poniedziałek, 8 czerwca 2015

Przebłysk

Cześć wszystkim!
No to ten....
KATSU WRÓCIŁA! (wiem i tak nikt nie tęsknił :') ) ale co tam xD

Zapraszam do czytania i  komentowania! 


Nagle moje oczy są otwarte
Wszystko się wyostrza
Wszyscy jesteśmy oświetleni
Światła lśnią na naszych twarzach
Rażąc


~~~~
Znaleźliśmy się w wąskim, kamiennym korytarzu oświetlonym płonącymi pochodniami. Biegł on nieco w dół, mężczyzna chwycił jedną z pochodni i wskazał ruchem głowy, byśmy poszli za nim.
- Wciąż nie zdradziliście, jak się nazywacie - zauważyłam, gdy przeciskaliśmy się w małej szczelinie.
- Nazywam się Uli, ale tu mówią na mnie Aiko - odpowiedziała mi dźwięcznie i uśmiechnęła się ciepło. - A to mój ojciec Rein.
- Ja nazywam się Es, a reszta to V, Jin, Kookie, Jimin, Namjoon, Suga, Hope, Nivis i Viv. 
- Wiemy. 
Popatrzeliśmy na siebie zdziwieni, ale nikt nic nie powiedział. 
Powietrze było chłodne i nieruchome, mogłam wyczuć woń wilgoci. Przeszliśmy kawałek i zakręciliśmy ostro w lewo, korytarz opadł w dół, a zejście z każdą chwilą robiło się coraz bardziej strome. Ai złapała mnie za rękę i zatrzymała się w miejscu. Usłyszeliśmy za sobą głośne szuranie i zapanowała wokół nas ciemność. Nie wiem, jak długo szliśmy, ślizgając się w ciemności. Po pewnym czasie droga się wyrównała - ku mojemu szczęściu - i zaczęła wić się niczym wąż. 
Pojawiło się delikatne światło, a wraz z nim cichy szum, jakby wodospadu. 
W miarę jak szliśmy, szum był coraz głośniejszy.
Minęliśmy ostatni zakręt i zaparło mi dech z piersi, ach. 
Kątem oka widziałam uśmiech dziewczyny. 
Pod nogami miałam delikatną zieloną trawę, skały, które pokrywały całe ściany, porośnięte były mchem. W najdalszym kącie okrągłego pomieszczenia znajdował się wodospad, którego woda spływała po skałach aż do rzeki. Skały tworzyły tysiące przejść. Całość była takiej wielkości, że z chęcią można byłoby się tu zgubić. Zobaczyłam dziury w ścianach i podłożu w różnych wielkościach, niektóre mniejsze inne większe. Światło wpadało tu przez wielką dziurę na samej górze. 
Zdjęłam buty i stąpając boso po soczyście zielonej trawie, uśmiechałam się do pięknych białych róż, którym wtórowały inne kwiaty, olśniewające pięknem delikatnych płatków hortensji czy radosnym uśmiechem niezapominajek. Dookoła rosły drzewa wyniesione jakby pod sam szczyt nieba. 
Wszystkie zwracały na siebie uwagę - powagą dębu, płaczem wierzby, wyniosłością topoli. Inne, mimo braku takiej doniosłości, zdawały się uśmiechać do każdej istoty przechodzącej obok nich. 
Weszłam na jeden ze skalnych podestów i przeszłam na drugą stronę rzeki, w której połyskiwały srebrne i majestatyczne ryby, czasem do mojego oka wpadły czerwone i żółte, pływające wesoło między falami. Spacerowałam powoli pośród kamieni, skałek i pagórków. Czułam na sobie czyjś wzrok, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Podeszłam do największego z drzew, gdzie siedziały małe czarne ptaszki. Nie kruki. Nie mogłam przypomnieć sobie, jaką mają te ptaki nazwę, jednak wiedziałam, iż były one piękne. (Bo Bóg stworzył je i widział, że były dobre) Jeden z nich zleciał i usiadł na moim ramieniu, chwilę po nim reszta zleciała, urządzając sobie potańcówkę wokół mnie. 
