasuję. Co ja mogę? 
- Antithen.
- Co to znaczy? 
- Szatan- westchnąłem na nią. Czasem nie było możliwości zrozumienia, co ona gada.
- Skąd ty wytrzaskałaś takie słowa?
- Nie wiem, po prostu je znam. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Po pół roku mieszkania z tajemniczymi ludźmi nauczyciele zauważyli, że staje się do nich podobny. Dziwne słowa Vivimorte przestały mi przeszkadzać, ale nikt oprócz niej i Nivis mi tam nie ufał. Namjoon unikał mnie jak ognia, a V w każdej możliwej chwili barował albo podcinał. Przynajmniej mnie zauważał. Dla reszty byłem neutralny. Nam wracał coraz później, a ran miał coraz więcej, nie pozwalał mi się już dotykać. Przychodził do pokoju i spał. Czułem wielką pustkę. 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Siedziałem w klasie i wraz z Viv obserwowałem i komentowałem chmury, jedna wyglądała jak smok. Jak tatuaż Nivis na biodrze. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do klasy wpadli jacyś ludzie w czarnych kombinezonach. 
Nauczycielka wstała i kazała im wyjść. Usłyszeliśmy rozrywający ciszę huk, a pani psor upadła na ziemie. 
- Jeszcze ktoś chce coś powiedzieć?- wychrypiał mężczyzna po trzydziestce. Jego włosy tworzyły dwa małe zakola, a więcej ich było w brwiach niżeli na głowie. Małe brązowe włosy patrzyły na wszystko złe i wkurzone. Miał dwie rany na policzkach. Podług niego byłem gałązką, mięśnie ledwo mieściły mu się pod koszulką, a wysoki to on był na co najmniej dwa i pół metra. Czy on w ogóle był człowiekiem?
Gdy zaczęli nas wyprowadzać złapałem Viv za rękę, by dodać jej otuchy. A może zrobiłem to dla siebie? Wymieniliśmy wystraszone spojrzenia i poszliśmy z resztą na salę sesyjną. By wejść do środka, gdzie stały krzesła, trzeba było przejść przez scenę. A na niej stał mężczyzna, który prawdopodobnie nimi przewodził. Miał na sobie spodnie w moro i czarną koszulkę. Do pasa miał przypięte pistolety i sztylety. Miałem je na wyciągnięcie ręki, ale prawdopodobieństwo, że uda mi się z nim wygrać, była tak niewielka, że aż jej nie było. 
Jednak ja jestem głupi.
Więc musiałem zaryzykować.
Odepchnąłem gościa idącego koło mnie i zabrałem mężczyźnie sztylet. Z pół obrotu rozciąłem mu policzek, a chwilę później inny trzymał mnie za kark w górze. Przeraźliwie starałem się złapać choć odrobinę powietrza.
- Naprawdę myślałeś, że ci się uda dzieciaku?- pokręciłem przecząco głową i z całej siły wbiłem łokieć między żebra trzymającej mnie osoby. On zakrztusił się powietrzem i upuścił mnie na ziemię. Tuż przed moją twarzą inny pokazał swój pistolet. Załadowany pistolet- albo jesteś odważny albo strasznie głupi.
- Obstawiałbym na to drugie- odpowiedziałem szybko.
- Zostaw go!- krzyknęła Viv i przywaliła mojemu rozmówcy w twarz z zaciśniętej pięści. Odrzuciło go w tył. Widziałem, że jest pełna adrenaliny. Jednak rzucili ją na ziemię obok mnie. Teraz celowało w nas siedem pistoletów. 

O jak pięknie. 
- Nie zabijajcie ich- sapnął wycierając krew z kącika ust- będą naszym biletem przetargowym. Nie wiem czy są jakoś powiązani z nimi, ale prawdopodobieństwo jest duże. 
- Vulturius- szepnęła Viv. Mężczyzna dotąd stojący do nas tyłem, odwrócił się ze strachem w oczach. 
- Skąd to znasz?- krzyknął i uderzył dziewczynę w policzek, a ona się tylko uśmiechnęła- ona jest Szepczącą. Jeśli ją zabijemy, to sami długo nie pożyjemy.
- Ale skąd wzięła się Szepcząca w tych latach? Przecież od tysięcy lat nie było żadnej.- powiedziała jakaś kobieta w masce celująca prosto na mnie.
- Sam nie wiem- usłyszałem znajomy głos i zobaczyłem Namjoona stojącego na środku miedzy krzesłami, żeś się pospieszył chuju. 