Nagle rozleciały się, dając mi ujrzeć osobę, która właśnie wkroczyła z jednego otworu.
Wyglądała jak mała lalka. 
Jej długie blond włosy powiewały wokół delikatnie opalonej twarzy. Dwoje piwnych oczu spotkało się z moimi i ruszyła w moją stronę, a jej biała suknia układała się idealnie. To było aż niemożliwe. Dwa białe ptaki położyły na jej głowie wianek z róż, a ona podziękowała im delikatnym anielskim uśmiechem. 
- Estel - szepnęła dźwięcznym i miłym dla ucha głosem, podeszła bliżej i spojrzała prosto w moje oczy. Była nieco wyższa, więc patrzyła na mnie z góry. - Spodziewałam się was. 
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w bok, wszyscy podchodzili do nas. Wyciągnęłam dłoń w stronę Kooka, a on złapał ją i podszedł bliżej nas. 
- Twój triumfator. 
- Mój triumfator - powtórzyła, jakby sama nie dowierzała temu, co się właśnie dzieje. Złapała jego twarz między palce i z uśmiechem pocałowała go w czoło. Zobaczyłam, jak krzywi twarz, a z jego pleców zaczynają wypadać białe pióra. 
- Kookie - szepnął Namjoon, podchodząc bliżej, odsunął dłoń kobiety i popatrzył w twarz swojemu chłopakowi. Po policzkach młodszego spływały łzy. (Katsu, co się w tej Lednicy wydarzyło? Na uzdrowieniu byłaś? Bóg zmienia twoje oblicze szatana?) Blisko nas pojawiło się więcej ludzi z zaciekawionymi spojrzeniami, jednak większość trzymała się z dala, jakby się bali. Koszulka młodego nagle zaczęła się rwać na plecach, po których spływała krew. Delikatnie dotknęłam tworzącej się rany, a w moje palce wpadły pióra - Kookie wszystko dobrze? 
- Zabierz to - szepnął w bólu i rzucił się na kolana. 
- Odsuńcie się! - krzyknęła kobieta, ale wszyscy tylko podeszliśmy i pomogliśmy mu wstać. 
Nagły podmuch wiatru, rzucił nas na ziemię. Spojrzałam w górę, a reszta poszła w moje ślady. 
- Kookie ty jesteś...- zaczął Monster.
- Aniołem - dokończyłam, patrząc jak zaczarowana na białe skrzydła chłopaka. Widzieliśmy dużo plam krwi na piórach. Wstałam, patrząc na kobietę. - Nie rozumiem - szepnęłam. - Myślałam, że Viv jest aniołem. 
- Viv jest dzieckiem anioła, stąd to wszystko - machnęła ręką. - Aniołami jesteś Ty i Kookie moja droga - podeszła do mnie, ale się cofnęłam. 
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam cicho, a w jej oczach widziałam błysk strachu, który jednak po chwili zniknął. Cofnęłam się dwa kroki i wpadłam w ramiona czarnowłosej dziewczyny. 
Kookie opadł na podłogę, płacząc. Wyciągnął dłoń w stronę Namjoona, który od razu ją chwycił. 
- Pomóż mi - szepnął młodszy i zamknął oczy. Na trawie pod nami zobaczyłam kałuże krwi i ze strachem stwierdziłam, że wypłynęła z pleców przyjaciela. 
- Zabierzcie go do skrzydła szpitalnego! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja przerażona spojrzałam na Ai. 
×▲ 
Ból, cholerny ból. Piekący, palący, rozrywający. Ból jakiego w życiu nigdy nie czułem. Starałem się o nim nie myśleć jednak pulsował wciąż z tyłu mojego ciała. Myślałem, że poznałem już ból, myliłem się. Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego
Czułem się tak, jakbym właśnie połknął ostre kawałki szkła
Chyba zawsze czułem przez skórę, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
- Kookie, nie zostawiaj mnie, jasne!? Nie rób mi tego znowu!- nieco chaotyczne szepty krążyły wokół mojej głowy. 
- Jesteś silny - inny głos, nieco wyższy. Możliwe że kobiecy.
- Dasz radę
×▲ 
- Miłość, nadzieja, życie, miłość, nadzieja, życie, miłość, nadzieja - słyszałem jakieś szepty przebijające się przez mrok, jednak były na tyle ciche, że nie rozpoznałem głosu. - Życie? Zwiecie się panami życia, jednak to ja i tylko ja mogę wam je odebrać lub darować - teraz byłem pewny, że należał on do mężczyzny. Byłem również pewny, że nie znam tego mężczyzny. Uchyliłem powieki i zobaczyłem twierdzę z lodu, z każdych stron otaczały mnie ściany które powinny się topić, jednak tego nie robiły.
Osoba do której należał głos, siedziała na ziemi przykuta wielkimi łańcuchami. Obdarta z ubrań, marzła w samej bieliźnie. Nie miała broni i była sama. A jednak ludzie zachowywali się, jakby wrzucono ich do klatki z dzikim zwierzęciem, gotowym w każdej chwili rozedrzeć ich na strzępy. Wszyscy pokrzykiwali coś na niego, wśród dymu pochodni. Podskakiwali wkoło niego, dźgali kościstymi grotami włóczni i okrążali z każdej strony. Wyglądało to, jakby przerażeni ludzie mieli zabić go tu, na podłodze. Mężczyzna na nich nie patrzył, miał zamknięte powieki i nawet nie zdawał sobie sprawy, gdzie się znajduje. Przynajmniej takie stwarzał wrażenie. Zacisnął zdrętwiałem dłonie na metalu, jakby chciał poczuć, że jest w stanie coś czuć. W końcu uniósł głowę i się rozejrzał. Wokół mógł dostrzec nagie skóry ludzi, niektórych tylko odzianych w zwierzęce. Twarze przekłute kościanymi ozdobami, wynędzniałe i zdesperowane.
Chciałem wstać i mu pomóc, jednak moje ciało odmawiało posłuszeństwa.
Mężczyzna uklęknął na chwilę i spojrzał w twarz wodza lub ich króla.
Ten patrzył na niego, jakby zastanawiał się, którą część jego ciała zjeść najpierw. Oczy błyszczały mu jak dwa kawałki krzemienia. Napił się z ludzkiej czaszki i ze smakiem, leniwie mlasnął wargami. Beknął głośno, aż zatrzęsła się obwisła szyja. Klęczący zachowywał spokój i milczenie. Po jego twarzy widziałem, że osoba przed którą stoi jest potworem, a przynajmniej w jego mniemaniu.
Nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał, na mężczyźnie pojawiły się czarne cieniutkie nitki, jakby przenikały jego ciało. Oczy zaszły mu mrokiem, były to tylko dwie puste dziury. Okazało się, że małe czarne niteczki były jego żyłami. Powoli dotknął ręką ziemi, a ona zaczęła pękać. Wielki huk ogarnął całą salę, lodowe ściany zaczęły pękać. Wojownicy rzucili się na niego, jednak zostali zgnieceni przez ziemię.
- I'm the shadow, I'm the death - powiedział pewnie. Gdy tylko skończył sufit spadł prosto na nic nierozumiejącego mężczyznę. Zgniótł jego ciało tak mocno, że widziałem strużki krwi płynące po podłodze. Mężczyzna wstał pełen siły i spojrzał w górę. Jego plecy zaczęły się rozdzierać, a on sam wykrzywił twarz w bólu. Wielkie czarne skrzydła wyrosły z jego pleców, po chwili unosząc go ku górze. 

Zamknąłem oczy, mając nadzieje że zaraz obudzę się z tego cholernego snu, jednak bardzo się myliłem. 
×▲ 



Mężczyzna złapał dziewczynę za włosy unosząc jej głowę.  Na policzkach miała łzy a koszule umorusaną w krwi. Sznur wbijał się w jej nadgarstki a knebel uniemożliwiał wciągnięcie powietrza. W pomieszczeniu czuć było zapach stęchlizny i swąd rozkładających się zwłok. Nie mając dużego wyboru otworzyła zaciśnięte oczy i spojrzała na ojca, za jego plecami pulsowały czarne skrzydła. Pocięte i porozrywane. Wisiał przymocowany do ceglanej ściany i kolejną godzinę bity.