- Namjoon- krzyknął dowodzący i zeskoczył ze sceny wprost przed chłopaka- długo się nie widzieliśmy- wziął między palce kosmyk jego włosów- brakuje tylko zaschniętej krwi na twojej twarzy i ognia za tobą, a wyglądałbyś jak dawniej. Przyłącz się do mnie. Padnij na kolana i obiecaj za mnie walczyć, a może oszczędzę twoich przyjaciół.
- Heh- zaśmiał się cicho i mijając go, położył mu rękę na ramieniu- nie klękam przed byle kim- wszedł na scenę, a wszyscy celujący w nas się rozstąpili, jakby się go bali. Klęknął przede mną i spuścił głowę w dół- jeśli mi pozwolisz, będę twoim mieczem, będę gotów oddać za ciebie życie, będę zawsze stawał w twojej obronie, nigdy nie będę się poddawał, będę szanował ciebie i twoje rozkazy- patrzyłem wielkimi oczami na chłopaka, czy to jest przysięga?! Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.
- ZABIĆ DZIECIAKA!- krzyknął mężczyzna w naszą stronę, ale nikt nie drgnął, zbyt bali się gniewu Namjoona. Popatrzyłem w stronę ich dowódcy, a on nie zauważył, że stoi za nim Nivis z pistoletem wycelowanym prosto w jego czaszkę. Reszta ich grupy celowała do innych.
- Namjoon, oddaj rozkaz- powiedziała spokojnie, nie odrywając wzroku od celu. Kim wstał i pomógł nam się podnieść.
- Gotów?- popatrzył na wszystkich swoich ludzi- cel!- strach przeszył ich wrogów na wskroś- PAL!- wydobyło się wiele strzałów, a przeciwnicy padali każdy po kolei. Złapałem się skórzanej kurtki chłopaka i zamknąłem oczy, przyciągnął mnie do siebie.

Gdy otworzyłem oczy większość uczniów była wyprowadzana przez chłopców, a nauczyciele rozmawiali z Niv, uzbrojoną po zęby.
- J.. ja rozumiem, że jesteście w mafii, ale co my kurwa do tego mamy?!- powiedziałem trochę głośniej niżeli było to zamierzone- znów tak jest. Znów jest źle- złapałem się za głowę i odsunąłem od niego, popatrzyłem na wszystkich, którzy dziwnie mi się przyglądali, pierdolę ich i to co o mnie myślą- je...- zająknąłem się, ale nagły przypływ adrenaliny dodał mi odwagi- jeśli masz zamiar kiedyś zginąć, to nie.. nie staraj się teraz tak mocno bym cię zaakceptował! To dlatego przychodziłeś do pokoju tylko spać? Żebym nie robił sobie głupich nadziei na przyjaźń, żebym się nie przywiązywał!? Żeby mniej bolała strata!? Ale wiesz co? Nie wyszło ci to! Moja popierdolona psychika i tak się od ciebie uzależniła! Każdej nocy patrzyłem w twoje plecy i zastanawiałem się dlaczego mnie nienawidzisz?! Szukałem cię wzrokiem na korytarzach, chociaż tyle razy dałeś mi do zrozumienia, że nie powinienem się wpierdalać to i tak to robiłem!- złapał mnie za ramiona, ale szybko go odepchnąłem, czułem jak łzy spływają mi po policzkach- nie chce znów tego przeżywać! Mój ojciec jest generałem, jego oddział zajmuję się sprawami mafii! Mają was tropić i aresztować, a jeśli sprawiacie problemy, to zabijać na miejscu! Należę do jego korpusu! NALEŻĘ DO KORPUSU BEZPIECZEŃSTWA WEWNĘTRZNEGO! WIESZ CO TO ZNACZY? ZABIJAŁEM TAKICH JAK TY! MUSIAŁEM ZABIĆ WŁASNĄ MATKĘ! A ONA W TWARZ POWIEDZIAŁA MI, ŻE JEST ZE MNIE DUMNA! ŻE CIESZY SIĘ, ŻE TO JA JĄ ZABIJAM!- usiadłem się i zacząłem wycierać łzy. Kucnął przy mnie i podał mi chusteczkę. 