- Zaczniesz mówić?
- Ni…na…- zakrztusił się własną krwią i zaczął kasłać, na oczach miał opaskę więc nie widział dziewczyny rzuconej parę minut wcześniej na podłogę- Co.. jej zrobiliście? Powiem wam wszystko ale zostawcie ją w spokoju.
- Twoja córeczka jest teraz z nami, wszystko widzi.
- Nina, kochanie nie chciałem, wplątałem się w to niepotrzebnie. Zrobiłem wielki błąd zostawiając was bez opieki, ale się martwiłem. Kocham w…..- reszta słów umilkła przerwana przeraźliwym krzykiem gdy jednym sprawnym ruchem oddzielono nogi mężczyzny od jego tułowia. Przerażona tym widokiem nastolatka zamknęła oczy. Ciało jej taty wisiało już tylko na kręgosłupie, dlaczego tu przyszła? Chciała go ratować a tak nie zostanie jej już nic. Zdjęli jej knebel i unieśli głowę tak że była na równi z oprawcą.
- No co malutka? Nie podobają ci się wypadające flaki ojca? A może wolisz zobaczyć jak to twój brat umiera?- nadmiar śliny wylądował na twarzy zabójcy.- TY MAŁA DZIWKO!- krzyknął odwracając ją na brzuch. – Dzięki temu nigdy o nas nie zapomnisz!
Zimna stal dotknęła jej nagich pleców zostawiając rozległe rany w kształcie czaszki. Ból spowodował stratę przytomności. 

- Przepraszam, że nie jestem dość silna- szepnęła wiele godzin później. Leżąc z głową w kałuży krwi swojego rodziciela. 
Widziałem jak powoli umiera. 
I nic nie mogłem zrobić.

×▲ 

-Kookie- usłyszałem czyjś szept, jednak tkwiłem w czarnej pustce- jesteś jednym z najbardziej niesamowitych ludzi obecnie żyjących na tej planecie. Masz olbrzymie serce, kochasz pomagać ludziom, zawsze dokonujesz dobrych wyborów, bez względu na osobiste konsekwencje. Zawsze stawiasz dobro innych ponad swoje. Więc błagam cię nie zostawiaj nas. Nie zostawiaj mnie- znałem skądś ten głos, jednak nie pamiętałem do kogo należał. 


×▲ 
Oczekiwałem kolejnego przebłysku. Jednak on nie nadszedł.

5 komentarzy:

  1. Jak możesz.... jak bardzo za tobą tęskniłam :)
    Codziennie odwiedzałam bloga, czekajać na nowy post.
    Op jak zwyle świetne, nic dodać nic ująć
    Kooki jest aniołkiem , szkoda że przemienił się w tak drastyczny sposób
    Weny ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetne :* tęsknie za wami no! Prawie codziennie odwiedzam bloga z nadzieją, że pojawiło się coś nowego. Jak zwykle świetny rozdział. Mój Kooki aniołkiem. Jak słodko :* pisz dalej!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodze dzis na tego bloga, pewna ze nic sie nie zmienilo, a tu... Jaka cudowna niespodzianka! Tak bardzo chcialam sie dowiwedziec jak zakonczy sie ta historia, wiec bardzo sie ciesze ze jednak zostajesz ^^ choc i tak musialam czytac niektore rzeczy pi kilka razy zeby zrozumiec o co chodzi (a moze po prostu ja jestem taka glupia i ograniczona?) to sadze ze twoje opo jest naprawde fajne. Fantastykaaa, anioly i KookieMonster <3 jak tu tego nie kochac? Az mi glupio bo wczesniej chyba ani razu nie skomentowalam twojego dziela. Weny zycze i z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial bo jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katsu tak ma, że pisze skomplikowanie., albo ja też jestem głupia i ograniczona :') Sama tego jeszcze nie przeczytałam, a jak mniemam brakuje dużo przecinków....

      Usuń
  4. A była by możliwość żebyś napisała 6 rozdział.Pozdrawiam a i jesteś najlepsza :)

    OdpowiedzUsuń