- Ile masz gwiazdek i jaki stopień? 
- Trzy gwiazdki oficerskie, stopień młodszy pułkownik. Zastępca generała. Jak tylko wyjdę ze szkoły przenoszę się do ojca, teraz ty. Ranga i nazwa oddziału. 
- Lider grupy Czarnych Smoków z Yakuzy- zrobiłem wielkie oczy. 
- Mój ojciec was szuka. 
- ŻE CO KURWA?- wtryniła nam się do rozmowy Viv. 
- No tak, poszukuje Czarnych Smoków i Kuloodpornych.
- Ja przewodzę Kuloodpornymi- tym razem wpieprzyła nam się do rozmowy Niv. 

- Zadzwoń do niego- Namjoon podał mi swój telefon- powiedz, że cię uprowadziliśmy czy coś. 
- Chyba cię pojebało, on by was zabił- westchnąłem i odtrąciłem jego dłoń. Nagle Niv sprawdziła swój telefon.
- Nie trzeba dzwonić i tak już tu jedzie- gdy zobaczyła nasze zdziwione spojrzenia, westchnęła- Tae i Jin patrolują teren dwadzieścia kilometrów stąd i widzieli dwa wojskowe wozy.
- Czy ktoś oprócz nas jest jeszcze w szkole albo dormitoriach?- spytał Kim wstając.
- Nie, wszyscy zostali ewakuowani, większość wsadziliśmy do pociągów. Są już poza miastem. 

- Dobrze. Ile osób liczy grupa twojego ojca?
- Ośmiu.
- Ilu my mamy?- spytał patrząc na dziewczynę. 

- Twoja piątka i moja dwunastka plus Viv i Kookie to razem jest nas dwadzieścia.
- Niech wszyscy oprócz naszej czwórki schowają się tak, by wojskowi nie widzieli ich wchodząc. Na mój rozkaz... 
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Usłyszałem kroki, wiedziałem, że idzie ojciec wraz ze swoją brygadą, opancerzeni, w swoich czarnych strojach ubieranych tylko na poważne akcje. Niestety nie mogłem ich zobaczyć, bo siedziałem Najoonowi na kolanach i starałem się wessać jego twarz. Nie no tak serio, to ten pocałunek był magiczny. Czułem mrowienie w dolnej części podbrzusza. 
A co było najważniejsze, nie był on częścią jego pięknego planu. 
Po prostu wyznał mi, że mnie kocha. 
I tak jakoś wyszło. 
Czułem jego zimne, ale słodkie wargi na swoich. Naszymi ciałami władało pożądanie, one błagały o wytchnienie. Pieścił mnie swoimi ustami, a ja gubiłem się już w ruchach. Na tą chwilę czekałem długo i nie mogłem jej zniszczyć. Był delikatny, opuszkami palców gładził moją szyję, a ja? Ja opierałem dłonie na jego rozgrzanym, NAGIM torsie. Jakby nie patrzeć jedyne co miał teraz na sobie to spodnie, które wraz z bokserkami ledwo się na nim trzymały, oraz buty. U mnie było trochę lepiej, co prawda również byłem bez koszulki, jednak moje spodnie były tylko lekko opuszczone w dół. 
Zapomnieliśmy się. 
Odpłynęliśmy. 
Dopiero gdy ojciec chrząknął, zdałem sobie sprawę z tego, że oni już tu są. Podskoczyłem i szybko wyślizgnąłem się z objęć Namjoona. Przez chwile miałem jeszcze zamroczony umysł, gdy zobaczyłem spojrzenia jakie towarzyszyły żołnierzom, wystraszyłem się. Ojciec nie patrzył na mnie. Zły śledził każdy ruch mojego... właśnie czego? Przyjaciela? Partnera? Kochanka? 
- Ja no ten- zacząłem nerwowo pocierać kark- to było..
- Kookie nie tłumacz się, bo się tylko pogrążasz- westchnął Changlee. 
Zakląłem pod nosem i zrobiłem obrót wokół własnej osi, z niewiadomego mi powodu. Tata powoli wyciągał pistolet i wymierzył prosto w chłopaka. 
- Kimie Namjoonie jesteś aresztowany pod zarzutami wielu morderstw, rabunków oraz utrudnianiu śledztwa wojskowego- wyrecytował jak zwykle. 
- Nigdzie nie idzie- powiedziałem równo z Nivis, prowadzącą Viv za rękę w naszą stronę. 
Gdy do nas dołączyła, ona i Namjoon schowali nas za swoimi ciałami. Nie mogłem nic dojrzeć zza jego pleców. Widziałem za to jak moja przyjaciółka się trzęsie ze strachu, więc przytuliłem ją do siebie. 
- Więc cię zastrzelę i odbiorę mojego syna- powiedział spokojnie mój ojciec.
- NIE!- krzyknąłem i wybiegłem przed chłopaka zabierając mu pistolet. Wycelowałem prosto w mojego rodziciela- jeśli spróbujesz go zastrzelić, zastrzelę ciebie. 
- Kookie co ty wyprawiasz? Oboje wiemy, że tego nie zrobisz.- strzeliłem mu pod kolano tak jak mnie uczył. Nie będzie mógł chodzić, jednak pocisk nie zmiażdżył mu nerwów. 
- Jesteś tego pewny?- spytałem, a po moim policzku spłynęła łza. Jeśli bym musiał, zabiłbym go. Poczułem na ramieniu dłoń chłopaka. 
- Nie musisz tego robić- szepnął i złapał za dłoń w której trzymałem pistolet, pokierował go w dół- spokojnie- przytulił mnie do siebie- Viv. 
- Sakit- szepnęła dziewczyna w stronę jednego z żołnierzy, w którym rozpoznałem Sumina. Padł na kolana krzycząc z bólu. 
- Przestań! Co ty mu robisz?!- krzyknął wystraszony Kang, rzucając się w stronę przyjaciela, złapał go za dłoń- jesteście potworami! Wszyscy!
- Tak. Masz rację- powiedziała beznamiętnie, patrząc w jego stronę, jej oczy się zmieniły. Nabrały koloru smoły- Flammo- szepnęła, a mężczyzna pokrył się błękitnym ogniem. Ich krzyki zagłuszały wszystko. 
- Starczy- złapała ją Nivis, odwracając w swoją stronę- rozkaz?- spytała patrząc na Namjoona. 
- Zabierzcie im broń. 
- Żartujesz jest nas dwa razy więcej! 
- Jesteś pewny?- szepnąłem w jego stronę, a zza moich pleców wyłonili się ludzie Niv, zaś za nim pojawiła się grupa Namjoona. 
- Synu- rzucili ojca na kolana. 
- Wybacz- odwróciłem wzrok. Zobaczyłem, jak jeden z ludzi taty strzela do niebieskowłosej. Dwa naboje wylądowały w jej piersi. Podbiegłem i złapałem ją na kolana. 
- Kim jestem?
- Potworem- szepnęliśmy wszyscy w stronę lidera. 
- KIM JESTEM?!
- POTWOREM!- rozrywający gardła krzyk wydobył się z nas. A pocisk Monstera znalazł sobie miejsce w czaszce zabójcy. 
- Nie umieraj, SUKO NIE UMIERAJ- Viv płakała nad nieprzytomnym ciałem Nivis. Poczułem pustkę i nic więcej. 
Tylko pustkę. 
Przeraźliwą, ciemną, straszną pustkę.
Chciałem wydrzeć uśmiech z twarzy ojca, gdy śmiał się z martwej dziewczyny. 
Pewnie bym to zrobił, gdyby nie Monster trzymający mnie przy sobie, gdy wybuchłem płaczem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz